Świat

Kryzys migracyjny – jak to wygląda?

Jedną z przyczyn kryzysu jest nie tylko sytuacja w Afryce i na Bliskim Wschodzie, ale również nieprzemyślana polityka migracyjna Unii Europejskiej.

W 1999 roku państwa Unii Europejskiej zobowiązały się do stworzenia wspólnego systemu azylowego. Zgodnie z tym założeniem w kolejnych latach przyjęto wiele aktów prawnych, których celem było dostosowanie i ujednolicenie prawa obowiązującego w państwach członkowskich oraz stworzenie równych standardów przyjmowania uchodźców w całej wspólnocie. Unia Europejska przyjęła Konwencję Dublińską (1990), a następnie jej nowelizacje (2003 i 2014), które określają to, które z państw jest odpowiedzialne za prowadzenie postępowania o status uchodźcy. Ratyfikowana została także dyrektywa określająca minimalne standardy recepcji osób ubiegających się o azyl, które muszą zostać zapewnione w państwach Unii – chodzi na przykład o dostęp do zasobów lokalowych, służby zdrowia i edukacji. W Unii Europejskiej funkcjonuje także Eurodac, to znaczy wspólny system informatyczny, który zawiera bazę danych umożliwiającą zapobieganie przypadkom składania wniosków o status uchodźcy w kilku państwach, co z kolei pozwala na odsyłanie osób dopuszczających się takich praktyk do państw pierwszego kontaktu.

Mimo podjętych prób stworzenia wspólnego systemu azylowego, pomiędzy państwami Unii nadal istnieją znaczące różnice – zarówno w kwestii ochrony uchodźców, jak i w kwestii warunków ich przyjmowania. Różnice te wynikają najczęściej z sytuacji ekonomicznej poszczególnych państw, ale także z liczby migrantów, którzy do nich napływają. W najtrudniejszym położeniu znajdują się zatem państwa leżące na granicy Unii, w szczególności zaś kraje południa Europy. Do nich bowiem trafia najwięcej osób ubiegających się o ochronę i to one – zgodnie z Konwencjami Dublińskimi – są odpowiedzialne za rozpatrywanie składanych w nich wniosków i co za tym idzie – również za przyjmowanie uchodźców. W Europie nie istnieje zatem spójny system azylowy, choć o potrzebie jego stworzenia mówi się od dawna. Potrzeba ta była szczególnie widoczna podczas tak zwanego „kryzysu migracyjnego” w lecie 2015 roku. Wtedy to jak na dłoni widać było nieskuteczność i nieadekwatność rozwiązań stosowanych dotąd przez Unię.

Wspólny system przyjmowania i rozdzielania uchodźców przez państwa wspólnoty mógłby być narzędziem szczególnie ważnym w momentach kryzysowych, kiedy napływ osób poszukujących ochrony jest największy. Taki mechanizm pozwoliłby na ich bardziej sprawną i bardziej sprawiedliwą relokacje. Odciążyłby w ten sposób państwa leżące na granicach Unii, które najczęściej są państwami pierwszego kontaktu uchodźców, co czyni je odpowiedzialnymi za prowadzenie postępowań azylowych.

Kryzys migracyjny

Europejski kryzys migracyjny polega na gwałtownym wzroście liczby migrantów podróżujących do Europy przez Morze Śródziemne – najczęściej małymi statkami lub pontonami operowanymi przez przemytników – w celu uzyskania azylu. Choć liczba migrantów rosła od kilku lat, za początek kryzysu uznaje się rok 2015, w którym w państwach Unii złożono rekordową liczbę 1,2 miliona wniosków o azyl. Według danych UNHCR, wśród migrantów, którzy dotarli do Europy w 2015 roku, znajdowali się przede wszystkim Syryjczycy (49 procent), Afgańczycy (21 procent) i Irakijczycy (8 procent). Wnioski o azyl złożone zostały przede wszystkim w Niemczech (476 tysięcy wniosków), w Szwecji, w Austrii i na Węgrzech. Tylko podczas dwóch pierwszych miesięcy 2016 roku do wybrzeży Grecji przybiły kolejne 123 tysiące osób. Dla porównania, w tym samym okresie roku 2015 było ich zaledwie 4,6 tysiąca.

