Świat

Opowieści syryjskie: Sprzymierzeńcy ISIS

Rządów – czy to w Turcji, czy w Syrii – wiele nie obchodzi. Więc islamiści mają swoją ropę i sprzedają ją bez problemów. Robią, co chcą...

Jest styczniowy wieczór. Temperatura spada do wciąż przyjemnych 16 stopni Celsjusza. W jednej z zatłoczonych kairskich kawiarni podziwiamy przepiękne, czerwone niebo. Siedzimy w międzynarodowym towarzystwie, chwalącym sobie egipskie zimy.

– W Jordanii ma przyjść w tym roku zima, jakiej nie było od 20 lat – mówi znajomy Jordańczyk.
– W pierwszym tygodniu stycznia w Warszawie temperatura spadła do minus 15 stopni – odpowiadam, wiedząc, że nikt z moich towarzyszy nie przebije takiej pogody.
– Wow! – wykrzykuje jeden z nich. Zapada cisza. Po kilku minutach przerywa ją wysoki głos drobnego Syryjczyka. – Dobra jest egipska zima. Ale co ważniejsze, polityka też nie taka zła.

Syryjczyk ma na imię Hasan. Swój dom w Syrii opuścił dwa lata temu. Lubi Egipt, ponieważ jest to jeden z bardzo nielicznych arabskich krajów, którego politykę względem Państwa Islamskiego akceptuje. Hasan nie lubi Stanów Zjednoczonych, Turcji i Izraela. Później dowiaduję się także, że nie lubi Rosji.

– Jeśli chcesz zniszczyć jakąś grupę, rozbij ją na podgrupy – mówi. – A jeszcze lepiej, zasiej między grupami nienawiść. To właśnie robią kraje takie jak Ameryka. Ameryka próbuje wykreować nowy Bliski Wschód, a ISIS jest jej bronią specjalną. Obecnie ludziom spoza krajów arabskich islam kojarzy się głównie z terroryzmem. Z terroryzmem trzeba oczywiście walczyć i to wszelkimi możliwymi sposobami.

Terrorystów można zabijać jak karaluchy, a tak się składa, że robactwo nazywane ISIS znajduje się na bogatej w zasoby naturalne ziemi. Po wybiciu robactwa ziemia wraz z zasobami przejdzie w posiadanie zwycięscy. Walka z ISIS jest więc świetnym pretekstem do walki o ropę i gaz. Genialny plan! Testowany już zresztą w Afganistanie i Iraku.

– A co z Turcją i Izraelem?
– To samo. Ropa oczywiście – odpowiada kuzyn Abdula, Mostafa. – Turcja i Izrael kupują od ISIS ropę w super niskich cenach. Dla nich istnienie ISIS to możliwość handlu i milionowe zyski.
– Byłem w Syrii kiedy ISIS przejmowało kontrolę nad ropą i gazem – kontynuuje Hasan. Wiesz dlaczego to przejęcie się udało? Bo zawarli układ z rządem! Nie daj sobie wmówić, że państwa walczą z ISIS, one z nim współpracują. Choć z Izraelem sprawa może być nieco bardziej skomplikowana. Z jednej strony chodzi też oczywiście o pieniądze. Z drugiej strony, pamiętajmy, że żadnemu innemu krajowi nie zależy na nienawiści do muzułmanów bardziej niż właśnie Izraelowi.

W tym momencie moje oczy mimowolnie spoczywają na towarzyszącym nam Palestyńczyku. Spojrzenie działa. Mohammad poprawia się na krześle, bierze głęboki oddech i zapowiada: opowiem ci pewna historię.

– Znasz sytuację Palestyńczyków. Wiesz, że bez zgody Izraela nie mogą nawet oddychać. Wszędzie mamy punkty kontrolne, Izrael kontroluje paszporty. Wyjazd zagraniczny nie jest łatwy. A jednak są tacy Palestyńczycy, którzy bez problemu wyjechali do Syrii i przyłączyli się do tamtejszych ISIS. Znam dokładnie 23 takie historie, ale opowiem ci jedną. To historia pewnego mężczyzny, ale wśród wyjeżdżających z Palestyny były także kobiety. Mężczyzna ten bardzo szybko awansował w syryjskich strukturach ISIS. Pewnego dnia palestyński Mukhabarat dostał informację, że znów jest w domu. Nie wiadomo dlaczego. Przyjechał odwiedzić rodzinę czy co… W każdym razie cała ta jego podróż, w jedną i w drugą stronę, była bardzo podejrzana. Jak do licha ten Palestyńczyk tak po prostu pokonuje granice? Do tego potrzebne jest pozwolenie z Izraela. Dlaczego walczący z islamistami Izrael miałby ułatwiać wierzącemu w islam Palestyńczykowi przedostanie się do kraju, w którym szaleje ISIS?

Druga dziwna kwestia, to jakim cudem ten Palestyńczyk tak awansuje? Zwykle ludzie, którzy liczą się w ISIS, należą do organizacji terrorystycznych od lat. Przede wszystkim do Al-Ka’idy. ISIS to organizacja terrorystyczna, nie możesz sobie tak po prostu przyjść i powiedzieć: hej, chciałbym do was dołączyć. Oni nie ufają obcym. To wszystko wymaga czasu, znajomości… No więc tego typu wątpliwości sprawiły, że Mukhabarat aresztował faceta. Ale co się stało? Izrael kazał go uwolnić. Dlaczego?

– Dlaczego?
– Naturalną praktyką wielu krajów jest posiadanie w takich organizacjach swoich agentów, by wiedzieć co się w nich dzieje. Znane są przypadki ludzi, którzy byli kilka lat w Al-Ka’idzie, zanim odkryto, że są z Mukhabarat. Może więc jest to jeden z takich przypadków. Może też chodzić o zwykłą współpracę Izraela z ISIS. Po wyzwoleniu Syrii rewolucja miałaby przenieść się dalej, do Palestyny. To ostatnia rzecz jakiej chciałby Izrael. Dlatego Izrael wspiera ISIS. To niemal pewne, że dostarcza im broń, ale nie bezpośrednio, oczywiście…

Izrael lubi ISIS z wzajemnością. Udowodnił to Al-Joulani ogłaszając, że Bóg nie prosił ISIS, by walczyli przeciw Izraelowi.

Istnienie ISIS zawdzięczamy wielu krajom. Tym, którzy dali broń, pieniądze, ale też ludzi. Baszszar al-Asad wypuścił z więzień wszystkich skazanych, włącznie z terrorystami, którzy później zasilili grupę, która przekształciła się w ISIS. Z innych krajów islamiści zjeżdżali się do Syrii bez najmniejszych problemów. Pytanie brzmi, dlaczego kraj wypuszcza od siebie kogoś, kto ma związki z terrorystycznymi organizacjami islamskimi i pozwala mu jechać do kraju, w którym działa ISIS? Bo nie ma nic przeciwko ich rosnącej sile. Inna sprawa, że jeśli kraje nie chciały mieć u siebie problemów z fundamentalistami to zebranie ich wszystkich w jednym miejscu poza ich granicami też jest jakimś rozwiązaniem. Dobra, dość już o ISIS.

***

– Słuchaj Hasan, ja chyba chciałabym o tym napisać… – informuję nieśmiało.
– Chyba?
– Opowiedz jeszcze proszę o tej ropie…
– Około trzech lat temu, gdy trwała już wojna w Syrii, na Dajr az-Zaur, tereny bogate w złoża ropy, powrócili ludzie, którzy wiedzieli od swoich prapradziadów, że kiedyś ziemia ta należała do ich rodzin. Dajr az-Zaur to rozległy obszar rozciągający się od miasta Dajr az-Zaur przez Al-Majadin i Aby Haman, po leżące przy samej granicy z Irakiem Abu Kamal. Przybyli ludzie zniszczyli część rurociągu naftowego, tworząc jeziora wypełnione ropą. Wraz z Wolną Armią chronili te miejsca i sprzedawali ropę zyskując m.in. pieniądze na broń. Rząd nie przejął się specjalnie sytuacją, ponieważ zniszczenia nie dotknęły ważnych dla państwa rurociągów. Teoretycznie wszystko działało jak wcześniej. W pewnym jednak momencie kontrolę nad ropą postanowili przejąć ISIS. Walki w Dajr az-Zaur trwały 6 miesięcy. W końcu islamiści wygrali. Ci, którzy mogli uciec, uciekli. Ci, którzy zostali, żyją sterroryzowani przez ISIS. Obowiązuje surowe prawo religijne. Ale w najgorszej sytuacji są chrześcijanie, na których nałożono wysokie podatki, zabrano ziemię, zgwałcono kobiety a potem sprzedano.

– Jak można sprzedać kobietę?!
– Normalnie. Ludzie z ISIS wkraczali do domów, zabijali mężczyzn, brali kobiety – chrześcijanki i Kurdyjki, gwałcili je, a następnie, kiedy mieli już dosyć, wsadzali do samochodu, wywozili na bazar i sprzedawali. To była aukcja, kto da więcej za daną kobietę ten zostawał szczęśliwym nabywcą…
– To oczywiście nie spotykało sunnitek, ale z innowiercami robili co tylko chcieli – dopowiada Mostafa.
– Miałem możliwość pracy na tych terenach za super atrakcyjne wynagrodzenie, ale tam co jakiś czas dochodziło do wybuchów. Wyobraź sobie zbiorniki pełne ropy, ulatniający się gaz, ktoś podpalał papierosa i bach… Chciałem zobaczyć, jak to wszystko wygląda i zobaczyłem, ale byłem przerażony, to nie na moje nerwy. Kiedy ISIS postanowili przejąć kontrolę było oczywiście jeszcze gorzej. Na początku ISIS zablokowali dostawy do całej Syrii, ale to się oczywiście nie spodobało władzy. I tak dochodzimy do kwestii umowy. Rząd obiecał ISIS, że z każdym początkiem miesiąca będzie dawał im 1 milion syryjskich funtów, a ISIS nie będą blokować obecnych dostaw. Reszta rząd nie obchodzi.

Mogą sobie pompować ropę, sprzedawać, robić co chcą… No więc robią, co chcą, a kraje takie jak Izrael i Turcja z tego korzystają.

Najbardziej poszkodowana jest oczywiście ludność syryjska. Części kraju, w których rząd utracił kontrolę, straciły także zaopatrzenie w gaz. Nigdzie nie można było go kupić poza ISIS oraz szmuglerami szmuglującymi gaz z części kraju pozostających pod kontrolą rządu. Szmuglerów było jednak znacznie trudniej znaleźć, było ich mniej, a ISIS przejęli najbogatsze w gaz miasto Ar-Rakka, które zresztą okrzyknęli swoją stolicą. Więc ludzie zwykle byli zmuszeni by gaz kupować właśnie od nich. Ci jednak sprzedawali go po bardzo wysokich cenach, uzależnionych od ich widzimisię. Jednego dnia butlę sprzedawali za 50 funtów, drugiego dnia za 100, a trzeciego w ogóle nie chcieli sprzedawać. Ludzie byli więc źli. W pewnym momencie postanowili zniszczyć najważniejszy z gazociągów, znajdujących się pod kontrolą ISIS. Użyli materiałów wybuchowych doprowadzając do sporej usterki. Naprawa wymagała specjalistów, których ISIS nie posiadali. Ponieważ więc nie byli w stanie poradzić sobie ze szkodami, specjalistów wysłał rząd. Ci naprawili co trzeba, ale to jeszcze bardziej rozwścieczyło ludzi.

Rozumiesz, na początku ludzie myśleli, że ISIS będzie walczyć o ich wolność, a walczy przeciw nim współpracując z rządem.

Opozycja postanowiła więc dokonać kolejnej eksplozji, ale tym razem w więcej niż jednym miejscu. Przez około tydzień nie było prądu, a ludzie pilnowali zniszczonych miejsc, nie chcąc, żeby doszło do jakiejkolwiek naprawy. Po tym czasie władza straciła cierpliwość. Rządowe myśliwce odpaliły dwie rakiety. Jedną między ludzi, pilnujących miejsc zniszczonych, drugą w gazownię. Rakiety były ostrzeżeniem dla ISIS: zróbcie z tym porządek, albo koniec z naszą umową. Następnego dnia po eksplozji rząd naprawił zniszczenia. Ludzie poddali się. Zrozumieli, że tej bitwy nie wygrają. Mogą doprowadzać do kolejnych eksplozji, ale to nic nie zmieni. Po prostu zginie jeszcze więcej ludzi.

Ta wojna zabiła wielu naszych przyjaciół… Może wystarczy na dziś, co?

***

Kilka dni później ponownie spotykam się z Hasanem, tym razem u niego w domu. Wraz ze swoim kuzynem postanowili ugotować dla mnie wegetariańskie wersje ich ulubionych potraw. Ledwie otwieram drzwi do mieszkania i już czuję wszechogarniający zapach orientalnych przypraw. Siadamy na podłodze. Jemy ze wspólnych wielkich talerzy rozstawionych na miękkim dywanie. Rozmawiamy. Dziś również przywołana zostaje Turcja, ale tym razem w kontekście turystycznym. Opowiadam o Stambule, Izmirze, Pamukale, Efezie, Side, Aspendosie i innych miastach, które zwiedziłam. W końcu dostaję pytania o kontrole graniczne, oficjalne informacje o śmierci tureckich żołnierzy w czasie mojej wizyty w Kapadocji kilka miesięcy temu oraz o „podejrzanych brodaczy” na lotniskach. Wracamy do polityki…

– Czyli piszesz ten swój artykuł, co? Dobra, powiem ci jeszcze coś o Rosji.

Putin ogłasza, że walczy z ISIS, ale on nie zabija ISIS, tylko ludzi z nimi walczących. W ciągu ostatnich kilku miesięcy, wszędzie tam gdzie opozycja zyskuje na sile, pojawiają się myśliwce zrzucające rakiety w walczących z ISIS. Jak jeszcze byłem w Syrii, było trochę podobnie.

– Czyli jak było?
– Tam gdzie mieszkałem, czyli pod granicą z Irakiem, każdego dnia w godzinach między 9 rano a 11, odbywał się przynajmniej jeden nalot myśliwców rosyjskich. To były rządowe myśliwce, ale z Rosji. Podczas jednego nalotu zwykle zrzucano cztery rakiety. Zawsze w ludzi walczących z ISIS, nigdy w ISIS. A wiesz, były wówczas takie miejsca, o których każdy wiedział, że tam mieszkają ludzie z ISIS. Żaden myśliwiec nigdy nie zrzucił tam ani jednej rakiety. Oni sobie spokojnie żyli, spokojnie się przemieszczali. Ludzie z opozycji musieli zmieniać samochody co dwa dni, spać poza domem, być w ciągłym ruchu. Oni mieli te same samochody nawet przez dwa lata. To zawsze były super drogie nowoczesne modele. Po co mieliby je zmieniać? Przecież nikt poza opozycją syryjską nie próbuje ich zabić… Wręcz przeciwnie. Były takie sytuacje, kiedy ISIS pozostawali otoczeni przez dość długi czas przez Wolną Armię i wiadomo było, że ich zapasy są na wyczerpaniu. Wtedy nadlatywały myśliwce, zrzucały dla nich amunicję i jedzenie. To nie były myśliwce ani ISIS, ani syryjskiego rządu… Wiesz co jeszcze jest śmieszne, że oni mają rakiety antylotnicze i przeciwlotnicze karabiny maszynowe, których nigdy nie użyli. Po prostu nigdy nie było takiej potrzeby. Kto miałby ich zaatakować przy użyciu myśliwców? A wiesz, co teraz byłoby najlepsze? Gdyby po tym wszystkim, co ci powiedziałem, okazało się, że ty też jesteś jakąś agentką. Z Mossadu.

– Naprawdę myślisz, że to możliwe?
– Po tym wszystkim, co widziałem, nic już nie wydaje mi się niemożliwe…

 

**Dziennik Opinii nr 30/2016 (1180)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij