W Kolumbii od początku kadencji prezydenta Duquego w brutalnych czystkach zginęło około tysiąca osób. Mówi się o porozumieniu władz z bojówkarzami. Podczas pandemii przemoc trwa, ale europejskie media milczą.
Historia pogromów ludności cywilnej w Kolumbii jest długa i dobrze udokumentowana. Przez wiele dekad każdy, kto stanął bojówkom na drodze do zajmowania terenu, był systematycznie eksterminowany. Z kolei w ramach konfliktów terytorialnych z bojówkami masakr dokonywali też guerilleros. Natomiast regularna armia eliminowała pewną arbitralnie wybraną część młodzieży wiejskiej; mówiono o wynikach „fałszywie dodatnich”, czyli zabijaniu cywili niezwiązanych z nikim politycznie, a zastrzelonych po to, by podbić liczbę rzekomo zwalczonych partyzantów.
Inne masakry i zabójstwa to sprawy świeższe. Dochodziło do nich już po rozmowach pokojowych rządu z partyzantką FARC. Często demilitaryzacji guerilleros nie towarzyszyła obecność państwa w regionie, co umożliwiło powstawanie tak zwanych autodefensas – bojówek finansowanych przez właścicieli ziemskich i magnatów narkotykowych. Bojówki te systematycznie mordowały byłych członków partyzantki, którzy złożyli broń i weszli do życia politycznego. Takie wybiórcze zabójstwa od 2016 roku zakończyły życie dwustu byłych członków FARC, z czego większości za obecnych rządów Ivana Duquego, a ponadto pięciuset innych liderów społeczności. Terytorialna ekspansja tych bojówek nie ustaje; są już obecne w 90 proc. kraju.
Iván Duque, kandydat centroprawicowej partii Centro Democrático, wsparty przez byłego senatora, prezydenta, a potem znowu senatora Álvara Uribego, wygrał bardzo wyrównane wybory prezydenckie w 2018 roku. Jego rywalem był główny kandydat lewicy, Gustavo Petro z partii Colombia Humana. Petro wygrał w pierwszej turze, ale ostatecznie przegrał z kandydatem prawicowej koalicji. Nawet tak chwilowy sukces wyborczy lewicy pobudził do działania szwadrony śmierci, które po zwycięstwie Duquego znów zaczęły masowo zabijać i wznowiły konflikty terytorialne.
Gustavo Bolívar, pisarz, senator i polityczny sojusznik Colombia Humana (nienależący jednak nigdy do partyzantki) tak podsumował eskalację państwowego terroryzmu za rządów Ivana Duquego: „W pierwszych sześciu miesiącach zabito 46 autochtonów, 106 liderów lokalnych społeczności oraz ponad 50 kombatantów FARC-u i dokonano 29 masakr. […] W 2019 roku masakr było 29 […] oraz zabito 66 autochtonów. W 2020 roku zamordowano 128 liderów społeczności i dokonano 43 masakr. Od objęcia władzy przez Ivana Duquea do dzisiaj, czyli 22 sierpnia 2020 roku, zabitych zostało 435 liderów, 197 autochtonów i 197 kombatantów FARC-u. Miało miejsce 105 masakr”.
Liczby te są wstrząsające. Nie wolno o nich zapominać, chcąc zrozumieć, co dzieje się teraz, w trakcie pandemii, kiedy ludność wiejska ze względów zdrowotnych objęta jest zakazem przemieszczania się, a nieregularne siły zbrojne mają wolne pole do działania.
Układ pokojowy w Kolumbii obowiązuje od czterech lat, ale pokoju nie zapewnił
czytaj także
Minister obrony generał Carlos Holmes stwierdził, że głównym wrogiem pokoju jest handel narkotykami i to właśnie on odpowiada za niedawne masakry – jak gdyby między bojówkami a narcos nie było żadnego związku. Udzieliwszy tego ogólnikowego wyjaśnienia, generał Holmes oświadczył, że w odpowiedzi na masakry armia gotowa jest powrócić do opryskiwania upraw koki glifosatem z powietrza. Tę niszczycielską praktykę zaczęto stosować w 2001 roku w ramach amerykańskiego programu „Plan Colombia”. W 2015 roku przerwał go rząd Santosa z powodu nieprzychylnego stanowiska Światowej Organizacji Zdrowia, która wzywała do zaprzestania takich oprysków. Pomysł wrócił pod rządami Duquego. Obecny minister obrony utrzymuje, że wobec mnożenia się masakr „trzeba uznać opryski za kwestię bezpieczeństwa narodowego”, a „w obecnych warunkach ponowne podjęcie oprysków z powietrza jest absolutnie niezbędne, ponieważ będzie miało również pozytywny wpływ na kwestię wstrząsających krajem morderstw”.