58 procent migrantów, którzy przybyli do Unii Europejskiej w 2015 roku, stanowili mężczyźni, 17 procent – kobiety, 25 procent – dzieci. Przewaga mężczyzn wynika z dopuszczanej przez państwa Unii możliwości późniejszego łączenia rodzin. Ponadto w państwach ogarniętych wojną mężczyźni są bardziej narażeni na przymusowy udział w działaniach zbrojnych, w konsekwencji zaś również na śmierć. Spośród przybywających do Europy dzieci wiele pozbawionych jest opieki. Wynika to stąd, że straciły one swoją rodzinę podczas wojny lub że rodzina nie mogła sobie pozwolić na transport wszystkich swoich członków. Dzieci mają też większą szansę na otrzymanie azylu w Europie.

Spośród tras wybieranych przez migrantów najpopularniejszym w 2015 roku był szlak zachodniobałkański, wiodący przez Turcję, Morze Egejskie, Grecję (przede wszystkim wyspy Kos, Chios, Lesbos i Samos), Macedonię i Serbię na Węgry. Po tym jak granica węgiersko-serbska została zamknięta z inicjatywy Budapesztu we wrześniu 2015 roku, droga uległa zmianie, prowadząc z Serbii do Chorwacji. Istnieją też inne, znane od wielu lat szlaki: zachodnioafrykański, zachodniośródziemnomorski, środkowośródziemnomorski (najpopularniejszy w 2014 roku), szlak wiodący przez Apulię i Kalabrię oraz ten od wschodniej granicy Unii (według klasyfikacji Fronteksu). We wrześniu 2015 roku pojawił się nowy szlak arktyczny, prowadzący z Rosji do Norwegii i Finlandii

Najważniejszą przyczyną europejskiego kryzysu migracyjnego jest panujący od kilku lat globalny kryzys migracyjny. Liczba imigrantów na świecie gwałtownie zwiększyła się po wybuchu wojny domowej z Syrii, z której – zgodnie z danymi z marca 2016 – uciekło już ponad 4,8 miliona ludzi.

Większość z nich mieszka obecnie w obozach w Turcji, w Libanie i w Jordanii. W 2015 roku liczba przymusowych migrantów przekroczyła 60 milionów, w tym 20 milionów uchodźców i uchodźców wewnętrznych. 86 procent z nich zamieszkuje kraje rozwijające się (dane z 2014 roku).

Liczby opisujące skalę kryzysu migracyjnego są przybliżone: z jednej strony, kalkulacje Fronteksu, UNHCR i innych organizacji zaangażowanych w obserwację kryzysu nie uwzględniają przybyszów, którzy przekroczyli granicę Unii w sposób niezauważony, z drugiej zaś – zdarzały się przypadki powtórnego liczenia tej samej osoby, która dwukrotnie przekroczyła granicę Unii: w Grecji, a następnie na Węgrzech lub w Chorwacji.

Zgodnie z Konwencją Dublińską, imigrant starający się o azyl zobowiązany jest do zarejestrowania się w pierwszym państwie Unii, do którego trafia. W związku z przeciążeniem administracji włoskiej i – szczególnie w 2015 roku – greckiej, obydwa państwa nie egzekwowały od imigrantów tych zobowiązań, co skutkowało ich niekontrolowaną wędrówką do państw Europy Północnej, w tym przede wszystkim do Niemiec. W związku z wyrokiem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2011 roku, w którym warunki panujące w greckich obozach zostały uznane za „nieludzkie”, niemiecki Trybunał Konstytucyjny uniemożliwił deportację imigrantów do Grecji już w roku 2013.

Przepływ ludności do oraz wewnątrz Unii Europejskiej pozostawał więc niemal poza kontrolą, a krótkotrwałe blokady i ograniczenia wprowadzane na granicach poszczególnych państw członkowskich, spowodowane niedostatkiem ich wydolności transportowej, prowadziły do gromadzenia się dużej liczby migrantów na pozbawionych najczęściej odpowiedniej infrastruktury terenach przygranicznych. Ponadto kolejne państwa Unii wprowadzały w ostatnich miesiącach 2015 roku chaotyczne i zmieniające się zasady selekcji migrantów na podstawie oceny szans otrzymania przez nich azylu. Wszystko to doprowadzało do kryzysów dyplomatycznych i humanitarnych.

