Trump zawstydził gabinet Joe Bidena, którego łączna wartość wynosiła „marne” 118 milionów, a więc 2881 razy mniej. Nie przeszkadzało to republikanom mówić o skorumpowanej elicie rządzącej, żerującej na zwykłych Amerykanach.
Coroczne raporty Oxfamu o nierównościach na świecie zdążyły już przyzwyczaić nas do tego, że jest źle, a będzie tylko gorzej. Tym razem znowu czytamy o rekordowym majątku miliarderów (wzrost z 13 bilionów dolarów do 15), ich rekordowej liczbie (już 2769) i wreszcie rekordowych zyskach. Podczas gdy liczba ludzi żyjących w biedzie nie zmniejszyła się od 1990 roku, bogactwo miliarderów rośnie szybciej niż kiedykolwiek – o 6 miliardów dolarów każdego dnia, a dziesiątka najbogatszych spośród nich zyskuje co dobę 100 milionów.
To prowadzi również do wzrostu politycznych wpływów miliarderów, rzadko mamy jednak okazję ujrzeć ich władzę tak obnażoną i pozbawioną jakiegokolwiek kamuflażu, jak miało to miejsce na inauguracji Donalda Trumpa. Dobór gości i ich usadzenie jasno pokazały, kto tak naprawdę rządzi Stanami Zjednoczonymi, a w dużej mierze i światem.
Oligarchowie w pierwszym szeregu…
Na honorowych miejscach, obok rodziny prezydenta elekta i byłych prezydentów, a przed chociażby członkami nowego gabinetu, usadzono grupę miliarderów stojących na czele największych firm technologicznych: właściciela Tesli i platformy X Elona Muska, prezesa Google Sundara Pichaia, szefa Amazona Jeffa Bezosa i wreszcie kierującego m.in. Facebookiem Marka Zuckerberga. Ten ostatni od kilku tygodni podlizuje się nowej administracji, czego przejawem jest zapowiedź mniej aktywnej moderacji na platformach Mety i jednoczesna rezygnacja z fact-checkingu, co w praktyce oznacza większą tolerancję dla treści homofonicznych czy ksenofobicznych, a także wzrost zasięgu teorii spiskowych.
Wójcik na inaugurację Trumpa: Czy obrażony hegemon porzuci Europę?
czytaj także
Najważniejszym sojusznikiem Trumpa spośród wymienionych jest jednak bez wątpienia Elon Musk, który przed listopadowym głosowaniem wykorzystywał własną platformę do agitacji na rzecz republikanów i hojnie finansował ich kampanię – wartość wsparcia od najbogatszego człowieka świata sięgnęła aż 277 milionów dolarów. Świeżo upieczony oligarcha, nie rezygnując z aktywności biznesowej, dołączy również do nowego gabinetu, a jeszcze przed inauguracją Trumpa zdążył wziąć udział w szeregu spotkań ze światowymi liderami, uosabiając postępujące zespalanie się elit finansowych oraz politycznych.
Nieprzypadkowe jest użycie tu słowa kojarzonego raczej z Rosją i tamtejszymi miliarderami, którzy błyskawicznie uwłaszczyli się po upadku ZSRR. Przejęcie władzy przez oligarchów zapobiegło na przełomie wieków realnej demokratyzacji wielu krajów postsowieckich, a obecnie również w USA granica między światem wielkiego biznesu a kręgami rządowymi zaciera się coraz bardziej. Nawet jeśli te dwa środowiska nigdy nie były od siebie dalekie, to ich fuzja osiąga właśnie kolejny poziom, czego najlepszymi przykładami są sam Trump oraz jego najbliżsi współpracownicy.
