Stale rośnie liczba ofiar śmiertelnych w wyniku największej eskalacji konfliktu izraelsko-palestyńskiego w ostatnich latach. Trwa całodobowy ostrzał rakietowy z obu stron. Izrael gromadzi wojsko na granicy. Pojawiają się doniesienia o zamieszkach i konfrontacjach między Żydami i Arabami w kilku izraelskich miastach. Wojsko izraelskie zabiło szereg wysokich rangą wojskowych Hamasu i uderzyło w Strefę Gazy odwetowymi nalotami powietrznymi. Działania wkraczają w piąty dzień. Na razie nic nie wskazuje na to, że dojdzie do szybkiej deeskalacji konfliktu.
Publikujemy relację Mony AlMsaddar, nauczycielki angielskiego w Gazie.
**
Jest nas w pokoju sześcioro. Każde z telefonem w ręku i słuchawkami w uszach. Nasłuchujemy wiadomości o tym, co dzieje się w Gazie i w Jerozolimie. W głowie jedno, najważniejsze pytanie: gdzie spadnie następna bomba?
W izraelskich bombardowaniach w Palestynie zginęło już 109 osób, w tym 29 dzieci [od red.: po stronie izraelskiej zmarło 7 ludzi. Stan na 14.05.2021 za CNBC.com]. Izrael bombarduje budynki mieszkalne. Zrównał z ziemią wieżowce w Gazie; setki osób straciło dach nad głową.
Dom jakby się trząsł. O północy niebo rozświetla się na czerwono, a mama każe nam zdjąć słuchawki. Jest roztrzęsiona. Kiedy się ociągamy, krzyczy: „Natychmiast zdejmujcie!”. Boi się, że dźwięk w słuchawkach na tyle głośny, by dało się zrozumieć słowa wśród huku bomb, uszkodzi nam słuch. Teraz nas też wystraszyła. Posłusznie pozbywamy się słuchawek i patrzymy na siebie bez słowa.
Nesma, moja młodsza siostra, jest prawniczką. Radzi, byśmy położyli się wszyscy na podłodze, bo na murze domu sąsiada, naszego wuja, odbijają się już rozbłyski ostrzału. Kilka sekund później dom znów drży w posadach. Tym razem dygoczą także okna i drzwi.
Po piętnastu minutach uspokaja się, tylko wciąż słychać, jak w powietrzu krążą drony. Nesma proponuje, że zaparzy herbatę, a ja staram się znaleźć jakąś spokojną muzykę, która przykryłaby wybuchy bomb. My też potrzebujemy się uspokoić. Włączam miłosną piosenkę Umm Kulsum, egipskiej ikony popkultury. Nazywano ją „głosem Egiptu”. Nawet ojciec podśpiewuje! „Córeczki, przypominacie mi, że dni były kiedyś takie piękne” – mówi. Mama się uśmiecha, zatopiona w książce.
Chwilę później znów zaczynają spadać bomby. Mama, wyczerpana, próbuje się zdrzemnąć, ale nadaremno. Martwi się o sąsiadów, którzy stracili matkę kilka dni temu, zmarła na COVID-19. Dzwoni do jej córek, pociesza je, próbuje uśmierzyć ich lęk. Boimy się wszyscy. Ale jeśli izraelska okupacja czegoś nas nauczyła, to tego, jak ukrywać strach. To konieczne, bo panika jest zaraźliwa.
Noc jest długa i ciężka. Nie możemy zasnąć. Przed świtem zjadamy suhur, skromny posiłek, który muzułmanie spożywają w Ramadanie przed całodziennym postem. Tym razem mamy tylko daktyle, trochę sera i herbatę. Dopóki spadają bomby, nie można iść na targ. A żywność trzeba kupować codziennie, świeżą. Prądu elektrycznego brakuje tak często, że lodówka na nic się nie zda.
Jestem zziębnięta i nie wiem dlaczego. Przecież jest ciepło. A mimo to przeszywa mnie zimny dreszcz. Może dlatego, że tłumię w sobie cały ten strach. Ubieram się cieplej, ale to nie pomaga. Przytulam się do mamy. Wreszcie robię się spokojniejsza, choć nie mogę czuć się bezpiecznie.
Trzeba się czymś zająć. Przestawiam w pokoju meble. Łóżko niech stoi na środku podłogi – z dala od okna, żeby w razie czego nie pokaleczyło mnie rozpryśnięte szkło. Otwieram okna i drzwi. Dzięki temu w razie eksplozji ciśnienie w pomieszczeniu jest nieco mniejsze – i mniejsze jest ryzyko poranienia odłamkami albo gruzem. Zdejmuję z półki ulubione kubki, które dostałam od moich uczniów. Chowam je, bo mogłyby spaść i się potłuc. Tak przygotowany mój pokój być może przetrwa następny nalot.
Wybieram filmy, muzykę i książki, żeby wystarczyło nam na wiele dni, gdyby ataki miały trwać. Dzwonię do koleżanek i umawiam się z nimi na „pokoje” w mediach społecznościowych, gdzie będziemy mogły się spotykać nocami. Dzwonię też do siostry. Niedawno wyszła za mąż i urodziła ślicznego chłopca, który jeszcze nigdy nie słyszał, jak wybuchają bomby. Upewniam się, że ona i mały Ibrahim są cali i zdrowi. Przynajmniej jej synek nie rozumie, co dzieje się wokół niego.
W końcu – i to bardzo ważne – obiecuję sobie nie oglądać zdjęć i filmów z bombardowania, obrazów zabitych ludzi. Tylko tak mogę się uchronić przed koszmarami, które nie dawały mi spać przy poprzednich wojnach.
Jednak wiem, że ich nie uniknę. Ja też jestem w tym kręgu. Módlcie się za nas.
Artykuł ukazał się na stronie We Are Not Numbers. W redakcji zaktualizowaliśmy liczbę ofiar konfliktu.