Na szlaku zachodniobałkańskim pracowały lokalne oddziały międzynarodowych organizacji pozarządowych, takich jak UNHCR, UNICEF, Czerwony Krzyż, Lekarze Bez Granic i Save Children (nie wspominając o licznych wolontariuszach). W porozumieniu z nimi tworzono tymczasowe obozy o różnych standardach oraz stawiano namioty oferujące pomoc medyczną. Chaos informacyjny doprowadził jednak do tego, że imigranci unikali korzystania z oferowanej pomocy w obawie przed deportacją.

Kryzys migracyjny obnażył jedną z największych słabości Unii Europejskiej, to znaczy brak wspólnej polityki migracyjnej. Za niemal wszystkimi decyzjami podejmowanymi w tym zakresie kryją się duże różnice zdań pomiędzy przywódcami poszczególnych państw wspólnoty. Nawet implementacja prawa obowiązującego na poziomie międzynarodowym, na przykład Konwencji Genewskiej, bywa kwestionowana przez państwa przeciwne polityce „otwartych drzwi”. W efekcie decyzje te mają zazwyczaj charakter niefunkcjonalnych kompromisów lub dotyczą tylko jednego z licznych aspektów problemu. Nic więc dziwnego, że w swoim raporcie ze stycznia 2016 roku organizacja Lekarze Bez Granic uznała Unię Europejską za głównego odpowiedzialnego za kryzys migracyjny.

Po tym jak w kwietniu 2015 roku zatonął jeden ze statków przewożących migrantów, odbyło się specjalne posiedzenie Komisji Europejskiej, która przedstawiła dziesięciopunktowy plan zakończenia kryzysu. Wśród sformułowanych postulatów znalazły się między innymi: wzmożenie działań Fronteksu, gromadzenie danych na temat przemytników, zatrudnienie dodatkowych urzędników we Włoszech i w Grecji, kontrola odcisków palców migrantów oraz wstępny projekt relokacji uchodźców na terenie Unii. W listopadzie 2015 roku przywódcy państw europejskich i afrykańskich ustalili, że w zamian za otrzymane od Unii fundusze rozwojowe państwa afrykańskie pomogą w ograniczeniu skali zjawiska migracji. W tym samym czasie rozpoczęły się negocjacje państw Unii z Turcją, które ostatecznie zakończyły się dwoma szczytami w marcu 2016.

Podstawowym założeniem porozumień z Turcją jest układ „jeden za jednego”: za każdego Syryjczyka cofniętego z Grecji do Turcji Unia Europejska przesiedli do jednego z krajów członkowskich Syryjczyka przebywającego obecnie w tureckim obozie. Ponadto Turcja otrzyma od Unii 6 miliardów euro w celu poprawy warunków panujących w obozach, które znajdują się na jej terenie.

Międzynarodowe organizacje pozarządowe (na przykład UNHCR) skrytykowały porozumienie, dowodząc, że jest ono niezgodne z prawem międzynarodowym, które zakazuje deportowania osób poszukujących azylu bez indywidualnego rozpatrzenia ich wniosków. Unia Europejska stoi jednak na stanowisku, że wnioski będą rozpatrywane indywidualnie, lecz w związku z uznaniem Turcję za kraj bezpieczny – to punkt, który budzi szczególne kontrowersje – większość migrantów może znaleźć w niej schronienie.

Wojna w Syrii jest daleka od rozwiązania, wojna w Iraku przybiera na sile. Niewykluczone są kolejne konflikty zbrojne w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie (wśród państw o szczególnie dużym ryzyku wystąpienia konfliktu wymienia się na przykład Algierię). Według prognoz ONZ, w 2016 roku do Europy może dotrzeć nawet milion uchodźców.

Droga do Europy: podróż przez morze

Łodzie przepełnione migrantami z zagrożonych wojną, głodem i chorobami regionów Afryki i Bliskiego Wschodu dobijają do brzegów Europy od początku XXI wieku. Początkowo najczęściej wybierana przez nich trasa wiodła z Afryki Północnej, wybrzeży Libii i Tunezji, do najbliżej położonych europejskich wysp: Malty i Lampedusy. W pomoc uchodźcom i transportowanie ich na kontynent zaangażowały się setki wolontariuszy i liczne organizacje. Służby medyczne na Lampedusie osiągnęły poziom efektywności kilkunastu wielkich szpitali w którejś ze stolic Europy Zachodniej. Port w Marsie na Malcie dawał zatrudnienie przy załadunku i rozładunku statków. Można było odnieść wrażenie, że rządy Malty i Włoch sprostały nowemu wyzwaniu. Były to jednak tylko pozory.

Od początku XXI wieku liczba łodzi z uchodźcami z Afryki Północnej, które docierały na Lampedusę, stopniowo wzrastała. Rząd Silvio Berlusconiego próbował powstrzymać niekontrolowaną migrację do Włoch, zawierając w 2004 roku tajną umowę z Muammarem Kaddafim. Umowa ta zobowiązała Libię do przyjmowania z powrotem ludzi, którym włoska straż graniczna odmówiła prawa wjazdu do Italii. Współpraca pomiędzy obydwoma krajami ustała w związku z wybuchem wojny domowej w Libii w 2011 roku, a Europejski Trybunał Praw Człowieka oskarżył Włochy o złamanie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka oraz obowiązującego w Europie zakazu masowych deportacji. Po upadku rządów Kaddafiego i jego śmierci w październiku 2011 roku Libia pogrążyła się w chaosie i anarchii, a północna granica kraju znalazła się pod wyłączną kontrolą przemytników ludzi. Zapoczątkowało to dużo gwałtowny i tragiczny w skutkach napływ migrantów do Włoch.

Mniej więcej tym samym czasie, w marcu 2011 roku, na fali tunezyjskiej rewolucji, przez syryjskie miasta przeszły wielotysięczne demonstracje przeciwko autorytarnym rządom prezydenta Baszszara al-Asada. Wojna domowa, która wybuchła w następstwie tych protestów, pochłonęła setki tysięcy ofiar, a podczas walk niemal doszczętnie zniszczono największe syryjskie miasta. Od początku konfliktu z Syrii uciekło niemal 4,8 miliona ludzi. Znaczna część z nich znalazła schronienie w obozach dla uchodźców w państwach sąsiadujących: w Turcji (2,7 miliona; stan na marzec 2016), w Libanie (nieco ponad milion, to znaczy więcej niż jedna piąta populacji kraju; stan na styczeń 2016) i w Jordanii (ponad 600 tysięcy; stan na kwiecień 2016). Wszystkie te państwa zmagają się z problemem przepełnienia obozów dla uchodźców (weźmy obóz-miasto Zaatari w Jordanii, w którym obecnie przebywa około 80 tysięcy uchodźców mieszkających w naprędce skleconych barakach i pozbawionych dostępu do bieżącej wody, pomocy medycznej czy edukacji).

Mimo że spore grupy uchodźców przedostawały się z Turcji do Europy już od kilku lat – na przykład trasą lądową przez Bułgarię (mur na granicy bułgarsko-tureckiej istnieje od 2013 roku) – to dopiero w sierpniu 2015 nastąpił wyraźny wzrost liczby ludzi przeprawiających się z tureckiego wybrzeża na greckie wyspy. Wzmożony ruch uchodźców z Bliskiego Wschodu obserwowano od samego początku konfliktu w Syrii, ale dopiero w 2014 roku drastycznie zwiększyła się liczba osób próbujących dostać się do Europy drogą morską. Jeszcze w 2013 roku było ich niecałe 60 tysięcy, dwa lata później już ponad milion ludzi zdecydowało się na przeprawę przez Morze Śródziemne. Przeprawa ta, nie dość, że kosztowna, wiąże się zazwyczaj z dużym ryzykiem. W 2013 roku utonęło podczas jej odbywania sześćset osób, w każdym z dwóch kolejnych lat było to już około 3,5 tysiąca. Od początku bieżącego roku życie straciło już ponad pięciuset migrantów. Frontex jako główne przyczyny utonięć wskazuje poruszanie się przepełnionymi i nienadającymi się do żeglugi łodziami oraz brak wystarczających umiejętności nawigacyjnych.

Największe grupy uchodźców wyruszają do Grecji z dwóch tureckich kurortów turystycznych. Z Bodrum łódki kierują się zazwyczaj w stronę wysp Kos, Leros i Samos. Z Izmiru z kolei najłatwiej dostać się na wyspy Lesbos i Chios. Z wysp uchodźcy kierowani są do Aten, potem do Kavali lub Salonik, a następnie do leżącej na granicy z Macedonią miejscowości Idomeni. 49 procent migrantów, którzy przybyli do Grecji przed 1 stycznia 2016 roku, stanowią obywatele i obywatelki Syrii, 26 procent – Afganistanu, 16 procent – Iraku. Resztę stanowią obywatele i obywatelki Pakistanu i Iranu (po 3 procent).

Struktura etniczna migrantów przybywających do Włoch – w 2015 roku było ich prawie 154 tysiące – jest zupełnie inna niż w Grecji. Są wśród nich przede wszystkim obywatele i obywatelki Nigerii, Gambii, Senegalu, Mali oraz Gwinei (dane do 1 stycznia 2016). Uśrednione dane UNHCR pokazują też inną niż w Grecji strukturę demograficzną populacji migrantów. 76 procent tej grupy stanowią mężczyźni, 9 procent – kobiety, a 15 procent – dzieci. Proporcje zmieniają się jednak w zależności od kraju pochodzenia. Syryjczycy na przykład w przeważającej większości przemieszczają się wraz z całymi rodzinami.

Działania Unii Europejskiej na Morzu Śródziemnym: operacje agencji Frontex

Frontex (Europejska Agencja Zarządzania Współpracą Operacyjną na Zewnętrznych Granicach Państw Członkowskich Unii Europejskiej) jest instytucją funkcjonującą w ramach Unii Europejskiej, do której zadań należy koordynacja działań podejmowanych przez państwa członkowskie w celu ochrony zewnętrznych granic Unii. Siedziba Fronteksu mieści się w Warszawie i jest to jedyna agencja unijna znajdująca się na terenie Polski.

W październiku 2013 roku u wybrzeży Lampedusy doszło do katastrofy, w której zginęło 360 osób, w tym wiele dzieci. W jej następstwie rozpoczęto operację Mare Nostrum, niemal w całości finansowaną przez włoski rząd przy współpracy z Fronteksem. Podejmowane w jej ramach działania, polegające na aktywnym poszukiwaniu łodzi z migrantami w odległości stu mil morskich od włoskiego wybrzeża, pozwoliły na uratowanie 170 tysięcy osób w ciągu jednego roku. Operacja została zakończona, ponieważ okazała się zbyt kosztowna. Włosi wydawali na Mare Nostrum 9 milionów euro miesięcznie, a ich prośby o wsparcie finansowe ze strony Unii Europejskiej pozostawały bez odpowiedzi.

Mare Nostrum została zastąpiona operacją Triton – znacznie mniej kosztowną, skupiającą się przede wszystkim na ochronie granic Unii oraz identyfikacji jednostek pływających, nie zaś na ratowaniu ludzi. Podstawowa różnica pomiędzy obydwiema operacjami polega również na dystansie, na który łodzie patrolowe wypływają w głąb morza. W przypadku wszystkich operacji Fronteksu (poza Mare Nostrum) jest to 30 mil morskich. Większość wypadków zdarza się jednak dużo dalej, a więc poza zasięgiem operacyjnym agencji. Zastąpienie operacji Mare Nostrum przez operację Triton poskutkowało również przeniesieniem odpowiedzialności za ratowanie tonących łodzi na jednostki komercyjne, które są zobowiązane do podjęcia akcji ratunkowej na mocy prawa morskiego.

W operację Triton zaangażowało się piętnaście państw europejskich: Austria, Chorwacja, Finlandia, Francja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Islandia, Litwa, Malta, Niemcy, Polska, Portugalia, Rumunia, Szwajcaria oraz Szwecja. Jej koszty szacuje się na blisko 3 miliony euro miesięcznie. W związku z naciskami ze strony organizacji humanitarnych (od zakończenia operacji Mare Nostrum w 2014 roku na Morzu Śródziemnym wzrosła liczba utonięć) budżet na lata 2015–2016 został jednak podniesiony do 120 milionów euro.

