Wśród wielu strachów przed technologiami rodem z science fiction rozpoznawanie twarzy ma mocną pozycję. Nie bez powodu: panoptykonowe oczy Wielkiego Brata to nie tylko zamach na naszą prywatność, ale i postępująca centralizacja naszych (dziś jeszcze rozproszonych) danych osobowych.
O technologiach facial recognition, czyli rozpoznawania twarzy, władza państwowa powie, że to działanie na rzecz naszego bezpieczeństwa, bo odpowiednie służby mogą dzięki niej szybciej identyfikować i łapać złoczyńców. Z perspektywy rynku zaś rozpoznawanie twarzy to technologia wdrażana nie dla bezpieczeństwa, lecz naszej wygody – nie będziemy nawet musieli wyciągać pieniędzy, żeby zapłacić, ba, nie będziemy musieli nawet myśleć o zakupach, bo kamery, rozpoznawszy nas, od razu zaproponują nam odpowiednie produkty i usługi w okolicy.
Wszystko pięknie, gdyby nie to, że owych technologii używa się bez naszej wiedzy, a więc i bez naszej woli. W samych Stanach Zjednoczonych wartość rynku facial recognition opiewa już na 3,2 miliardy dolarów, a do 2024 roku ma wzrosnąć ponad dwukrotnie. Brzmi jak scenariusz Raportu mniejszości? Owszem. Przyszłość jest teraz i może obrócić się w dystopię.
Cyfrowy labirynt bez wyjścia
W Londynie, mieście z jedną z najbardziej rozbudowanych sieci monitoringu na świecie (ustępuje tylko Pekinowi), policja ochoczo instaluje kolejne kamery rozpoznające twarze, choć w międzyczasie wyciekła informacja, że służby podzieliły się przy tej okazji swoją bazą danych z prywatną firmą i teraz nie za bardzo wiedzą, co się z nimi dalej stało.
Naukowcy z Uniwersytetu w Essex przedstawili raport, w którym wykazali, że w ponad 80% przypadków technologia używana przez brytyjską policję, owszem, ludzi wyłapuje, z tym że nie tych, których powinna. Co więcej, według kolejnych, tym razem amerykańskich badań przeprowadzonych na potrzeby służb federalnych, zachodnie technologie rozpoznawania twarzy w ogóle kiepsko radzą sobie z kolorem skóry innym niż biały, przez co częściej i do tego błędnie „wyłapują” ludzi i tak już nieproporcjonalnie penalizowanych przez amerykański system karny. Te same badania udowodniły, że algorytmy radzą sobie najgorzej z odróżnianiem od siebie czarnych kobiet.
czytaj także
Oczywiście rozpoznawanie twarzy to tylko jedna z wielu metod identyfikacji. Już dziś pozwalamy się śledzić i weryfikować między innymi po PESEL-u czy numerze dowodu osobistego, ale też za pomocą linii papilarnych czy po zakupach, za które płacimy kartą przez internet, lub po trasach, które pokonujemy ze smartfonem w kieszeni.
Bardziej czy mniej świadomie wykonując te codzienne czynności, niczym powolnie gotowane żaby, sukcesywnie pozwalamy sobie odbierać prawo do aktywnego wyrażania zgody (lub niezgody) na śledzenie nas. Biernie podlegamy całodobowemu cyfrowemu systemowi śledzenia i nadzoru, bez realnej możliwości wypisania się z niego.
Oczywiście – można nie mieć smartfona, nie mieszkać w mieście, nie podróżować samolotem, nie chodzić do galerii handlowych, gdzie cichaczem, bez jakiejkolwiek kontroli i tak testowane są na nas kamery rozpoznające twarze. Możemy też płacić wyłącznie gotówką, ale to pod warunkiem, że sklepy czy punkty usługowe w ogóle ją jeszcze przyjmują.
Jeśli jednak ktoś pragnie żyć w miarę nowocześnie, ale bez ciągłej troski o ochronę prywatności swojej i bliskich, ucieczka przed osaczeniem technologiami nadzoru będzie niemal niemożliwa.
czytaj także
„Dlaczego moje dziecko jest na tym zdjęciu takie smutne?”
Na naszym własnym podwórku polskie służby na wszelki wypadek nie potwierdzają ani nie zaprzeczają, czy stosują facial recognition. Według Fundacji Panoptykon ABW ma dostęp do dokumentów paszportowych, w tym zdjęć, więc teoretycznie może te dane wykorzystywać do identyfikacji osób nagranych przez policję w trakcie demonstracji. Z kolei Ministerstwo Cyfryzacji twierdzi, że choć administracja centralna z rozpoznawania twarzy nie korzysta, mogą to robić władze lokalne, nie mówiąc o prywatnych firmach. Wojciech Wiewiórowski, Europejski Inspektor Ochrony Danych, a wcześniej Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, jest krytyczny. W jego opinii rozpoznawanie twarzy to rozwiązanie nieistniejącego problemu. W domyśle: to, że dana technologia istnieje, nie oznacza, że należy z niej korzystać.
Zacząć od d… strony, czyli państwowa inwigilacja made in Poland
czytaj także
Unia Europejska traktuje prawo do prywatności poważnie, stąd na przykład drakońskie kary za łamanie RODO. W przypadku technologii rozpoznawania twarzy Komisja Europejska rozważa wprowadzenie pięcioletniego zakazu używania tej technologii, żeby dać czas na wypracowanie regulacji, które precyzyjnie określałyby, kiedy użycie tego narzędzia będzie uzasadnione. Co ciekawe, pomysłowi temu przyklasnął Google, aczkolwiek konkurencja twierdzi, że ten ruch to nie dbanie o dobro obywateli i obywatelek, lecz o dominację amerykańskiego giganta na rynku danych.
W Stanach Zjednoczonych, znacznie bardziej entuzjastycznie nastawionych do technologicznych innowacji i mniej zaprzątających sobie głowę prawem obywateli do prywatności, restrykcje dotyczące rozpoznawania twarzy są znacznie łagodniejsze. Pewna sieć barów szybkiej obsługi stosuje tę technologię, żeby klienci nie musieli za każdym razem wstukiwać tych samych informacji na elektronicznych panelach do składania zamówień – po rozpoznaniu twarzy menu zasugeruje „to co zwykle”. Z kolei na obozach dla dzieci aparaty, którym opiekunowie wykonują zdjęcia, od razu rozpoznają ich twarze i wysyłają zdjęcia pociech ich rodzicom. Czasem tylko przychodzą zaniepokojone wiadomości, dlaczego dziecko nie jest wystarczająco uśmiechnięte.
Niedawno poruszenie z powodu radosnej technologicznej nonszalancji – w tym konkretnym przypadku ku chwale porządku publicznego – wzbudziła firma Clearview AI, z której usług rozpoznawania twarzy korzysta między innymi amerykańska policja. Firma ta pozyskała bazy danych twarzy, nielegalnie pobierając je z serwisów społecznościowych – podobnie jak kilka lat temu Cambridge Analytica. Po ujawnieniu sprawy przez „The New York Times”, Twitter zażądał od firmy natychmiastowego zaprzestania korzystania z danych platformy.
Lokalne władze też starają się reagować. W San Francisco i kilku innych amerykańskich miastach już zabroniono używania facial recognition. W stanie Illinois Facebook musi zapłacić 550 milionów dolarów kary za używanie danych dotyczących twarzy do sugerowania tagów bez zgody użytkowników. Po sieci krąży też petycja firmowana przez szereg organizacji strażniczych i pozarządowych w sprawie wprowadzenia zakazu stosowania rozpoznawania twarzy w całych Stanach.
czytaj także
Make-up jako technologiczne pole bitwy
Po drugiej stronie tego technologicznego spektrum stoją Chiny. Bez oglądania się na boki stosują one technologię rozpoznawania twarzy zarówno w celach komercyjnych – umożliwiając np. płacenie za zakupy twarzą – jak i przede wszystkim nadzoru: od wlepiania kar osobom, które niezgodnie z przepisami przeszły przez ulicę, przez wymóg logowania się na smartfon twarzą, po monitorowanie, czy uczniowie wyglądają wystarczająco entuzjastycznie w trakcie zajęć szkolnych.
Big Brother spotyka Big Data. Oto najbardziej totalna technologia władzy w historii ludzkości
czytaj także
To jednak tylko przystawka do stosowania facial recognition w sytuacji bojowej, czyli wobec protestujących w Hongkongu. A od tamtejszych demonstrantów można się sporo nauczyć: trzymane przez nich parasolki urosły do rangi malowniczego symbolu oporu przez opresją, ale to również przydatne narzędzie do zasłaniania twarzy: i przed okiem kamery, i przed gazem łzawiącym. Dodatkowo, poza stosowaniem masek, a co najmniej chust na twarze, protestujący zaklejają również kamery uliczne folią spożywczą.
Ale są też inne sposoby ochrony przed zautomatyzowanym rozpoznawaniem twarzy: można na przykład zamówić okulary, które uniemożliwiają rozpoznanie twarzy przez kamery. Można też nabyć specjalną biżuterię na twarz (wymyśloną zresztą przez polską projektantkę Ewę Nowak). Można wreszcie stosować specjalny makijaż, dzięki któremu nasze twarze staną się sztuką abstrakcyjną.
czytaj także
Jak na ironię, z najpoważniejszą ostatnio odsieczą przeciw technologii przychodzi natura: epidemia koronawirusa spowodowała, że na polecenie władz (pilnują tego również z powietrza drony) Chińczycy zaczęli masowo chodzić w maskach. I nagle cały chiński system rozpoznawania twarzy wziął w łeb. Niestety – tylko na krótką chwilę.
**
Helena Chmielewska-Szlajfer – socjolożka, adiunkt w Katedrze Zarządzania w Społeczeństwie Sieciowym Akademii Leona Koźmińskiego, wykładowczyni na Wydziale Mediów i Komunikacji w London School of Economics and Political Science. Autorka książek Kazimierz Kelles-Krauz: Marksizm a socjologia oraz Reshaping Poland’s Community after Communism: Ordinary Celebrations (Palgrave 2018).