Jakiej Turcji chce aresztowany burmistrz Stambułu İmamoğlu? [rozmowa]

Rozmowa z doktorem Mateuszem Chudziakiem, ekspertem ds. najnowszej historii Turcji.
Ekrem İmamoğlu. Fot. Medyascope TV/Wikimedia Commons

Protesty w Turcji nie ustają. W sobotę 29 marca w Stambule ponad 2 mln osób wsparło jego burmistrza. İmamoğlu jest praktykującym muzułmaninem, co wykracza poza tradycyjny turecki podział na świecką lewicę i religijną prawicę. Można powiedzieć, że jest muzułmańskim socjaldemokratą. Dziś İmamoğlu staje się symbolem oporu wobec tureckiego autorytaryzmu. Rozmowa z doktorem Mateuszem Chudziakiem, ekspertem ds. najnowszej historii Turcji.

Kaja Puto: Burmistrz Stambułu Ekrem İmamoğlu został kilka dni temu aresztowany pod zarzutem korupcji. To polityczny gest czy İmamoğlu faktycznie ma coś na sumieniu?

Mateusz Chudziak: Nie tylko korupcji – postawiono mu chyba wszystkie zarzuty, jakie można przypisać urzędnikowi państwowemu. To m.in. kierowanie organizacją przestępczą, oszustwa, defraudacje, nieprawidłowości przy przetargach, a także terroryzm, który w Turcji jest bardzo pojemnym pojęciem.

Czy İmamoğlu jest zupełnie niewinny – tego nie jestem w stanie rozstrzygnąć z absolutną pewnością. Turecka kultura polityczna obfituje w patronacko-klienckie stosunki, które skutkują korupcją i innymi nieprawidłowościami. Partia prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana przez ostatnie 20 lat zbudowała sobie w ten sposób biznesową klientelę, która otrzymuje zamówienia publiczne, a następnie wykupuje media, by stawały się lojalne wobec władzy. A teraz władza zarzuca İmamoğlu to, co sama robi.

Mediator, sojusznik, rywal – jaką rolę odgrywa dziś Turcja w wojnie Rosji z Ukrainą? [rozmowa]

Mamy powody, by sądzić, że sprawa jest polityczna. Odkąd İmamoğlu został wybrany w 2019 roku na burmistrza Stambułu, ciągle utrudnia mu się życie, w związku z czym musiał on postępować szczególnie ostrożnie i nie dostarczać przeciwko sobie argumentów. Był już ciągany po sądach w innych sprawach – a to obrazę odpowiednika naszej Państwowej Komisji Wyborczej, a to obrazę głowy państwa. Trzykrotnie pokonał partię władzy w lokalnych wyborach i to uwiera rządzącą elitę, a szczególnie Erdoğana. Tak więc wiszący nad nim od dawna topór w końcu spadł.

Po co to Erdoğanowi? Wybory prezydenckie planowo mają odbyć się dopiero za trzy lata.

Zgodnie z konstytucją Erdoğan sprawuje obecnie swoją drugą kadencję (licząc od 2018 roku, kiedy wprowadzono system prezydencki). By utrzymać władzę, ma dwa wyjścia. Mógłby doprowadzić do zmiany konstytucji i tym samym ponownie ominąć ograniczenie dwóch kadencji. Na to są małe szanse, ponieważ brak mu większości dwóch trzecich głosów w parlamencie. Prościej będzie więc skrócić obecną kadencję, tak aby jej nie dokończyć, bo to z kolei będzie oznaczało – w myśl istniejących obecnie w Turcji przepisów – że urzędujący prezydent może wystartować w wyborach ponownie. İmamoğlu zaś musiał zostać wyeliminowany odpowiednio wcześnie, by ewentualny opór i emocje, jakie ten manewr wywoła, zdążyły się wytłumić.

Ale czy to aresztowanie nie wzmocni politycznie İmamoğlu?

Już wzmocniło. Gdy İmamoğlu trafił do aresztu, Republikańska Partia Ludowa, której jest członkiem i nieformalnym liderem, zorganizowała prawybory i zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami ogłosiła go przyszłym kandydatem na prezydenta. Głosowanie w tej sprawie otwarto dla wszystkich obywateli w Turcji i w efekcie pod jego nominacją podpisało się 15 milionów osób. To poważna legitymacja w kraju, którego prezydent bez ustanku odwołuje się do „woli narodowej”.

Jakiej Turcji chce İmamoğlu i Republikańska Partia Ludowa?

Republikańska Partia Ludowa to partia kemalistyczna, czyli odwołująca się do idei głoszonych przez Mustafę Kemala Atatürka. Ów ojciec nowoczesnego tureckiego narodu postulował Turcję republikańską, świecką i opartą na solidarności społecznej. W latach 70. pod przywództwem Bülenta Ecevita zainspirowanego zachodnioeuropejską lewicą skręciła w stronę socjaldemokracji. Możemy więc nazwać RPL proeuropejską socjaldemokracją, choć ich obecny program jest dość mętny – np. odwołuje się do koncepcji „trzeciej drogi” między kapitalizmem a socjalizmem, która w kręgach europejskiej lewicy jest raczej skompromitowana, spotykała się zresztą również z ostrą krytyką lewicowych intelektualistów w Turcji. Nawet tradycyjne kemalistowskie media zarzucały jej brak horyzontu i inercję.

İmamoğlu dokłada do tego religię – jest praktykującym muzułmaninem, co wykracza poza tradycyjny turecki podział na świecką lewicę i religijną prawicę. Można powiedzieć, że jest muzułmańskim socjaldemokratą, ale przede wszystkim nie jest to typ ideologa, raczej człowieka czynu.

Przez ostatnie sześć lat jako burmistrz Stambułu wdrażał socjaldemokratyczne polityki: otwierał żłobki, usprawniał transport miejski, wykonywał kroki w kierunku zielonej transformacji, jak np. ogłoszenie ambitnego planu osiągnięcia przez Stambuł całkowitej neutralności klimatycznej do 2050 roku przez wycofanie aut spalinowych z miasta czy zwiększenia proporcji użytkowania przez mieszkańców transportu publicznego kosztem samochodowego. Jednak obecnie kwestie programowe schodzą na drugi plan – İmamoğlu staje się symbolem oporu wobec tureckiego autorytaryzmu.

Trwające teraz protesty określa się mianem największych od dekady. W sobotę 29 marca w Stambule ponad 2 mln osób wsparło Ekrema İmamoğlu. Czego żądają protestujący?

Najpopularniejsze hasło tych protestów to „hükümet istifa”, czyli „rząd do dymisji”. Republikańska Partia Ludowa żąda natomiast rozpisania wcześniejszych wyborów.

I takie wybory Erdoğan faktycznie mógłby przegrać?

Na fali obecnego niezadowolenia społecznego to bardzo prawdopodobne. Pytanie jednak, czy oddałby władzę pokojowo, a to jest – delikatnie mówiąc – bardzo wątpliwe.

Samorządowa porażka Erdoğana. Turcja idzie ku demokratyzacji? [rozmowa]

Kim są protestujący?

Na pierwszej linii są studenci i związki zawodowe, a poza tym – szerokie rzesze obywateli. Erdoğan twierdzi, że na protesty chodzą „zacietrzewieni jakobińscy zwolennicy laicyzmu”, opozycja natomiast stara się pokazać, że to nieprawda. Podczas jednego z protestów zorganizowano iftar, czyli kolację ramadanową, którą spożywa się po zapadnięciu zmroku. Protestujący chcieli pokazać, że dość rządów Erdoğana mają również konserwatywni i religijni muzułmanie.

Protesty w obronie prześladowanych polityków mają często drugie dno w postaci społecznej frustracji. Czy tak jest i w tym przypadku?

Tak. Turcja od 2018 roku ma duże problemy gospodarcze, obywatele zmagają się z wysoką inflacją, która wynosi obecnie 49 proc. Rząd chwali się, że bezrobocie spadło do rekordowo niskiego poziomu 8,5 proc., ale to i tak wciąż dużo – a szczególnie dotkliwie odczuwają je młodzi, którzy protestują najbardziej zaciekle.

Ponadto tureckie społeczeństwo bardzo przeżyło trzęsienie ziemi dwa lata temu, na które instytucje państwowe nie reagowały w sposób należyty – opieszale organizując akcje ratunkowe czy nieudolnie organizując pomoc dla poszkodowanych, nie wspominając już o niesławnych „amnestiach” dla firm budowlanych (często wywodzących się ze wspomnianej już przeze mnie klienteli), które zdejmowały z nich obowiązek stosowania się do przepisów mówiących o zabezpieczeniach budynków na wypadek zagrożenia sejsmicznego.

Musk pomógł Erdoğanowi, trzęsienie ziemi nie przeszkodziło

Do tego dochodzi autentyczne zmęczenie dwudziestoma latami rządów Erdoğana i coraz większą bezczelnością rządu. W Turcji nie ma już państwowej instytucji, która nie podlegałaby Erdoğanowi, to już nie demokracja, a demokratura.

Kilka tygodni temu przywódca Partii Pracujących Kurdystanu Abdullah Öcalan złożył broń. Jak obecna sytuacja wpłynie na proces pokojowy? I czy w protestach uczestniczą też organizacje kurdyjskie?

Na razie zareagowała tylko partia DEM, czyli legalna partia kurdyjska. I była to reakcja dość powściągliwa, choć generalnie partia ta jest krytyczna wobec Erdoğana. Jej członkowie pośredniczyli niedawno w rozmowach między tureckim rządem i uwięzionym przywódcą kurdyjskich bojowników, Abdullahem Öcalanem. Mają nadzieję na pokój, więc znaleźli się między młotem a kowadłem i – przynajmniej na razie – starają się nie wychylać.

A jak obecna sytuacja wpłynie na potencjalne zbliżenie Turcji i Unii Europejskiej, o którym rozmawialiśmy dwa tygodnie temu?

Trudno na razie w tej sprawie wyrokować, bo nie wiadomo, czy rząd turecki przetrwa. Ze strony pojedynczych państw europejskich – np. Niemiec czy Francji – popłynęły głosy potępienia aresztowania İmamoğlu i wezwania, by Ankara przestrzegała praworządności. Nie był to jednak spójny na poziomie Europy komunikat – np. Wielka Brytania i Polska w tej sprawie milczą, jakby chcąc wybadać sytuację i czy aby nie dojdzie do wstrząsu, który zniweczy dotychczasowe plany współpracy z Turcją w zakresie bezpieczeństwa i rozwiązania konfliktu w Ukrainie. Wydaje się, że Europa przygląda się rozwojowi sytuacji.

Zbliżenie z Turcją w takim momencie – choć uzasadnione ze względów militarnych – nie stawiałoby Europy w dobrym świetle. Być może zapowiadane na kwiecień wspólne rozmowy zostaną odłożone. Ale nie oznacza to przekreślenia współpracy. Gdy w kwietniu 2016 roku UE i Turcja zawierały umowę migracyjną, armia turecka brutalnie pacyfikowała Kurdów na południowym wschodzie Turcji. Być może i tym razem Unia powie: no trudno, polityka jest sztuką brudzenia sobie rąk.

*

Mateusz Chudziak – doktor historii. Pracuje w Zakładzie Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Zajmuje się najnowszą historią Turcji. W latach 2015–2021 analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. Autor analiz poświęconych polityce wewnętrznej i zagranicznej Turcji oraz opracowań na temat przenikających się w kulturze tureckiej wątków religii i świeckiego nacjonalizmu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka, redaktorka i komentatorka spraw międzynarodowych. Specjalizuje się w regionie Europy Wschodniej, Kaukazu Południowego i Niemiec. Pasjonuje się tematyką przemian społecznych, urbanistyki i transportu, w tym szczególnie kolejnictwa. Laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego (2020), nominowana do Grand Press (2019) i Nagrody PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego (2024). Publikuje w mediach polskich, niemieckich i międzynarodowych. Związana z Krytyką Polityczną i stowarzyszeniem n-ost - The Network for Reporting on Eastern Europe. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Korporacja Ha!art. Absolwentka MISH i filozofii UJ, studiowała także wschodoznawstwo w Berlinie i Tbilisi. Uczy dziennikarstwa na SWPS w Warszawie.
Zamknij