Kto rządzi w dzisiejszej demokracji? Być może te siły, o których słyszymy najmniej.
Porozumienie TISA (Trade in services agreement), które może skutecznie poprzestawiać fundamenty światowych rynków, przechodzi niemalże bez echa. Nie żeby ktoś cenzurował chcące się nim zajmować media, one po prostu wcale o nim nie wspominają. To, że sprawa TISA żyje gdzieś na marginesach zainteresowania i w tajemnicy, powinno dziwić, szczególnie jeśli się zastanowić nad historycznym znaczeniem porozumienia.
Wikileaks ujawniło, o co chodzi – w proponowanej treści porozumienie objęłoby 50 krajów i większość światowego rynku usług. Zasady, które proponuje TISA, pozwoliłyby ponadnarodowym korporacjom finansowym rozrastać się i objąć swoim działaniem także te kraje, do których dostępu broniły dotychczas instytucje regulacyjne. Porozumienie ma na celu zakazanie dalszego regulowania światowych rynków, choć powszechnie uważa się, że to właśnie brak takich regulacji stoi za światowym załamaniem 2008 roku. Co więcej USA nalegają szczególnie mocno na zwiększenie ponadgranicznego przepływu informacji, w tym osobistych i finansowych. Mimo to o TISA dalej nie słyszymy prawie nic.
Ale czy ten rozdźwięk między znaczeniem jakiegoś wydarzenia a utrzymywaniem go w tajemnicy jest naprawdę tak zaskakujący? Czy nie powinniśmy traktować tego raczej jako smutnej, ale precyzyjnej wskazówki co do naszej – to jest zachodnich demokracji liberalnych – postawy względem demokracji? Marks w pierwszym tomie Kapitału napisał o rynkowej wymianie między robotnikiem a kapitalistą, że „jest rzeczywiście prawdziwym rajem przyrodzonych praw człowieka. Panuje tu wyłącznie Wolność, Równość, Własność i Bentham. Wolność!”. Ironiczne wstawienie w ten kontekst Jeremy’ego Benthama, filozofa egoistycznego utylitaryzmu, to klucz do zrozumienia faktycznego znaczenia wolności i równości w kapitalistycznym społeczeństwie. Jest to, cytując Manifest Komunistyczny, „w ramach dzisiejszych burżuazyjnych stosunków produkcji wolność handlu, wolność kupna i sprzedaży”. A równość oznacza jedynie formalno-prawną równość kupującego i sprzedającego, nawet jeśli ten drugi ma do (przymusowego) sprzedania jedynie siłę roboczą, bez określania warunków tej wymiany.
Główni winowajcy załamania z 2008 roku dziś przedstawiają się nam jako eksperci mający doprowadzić do uzdrowienia światowych finansów.
Ich ekspertyza ma szachować to, co ustalają parlamenty. Lub, jak ujął to Mario Monti, „ręce rządzących nie mogą być skrępowane przez parlamentarzystów”. Kto zatem miałby być tą siłą wyższą, mogącą zawiesić decyzje podejmowane przez demokratycznie wybranych przedstawicieli ludu? Odpowiedź znamy, i to przynajmniej od 1998 roku, gdy usłużnie dostarczył jej sam szef niemieckiego Bundesbanku Hans Tietmeyer, chwaląc rządy narodowe, które wolą „nieustanny plebiscyt światowych rynków” od urny. Pseudodemokratyczna retoryka tego obleśnego stwierdzenia rzuca się w oczy: światowe rynki miałyby być bardziej demokratyczne od wyborów parlamentarnych, ponieważ głosują „nieustannie” (i nieustannie odbija się to w różnych ich wahaniach) i w skali całego globu, bez ograniczeń, jakie stwarza państwo narodowe.
To jest nasza pozycja wobec demokracji i porozumienie TISA jest tego najlepszym przykładem. Najważniejsze dla gospodarki decyzje podejmowane są i wdrażane w tajemnicy, udrożniając przejście dla niczym nieskrępowanych rządów kapitału.
Tak oto polityka realizowana przez demokratycznie wybranych przedstawicieli i przedstawicielki została zredukowana do zajmowania się rzeczami, które w tym przejściu nie będą zawadzać, jak wojny kulturowe.
Tę zmianę w rządzeniu uchwyciło WikiLeaks – dotychczas skupione na ujawnianiu tego, jak na nasze życie wpływa i reguluje je działalność agencji wywiadowczych, czyli zajmujące się typowo liberalną troską o jednostki zagrożone przez opresyjne państwo. Dziś ujawnia (się) kontrolną rolę sprawowaną przez kapitał, który zagraża naszej wolności w sposób dużo bardziej pokrętny: wypaczając znaczenie samego słowa.
Przeł. Jakub Dymek
Tekst ukazał się w języku angielskim na stronie „The Guardian”. Tytuł pochodzi od redakcji.
Copyright Guardian News&Media 2014
***
Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych