Ginekolog i 25-letnia aktywistka – taki duet zdobywców pokojowego Nobla byłby mało prawdopodobny w XX wieku, ale w 2018 roku jest potwierdzeniem, że pokój może budować każdy i każda z nas.
„Ludzie robią różne rzeczy, żeby zmieniać świat na lepsze. Ja dokładam swoją cegiełkę sadząc drzewa”, mówiła Wangari Maathai, zaskakująca laureatka Pokojowego Nobla z 2004 roku. Maathai była pierwszą działaczką ekologiczną i przy okazji pierwszą Afrykanką uhonorowaną Noblem. Oczywiście za żartobliwym „sadzeniem drzew” kryło się 30 lat sadzenia drzew, ochrony lasów i walki z deforestacją w jej rodzinnej Kenii. Komitet Noblowski zaczął wtedy swoje uzasadnienie od jakże ważnego stwierdzenia: „Pokój na świecie zależy od naszej umiejętności ocalenia środowiska naturalnego”.
Wybór Maathai zwiastował nową erę w myśleniu Komitetu Noblowskiego o pokoju. Przez latach nagroda trafiała w ręce polityków, dyplomatów, negocjatorów pokojowych lub organizacji działających na rzecz zapobiegania konfliktom zbrojnym. Trzy lata po Maathai nagrodą podzielili się natomiast bangladeski ekonomista Muhammad Yunus i założony przez niego bank dla ubogich udzielający niskooprocentowanych pożyczek mikro przedsiębiorczyniom (większość beneficjentów to kobiety). Kolejnymi swoimi wyborami Komitet Noblowski wskazywał, jak ważne dla pokoju są walka z ubóstwem, dyskryminacją, zmianami klimatu czy poszanowanie praw dziecka i dostęp do edukacji.
czytaj także
XX wiek redukował pojęcie pokoju do braku wojny i do wysiłków dyplomatycznych między państwami, które miały zapobiegać konfliktom zbrojnym lub je kończyć. Oczywiście wiele osób krytykujących konserwatyzm Komitetu Noblowskiego słusznie zauważa, że nie on pierwszy odrzucił takie wąskie rozumienie pokoju, które utrzymywało się do niedawna. A obok takich niezwykłych postaci jak Maathai czy Yunus, przyznał w ostatnich latach nagrody dużo bardziej zachowawcze czy bardziej kontrowersyjne politycznie, np. Unii Europejskiej, Barackowi Obamie czy Agencji ds. Zakazu Broni Chemicznej.
Trzeba jednak przyznać, że Komitet przez ostatnie 14 lat zrobił wiele, żeby upowszechniać głębsze znaczenie pokoju. Co więcej poszła za tym inna, dużo bardziej rewolucyjna zmiana: w 2014 roku przyznał nagrodę 17-latce Malali Yousufzai. Czyżby wieloletnia praca i osiągnięcia przestały mieć znaczenie dla Komitetu, pytali sceptycy. Jednak wybór nie był przypadkowy. Komitet już wcześniej zaczął myśleć o nagrodzie jako wyróżnieniu również dla „zwyczajnych niezwyczajnych”: ludzi, którzy nie piastują żadnego urzędu, nie mają władzy politycznej, ale swoją codzienną pracą walczą o pokój i prawa człowieka, często sprzeciwiając się władzy i dyskryminacji z powodu płci, pochodzenia czy wieku. W 2006 roku podczas ceremonii w Oslo nagrodę odebrał Yunus, a w imieniu Banku Grameen Mosammat Taslima Begum, która 15 lat wcześniej zaciągnęła w nim mikropożyczkę na zakup kozy, a po latach prowadzenia własnej działalności gospodarczej została członkinią zarządu banku. Malala idealnie wpasowuje się w ten profil: w jej rodzinnym Pakistanie władze nie radziły sobie z grupą radykałów i terrorystów, która nie pozwalała dziewczynkom chodzić do szkoły. Ona postanowiła chodzić do niej mimo to uznając edukację za prawo każdego dziecka i została brutalnie zaatakowana. Obie te kobiety walczą o pokój dla siebie i innych w krajach, w których władze tego nie robią lub robią to nieudolnie.
czytaj także
W świetle tych zasadniczych zmian w myśleniu Komitetu Noblowskiego nie dziwi tegoroczna nagroda dla kongijskiego lekarza Denisa Mukwege i jazydzkiej aktywistki Nadii Murad. Podobnie jak w 2014 roku, kiedy obok Malali wyróżniony został indyjski weteran walki o prawa dziecka Kailash Satyarthi, teraz również doceniono wieloletnią pracę, upór i doświadczenie, ale też niezwykłą odwagę, która jest niezależna od wieku. Nadia Murad ma 25 lat, za sobą przerażające doświadczenia przemocy seksualnej ze strony Państwa Islamskiego, ale przede wszystkim ogromną siłę, żeby mówić o tym, co ją spotkało. Dzięki pokazaniu swojej twarzy wysyła jasny sygnał, że wstydzić gwałtu i innych zbrodni powinni się sprawcy, a nie kobiety. Denis Mukwege zaś poświęcił swoje życie świadczeniu pomocy medycznej i psychologicznej kobietom takim jak Nadia w jego rodzinnym kraju, Demokratycznej Republice Konga. Wiele lat temu zrozumiał jednak, że sama pomoc nie wystarcza i trzeba walczyć o systemowe zmiany, które położą kres cierpieniu i naruszeniu praw człowieka. Od tamtej pory spotkał się z setkami polityków i przywódców, pokazując im okrucieństwo wojen i konfliktów, które ci wszczynają i podtrzymują.
Powszechne jest przekonanie, że Komitet Noblowski nie tylko wyróżnia osoby zasłużone dla pokoju, ale również wskazuje na najważniejsze wyzwania naszych czasów, często te niesłusznie lekceważone. Przemoc seksualna w czasie wojny to jeden z tematów, który od lat czekał na przypomnienie, szczególnie, jeśli co raz słyszymy o kolejnym przypadkach użycia gwałtu jako narzędzia walki i poniżania. Nie tak dawno wydarzyło się to w Mjanmie, kiedy birmańska armia prowadziła operację przeciwko mniejszości Rohingjach. Wiele kobiet, którym udało się przeżyć i uciec do sąsiedniego Bangladeszu przyznało się do doświadczenia przemocy seksualnej. Często to właśnie gwałt lub jego groźba skłoniły je do ucieczki.
Tegoroczna nagroda pewnie nie przyniesie ani przełomu w walce z przemocą wobec kobiet podczas konfliktów, ani nie zmieni ostatnio utrwalonej praktyki Komitetu, by z roku na rok doceniać na przemian rządzących, organizacje i aktywistów/ki. Jednak przyznawanie jej tym ostatnim na pewno budzi najwięcej pozytywnych emocji, a ich wykłady noblowskie po wręczeniu medalu na grudniowej uroczystości są niewątpliwie najciekawsze i najodważniejsze. Kailash Satyarthi w swoim przemówieniu przytoczył przejmującą historię dziewczynki, która pracowała niewolniczo w kamieniołomie w Indiach. Kiedy przeprowadził z sukcesem akcję jej uwolnienia, dziewczynka zapytała: „Dlaczego przyszedłeś dopiero teraz?”. To pytanie wtedy go zaszokowało, bo spodziewał się podziękowania, a nie pretensji, jednak podczas wykładu w Oslo skierował je do nas wszystkich, zarówno do rządzących, jak i do tych, którzy mogą zabierać głos, ale milczą, którzy mogą dokonywać określonych wyborów konsumencki i politycznych, by walczyć z problemami naszych czasów, ale tego nie robią. Tym bardziej warto czekać na wykład noblowski Denisa Mukwege. Komitet Noblowski w uzasadnieniu przytoczył jego dewizę, że „zapewnienie sprawiedliwości każdemu to sprawa nas wszystkich”. Wydaje się, że kiedy przywódcy zawodzą w budowaniu pokoju, to przesłanie wydaje się bardziej aktualne niż kiedykolwiek.