Świat

Modi. Jak szowinista został technokratą

W jaki sposób premier Indii z wojownika o hindutvę przeobraził się w speca od rozwoju gospodarczego?

Paweł Marczewski: Narendra Modi, nowy premier Indii z opozycyjnej Indyjskiej Partii Ludowej (Bharatiya Janata Party – BJP), to postać wywołująca kontrowersje na całym świecie. Ciągną się za nim oskarżenia o to, że jako świeżo upieczony gubernator Gudźaratu w 2002 roku wspierał pogromy, w wyniku których zginęły setki muzułmanów. Jednocześnie jest ulubieńcem inwestorów, tłumnie przyjeżdżających na organizowany przez niego doroczny szczyt ekonomiczny. Był też zapraszany przez rządy Wielkiej Brytanii czy Australii, chociaż nie sprawował jeszcze żadnej funkcji na szczeblu krajowym. Skąd się wziął w indyjskiej polityce?

Vinod K. Jose: Zapleczem ideowym Modiego jest hindutva, czyli hinduistyczny nacjonalizm. Ta ideologia, lansowana przez BJP, dąży do przekształcenia Indii w państwo narodowe, w którym główną rolę odgrywaliby stanowiący większość wyznawcy hinduizmu. BJP formalnie powstała ledwie 34 lata temu, ale stanowi de facto nowe wcielenie partii działających w latach 1951–1980. Dodatkowo partię wspiera Krajowy Korpus Ochotników (Rashtriya Swayamsevak Sangh – RSS). To organizacja, która oficjalnie nie stawia sobie żadnych celów politycznych, lecz jest ruchem kulturalnym i społecznym. W niej właśnie zaczynał swoją karierę Narendra Modi.

RSS powstał w Nagpurze w 1925 roku i początkowo był niewielką, marginalną grupą. Jej wpływu na pewno nie można było porównać z potężnym Indyjskim Kongresem Narodowym, którego liderami byli Mahatma Gandhi czy Jawaharlal Nehru. Wyróżniała się jednak całkowicie odmienną wizją przyszłych, niepodległych Indii – odrzucała świecki nacjonalizm i nie zgadzała się na zaledwie umiarkowany wpływ większościowej religii hinduistycznej. Aż do uzyskania przez kraj niepodległości koncentrowała się na formowaniu młodzieży zgodnie ze swoją wizją, trzymając się z daleka od walki z brytyjską władzą kolonialną. W latach 30. w RSS pojawiła się fascynacja ruchem nazistowskim, który wtedy zdobył władzę w Niemczech. Wielu działaczy uważało nazizm za wzór myślenia o państwie narodowym i uważało, że należy podążyć za jego przykładem w Indiach. Wspólnota języka, zwyczajów, tradycji, religii, kultury miały stać się podstawą zjednoczonego narodu indyjskiego. Niemieckie rozumienie narodu było dla nich o wiele bardziej pociągające niż perspektywy francuska czy brytyjska, wedle których naród jest umową społeczną i może składać się z wielu grup etnicznych. Nic zatem dziwnego, że RSS zbijał swój polityczny kapitał przede wszystkim na napięciach pomiędzy hinduistami a muzułmanami.

W jaki sposób RSS zyskał wpływy polityczne?

Kluczowy okazał się rok 1948, kiedy Narthuram Godse zastrzelił Gandhiego. Godse w latach 30. krótko pracował na rzecz RSS, rozczarował go jednak niedostateczny radykalizm tej organizacji. Te powiązania wystarczyły jednak do tymczasowego zdelegalizowania RSS. Przywódcy ruchu musieli spisać i przedstawić władzom państwowym formalny statut. Doszli do wniosku, że konieczne jest stworzenie partii politycznej, która stanęłaby do wyborów i reprezentowała ich wartości – i tak w 1951 roku powstała Janata Party, poprzedniczka BJP. Nie potrafiła jednak odebrać władzy Kongresowi. Przez pierwsze dekady działalności była na cenzurowanym. Uważano ją przede wszystkim za środowisko, z którego wywodził się morderca Gandhiego. Zwrot przyszedł dopiero w latach 70., kiedy premier Indira Gandhi ogłosiła stan wyjątkowy [1]. Przeciwko narastającym tendencjom autorytarnym w krajowej polityce zjednoczyły się rozmaite siły – socjaliści, komuniści, naksalici, hinduistyczna prawica. Dla tej ostatniej była to okazja do zmiany wizerunku. Zaczęła uchodzić za siłę walczącą o demokrację.

Czy to wtedy rozpoczęła się kariera polityczna Modiego?

Narendra Modi miał wówczas dwadzieścia kilka lat i działał jako pracharak (ochotnik) RSS w Gudźaracie. Odpowiadał za lokalną młodzieżówkę. Rozmawiałem z ludźmi, którzy pracowali z nim w tamtych czasach. Wspominają go jako świetnego organizatora i mówcę, który umiał zmobilizować tłum przeciwko policji. Uwielbiali go słuchać szczególnie studenci. Modi zaczął przejawiać coraz większe ambicje polityczne, nie wystarczyła mu już działalność kulturalna i społeczna. W połowie lat 80. udało mu się objąć stanowisko łącznika między partią a strukturami RSS w Gudźaracie, ale nie odgrywał jeszcze większej roli w polityce krajowej. Na przełomie lat 80. i 90. zmienił się klimat polityczny. RSS – organizacja, która cztery dekady wcześniej była nielegalna – rozpoczęła narodową kampanię na rzecz rozebrania średniowiecznego meczetu w mieście Ajodhja. Wierzono, że stoi na miejscu urodzin boga Ramy. W 1992 roku meczet został zniszczony przez tłum, podburzony przez trwającą kilka lat kampanię. Państwo nie zdołało obronić budowli, a cała sprawa głęboko podzieliła Indie. Modi nadal pracował wówczas w lokalnych strukturach w Gudźaracie. Odegrał jednak ważną rolę w organizacji jatry (pielgrzymki) z Somnath, położonego na wybrzeżu gudżarackim, do Ajodhji i zwrócił na siebie uwagę krajowych władz partyjnych.

W 1993 roku ówczesny przewodniczący BJP Murli Manohar Joshi udał się w tak zwaną jatrę zjednoczenia. Trasa jego pielgrzymki zaczęła się na przylądku Kanjakumari, wysuniętym najdalej na południe fragmencie subkontynentu indyjskiego, i wiodła na północ, aż do strefy konfliktu w Kaszmirze. Modi został głównym organizatorem jatry i towarzyszył Joshiemu przez cały czas. To była szansa, na którą czekał od dawna. W 1993 roku wreszcie stał się istotną postacią w BJP i uzyskał dostęp do partyjnych liderów.

Modi zdobywał zatem pozycję w partii, umiejętnie wykorzystując momenty mobilizacji nastrojów nacjonalistycznych przez hinduistyczną prawicę. W jaki sposób udało mu się zostać gubernatorem Gudźaratu?

W połowie lat 90. BJP – partia, która jeszcze w wyborach parlamentarnych z 1984 roku zdobyła ledwie dwa mandaty – zaczęła tryumfować w wyborach parlamentarnych nad Kongresem, pogrążonym w nieustannych walkach frakcyjnych po zabójstwie premiera Rajiva Gandhiego [2]. Udało jej się też wygrać wybory lokalne w kilku istotnych stanach. W Gudźaracie miała oprócz Modiego co najmniej trzech czy czterech ludzi, którzy stali wyżej w partyjnej hierarchii. Modi postanowił zdobyć przychylność numeru jeden, czyli Keshubai Patela, ówczesnego gubernatora Gudźaratu z ramienia BJP i nastawić go przeciwko konkurentom. Te manewry polityczne zaniepokoiły krajowe władze w partii i Modi został wysłany do Delhi. To miało być przywołanie do porządku i kara za przerost ambicji, okazało się jednak błogosławieństwem. Modi odpowiadał za kontakty zarządu partii z lokalnymi liderami w kilku stanach i budował sobie siatkę kontaktów. W międzyczasie jego dawny protektor, Keshubai Patel, zaczął mieć kłopoty ze skandalami korupcyjnymi. Nie potrafił utrzymać w ryzach swojej administracji. Modi zadbał, aby wiadomości o jego niekompetencji trafiły do uszu przywódców BJP. Słyszałem też od kilku redaktorów, że regularnie pojawiał się u nich z wiadomościami o kompromitacjach Patela.

Działał jak wytrawny gracz szachowy, żaden ruch nie umykał jego uwadze. A jednocześnie mógł poszczycić się wiernością sprawie.

Nigdy wcześniej nie wybrano go na urząd publiczny, więc jego ideowego puryzmu nie podważały żadne nadużycia władzy. W 2001 roku Patel, któremu do końca kadencji pozostał jeszcze rok, nie zapewnił partii dobrego wyniku wyborczego w jednym z okręgów. Kierownictwo BJP doszło do wniosku, że przyszedł czas na zmianę. Atal Bihari Vajpayee, sprawujący wówczas urząd premiera, niekwestionowany numer jeden, miał wątpliwości co do Modiego, ale inni członkowie kierownictwa go przekonali. I tak w 2001 roku Modi, polityk bez żadnego doświadczenia wyborczego, zostaje gubernatorem Gudźaratu. To był pierwszy tego rodzaju przypadek w kraju. Wielu komentatorów, ale i polityków BJP było zaskoczonych tą nominacją. Modi miał jednak za sobą całą strukturę organizacyjną. Kiedy przyjechał do stolicy Gudźaratu jako świeżo upieczony gubernator, obwieścił prasie, że ma tylko jeden, krótkoterminowy cel – zwycięstwo wyborcze BJP w kolejnym roku.

Kolejny rok przyniósł jednak przede wszystkim falę antymuzułmańskich pogromów w Gudźaracie. Amerykański Departament Stanu swego czasu odmówił Modiemu wizy, motywując to tym, że amerykańskie prawo nie pozwala na wydanie wizy osobie, która „brała bezpośredni udział lub była odpowiedzialna za rażące naruszenia swobód religijnych”. Jaką rolę odegrał Modi w pogromach?

Modi zasiadł w fotelu gubernatora w październiku 2001 roku. W tym samym czasie wojska Stanów Zjednoczonych wkraczają do Afganistanu. Upłynął zaledwie miesiąc od zamachów na World Trade Center i na całym świecie dyskutowano o groźbie „islamskiego terroryzmu”. Ta retoryka dobrze współgrała z językiem strachu i polaryzacji, jakim BJP opisywała muzułmanów w Indiach. Rozmawiając o pogromach w Gudźaracie, trzeba pamiętać o tym kontekście. W lutym 2002 roku grupa aktywistów RSS wracała z pielgrzymki do Ajodhji. W 10. rocznicę zburzenia meczetu zorganizowano tam wiec, na którym domagano się budowy hinduistycznej świątyni. Według policji pociąg, którym jechali działacze, został podpalony przez muzułmanów, kiedy zatrzymał się na jednej ze stacji. Wersja policji nie jest jednak w pełni wiarygodna. Nie wyjaśniono ostatecznie, czy w pociągu nie było materiałów łatwopalnych. Istnieją dwa raporty rządowe zawierające sprzeczne wersje wydarzeń. Według jednego muzułmanie zaatakowali pociąg, drugi nie wyklucza, że doszło w nim do eksplozji butli z gazem.

Jednak nawet jeśli stwierdzimy, że doszło do ataku terrorystycznego, to nie sposób usprawiedliwić odwetu, którego ofiarą padli muzułmanie w Gudźaracie. Pogromy trwały przez kilka dni, w ich wyniku zostało zamordowanych około 2000 osób, a do wybuchów przemocy dochodziło jeszcze przez następne 2–3 miesiące.

Najwięcej ludzi zginęło w pierwszych trzech dniach. Policja nie robiła w tym czasie nic, żeby zapobiec rozlewowi krwi. De facto przestała działać. Dopiero kilka lat później wysoko postawieni funkcjonariusze zaczęli mówić, że otrzymali ustne polecenie od gubernatora, żeby nie przeszkadzać hinduistom dokonującym „słusznej zemsty”. Ówczesny szef służb wywiadowczych w Gudźaracie powiedział mi, że Modi podczas rozmowy z nim stwierdził: „Na ogół podczas zamieszek policja aresztuje ludzi z obu stron. Może byśmy tak dla odmiany zostawili hinduistów w spokoju?”. Śledztwo w sprawie pogromów nie było bezstronne, ponieważ nadzorował je urząd gubernatora Modiego. Kiedy rozpoczęła swoje dochodzenie specjalna komisja powołana przez Sąd Najwyższy, okazało się, że zniszczono wiele istotnych dowodów, jak choćby bilingi rozmów liderów partyjnych. Trudno uznać, że ofiary doczekały się sprawiedliwości.

Dziś Modi chce być postrzegany przede wszystkim jako polityk, pod którego rządami w Gudźaracie dokonał się cud gospodarczy. W jaki sposób z wojownika o hindutvę przeobraził się w sprzyjającego biznesowi speca od rozwoju gospodarczego?

Wielu wyborców nie interesuje się przeszłością Modiego, jego rolą w pogromach z 2002 roku ani jego zapleczem ideologicznym. Najważniejsze jest dla nich, że pod jego rządami Gudźarat ma tempo wzrostu, którego może mu pozazdrościć wiele stanów w Indiach. Przypisywanie tego sukcesu gubernatorowi na wyłączność to jednak chwyt propagandowy. Trzeba pamiętać, że sporą część ludności regionu od wieków stanowią kupcy. Od czasów starożytności przebiegały tu najważniejsze szlaki handlowe. Kiedy w latach 60. utworzono stan Gudźarat, już na starcie wyprzedzał on gospodarczo wiele innych stanów. W latach 70. i 80. przeciętny wzrost PKB w Indiach wynosił 3–4 procent, a w Gudźaracie był dwukrotnie wyższy.

Wiele osób nie zdawało sobie z tego sprawy, poprzednicy Modiego nie umieli sformułować takiej wielkiej narracji. Dopiero on znalazł sposób, aby sprzedać sukces Gudźaratu jako swoje osobiste osiągnięcie.

Było mu o tyle łatwiej, że początek jego rządów to czas intensywnego wzrostu branży PR. Ogłoszenia opłacane przez rząd zaczęły stanowić jakieś 20–30 procent wpływów reklamowych, więc pojawiła się presja, żeby przedstawiać działania władz w dobrym świetle. Co więcej, Modi zadbał, żeby każda większa inwestycja w jego stanie była okazją do medialnej fety. Zaczął organizować w Gudźaracie doroczny, świetnie nagłośniony szczyt ekonomiczny, gromadzący inwestorów z całego świata. Modi oferował im świetne warunki, ulgi podatkowe i w zamian mógł liczyć na komplementy pod swoim adresem wygłaszane w mediach przez biznesmenów. Dzięki tej machinie medialnej sukces Gudźaratu w ciągu 11 lat od pogromów z 2002 roku zamienił się w osobiste osiągnięcie gubernatora. Z hinduistycznego szowinisty z nożem w zębach zamienił się w uśmiechniętego, otwartego technokratę. Ta zamiana wizerunku zadziałała nie tylko w Indiach, ale i na całym świecie. W 2005 roku Departament Stanu odmówił Modiemu wizy, ale dziś środowiska biznesowe naciskają na rządy swoich krajów, żeby przymykały oko na jego przeszłość.

Prowadząc kampanię wyborczą, Modi najwyraźniej starał się dokonać jeszcze jednej przemiany i pokazać się jako zwolennik sekularyzmu. W indyjskiej tradycji politycznej sekularyzm jest czymś zupełnie innym niż sekularyzacja na Zachodzie. Oznacza równe traktowanie przez państwo wszystkich grup wyznaniowych. Deklaracje przywiązania do tej wartości w ustach kogoś, kto budował swoją karierę polityczną, propagując hinduistyczny nacjonalizm i odegrał jakąś rolę w antymuzułmańskich pogromach, brzmią co najmniej zastanawiająco…

Modi próbuje przekonać wyborców, że zamieszki na tle religijnym wybuchają wtedy, kiedy rządzi Kongres. „Zobaczcie, kiedy władzę sprawuje BJP, panuje spokój”, mówi. „Od czasu utworzenia Gudźaratu w latach 60. brutalne konflikty wybuchały mniej więcej co dwa lata, a od 2002 roku sytuacja jest stabilna”. Jeśli ograniczyć się do liczb, to oczywiście ma rację.

Rzecz w tym, że główna siła wszczynająca zamieszki jest teraz u władzy, nie musi zatem sięgać po drastyczne metody walki o wpływy.