Kolejną inicjatywą Fronteksu jest prowadzona od 2013 roku na Morzu Egejskim operacja Poseidon Sea. Po roku jej trwania odnotowano czterokrotny wzrost liczby migrantów przedostających się do Europy przez wschodnią część basenu Morza Śródziemnego.

Frontex bywa często krytykowany przez organizacje broniące praw człowieka, takie jak Human Rights Watch. Z związku z tym, że głównym jego zadaniem jest koordynacja deportacji, agencja oskarżana jest między innymi o zawracanie migrantów bez ustalenia, czy nie ma wśród nich osób uprawnionych do starania się o azyl. Wydaje się zresztą, że działania mające na celu wzmacnianie granic Europy mogą prowadzić do podejmowania przez migrantów coraz bardziej desperackich prób przedostania się na stary kontynent, w myśl zasady, że to, co niedostępne, wydaje się lepsze niż jest w rzeczywistości.

Propozycje rozdziału uchodźców

Program relokacyjny, zaproponowany państwom członkowskim przez Unię Europejską, poniósł klęskę. Jeżeli chodzi o przesiedlenia (dotyczy to uchodźców znajdujących się w obozach w Jordanii, Libanie i Turcji), rezultaty są nieco lepsze, ale wciąż odległe od założeń.

We wrześniu 2015 roku rządy państw Unii uzgodniły dwuletni program rozmieszczenia migrantów z Syrii, Iraku i Erytrei w państwach członkowskich. Na każde państwo przypadała określona kwota, to znaczy liczba uchodźców, którą kraj zobowiązywał się przyjąć (Polska wyraziła zgodę na przyjęcie 7 tysięcy osób z relokacji i przesiedleń). Ponadto wśród osób relokowanych do Europy miało się znaleźć ponad 22 tysięcy uchodźców przebywających w obozach znajdujących się w państwach graniczących z Syrią. Celem tych działań miało być sprawne kontrolowanie napływu uchodźców do Europy oraz zapobieżenie niebezpiecznym i nielegalnym przeprawom przez Morze Śródziemne. Chodziło również o odciążenie państw sąsiadujących z pogrążoną w wojnie Syrią.

Relokacje przebiegają w dużo wolniejszym tempie. Z zaplanowanych 160 tysięcy z powodzeniem relokowano dotychczas jedynie około dziewięciuset osób (stan na 15 marca 2016). Najwięcej relokowanych uchodźców z Grecji przyjęły dotychczas Francja, Finlandia i Portugalia, z Włoch zaś – Finlandia, Portugalia i Holandia. Jest jednak nadzieja na zmianę tego stanu rzeczy, ponieważ w dwóch pierwszych tygodniach marca z powodzeniem przesiedlono ponad dwieście osób przebywających w Grecji. Dowodzi to, że proces relokacji może przebiegać sprawniej niż dotychczas, a jedną z przyczyn opieszałości jest brak woli politycznej u rządów kilku unijnych państw. Negatywnie do tego rozwiązania były od samego początku nastawione państwa Grupy Wyszehradzkiej, z czasem zaś do chóru przeciwników kwot i relokacji dołączyła również Dania.

Unia Europejska zakłada, że aby wywiązać się z założeń programu, należałoby przeprowadzać ponad 5 tysięcy relokacji miesięcznie.

Umowa Unii Europejskiej z Turcją

W marcu 2016 roku podjęto decyzję o likwidacji tak zwanego szlaku bałkańskiego. Granice macedońska, chorwacka i słoweńska zostały zamknięte, a uchodźców uwięziono na granicy w greckiej miejscowości Idomeni. Czekano na rezultat rozmów przedstawicieli unijnej dyplomacji z Recepem Erdoğanem. Na mocy porozumienia podpisanego 20 marca 2016 roku Turcja została uznana za „kraj bezpieczny”, a każdy, kto po tej dacie znalazł się nielegalnie na terenie Grecji, bez względu na narodowość i przyczyny starania się o ochronę międzynarodową, może zostać deportowany z powrotem do Turcji. Ta grupa migrantów jest przetrzymywana w ośrodkach recepcyjnych (tak zwanych hot spotach), które w praktyce działają jak ośrodki detencji, a więc de facto więzienia.

Organizacje pozarządowe które podjęły działania w hot spotach, informują o znacznym przeludnieniu ośrodków i o niebezpieczeństwach, które mogą się z tym wiązać. Placówki w Grecji centralnej, w których oczekuje się na przyznanie statusu uchodźcy, również są przepełnione i niedofinansowane. Na decyzję urzędników czeka się w nich nawet do czterech tygodni. W związku z tym, że procedura przyznawania statusu uchodźcy została w zasadzie ograniczona do obywateli i obywatelek Syrii, szanse na status dla Afgańczyków (druga co do wielkości grupa uchodźców) znacząco zmalały, co może spowodować wzrost liczby tak zwanych niewidzialnych migrantów, zwanych potocznie „nielegalnymi”.

Umowa pomiędzy Unią Europejską a Turcją ma bardzo poważne skutki i wywołała zdecydowaną reakcję największych organizacji humanitarnych, które działają w Grecji. Z Lesbos oraz (tymczasowo) z obozu dla uchodźców w Idomeni wycofali się Lekarze Bez Granic, którzy oświadczyli, że organizacja nie chce brać udziału w procederze masowych deportacji, nazywając te działania „niesprawiedliwymi” i „nieludzkimi”. Podobnie oświadczenie wydał UNHCR, deklarując ograniczenie swojej działalności na greckich wyspach, w szczególności tej związanej z transportem do oraz z hot spotów.

Uchodźcy poza Europą

Analizując przekaz, który pojawia się w polskich mediach, łatwo o wrażenie, że wszyscy Syryjczycy, opuszczający swoje domy z powodu wojny, pragną przyjechać do Europy albo już do niej dotarli. Nic bardziej mylnego. Według szacunków, do lipca 2015 roku na stary kontynent przybyło niecałe 10 procent wszystkich potrzebujących ochrony. Pozostali znaleźli tymczasowe schronienie w państwach ościennych – w Turcji, w Libanie i w Jordanii. Mimo ogromnego napływu uchodźców, w ostatnich latach kraje te starały się prowadzić politykę otwartości i przyjmować wszystkich potrzebujących ochrony. Obecnie jednak swobodny przepływ ludności między nimi a Syrią jest ograniczony.

Choć żadne z tych państw nie jest sygnatariuszem Konwencji Genewskiej, starają się one zabezpieczyć podstawowe prawa uchodźców, takie jak dostęp do edukacji i do opieki zdrowotnej. Nie odbywa się to jednak bez ogromnego obciążenia dla ich własnych gospodarek, są to bowiem państwa niezamożne, które dodatkowo borykają się z własnymi problemami społecznymi. Dlatego też wsparcie, którego ich rządy mogą udzielić uchodźcom, bywa jedynie deklaratywne. Przykładem może być Turcja, która co prawda oferuje dzieciom uchodźców dostęp do edukacji, w praktyce jednak trudno jest znaleźć dla nich miejsce w przepełnionych klasach. Lekcje odbywają się zresztą w języku tureckim, a programy, które pozwalałyby na szybkie opanowanie tego języka przez nowych uczniów, w praktyce nie istnieją. W efekcie wiele dzieci już od kilku lat nie uczęszcza do szkoły.

W szczególnie trudnej sytuacji są uchodźcy przebywający w obozach tymczasowych. Szacuje się, że jest to ponad 490 tysięcy osób. Obozy te są zorganizowane w taki sposób, żeby zaspokoić najbardziej podstawowe potrzeby: wyżywienie, zakwaterowanie, dostęp do wody, urządzeń sanitarnych i opieki medycznej. Warunki życia są jednak trudne: uchodźcy bez względu na porę roku mieszkają w namiotach, obozy są przeludnione, brakuje okazji do podjęcia pracy przez dorosłych i do nauki przez dzieci. Obozy są dla uchodźców bezpiecznym schronieniem, które powinno mieć charakter tymczasowy. Doświadczenie pokazuje jednak, że wielu migrantów tkwi w nich kilka lub nawet kilkanaście lat.

Tekst pochodzi z portalu uchodzcy.info. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat sytuacji uchodźców, uczestniczyć w organizowaniu dla nich pomocy, zapraszamy na stronę uchodzcy.info

 

**Dziennik Opinii nr 173/2016 (1373)

UCHODZCY-pismo

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij