Świat, Wyjaśniamy

Dziś wybory w Szkocji. Oto nasz niezbędnik (w dwóch aktach)

Oto co musicie wiedzieć o ostatniej szansie tej generacji na szkocką niepodległość (DRAMATYZOWANE).

Dzisiejsze wybory w Szkocji mogą mieć wielką wagę dla przyszłości Zjednoczonego (jeszcze) Królestwa. Może porównywalną z wyborami parlamentarnymi z 2019 roku, które to dały przytłaczającą większość parlamentarną konserwatystom pod wodzą Borisa Johnsona i pogrzebały Partię Pracy oraz jej lewicowego lidera Jeremy’ego Corbyna.

Koniec Corbynowania

Tamte wybory przypieczętowały wizję kampanii Vote Leave, która optowała za radykalnym zerwaniem z Unią Europejską, bez względu na koszty brexitu.

Obecne wybory lokalne do parlamentów krajowych w Walii i Szkocji oraz do rad hrabstw i miast Anglii mogą zaś pogrzebać unię, jaką od początku XVIII wieku stanowi Królestwo.

Zarys akcji

Polityka lokalna krajów związkowych rzadko przebija się do mediów. W pewnym sensie nikłe zainteresowanie polityką krajów związkowych w Zjednoczonym Królestwie dość łatwo wytłumaczyć – z całej brytyjskiej populacji liczącej ponad 66,5 mln ludzi w Anglii mieszka przeszło 56 mln, w Szkocji raptem 5,5 mln, a reszta w Walii i Irlandii Północnej (odpowiednio 3,2 i 1,9 mln ludzi).

Tym razem jest inaczej. Szkocka polityka ostatni raz cieszyła się takim zainteresowaniem w 2014 roku, kiedy Szkocja głosowała w referendum nad oderwaniem się od reszty kraju i wybiciem na niepodległość. Obecne wybory mogą bowiem zdecydować o tym samym.

Osoby dramatu

Szkocka Partia Narodowa – SNP (Scottish National Party)
Obecnie największa partia polityczna Szkocji. Prawie samodzielnie kontroluje jednoizbowy szkocki parlament (61 ze 129 miejsc) oraz całkowicie dominuje w reprezentacji Szkocji w brytyjskim parlamencie w Londynie (45 z 59 miejsc). Przewodnicząca partii Nicola Sturgeon szefuje szkockiemu rządowi.

Głównym programowym celem i dążeniem SNP jest niepodległość Szkocji. Ich pozostałe postulaty mieszczą się głównie w spektrum centrolewicowym, a swój nacjonalizm starają się przedstawiać raczej jako formację obywatelską niż przynależność etniczną.

Partia Konserwatywna
Szkocka gałąź ogólnokrajowej Partii Konserwatywnej (torysów). Obecnie największa partia opozycyjna w szkockim parlamencie (30 miejsc). Dominuje w polityce ogólnokrajowej dzięki przytłaczającej popularności w Anglii.

Aktualnie w Szkocji przewodzi jej Douglas Ross, który zastąpił niezwykle popularną liderkę Ruth Davidson, matkę względnego sukcesu wyborczego szkockich torysów sprzed czterech lat, kiedy to zmniejszyli oni rolę SNP w parlamencie z bezwzględnej większości do rządu mniejszościowego.

Szkoccy torysi stoją zdecydowanie bardziej na lewo od swojej brytyjskiej centrali, często w jakimś stopniu odcinając się od polityki swoich premierów. Obecnie ich w zasadzie jedynym widocznym postulatem jest powstrzymywanie SNP i szkockich dążeń niepodległościowych.

Partia Pracy – lokalna gałąź brytyjskiej Partii Pracy (Labour)
Niegdyś całkowicie dominowała szkocką politykę. Reprezentowała prawie wszystkie szkockie miejsca w parlamencie i do 2007 roku tworzyła szkocki rząd. Obecnie ma tylko 23 miejsca w parlamencie szkockim i jedno miejsce w parlamencie brytyjskim.

Partii przewodzi dopiero co wybrany (w lutym tego roku) Anas Sarwar, pierwszy lider krajowej partii, który jest muzułmaninem i osobą azjatyckiego pochodzenia. Sarwar zastąpił Richarda Leonarda, który był ostatnim szeroko rozpoznawalnym stronnikiem byłego lidera ogólnobrytyjskiej Labour, Jeremy’ego Corbyna. Partyjna lewica co prawda wciąż kontroluje sporo miejsc w krajowych egzekutywach, ale nie ma już przedstawicieli na eksponowanych stanowiskach.

Program szkockiej Labour jest zasadniczo socjaldemokratyczny, a w tych wyborach starają się przestawić dyskusję z binarnej opozycji niepodległość–brytyjskość na bardziej tradycyjne problemy polityki lokalnej, jak odbudowa gospodarki po pandemii czy edukacja. Jednocześnie postulują zastąpienie dążenia do niepodległości głębszą federalizacją całego Królestwa.

Szkoccy Zieloni (Scottish Greens)
W przeciwieństwie do torysów i laburzystów Zieloni nie są lokalną gałęzią brytyjskiej partii matki, ale osobnym organizmem politycznym i organizacyjnym. Taka sytuacja trwa już od 1990 roku, kiedy to brytyjska Green Party podzieliła się na cztery lokalne partie, odpowiadające krajom związkowym Królestwa.

Aktualnie mają jedynie pięć miejsc w szkockim parlamencie. Podobnie jak inne zielone partie, kierowana jest przez dwuosobowe kierownictwo, aktualnie w składzie Lorna Slater (inżynierka w obszarze energii odnawialnej) i Patrick Harvie (aktywista praw LGBT).

Ich postulaty są zasadniczo odbiciem socjalliberalnych postulatów innych zielonych partii w Europie, zwłaszcza z naciskiem na liberalną transformację energetyczną wokół zindywidualizowanych, rozproszonych źródeł energii. Są również partią jednoznacznie proniepodległościową.

Liberalni Demokraci
Szkocka gałąź brytyjskich Liberalnych Demokratów, aktualnie dowodzona przez typowego Zawodowego Polityka w Średnim Wieku, Williego Rennie. Również zajmują pięć miejsc w szkockim parlamencie, a oprócz tego mają czwórkę posłów w parlamencie brytyjskim.

Niegdyś licząca się siła w szkockiej polityce, ale po wejściu w ogólnobrytyjską koalicję z konserwatystami w 2010 poparcie dla nich zapadło się z kilkunastu do obecnych kilku procent. Poza socjalliberalnymi propozycjami są partią federalistyczną, ale sprzeciwiającą się całkowitej niepodległości.

Alba – rozłamowcy z SNP
Alba to „Szkocja” po gaelicku. Nowo utworzona partia pod wodzą byłego lidera SNP Alexa Salmonda. Salmond został zawieszony w SNP po oskarżeniach o molestowanie i gwałt (do części się przyznał, z zarzutu gwałtu został oczyszczony na skutek błędów proceduralnych oskarżenia). Salmond swoją nową partię oparł na małej grupce wiernych fanów, która stoi przy nim od czasów, gdy jako ówczesny premier Szkocji zdołał wymusić na brytyjskim rządzie referendum niepodległościowe w 2014.

Alba w zasadzie nie ma programu poza utrzymaniem przy życiu politycznej kariery Salmonda i organizacją kolejnego referendum niepodległościowego. Nie mają posłów lokalnych, ale udało im się odbić dwójkę posłów SNP w brytyjskim parlamencie w Londynie.

Pozostali
Szkocja ma wiele planktonowych partii, jak Reform UK (dawna skrajnie prawicowa Brexit Party, która w całości skonsumowała elektorat równie skrajnej UKIP), Scottish Socialist Party czy All for Unity.

Bloodworth: Szkocja dla… no właśnie kogo?

czytaj także

Miejsce akcji

Utworzony w 1999 roku szkocki parlament. Choć wybory oczywiście odbywają się w całym kraju, ostatecznie polityka krajowa rozgrywa się w edynburskiej dzielnicy Holyrood.

Żeby zrozumieć całą rozgrywkę, niestety trzeba się choć minimalnie zagłębić w zasady głosowania i przydzielania miejsc. Zróbmy to.

Z dostępnych 129 mandatów 73 są wybierane w okręgach jednomandatowych, wyznaczanych tak, aby każdy reprezentował około 55 tysięcy ludzi (poza okręgami wyspiarskimi, które mają osobne posłanki pomimo mniejszej gęstości zaludnienia). Pozostałe 56 mandatów jest wybieranych w ośmiu okręgach, które w swoim działaniu przypominają polskie okręgi wyborcze.

Tym samym szkocki wyborca oddaje dwa niezależne od siebie głosy – jeden w ramach swojego JOW-u, a jeden na listę partyjną. Najpierw liczone są głosy z JOW-ów, a kiedy rozkład tych miejsc jest znany, miejsca z list proporcjonalnych są przydzielane w taki sposób, aby rozkład sił w całym parlamencie (razem z JOW-ami) jak najbardziej odzwierciedlał proporcje uzyskane przez poszczególne ugrupowania w głosowaniu na listy.

Śmierć księcia Filipa: przedostatni akt kurczącego się imperium

Akt I – zawiązanie akcji

Główną osią sporu w tych wyborach pozostaje stosunek do niepodległości Szkocji. Wynika to nie tylko z tego, że SNP zależy na takim rozkładzie akcentów w dyskusji, ale też niektórzy ministrowie brytyjskiego rządu przyznawali, że wynik nacjonalistów zadecyduje o możliwości organizacji nowego referendum. Niewątpliwie taką narrację stara się jak najbardziej wzmocnić Nicola Sturgeon, a i wyborcy w reszcie kraju uznają, że nie będzie można w takim wypadku blokować Szkotów zbyt długo.

Konserwatyści zdawali się jak dotąd liczyć, że taka zero-jedynkowa narracja może pomóc powstrzymać dryf sondażowy, w jaki sami wpadli po odejściu popularnej Ruth Davidson. Zdecydowana i wyrazista Davidson, na dodatek lesbijka wychowująca z narzeczoną dziecko z in vitro, nie jest typową szkocką konserwatystką. Umiała wprost krytykować swoją partię w Westminsterze, kiedy polityka centralna szkodziła szkockiej części partii. Davidson zrezygnowała ze stanowiska po wyborze Johnsona na lidera całej Partii Konserwatywnej.

Obecny lider, Douglas Ross, nie ma nawet ułamka osobowości Davidson. Na dodatek nie jest posłem lokalnym, tylko w Westminsterze. Tym samym binarna opozycja wobec niepodległości wydawała się najprostszym politycznym wyjściem, mającym szkockim torysom nadać pozory osobowości i znaczenia. Ich cały plan to utrzymanie roli największej partii opozycyjnej i blokowanie drogi SNP do samodzielnej większości w Szkocji.

Rola lidera opozycji to z kolei aktualnie największe, ciągle jeszcze możliwe do zrealizowania, marzenie Anasa Sarwara. Na stanowisku lidera Labour zastąpił Richarda Leonarda, człowieka o wręcz ujemnej charyzmie, który pomimo dużej popularności wśród partyjnych dołów, zdobytej na fali bycia stronnikiem Jeremy’ego Corbyna, systematycznie tracił głosy w całym elektoracie. Nie była to wyłącznie jego wina, początki tego trendu sięgają dużo głębiej.

Głównie leżą one w przyjęciu przez SNP bardziej prosocjalnej retoryki oraz przesunięciu osi sporu politycznego na pytanie o niepodległość. Labour od dawna nie umiało ani znaleźć sensownej odpowiedzi na kwestię oderwania się Szkocji od Zjednoczonego Królestwa, ani też ukryć tej dyskusji pod innymi tematami. Sarwar próbuje jednego i drugiego, ale miał mało czasu.

Z pewnością Sarwar jest popularniejszy niż Ross i wyborcy chętniej widzieliby w nim kogoś, kto stoi naprzeciw Sturgeon w debatach na sali obrad. To marzenie może się jednak nie spełnić, gdyż mimo że udało mu się odwrócić trend spadkowy i poparcie dla Labour rośnie, nie wiadomo, czy dostaną dość mandatów, aby wyprzedzić torysów. Na razie sondaże są podzielone.

Z pewnością wynik Labour w Szkocji jest niezwykle ważny dla Keira Starmera, lidera całej Partii Pracy, który prawie na pewno straci jedno miejsce w parlamencie londyńskim (wybory uzupełniające w niezwykle mocno brexitowym angielskim Hartlepool, gdzie torysi w końcu wchłonęli inne prawicowe partie). Zapewne też nie powiększy stanu posiadania ani w Walii, ani w lokalnych radach w Anglii. Szkocki sukces mógłby choć trochę ożywić niemrawe przywództwo Starmera, który choć regularnie rozkłada na deski Johnsona w bezpośrednich starciach w parlamencie, to nie potrafi sprzedać swojej partii jako wizjonerskiej wśród wyborców w całej Wielkiej Brytanii.

Szkocja: najpierw deklaracja Unii, potem referendum nad niepodległością

Akt II – fabuła się zagęszcza

Paradoksalnie dla premiera Johnsona wygrana SNP, a zwłaszcza wygrana SNP bez całkowitej większości, może być politycznie korzystna. W ostatnim czasie skandale korupcyjne związane z kontraktami dla znajomych ministrów oraz prezenty i datki przyjmowane przez niego osobiście, choć krążyły pod powierzchnią od miesięcy, zaczęły się wreszcie przebijać do świadomości szerszej opinii publicznej.

Konflikt w Irlandii Północnej, zaogniony przez umowę brexitową, również nie wydaje się gasnąć. Nowa, gorąca debata o szkockiej niepodległości, podobna do tej, która wyniosła go do władzy po brexicie, może mu być na rękę i odwrócić uwagę od reszty problemów. Zwłaszcza jeśli torysi nie stracą wyraźnie w szkockim parlamencie.

Szkoci prawie na sto procent wyślą do Edynburga reprezentację w większości opowiadającą się za niepodległością. Nawet jeśli SNP nie zdobędzie 65 mandatów, to razem z przewidywanymi 5–7 mandatami Zielonych spokojnie uda im się przegłosowywać proniepodległościowe rezolucje. Jeśli do tego startująca wyłącznie z list proporcjonalnych Alba wprowadzi jakichś posłów, to pomimo animozji pomiędzy Sturgeon i Salmondem proniepodległościowa większość jest w zasadzie pewna.

Pomimo zwyżki sondażowej w szczycie pandemii, kiedy na tle Johnsona każdy wyrastał na kompetentnego męża stanu, obecnie poparcie dla niepodległości w Szkocji wynosi 50 proc.

Spokojna i wyważona premierka Sturgeon zyskała sporo wizerunkowych punktów w czasie koronakryzysu. Jednocześnie Szkocja coraz mocniej akcentuje swoją odrębność historyczną, wciąż osobną tradycję prawną, szybciej rozlicza się z imperialnym dziedzictwem. De facto wszyscy obiecują zwiększenie wydatków na zdrowie czy edukację, transformację energetyczną i raczej nie podsycają rozgrzewających emocje w reszcie kraju wojen kulturowych. Poza kwestią niepodległości w zasadzie żadna z głównych partii nie ma w tych obszarach radykalnie innego zdania od reszty.

Finał?

SNP stara się budować wizerunek Szkocji jako kraju otwartego i postępowego, bliższego w swojej mentalności raczej Skandynawii niż etnonacjonalistycznej, ksenofobicznej wizji państwa narodowego, jaką forsuje obecny rząd w Londynie. Nicola Sturgeon umiejętnie buduje wizerunek własny Szkocji jako mającej coraz mniej wspólnego z resztą Zjednoczonego Królestwa.

Czy to wystarczy do samodzielnej większości w szkockim parlamencie i rozpisania nowego referendum niepodległościowego – to ciągle pytanie otwarte. W Szkocji nie ma tradycji exit poll, więc wyniki poznamy najwcześniej w sobotę po południu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jacek Olender
Jacek Olender
Filozof, komentator Krytyki Politycznej
Rocznik 1987. Studiował konserwację dzieł sztuki oraz filozofię. W tej pierwszej dziedzinie zrobił doktorat w Londynie i obecnie jest pracownikiem naukowym na Wyspach. Pisze o nauce i polityce. Były członek partii Razem.
Zamknij