Społeczności rdzenne sądzą natomiast, że glifosat otwiera drzwi wojnie i śmierci. Miladi Morales z Consejo Regional Indígena del Cauca (CRIC) (regionalnej rady autochtonów departamentu Cauca – przyp. tłum.) przekonuje, że „polityka antynarkotykowa w Kolumbii poniosła porażkę, a dowodem tego jest nieprzestrzeganie punktu czwartego porozumienia pokojowego. Oprysk tylko pogłębia problemy istniejące na tych terenach”.
Tak więc ludność prosi rząd o pomoc w związku z masakrami dokonywanymi przez zbrodniarzy powiązanych z siłami zbrojnymi państwa, a siły zbrojne proponują rozwiązanie w postaci podduszania ludności wiejskiej glifosatem z powietrza i zatruwania ich ziemi i wody pitnej, które grozi bezpieczeństwu żywieniowemu mieszkańców.
Z powodu fali masakr w centrum uwagi ponownie znalazł się były już senator Álvaro Uribe. Nikogo nie zaskakuje, że podejrzenia o jego zamieszanie w rozrost gangów tylko się wzmagają. Kompromitacja Uribego zaczęła się w 2014 roku podczas debaty w Kongresie z senatorem Ivanem Cepedą (z Polo Democrático Alternativo), który oskarżył go o założenie wraz z bratem Santiago Uribem oddziału Zjednoczonych Sił Samoobrony Kolumbii (AUC), jednej z najgroźniejszych bojówek. Uribe wszczął proces przeciwko Cepedzie, oskarżając go, że kupił zeznania od bojówkarzy odbywających wyroki więzienia. Jednak w 2018 roku Cepedę oczyszczono z zarzutów, a ten sam sąd zaczął przyglądać się oskarżającemu. Okazało się mianowicie, że to prawnik Uribego zapłacił kilku bojówkarzom za wycofanie zeznań. Sąd Najwyższy rozpoczął śledztwo przeciwko Uribemu, które obejmuje wpływanie na świadków, łapówkarstwo i oszustwa proceduralne. 4 sierpnia na byłego senatora nałożono areszt domowy w komfortowych warunkach jego 1500-hektarowej farmy w departamencie Antioquia. Uribe miał do powiedzenia tyle, że Sąd Najwyższy został „sojusznikiem FARC-u”. To wystarczyło, by jego zwolennicy rozpoczęli kampanię na rzecz zreformowania kolumbijskiej konstytucji i ograniczenia niezależności sądów.
Sytuacja polityczna i zdrowotna w Kolumbii z dnia na dzień robi się coraz bardziej skomplikowana, a narastające konflikty tylko ją zaogniają. Korzystając z chwili, kiedy społeczności lokalne są w defensywie z powodu pandemii COVID-19 i jeszcze większej absencji państwa niż zazwyczaj, bojówki i inne nieregularne grupy dokonują eskalacji masakr. 10 sierpnia bojówkarze Autodefensas Gaitanistas (Samoobrony Gaitanistów) zabili dwoje dzieci, które szły do szkoły na wsi w Nariño. Dzień później pięcioro dzieci afrykańskiego pochodzenia znaleziono z poderżniętymi gardłami na przedmieściach Cali w Valle del Cauca, jednym z regionów, które najbardziej ucierpiały z rąk przestępczych gangów. Według zeznań rodzin dzieci policja miała stanąć po stronie zabójców. Kilka dni później, 15 sierpnia, w Nariño zabito dziewięcioro studentów. Dwa dni później w Ricaurte zamordowano troje młodych ludzi z plemienia Awá, sześcioro torturowano i zabito w Tambo (Cauca), pięcioro na terenach wiejskich departamentu Arauca oraz sześcioro w Tumaco (Nariño). W mniej niż dwa tygodnie zamordowano łącznie 30 osób, a to tylko najbardziej wiarygodne doniesienia, które należałoby uzupełnić o liczne zaginięcia.
czytaj także
Rząd Ivana Duquego zrzuca winę za te zdarzenia na handel narkotykami i uparcie każe je nazywać nie „masakrami”, ale „zbiorowymi zabójstwami”. To cyniczne sformułowanie pojawia się zresztą we wszelkich oficjalnych komunikatach.
