Kobiety stanowią ogromną siłę pokojowych protestów w Białorusi. Znalazły się na celowniku reżimu Łukaszenki. Za zabieranie głosu Białorusinki są dyskryminowane, prześladowane i pozbawiane wolności.
Wolga Wialiczka jest z wykształcenia psychoonkolożką. Od 2008 roku prowadzi w Białorusi hospicjum dla nieuleczalnie chorych dzieci. Zawsze otwarcie mówiła o słabym stanie białoruskiej opieki paliatywnej. Przed sierpniowymi wyborami prezydenckimi w 2020 roku działała w kampanii na rzecz opozycyjnych kandydatów oraz jako niezależna obserwatorka wyborów. Na początku września nauczycielka jej syna skontaktowała się z nią, wyrażając zaniepokojenie, że syn Wolgi nie jest otoczony w domu właściwą opieką. Uprzedziła ją też, że poinformowała o tym odpowiednie władze.
Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Już w październiku 2020 roku Wolga została zatrzymana i spędziła 24 godziny w areszcie policyjnym za udział w zbiórce pieniędzy na rzecz hospicjum. Władze stwierdziły, że uczestniczyła w „nielegalnym zgromadzeniu publicznym”, i ukarały ją grzywną. Kilka dni później otrzymała telefon z informacją, że odpowiednie organy przyjadą do niej w celu przeprowadzenia kontroli warunków życia jej dziecka. Następnego dnia wyjechała z rodziną z Białorusi, aby uniknąć ryzyka, że syn zostanie jej odebrany.
Matki
Scenariusz wydarzeń, który spotkał Wialiczkę, nie jest wyjątkowy. Rząd stosuje określoną taktykę wobec kobiet krytykujących władze – grozi im odebraniem opieki nad dziećmi. Policjanci oskarżają je o bycie złymi matkami i żonami. Często pytają zatrzymane, dlaczego demonstrują, zamiast siedzieć w domu. Na podstawie prezydenckiego dekretu, który dotyczy „środków służących państwowej ochronie dzieci żyjących w złych warunkach”, władze grożą odebraniem dzieci aktywistkom politycznym lub żonom czy partnerkom mężczyzn zatrzymanych za działalność opozycyjną. Nie jest to całkiem nowe zjawisko w Białorusi. Amnesty International udokumentowała już takie groźby ze strony urzędników przeciwko aktywnym politycznie kobietom – na przykład wobec Łarysy Szczyrakowej, niezależnej dziennikarki z Homla, która w 2017 roku relacjonowała antyrządowe protesty.
Kobiety stanowią ogromną siłę pokojowych protestów w Białorusi. Na czele opozycji stanęła Swiatłana Cichanouska, która zgłosiła swoją kandydaturę do wyborów po aresztowaniu męża. W ciągu kilku tygodni po wyborach prezydenckich wielotysięczne marsze kobiet ubranych w białe sukienki z kwiatami w dłoniach stały się symbolem społecznego zrywu w Białorusi. W pierwszej fazie protestów to grupy kobiet odbijały zatrzymanych mężczyzn z rąk funkcjonariuszy OMON-u. Z czasem władze zaczęły stosować fizyczną przemoc również wobec kobiet.
„Jesteśmy silne i śmiałe”. Relacje uczestniczek protestów w Białorusi
czytaj także
W Białorusi patriarchalne i dyskryminujące postawy wobec kobiet są głęboko zakorzenione zarówno w instytucjach państwowych, jak i w społeczeństwie. Przedstawia się je jako „słabe”, odmawia im kontroli nad swoimi ciałami i ogranicza ich rolę do opiekunek i matek. W swoich wystąpieniach publicznych prezydent Łukaszenka często wygłasza seksistowskie uwagi, sprowadzając kobiety wyłącznie do ich ciał lub sfery domowej, gdzie „przyczyniają się do wychowania następnego pokolenia oraz zachowania tradycji i wartości moralnych”. Podczas wywiadu transmitowanego przez państwową telewizję porównał kobiety do bydła, opisując salony piękności jako miejsca, w których zamożniejsze kobiety „chodzą na czyszczenie kopyt”.
