Świat

Ogród i dżungla: o podwójnych standardach Zachodu w sprawie Palestyny i Ukrainy

Kiedy po kilkunastu miesiącach ostrzeżeń w Gazie zmarła z głodu ponad setka ludzi, a dziesiątki tysięcy zostały zabite przez izraelskie bomby, Europa i USA ciągle nie decydują się podjąć zdecydowanych działań ani wypełnić zobowiązań wynikających z prawa międzynarodowego.

Kilka miesięcy po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie Josep Borrell, szef europejskiej dyplomacji, wygłosił przemówienie w Europejskiej Akademii Dyplomatycznej w Brugii. „Europa to ogród. Zbudowaliśmy ogród. Wszystko działa. To najlepsze połączenie wolności politycznej, dobrobytu gospodarczego i spójności społecznej, jakie ludzkość była w stanie zbudować” – mówił wówczas Borell. „Reszta świata”, kontynuował, „to nie jest dokładnie ogród. Większość reszty świata to dżungla, a dżungla może zaatakować ogród”.

Na pierwszy rzut oka to trafna metafora: Unia Europejska to jedno z najlepszych miejsc do życia na świecie, a być biednym w Europie jest ciągle lepiej niż być przeciętnym obywatelem w przynajmniej kilkunastu innych krajach, takich jak Erytrea, Sudan czy Korea Północna. Jednak metafora ta świadczy też o charakterystycznym dla europejskich elit sposobie myślenia.

Borrell zwracał się też do europejskich dyplomatów – „ogrodników” – i zachęcał ich, by „poszli do dżungli”, czyli wykonywali swoją pracę dyplomatyczną na całym świecie, przeszczepiając politykę UE. „Ładny, mały ogród otoczony wysokimi murami, aby zapobiec wejściu dżungli, nie będzie rozwiązaniem. Ponieważ dżungla ma silną zdolność wzrostu, a mur nigdy nie będzie wystarczająco wysoki, by ochronić ogród. […] Europejczycy muszą być znacznie bardziej zaangażowani w resztę świata. W przeciwnym razie reszta świata nas zaatakuje, różnymi drogami i środkami”.

Ogrodnicza metafora pozwala na wyczytanie z przemówienia wielu znaczeń – dżunglą może być rosyjska agresja, a walką przeciw niej – europejska solidarność i wspieranie Ukrainy. Ale można rozumieć tę wypowiedź także jako  obronę „pomagania na miejscu” w celu zatrzymania „dżungli”, czy opłacania państw trzecich, takich jak Albania czy Tunezja, w celu zatrzymania tam migracji z państw Globalnego Południa.

Przemówienie Borrella spotkało się z ostrą krytyką jako europocentryncze i neokolonialne – część państw, takich jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, domagała się od europejskich dyplomatów przeprosin i wyjaśnień. Metafora ta nie jest jednak wymysłem hiszpańskiego polityka. Wcześniej stosowali ją amerykańscy neokonserwatyści, tacy jak Robert Kagan, piszący o światowym, podtrzymywanym przez USA porządku jako ogrodzie i reszcie świata jako dżungli, rządzonej prawem silniejszego.

Wydaje się, że to przeświadczenie może być kluczem do zrozumienia, czemu w niektóre konflikty Zachód angażuje się w pełni, a na inne przymyka oczy.

Dwa konflikty

Mimo trwania licznych wojen i kryzysów, takich jak wojna w Sudanie, najnowszy konflikt między Tajlandią i Kambodżą czy rajdy wspieranego przez Rwandę M23 na tereny Demokratycznej Republiki Konga – globalna, a szczególnie zachodnia opinia publiczna jest stale zaangażowana w dwa poważne kryzysy: inwazję Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku oraz zakrojoną na szeroką skalę ofensywę militarną Izraela przeciwko Palestynie, będącą odpowiedzią na krwawe ataki Hamasu z 7 października 2023 roku.

Hasbara po polsku i na sterydach. Izrael opłacił spoty propagandowe, winą za głód w Gazie obarczając ONZ

Mimo że konflikty te nie są identyczne, wykazują znaczące podobieństwa. W obu przypadkach mamy do czynienia z militarnie silnym państwem (Rosją i Izraelem), które atakuje sąsiadujące, wyraźnie słabsze terytorium, z którym łączą je długie, postkolonialne relacje podległości i dominacji. W obu tych konfliktach dochodzi do zbrodni przeciwko ludności cywilnej i łamania prawa międzynarodowego na dużą skalę. W obu przypadkach Międzynarodowy Trybunał Karny wystawił nakazy aresztowania przywódców państw-agresorów.

Jednak pomimo tych podobieństw, reakcja UE i USA w polityce zagranicznej była bardzo różna. Nie umknęło to globalnej opinii publicznej.

Porozmawiajmy o sankcjach

Unia Europejska zareagowała na rosyjską inwazję na Ukrainę z bezprecedensową determinacją, nakładając szerokie sankcje gospodarcze, polityczne i finansowe. W krótkim czasie wprowadzono zakazy importu ropy, ograniczenia w handlu technologiami, zamrożono aktywa rosyjskich oligarchów oraz odłączono część rosyjskich banków od systemu SWIFT. Rosję objęto niemal całkowitym wykluczeniem z międzynarodowej współpracy w ramach UE, a unijna narracja konsekwentnie przedstawiała ją jako agresora łamiącego prawo międzynarodowe i dopuszczającego się zbrodni wojennych.

W przypadku Izraela, mimo wielomiesięcznej ofensywy w Strefie Gazy, która według źródeł ONZ i organizacji praw człowieka doprowadziła do dziesiątek tysięcy ofiar cywilnych i katastrofy humanitarnej, Unia Europejska nie zdecydowała się na zastosowanie poważnych sankcji. Nie zawieszono układu stowarzyszeniowego z Izraelem, choć zobowiązanie do przestrzegania praw człowieka stanowi jego podstawę. Brak też było jakichkolwiek działań gospodarczych, a reakcja ograniczyła się do apeli o przestrzeganie międzynarodowego prawa humanitarnego. Co istotne, po wydaniu nakazu aresztowania izraelskich przywódców przez MTK szereg państw zachodnich zadeklarował, że nie będzie go przestrzegać, mimo bycia stroną Statutu Rzymskiego.

„Wszyscy jesteśmy Ben Gvirem i Smotrichem”. Palestyńska krew dzieli Izraelczyków, zyskuje rasistowski zamordyzm

Zachód nadal nie nałożył szerokich sankcji na Izrael jako państwo ani na premiera czy rząd, ale wprowadzono ograniczone sankcje wobec skrajnych polityków i osadników odpowiedzialnych za przemoc wobec Palestyńczyków. W czerwcu Wielka Brytania, a także Australia, Kanada, Nowa Zelandia i Norwegia zastosowały sankcje wobec dwóch izraelskich ministrów, Itamara Ben‑Gvira (minister ds. bezpieczeństwa) i Bezalela Smotricha (minister finansów), m.in. za podżeganie do przemocy. USA, Wielka Brytania, Kanada, Francja, Australia, Nowa Zelandia, Norwegia nałożyły osobiste sankcje na dziesiątki osadników i dwie organizacje (Lehava i Hilltop Youth) za ataki przeciw Palestyńczykom.

Nakładanie sankcji na wybrane kozły ofiarne, przy jednoczesnym braku sankcjonowania przemysłu zbrojeniowego czy rządu, jest nie tylko bardzo ostrożne, ale i absurdalne. Karanie ministra, bez sankcjonowania premiera, który daje przyzwolenie na jego działanie, z powodu wypowiedzi na Twitterze czy konferencji prasowej jest typowym sygnalizowaniem cnoty.

Znamienna jest nie tylko bierność UE jako organizacji, ale też szczególna obawa przed tym, aby nie stosować odpowiedzialności zbiorowej wobec Izraelczyków. Nie przejęto się tymi obawami, stosując sankcje zbiorowe wobec Rosjan, kiedy na przykład UE wprowadziło ograniczenia wjazdu dla obywateli rosyjskich, zwłaszcza dotyczące turystów i osób podróżujących w celu biznesowym lub kulturalnym.

Pomerantsev: Zachód musi prowadzić własną wojnę hybrydową z Rosją

Odmiennie traktowane są też „państwa-ofiary”: Unia udzieliła Ukrainie wsparcia politycznego i finansowego, a także pomogła w rozwoju jej zdolności obronnych. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wielokrotnie przemawiał w Parlamencie Europejskim, a liderzy UE (w tym von der Leyen i Borrell), jak i przedstawiciele wielu państw członkowskich, odwiedzali Ukrainę w ramach wsparcia dla jej walki z Rosją. W tym samym czasie UE nie tylko przyjęła miliony ukraińskich uchodźców, ale też przyjęła ramy prawne dla ich długotrwałego pobytu w Unii. Marsze poparcia dla Ukrainy odbywały się regularnie i z pełnym wsparciem państwa. Udział w manifestacjach propalestyńskich w Niemczech czy Francji do dzisiaj może skończyć się w areszcie.

Ukraina jest częścią ogrodu, Palestyna dżunglą

Wydaje się, że Zachód postrzega Ukrainę członka „europejskiej rodziny”, część „ogrodu”, podczas gdy relacja między Europą czy USA a Palestyną przedstawiana jest jako relacja z „innymi”, z „dżunglą”. W rzeczywistości to z Izraelem „Europa” utrzymuje silną więź „solidarności”, mimo dziesiątek tysięcy Palestyńczyków zabitych przez izraelskie siły zbrojne.

Sojusz Unii Europejskiej z Izraelem ma długą historię, opartą zarówno na interesach politycznych, jak i na pozornej bliskości kulturowej. Już w 2009 roku Wysoki Przedstawiciel ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa Javier Solana stwierdził: „Nie ma kraju spoza kontynentu europejskiego, który miałby taki typ relacji z Unią Europejską. Izrael, pozwólcie, że powiem, jest członkiem Unii Europejskiej, choć nieformalnym”.

Gaza: laboratorium eksterminacji

czytaj także

Wydaje się, że w tym właśnie pierwotnym rozróżnieniu, na „swoich” i „obcych” – oprócz oczywistych interesów geopolitycznych – kryje się wyjaśnienie tak odmiennej reakcji na te dwa konflikty. To, że Palestyńczycy (czy mieszkańcy globalnego południa w ogóle) dla Zachodu nie są do końca prawdziwymi ludźmi, w opozycji do „białych” ofiar wojen i konfliktów (chociażby Izraelczyków czy Ukraińców), to zagadnienie, o którym możecie przeczytać chociażby we Frames of War Judith Butler czy Idealnych ofiarach Mohammeda El-Kurda.

Hipokryzja zachodu ma długofalowe konsekwencje

Przez dekady państwa zachodnie, zwłaszcza USA, Wielka Brytania, Niemcy czy Francja, przedstawiały się jako globalni strażnicy demokracji, praw człowieka i międzynarodowego porządku. Przez kilkadziesiąt lat deklarowanie przywiązania do praw człowieka i humanitaryzmu jako wartości było warunkiem uczestniczenia w życiu publicznym. Kolejne rządy państw zachodnich robiły to na pokaz, a hipokryzja tych deklaracji bywała widoczna na każdym kroku.

Na powierzchni pojawiały się pęknięcia – Irak, Guantanamo, stosunek Francji do swoich dawnych kolonii i wiele innych.  Jednak w ostatnich latach kompromitacja „autorytetu moralnego” Zachodu przebiega w zastraszającym tempie. Kiedy USA czy UE reagują stanowczo (przynajmniej za kadencji Joe Bidena) wobec zbrodni jednego państwa, a milczą lub relatywizują zbrodnie innego, tracą wiarygodność.

Žižek: Gaza, blackout i katastrofa metodą faktów dokonanych

Ta niespójność nie umyka uwadze opinii publicznej, dziennikarzy, organizacji pozarządowych ani innych państw. Dla wielu staje się jasne, że „wartości” Zachodu są stosowane wybiórczo – nie są uniwersalne, lecz podporządkowane interesom politycznym. Izrael to bliski sojusznik USA, Rosja – przeciwnik strategiczny, i to na tej podstawie podejmowane są decyzje o sankcjach lub wsparciu.  Gadanie o porządku międzynarodowym okazuje się więc po prostu być kolejnym narzędziem soft power, konwencjonalnym kłamstwem, w które uwierzą naiwni, a nie próbą zrzeczenia się przemocy w celu zbudowania lepszego świata. O rzeczywistości ciągle decyduje ekonomia i siła, a nie prawo.

Zwiększona nieufność Globalnego Południa

W krajach Ameryki Łacińskiej, Afryki czy Azji Zachód w drugiej połowie XX wieku postrzegany był jako imperialna, ale dobrotliwa siła narzucająca swoje standardy. Wiele osób, szczególnie na początku XXI wieku, uwierzyło szczerze w jego narrację o równości i demokracji: w państwach takich jak Tunezja, Egipt, Liban, Białoruś czy Rosja, lokalni mieszkańcy tworzyli organizacje pozarządowe, protestowali i narażali się na represje, domagając się praw obywatelskich i sprawiedliwości takiej jak „na Zachodzie”. Dziś wobec podobnych deklaracji rośnie sceptycyzm. To nie Unia Europejska, lecz RPA złożyła pozew przeciwko Izraelowi do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, oskarżając go o ludobójstwo wobec Palestyńczyków.

Superman między Gazą a Ukrainą

Kiedy Zachód potępia Rosję za bombardowanie Mariupola, ale nie domaga się konsekwencji dla Izraela po zbombardowaniu szpitali w Gazie, kraje Globalnego Południa dostrzegają hipokryzję. Nikt nie chce być frajerem, który zostanie wykorzystany przez cynicznego gracza. W efekcie maleje poparcie dla zachodnich sankcji i rezolucji ONZ, a rośnie otwartość na współpracę z państwami, które wcześniej, z racji łamania praw człowieka, uznawano za „niedotykalne”: z  Chinami, Rosją czy Iranem, tworzą się alternatywne bloki (np. BRICS+). Efektywnie wzmacnia się przekonanie, że system międzynarodowy jest skrajnie niesprawiedliwy i zachodniocentryczny: nie ma co przestrzegać umów międzynarodowych, jeśli nie przestrzegają ich „duzi gracze”, którzy je zainicjowali.

Blamaż Europy wzmacnia autorytaryzmy

Reżimy autorytarne, od Moskwy po Teheran, z chęcią wykorzystują zachodnią hipokryzję jako argument propagandowy. Ich przekaz jest prosty: „Zachód nie dba o prawa człowieka. To tylko narzędzie kontroli. Gdy łamią je ich sojusznicy – milczą. Gdy robi to wróg – krzyczą”. Obserwowałem to na własne oczy w Tunezji, gdzie rząd Kaisa Saieda wykorzystuje frustrację społeczną wobec Zachodu i polityków UE, by wzmocnić swoją pozycję wewnętrzną i odwrócić uwagę od kryzysu gospodarczego i zwalczania opozycji w Tunisie.

W tej narracji Zachód jawi się jako bierny wobec izraelskiej agresji, co zdaniem Saieda ujawnia cynizm i podwójne standardy. Zachód ma być retorycznie stanowczy, ale słaby w działaniach politycznych przez brak realnego wsparcia dla ładu prawnego czy sankcji przeciwko Izraelowi. Kiedy jego rząd – odpowiedzialny za barbarzyńskie pushbacki uchodzców i migrantów z południowej i centralnej Afryki  czy bezprawne aresztowania opozycji i krytyków – jest krytykowany, Said chętnie wskazuje na brak działania Zachodu w sprawie Palestyny czy zabójczą działalność Frontexu i straży granicznych na morzu śródziemnych.

Sygnał, który daje Zachód swoim zachowaniem, wspiera  autorytaryzmy, legitymizuje represje wewnętrzne (bo przecież „UE nie jest lepsze”), osłabia opozycję demokratyczną (patrzcie, kogo wspiera opozycja – hipokrytów z UE), buduje narrację o potrzebie suwerenności i odporności na „zachodnią ingerencję”.

Dla społeczeństw, które i tak żyją pod presją reżimu, taka propaganda może być przekonująca. W ten sposób nasze zachodnie milczenie wobec jednych zbrodni nie tylko rozwala system prawa międzynarodowego, ale legitymizuje inne naruszenia praw człowieka, często takie, których nikt w Brukseli ani Waszyngtonie nie planował usprawiedliwiać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Jędral
Paweł Jędral
Reportażysta
Reportażysta, publicysta, analityk. Absolwent Międzydziedzinowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim. Współpracował z trzecim sektorem, sektorem naukowym oraz doradczym. Zajmuje się tematami konfliktów międzynarodowych, ochrony zdrowia, prawa międzynarodowego i ochrony środowiska.
Zamknij