I w administracji rządowej
W czasie kampanii wyborczej kandydat republikanów przedstawiał się jako człowiek ludu, grzmiał przeciwko liberalnym elitom i sięgał po frytkownicę w McDonaldzie, co pomagało wyborcom zapomnieć o tym, że na co dzień żyje w złotym pałacu. Już po zwycięstwie Donald Trump szybko porzucił pozory, powołując na kluczowe stanowiska głównie miliarderów – wśród członków nowej administracji aż kilkunastu szczyci się takim bogactwem, a łączna wartość ich majątków to rekordowe 340 miliardów dolarów. Trump przebił tym samym swoją pierwszą kadencję i zawstydził zarazem gabinet Joe Bidena, którego łączna wartość wynosiła „marne” 118 milionów, a więc 2881 razy mniej. Nie przeszkadzało to republikanom mówić o skorumpowanej elicie rządzącej, żerującej na zwykłych Amerykanach.
Zmienić to ma ekipa miliarderów, w tym magnatów rynku nieruchomości oraz inwestorów giełdowych. Za edukację będzie odpowiadać Linda McMahon, małżonka ikony wrestlingu i była prezeska World Wrestling Entartainment, której misją będzie faktyczny demontaż swojego departamentu, ponieważ kwestami nauczania według Trumpa powinny zajmować się poszczególne stany, a nie rząd federalny. Na tle kolegów za plebejusza może uchodzić Marco Rubio, dysponujący majątkiem 5 milionów dolarów, co i tak umieszcza go w 1 procencie najbogatszych Amerykanów.
Wspomniany wcześniej Musk, najbogatszy człowiek świata, będzie z kolei szefować Departamentowi Wydajności Rządu (DOGE), który ma odpowiadać za cięcia w administracji federalnej i zarazem zwiększenie jej produktywności. Republikanie nie widzą problemu w fakcie, że oszczędności w instytucjach państwowych będzie szukać właściciel kilku wielkich firm, z których niektóre (jak SpaceX) są zależne od dotacji rządowych, a jednocześnie rywalizują z podmiotami publicznymi. Sama nazwa nowego departamentu nawiązuje zresztą do promowanej przez Muska kryptowaluty, ale pojęcie konfliktu interesów pozostaje nieznane nowej administracji.
TikTok dziękuje Trumpowi, czyli polityka pod big tech
Na początku stycznia w życie miał wejść zakaz dalszej działalności platformy TikTok na terenie USA, wydany przez administrację Joe Bidena ze względu na zastrzeżenia dotyczące bezpieczeństwa danych zbieranych przez chińską aplikację i ryzyko jej wykorzystywania do siania dezinformacji. Gdy po krótkiej przerwie TikTok wznowił swoje funkcjonowanie na terenie USA, użytkowników powitała wiadomość, że możliwość dalszego używania platformy zawdzięczają „wysiłkom prezydenta Trumpa”.
Rzucanie koła ratunkowego TikTokowi przez nowego-starego prezydenta może dziwić, jeśli spojrzymy na jego politykę w poprzedniej kadencji. Trump chciał bowiem swego czasu zakazać działania platformy, czyli w praktyce zrobić to samo, czego w końcu dokonała administracja Bidena. Co doprowadziło do takiej zmiany poglądów u przywódcy Stanów Zjednoczonych? Niektórzy wskazują na to, że w chińskiej aplikacji wyraźną przewagę mają twórcy prawicowi, a więc kampania na TikToku pomogła Trumpowi w zwycięstwie wyborczym.
czytaj także
Do tego dochodzi plan częściowego przejęcia platformy – warunkiem Trumpa dla odwieszenia zakazu jest przekształcenie TikToka w spółkę w połowie posiadaną przez stronę amerykańską. Komu konkretnie przypadnie ten kawałek tortu? Sam prezydent mówił o wielu zainteresowanych i niewykluczone jest, że jego celem jest pozyskanie kolejnego medium społecznościowego o przyjaznym zarządzie.
Lista gości na inauguracji zapowiada prezydenturę w bliskim sojuszu z gigantami technologicznymi, także tymi, którzy niegdyś byli z Trumpem skłóceni (jak Meta Marka Zuckenberga). Prezydent obiecuje hojne subsydia dla tego sektora, a jednocześnie obronę jego interesów w starciu chociażby z Unią Europejską, która próbuje regulować amerykańskich gigantów. Powstrzymanie ekspansji USA w tym aspekcie może być trudniejsze niż zablokowanie zakusów Trumpa na Grenlandię.