Dysydentki
Za zaangażowanie w politykę i zabieranie głosu Białorusinki są zatrzymywane, prześladowane i dyskryminowane. Aresztowane kobiety spotykają się z groźbami przemocy seksualnej ze strony funkcjonariuszy. Policjanci grozili gwałtem zbiorowym partnerce zwalczanego przez władze działacza opozycyjnego, gdy ta znajdowała się na komisariacie. Wioletta – partnerka Dzmitryja Łukomskiego – nagrała milicjantów, którzy przyszli do ich domu w poszukiwaniu Dzmitryja. To wystarczyło, by funkcjonariusze zabrali ją na posterunek na przesłuchanie. „Zapytali mnie, dlaczego próbowałam nagrać ich najście na mój dom […] odpowiedziałam, że chciałam się chronić. Wtedy jeden z nich powiedział: «No dobra, teraz nas nie nagrywasz, możemy cię zgwałcić i nie będziesz w stanie tego udowodnić»”.
czytaj także
Istnieją też inne formy dyskryminacji ze względu na płeć, której dopuszczają się władze wobec białoruskich aktywistek – nieproporcjonalnie wysokie grzywny czy stosowana wobec kobiet zatrzymanych podczas pokojowych protestów odmowa dostępu do podstawowych środków higieny osobistej, na przykład podpasek.
Na pierwszej linii frontu znalazły się także białoruskie dziennikarki. Kaciarina Barysiewicz jest reporterką znaną z relacjonowania procesów karnych. Teraz sama stała się ofiarą niesprawiedliwego procesu, jak wiele osób, o których wcześniej pisała. 2 marca tego roku została skazana na sześć miesięcy kolonii karnej za to, że wykonując swoje obowiązki zawodowe, ujawniła oficjalne tuszowanie zabójstwa pokojowego demonstranta, Ramana Bandarenki.
Władze obwiniały Bandarenkę za jego własną śmierć, twierdząc, że był agresywny i pijany. Barysiewicz opublikowała artykuł na stronie Tut.by i powołała się w nim na dokumentację medyczną, z której wynikało, że Bandarenka nie miał alkoholu we krwi. Została zatrzymana, a następnie oskarżona o „naruszenie tajemnicy lekarskiej z poważnymi konsekwencjami”. Pod tymi samymi zarzutami ścigany był również lekarz, który przekazał jej tę informację. Został skazany na dwa lata w zawieszeniu i zwolniony.
Wojowniczki
Jak daleko są w stanie posunąć się białoruskie władze? Ta granica stale się przesuwa. Prześladowanie Wolgi Wialiczki nie skończyło się wraz z jej wyjazdem za granicę. Na celowniku rządu znalazło się również jej hospicjum dziecięce. Placówka działa z powodzeniem i wywiązuje się ze swoich zobowiązań finansowych. Jednak jej działalność została wstrzymana przez władze w dwóch z trzech siedzib. Pracownicy mają zakaz wstępu do budynków państwowej fabryki, w której wynajmowali pomieszczenia. Nie są w stanie odebrać mienia hospicyjnego, w tym ważnego sprzętu medycznego i dokumentacji. Wydział Dochodzeń Finansowych zarekwirował laptopa i dokumentację hospicjum, a następnie wszczął przeciwko Woldze dochodzenie w sprawie oszustwa.
czytaj także
„Miałam już wcześniej kłopoty z powodu moich poglądów. Uważam, że kiedy jesteśmy dorośli i ja mam swoje zdanie, a ty masz swoje […] to jest to jedna rzecz, ale żeby wyżywać się na dzieciach – to już poważna sprawa”.
Hospicjum kontynuuje prowadzenie domowej opieki paliatywnej nad nieuleczalnie chorymi dziećmi. Wolga Wialiczka toczy prawną batalię, by nie dopuścić do całkowitego zamknięcia hospicjum. Pracuje zdalnie z nieznanego miejsca za granicą.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o obecnej sytuacji Białorusinów i Białorusinek i zaangażować w działania na ich rzecz, zajrzyjcie na stronę https://amnesty.org.pl/solidarni-z-bialorusia
***
Aleksandra Zielińska – absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2012 roku pracuje w Amnesty International Polska jako koordynatorka kampanii. Specjalizuje się w problematyce obywatelskich i politycznych praw człowieka.