Owszem, Modi stara się mówić również do muzułmanów, przedstawiać się jako kandydat ponad podziałami, ale adresatem tych zapewnień wcale nie są muzułmanie, tylko umiarkowani hinduiści. To sygnał wysłany w ich kierunku – zobaczcie, nie mamy problemu z muzułmanami. Nie jesteśmy ziejącymi nienawiścią szaleńcami, za jakich nas uważacie.

Klimat polityczny w Indiach jest dziś zupełnie inny niż w 2002 roku. Muzułmanie ze strachu lub w wyniku frustracji czy bezradności przystali na to, że traktuje się ich jak obywateli drugiej kategorii. Pogodzili się z wizją ideologiczną BJP i RSS, wedle której mniejszości religijne muszą zaakceptować swój pośledni status wobec hinduistycznej większości. Hinduistyczna prawica usiłuje jednak rozróżniać prymat kulturowy i religijny od równego traktowania mniejszości przez państwo, gdy chodzi na przykład o politykę społeczną. Świadczenia socjalne na rzecz mniejszości traktuje jak konieczne ustępstwo, usiłując w ten sposób wyciągnąć rękę do muzułmanów. Nie przekłada się to jednak na ich głosy.

Pisząc swój obszerny reportaż o Modim, przywołałeś esej Ashisa Nandy’ego, w którym twierdzi on, że jako psycholog nie waha się nazwać Modiego „prototypowym faszystą”. Zgadzasz się z jego diagnozą?

Myślę, że Modi to w istocie ktoś więcej niż tylko autorytarny przywódca. Powiedziałbym, że to faszysta, który zdecydował się działać zgodnie z wybranymi przez siebie zasadami indyjskiej demokracji. Zbierając materiały do reportażu, rozmawiałem z członkiem BJP z bliskiego otoczenia Aruna Jaitley, lidera partii w wyższej izbie parlamentu, który jest też adwokatem występującym w głośnych sprawach przed Sądem Najwyższym. Bez jego pomocy i wsparcia Modi nigdy nie zostałby gubernatorem Gudźaratu. Według mojego informatora Jaitley często słyszy od Modiego: „A ty ciągle o tej konstytucji!”. To sygnał, że Modi niespecjalnie przejmuje się ograniczeniami konstytucyjnymi. Takie podejście pozostaje w zgodzie z wizją odnowy Indii przez RSS. W tej perspektywie polityka jest wtórna wobec wielkiej zmiany cywilizacyjnej, co jest o wiele bliższe faszyzmowi niż programowi jakiejkolwiek tradycyjnej partii politycznej.

Przypisy:

[1] Stan wyjątkowy został wprowadzony 26 czerwca 1975 roku w odpowiedzi na – wedle słów premier Indiry Gandhi – „realne zagrożenie bezpieczeństwa Indii, spowodowane zamieszkami wewnętrznymi”. Chodziło o falę strajków (gospodarka kraju znajdowała się wówczas w opłakanym stanie) oraz demonstracji przeciwko oszustwom wyborczym, jakich miała się dopuścić Gandhi. Po wprowadzeniu stanu wyjątkowego aresztowanych zostało wielu przywódców związkowych oraz liderów partii opozycyjnych.

[2] Premier Rajiv Gandhi zginął 21 maja 1991 roku w zamachu terrorystycznym zorganizowanym przez Tamilskie Tygrysy, organizację walczącą o niepodległe tamilskie państwo na północy Sri Lanki.

Jest to skrócona i nieco zmieniona wersja wywiadu, który ukazał się w 37-38 numerze „Krytyki Politycznej”: Nowoczesność na peryferiach.

Indie były i są dla nas wielką niewiadomą. Pozostały krajem tajemniczej egzotyki, gdzie wszystko jest inaczej i bardziej. Nowy orientalizm jest jednak subtelniejszy, często skrywa się za parawanem wrażliwości społecznej. Kiedy załamujemy teatralnie ręce nad utrzymującymi się podziałami kastowymi i jednocześnie oburzamy, gdy obok slumsów wyrastają luksusowe siedziby potentatów IT, nie przejdzie nam przez myśl, że moglibyśmy z indyjskich przykładów dowiedzieć się na przykład czegoś o polskiej transformacji.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij