Porwanie samolotu ze 177 pasażerami, w tym jednym z najważniejszych opozycjonistów wobec reżimu, wpisuje się w linię postępowania Rosji i Białorusi. To ma być najbardziej czytelny sygnał dla wszystkich stron. Opozycjoniści mają z niego zrozumieć: „dni każdego z was są policzone; dla nas jesteście zdrajcami, a zdrajców zabijamy”.
Najpierw słowo wyjaśnienia, żebyśmy sobie lepiej potrafili wyobrazić, z kim mamy do czynienia, gdy myślimy o Ramanie Pratasiewiczu, byłym redaktorze naczelnym kanału Nexta, i jego koledze Sciapanie Pucile, któremu grozi w każdej chwili to samo.
Nexta to nie tylko dziennikarski portal, który ma kilka milionów użytkowników w różnych mediach społecznościowych, w tym na Telegramie – najważniejszym przekaźniku informacji w Białorusi (na Telegramie kanał Nexty jest największy na świecie). Nexta nie tylko relacjonował i demaskował działania władzy, ale podczas protestów, które zachwiały reżimem Łukaszenki, codziennie wysyłał do wszystkich obywateli dokładne informacje na temat godziny i miejsca, a także metod protestu.
Los Białorusi zależy od urzędników i milicji [rozmowa z Nextą]
czytaj także
Informacje miały bardzo zaangażowaną formę i miały zmotywować jak największą liczbę Białorusinów do działania. Wyglądało to na przykład tak:
15 sierpnia 2020 roku:
„Przyjaciele, zbliżamy się do prawdy o tym, co oni zrobili ludziom. Pełen obraz będzie jeszcze straszniejszy niż to, co wiemy.
Nie mamy wyboru, musimy zburzyć ten system. Oprawcy muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności za wszelkie tortury, okrucieństwa i morderstwa. Jutro i pojutrze zbliżamy się do finału.
Mińsk, godz. 14.00, marsz narodowy O wolność. Zadzwoń wcześniej do wszystkich sąsiadów i wyjdźcie razem do centrum miasta. Gdy tylko zajmiemy cały plac Niepodległości, przenosimy się do Steli [to jest na wielkim placu Mińsk – Miasto Bohater, gdzie była pierwsza powyborcza demonstracja rozbita przez OMON i wojsko – przyp. S.S.] i tam wzywamy władze do odpowiedzi za zbrodnie.
Regiony, godz. 14.00. W ten sam sposób wszystkie miasta wychodzą na centralne place i wzywają szefów powiatowych komitetów wykonawczych i departament milicji do rozliczeń.
Nasze żądania:
– natychmiastowa wolność dla wszystkich osadzonych i dla więźniów;
– odejście Łukaszenki;
– sprawiedliwość dla sprawców morderstw i tortur.
Uwaga:
Jeśli nasze żądania nie zostaną spełnione, cały Mińsk zająć powinien aleję Partyzancką i dotrzeć do MZKT (gdzie planował przyjść Łukaszenka). Czekamy tam na wszystkich strajkujących pracowników Mińska. Jeśli Łukaszenka nie chce odpowiadać przed ludem i ucieka, mieszkańcy Mińska idą na plac Niepodległości i dają urzędnikom ostatnią szansę na przejście na stronę ludu.
W regionach strajkujący pracownicy również gromadzą się w centrum i dają ostatnią szansę władzom lokalnym. A wszyscy inni mieszkańcy przychodzą ich wspierać.
Białorusini, to jest FINAŁ. Nie możemy wybaczyć tego sadyzmu i morderstwa. ABSOLUTNIE WSZYSCY WYJDŹCIE!”
Najlepiej poinformowany podmiot
Tego dnia na ulice Mińska wyszło rekordowe pół miliona ludzi. Gdzie iść i co robić, wiedzieli dzięki takim instrukcjom jak powyższa – pisanym przez Pratasiewicza, Puciłę i zespół Nexta. Na co dzień wyglądało to jak rywalizacja dwóch sztabów: coraz bardziej spanikowanego sztabu Łukaszenki i sztabu Nexty, zbierającego tysiące informacji i zdjęć z całej Białorusi i na tej podstawie układającego taktykę działania, która następnie była rozsyłana do wszystkich obywateli. Każda wiadomość i zdjęcie stawały się wiralami, były podawane sobie przez Białorusinów i trafiały za pośrednictwem dziennikarzy zagranicznych do widzów i czytelników na całym świecie.
Nexta był najlepiej poinformowanym podmiotem, bo rezydował poza Białorusią (w Warszawie), a więc nikt nie wyłączał mu internetu i nikt do niego nie strzelał ani go nie atakował. Do czasu.
Kobiety z kwiatami w dłoniach, czyli represje wobec Białorusinek
czytaj także
Dla Łukaszenki Pratasiewicz i Puciła byli wrogami i zdrajcami numer jeden i dwa, bo to nie od Cichanouskiej płynęły instrukcje do ludzi, co mają robić, ale od Nexty, z uwzględnieniem oczywiście interesów i opinii innych (jeśli tylko się dało w błyskawicznie zmieniającej się sytuacji). Dlatego Łukaszenka gotów był poruszyć niebo i ziemię, żeby dorwać kilku odważnych i zdolnych dwudziestolatków. Dodatkową motywacją był opublikowany przez Nextę film o jego bogactwach, analogiczny do tego, który opublikował Nawalny o wartym miliard latyfundium Putina nad Morzem Czarnym.
Nic bez zgody Moskwy
Porwanie samolotu należącego do Unii Europejskiej przez Białoruś nie mogło się zdarzyć bez zgody albo polecenia z Moskwy. Nie chodzi nawet o techniczne możliwości, bo od biedy Białoruś i jej agentura zagraniczna sama mogłaby sobie z tym poradzić i na to się odważyć.
Zastosowano metody w światku przestępczym nazywane „na rympał”, czyli najbardziej brutalne i prymitywne, byle skuteczne: wysłanie sygnału o bombie, następnie samolotu bojowego MIG-29 i pod groźbą zestrzelenia sprowadzenie Boeinga 737–800 na wybrane lotnisko (samolot był znacznie bliżej Wilna niż Mińska, więc nie mogło chodzić o bezpieczne lądowanie na najbliższym lotnisku).
Na lotnisku pokazówka z przeszukiwaniem walizek i pasażerów, dopadnięcie młodego dysydenta i jego dziewczyny w roli zakładnika. Wykorzystywanie rodziny to klasyka KGB znacznie ułatwiająca wymuszanie torturami zeznań.
Tak postąpiono przecież z samą Swiatłaną Cichanouską, której mąż siedzi w więzieniu. Porwano ją po pierwszych sierpniowych protestach w Mińsku, (najprawdopodobniej) pokazano jej tortury męża i zmuszono do nagrania przemówienia z wezwaniem do zaprzestania protestów. A następnie niewygodną liderkę opozycji wyrzucono za granicę. Ponieważ wszyscy w Białorusi znają te metody, nikt nie potępił Cichanouskiej ani nie przerwał protestów.
Porwanie samolotu ze 177 pasażerami, w tym jednym z najważniejszych opozycjonistów wobec reżimu, wpisuje się w linię postępowania Rosji i Białorusi. To ma być najbardziej czytelny sygnał do wszystkich stron:
– opozycjonistów („dni każdego z was są policzone; dla nas jesteście zdrajcami, a zdrajców zabijamy”);
– własnych obywateli („jakikolwiek udział w protestach oznacza więzienie, jakakolwiek ich organizacja – śmierć”);
– Unii Europejskiej („nie boimy się was, możemy was nawet ośmieszyć i nic nam nie zrobicie, bo jesteście słabi, co wam udowadniamy co chwila”).
czytaj także
Nawalnego otruliśmy, i co się stało? Potężne USA, Wielka Brytania i cała Unia Europejska wyraziły zaniepokojenie i wprowadziły jakieś pozorowane sankcje bez żadnych konsekwencji. Później Nawalnego wsadziliśmy do łagru, i co? Palcem nie kiwnęliście. Gdy Czechy ujawniły, że im składy broni wystrzeliliśmy w powietrze, zabijając dwóch Czechów – to samo. Ostatnio nawet sankcje z firm budujących Nord Stream II zdjęliście, pokazując, że chodzi wam tylko o kasę. Śmieją się z was nawet wasi obywatele.
Czy polskie służby zrobiły wszystko, co się dało?
Teraz jeszcze Rosja pokazała, że służby państw moralnie zobowiązanych do chronienia i ostrzegania przed niebezpieczeństwami opozycjonistów (choćby tych, którym oficjalnie grozi kara śmierci) to dyletanci albo, co gorsza, nie było takiego rozkazu. Pratasiewicz miał litewski, a więc de facto unijny azyl bezpieczeństwa. Nexta rezyduje w Polsce. Czy polskie służby zrobiły wszystko, co się dało, albo cokolwiek, żeby chronić i ostrzegać przed niebezpieczeństwem młodych opozycjonistów?
Wiadomo było, co grozi Pratasiewiczowi i Pucile. Wiadomo było, że Rosja i Białoruś porywają, a nawet zabijają za granicą tych, których uważają za zdrajców. I wiadomo było, że porywa się w tym celu nawet samoloty.