Wielu Kolumbijczyków podejrzewa, że ten straszliwy ciąg masakr rozpoczął się tuż po umieszczeniu byłego prezydenta Álvara Uribego w areszcie domowym, gdy postawiono mu zarzuty w jednej z wielu spraw dotyczących powiązań z bojówkami, zbrodni przeciwko ludzkości i handlu narkotykami. Iván Duque nie ma swojemu mentorowi nic do zarzucenia i decyzją Sądu Najwyższego jest oburzony.
Tymczasem kolumbijski rząd uparcie odmawia zawarcia jakiegokolwiek porozumienia pokojowego. 7 lipca w odpowiedzi na apel ONZ, by zaprzestać okrucieństw podczas pandemii, Armia Wyzwolenia Narodowego wydała oświadczenie, w którym proponuje obustronne zawieszenie broni na 90 dni. Rząd Ivana Duquego odrzucił tę propozycję na Twitterze.
Gaviria: To nie są przemytnicy narkotyków, tylko potencjalna, zorganizowana armia
czytaj także
W ciągu niecałych dwóch tygodni sierpnia, najgorszego miesiąca kryzysu zdrowotnego, w Kolumbii doszło do siedmiu masakr: jednej co drugi dzień. Ofiarą padała głównie ludność pochodzenia afrykańskiego, rdzenna i wiejska. Koordynator z Obserwatorium Praw Człowieka Alberto Yepes mówi, że rząd nie wyraża żadnej chęci rozmontowania struktur paramilitarnych. Zdaniem Yepesa jest wręcz odwrotnie: „organizacje społeczne w całym kraju skarżą się na porozumienie między funkcjonariuszami państwa a bojówkami”.
Masakry odbiły się zwłaszcza na życiu ludności rdzennej. Najbardziej dotknięci przemocą są między innymi członkowie społeczności Awá w Nariño. 20 sierpnia dziennik „Diario del Sur” donosił, że podczas pandemii COVID-19 zabito 14 członków tej grupy etnicznej. Dziennik udokumentował te morderstwa i informował o próbach zamordowania innych przywódców Awá, w tym byłego gubernatora.
Kolumbijska organizacja ludności rdzennej Organización Nacional Indígena de Colombia (ONIC) zarejestrowała aż 1200 przypadków łamania praw człowieka wobec ludu Awá: „W ciągu dwóch lat kadencji prezydenta Duquego zaobserwowaliśmy z wielkim zaniepokojeniem barbarzyńskie czyny uzbrojonych grup, zwłaszcza przeciwko społecznościom rdzennym”. ONIC ostrzega, że te zdarzenia mają miejsce w ramach konfliktu „piętnastu grup działających na marginesie prawa”, w tym samozwańczych Autodefensas Gaitanistas de Colombia, E-30 Franco Benavides, Los Nuevos Delincuentes (Nowych Delikwentów), La Gente del Nuevo Orden (Ludzi Nowego Porządku), Los Contadores (Księgowych) oraz odłamów FARC-u i Armii Wyzwolenia Narodowego – które walczą o terytorium i zbiory płodów.
Na początku lipca arcybiskup Cali Dario Monsalve wygłosił opinię, która spotkała się z gniewną reakcją innych hierarchów. Powiedział między innymi: „Od początku kampanii wyborczej dało się odczuć żądzę zemsty na rządzie Santosa, który zainicjował proces pokojowy, na ludziach, którzy im towarzyszyli, oraz – co najgorsze – zemsty na tych samych kombatantach czy byłych guerilleros FARC-u, którym ten proces miał zagwarantować bezpieczeństwo. Rozpoczął się ludobójczy odwet, mający na celu całkowite rozbicie społeczeństwa, organizacji społecznych i demokracji na terenach, na których – w zależności od punktu widzenia – miały bądź wciąż mają wpływy organizacje wywrotowe”.
Monsalve nie jest zawodowym politykiem ani publicystą, ale dobrze rozumie społeczeństwo kolumbijskie. „Od czasów Pabla Escobara w Kolumbii utrzymuje się mentalność »czystek społecznych« czy też tego, co nazwałem »ludobójstwem pokoleniowym« wśród najbiedniejszych grup. Społeczeństwu wydaje się, że nie ma innego wyjścia dla młodych ludzi, którzy zrzeszyli się we własnych plemionach czy gangach ulicznych, i że powinni zostać zlikwidowani przez szwadrony śmierci. Pozostaje tylko ich zabić i nazwać to »zabójstwem ekologicznym« albo »społecznie uzasadnioną śmiercią «”. Monsalve próbuje wstrząsnąć sumieniem Kolumbijczyków, sugerując, że głos oddany na Uribego czy Duquego jest wężowym jajem, z którego wykluwają się masakry: „Kraj ma na sumieniu morderstwa, które w rzeczywistości należy nazwać ludobójstwem” – przekonuje.
czytaj także
Skoro część społeczeństwa kolumbijskiego zgadza się na „zabójstwa ekologiczne”, a czasem do nich podżega, trudno spodziewać się natychmiastowej zmiany, która zaprowadziłaby pokój. Ale świat nie może bezczynnie przyglądać się tym okrucieństwom. Masakry trzeba zatrzymać poprzez naciski z zewnątrz.
W całej Europie, a zwłaszcza w Hiszpanii, masakry w Kolumbii spowija bolesna cisza. Tak jakby media nie miały dostępu do informacji. Tak nie powinno być, skoro duże kolumbijskie redakcje podlegają hiszpańskim grupom medialnym, a więc dostęp do wiadomości stamtąd jest właściwie bezpośredni. Hiszpańskie firmy mają udziały w najpopularniejszych mediach kolumbijskich – na przykład grupa PRISA w sieci telewizyjnej Carcacol, a grupa Planeta w dzienniku „El Tiempo”, zatem należy się spodziewać, że wiadomości podawane przez te media przesiewane są przez sito interesów hiszpańskich gigantów. W hiszpańskiej prasie, radiu i telewizji panuje zupełna obojętność na to, co dzieje się w Kolumbii. Doniesienia z zagranicy ograniczają się do marszów opozycji w Białorusi oraz próby otrucia Aleksieja Nawalnego. W tych mediach świat to Europa, rozszerzona – z dogodnych politycznie powodów o jej wschodnie rubieże.
Od masakr odwracają też oczy europejscy urzędnicy od spraw zagranicznych. Podczas gdy wojowniczo podchodzą do łamania praw człowieka w sąsiedniej Wenezueli, Kolumbia pozostaje dla nich wzorem demokracji.
czytaj także
25 czerwca ponad 40 organizacji społecznych – rdzennych przywódców, potomków Afrykanów, ludności wiejskiej i kombatantów – rozpoczęło Marsze Godności z Popayán, stolicy Cauki i innych regionów dotkniętych przez masakry i zabójstwa, które 10 lipca spotkały się w Bogocie. Demonstranci podjęli ideę narodowego strajku obywatelskiego z 2019 roku. Apelowali o sprawiedliwość, krzycząc: „Zabijają nas”. W trakcie marszu byli nękani przez funkcjonariuszy służb państwowych i prosili o „pomoc, wsparcie i poparcie od organizacji międzynarodowych” w staraniach, by rząd kolumbijski „ujawnił łamanie praw człowieka i zabrał głos przeciwko niemu”.
Bojówki wraz z sojusznikami z kręgu polityki i służb bezpieczeństwa dokonują nowego ludobójstwa. #SOSColombia to jedno z wielu haseł w mediach społecznościowych, wzywających do zaprzestania zbrodni i wymierzenia sprawiedliwości. Nie chodzi tu tylko o „odszkodowania”, które oferuje rząd w zamian za milczenie. Atakowane społeczności żądają sprawiedliwości i zadośćuczynienia, odzyskania należącej do nich ziemi, a przede wszystkim pokoju. My, z zewnątrz, musimy również zabrać głos w obronie tych uniwersalnych praw.
***
Już po napisaniu tego tekstu doszło do kolejnych masakr, morderstw i porwań: 23 sierpnia zmasakrowano trzech młodych mężczyzn w Venice (Antioquia). 24 sierpnia gubernator Arauki potępił porwanie dwóch młodych prawników przez niewielką uzbrojoną grupę. 25 sierpnia na terenie wiejskim w Abrego (Norte de Santander) zmasakrowano trzech mężczyzn. 26 sierpnia została zamordowana liderka społeczna Rita Bayona z Santa Marty.
(Od początku roku do 20 września naliczono w Kolumbii 60 masakr, a liczba zabitych wyniosła 185 osób – przyp. tłum.).
**
Eduardo Giordano jest kolumbijskim dziennikarzem. Na Twitterze: @eduardogior
Artykuł opublikowany w magazynie Progressive International. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.