Z betonowej rury chluszcze woda. Gęsta, tłusta w dotyku, śmierdzi chemią i rozkładem. Codziennie ma inny kolor: jest żółta, zielona albo czerwonoczarna. Najmniejsza kropelka na gołej skórze wywołuje swędzenie. Nikt tu nie pobrał próbek, nie zbadał zdrowia mieszkańców. Okolice szwalni w Bangladeszu to strefa zero dewastacji środowiska.
Dhaka.
Dwudziestopięcioletnia Soma Akhter, gdyby tylko zechciała, mogłaby przewidzieć najmodniejsze kolory przyszłego roku. Wystarczy, że zerknie na wodę płynącą między bambusowymi palami, na których stoi jej dom.
Woda mieni się na turkusowo. Spływa z okolicznych fabryk odzieży. Soma Akhter też w takiej pracowała, ale w pandemii straciła pracę. Wie, że wkrótce znów będzie musiała tam poszukać utrzymania.
Co wieczór, godzinę po zachodzie słońca, fabryki wypuszczają najbrudniejszą wodę. Taką, której piana oblepia roślinność. Taką, od której puchnie i drapie gardło. Taką, przy której nie można jeść, bo śmierdzi trupem.
czytaj także
* * *
To jest historia o ludziach i wodzie. O topniejących lodowcach Himalajów, zasilających potężne rzeki płynące przez żyzne równiny, gdzie ludzie żyją i uprawiają ziemię od tysięcy lat.
To także historia o ubraniach, które nosimy. Może się zacząć przy sztokholmskim deptaku Drottninggatan, w sklepie H&M, gdzie manekiny w cekinowych sukienkach pustym wzrokiem patrzą na klientów wyprzedaży. Albo na Instagramie, gdzie jedno kliknięcie dzieli użytkowniczkę od najnowszego trendu.
Szybką modę można opisać w liczbach. Kupujemy dziś 60 proc. więcej ubrań niż w 2000 roku, a każde nosimy o połowę krócej. Co roku na Ziemi powstanie 100 miliardów ubrań, po 13 sztuk na każdą ludzką istotę. Jedną sztukę odzieży zakłada się średnio siedem razy. Potem wyrzuca.
* * *
Obok Chin to Bangladesz jest światowym centrum masowej produkcji odzieży. Fast fashion stanowi niemal 100 procent eksportu tego kraju. Poza niskim kosztem siły roboczej ten biedny, równinny kraj ma jeszcze jedną przewagę nad konkurentami: tanią wodę.
Międzynarodowe giganty takie jak Zara, Gap, Walmart czy Levi’s siedzą tam już od dawna. Jednak największym nabywcą jest szwedzki H&M. Kiedy na początku października 2022 roku w Bangladeszu zabrakło prądu, ceny akcji H&M na sztokholmskiej giełdzie runęły w dół. Takie jest znaczenie azjatyckiego kraju.
Teraz woda pod domem Somy Akhter ma kolor fuksji. Jej matka Nazma, 55-latka, obiera cebulę. Będzie gotowała na otwartym palenisku. Zmiana klimatu zniszczyła gleby w ich rodzinnej miejscowości nad rzeką Padmą. Rodzina musiała się przeprowadzić. W slumsach kobieta czuje się nieswojo, wykorzeniona, ale wie, że do domu już nie wróci. Koza Moira żuje zioła zebrane do glinianego naczynia. Sąsiadka ogląda bollywoodzki film na cały regulator. Rodzina przeprowadziła się tutaj, bo jest najtaniej. Tylko 2000 taka miesięcznie, 75 złotych.
czytaj także
Pytamy, kto odpowiada za zanieczyszczenia. Czy mają jakiś związek z fabryką H&M, stojącą kilkaset metrów stąd? Soma kręci głową, nie śmiejąc wskazywać winnych. Bawi się czarno-białą chustą, skubie paznokieć. Woda przybrała kolor zgniłozielony. „Marzę o dzieciach. Ale one się tutaj nie mogą wychowywać”. Pod powłoką siły kryje się kruchość.
Soma prowadzi nas po wąskich deskach. Pochyłością można zejść prosto do kanału. Do nocy – i najgorszych zapachów – zostało jeszcze kilka godzin.
* * *
Do farbowania odzieży, uzyskania odpowiedniej miękkości i faktury, potrzeba licznych chemikaliów. Branża odzieżowa jest drugim z największych źródeł zanieczyszczenia rzek na świecie. Do wód spuszczane są barwniki, sole, metale ciężkie, amoniak, fenole i inne substancje. W Bangladeszu zanieczyszczania wody zabrania prawo. Od 2010 roku ustawa na rzecz ochrony środowiska wymaga od fabryk farbujących i płuczących odzież oczyszczania wody odpadowej. Nie ma oczyszczalni, nie ma koncesji.
Taka produkcja łamie również własne standardy H&M. Klienci wchodzący do któregokolwiek spośród ponad czterech tysięcy sklepów tej firmy na całym świecie albo na stronę internetową mogą przeczytać zapewnienie, że każda sztuka odzieży wytwarzana jest w sposób zrównoważony, z poszanowaniem ludzi i środowiska. Mimo to odpływy z fabryki rozlewają się pod domem Somy.
Nie wszyscy pewnie wiedzą, że kilka kliknięć na stronie internetowej H&M pozwala dowiedzieć się, w jakim kraju i w której fabryce dana sztuka odzieży została wyprodukowana. Pewnego wrześniowego tygodnia przeklikujemy się przez ponad 3 tysiące wystawionych na sprzedaż nowości z działu damskiego, męskiego i dziecięcego. Znajdujemy 496 sztuk odzieży zrobionych w 96 różnych fabrykach w Bangladeszu. Nanosimy je na mapę. Pojawiają się wyraźne skupiska – archipelag fabryk. Pokazujemy mapę jednemu z najbardziej doświadczonych w Bangladeszu dziennikarzy zajmujących się środowiskiem. Od wielu lat zgłębia on problem zanieczyszczenia wody. Zostanie naszym przewodnikiem w terenie.
Jest wiele powodów, by nie kupować ubrań w sieciówkach. Wybierz swój
czytaj także
* * *
Samolot zniża się do nocnego lądowania. Pojedyncze lampiony i ogniska zdradzają, że na dole toczy się życie. Poza tym kraj 166 milionów mieszkańców, wciśniętych w jedną trzecią terytorium Szwecji, jest niewidoczny. Nie widać autostrad, masztów ani wież migających światłami ostrzegawczymi.
Kilka godzin później wzejdzie słońce, a szóste co do wielkości miasto świata nagle wypełni się życiem. Dhaka została założona 400 lat temu na żyznej ziemi pomiędzy dwiema rzekami. Dziś obok rikszarzy o spoconych czołach i chudych łydkach w gęstym ruchu ulicznym pełzną UBER-y. Kierowcy dzwonią i trąbią, próbując przecisnąć się przez chaos.
Przyjechaliśmy tu, by przyjrzeć się produkcji odzieży dla H&M. Losowo wybraliśmy 11 fabryk, które można uznać za reprezentatywne. Pierwszy przystanek to Tongi, na północnych przedmieściach metropolii.
Woda w rzece sięga mu do kolan. Mężczyzna raz za razem zanurza i wyciąga czerpak. Ale nic nie łapie. Czy nikt mu nie powiedział, że ten ekosystem upadł? Że władze uznały czarne bajoro pod nami za biologicznie martwe?
– Nie tak dawno woda była tak czysta, że widziało się dno – opowiada nam Paresh Rabidas, 50-letni szewc o mocnych rysach twarzy. Roiło się od ryb, więc łowił dla rodziny. – Zakłady odzieżowe zniszczyły wszystko – mówi z grymasem na twarzy. – Ale co my mamy zrobić? Iść do premiera na skargę?
Kilka fabryk wymienia z nazwy. Jedna jest na liście dostawców H&M: Mascotex. – Leży po drugiej stronie jeziora – pokazuje szewc. Pół godziny później wysiadamy na ruchliwej ulicy. Od fabryki Mascoteksu dzieli nas wysoki mur z drutem kolczastym. Przez okna widzimy wirujące wiatraki i ostre, białe światło jarzeniówek. Piętro za piętrem pełne szwaczek. Według danych samego H&M pracuje tam około tysiąca osób. Szyją między innymi bluzy i joggersy dla dzieci z nadrukami dinozaurów, sprzedawane w szwedzkich sklepach w zestawie za równowartość 25 euro.
Ochroniarze podążają za nami wzrokiem. Udajemy turystów i wtapiamy się w tłum na targu. Szybko znajdujemy ludzi, którzy mogą nam wskazać odpływ ścieków fabryki. Biegnie pod ulicą, to zamknięty kanał – słyszymy.
Podążamy jego biegiem przez kilkaset metrów. Tylko od czasu do czasu pojawia się otwór, przez który możemy zerknąć. Wreszcie kanał łączy się z rurami kilku innych fabryk. Głęboko pod powierzchnią wpada do czarnej rzeki. Nie ma żadnego sposobu, by udowodnić, kto co wypuścił.
Jezdnię blokują betonowe filary. Przez większość trasy stoimy w miejscu. Za remedium na permanentny zator władze miasta uznały autostrady na estakadach. Budowa trwa od dziesięciu lat, ale postępów nie widać. Mówi się, że pieniądze giną w czyichś kieszeniach.
Wielka wyrwa w miejskim krajobrazie rzuca się w oczy jak otwarta rana. Tu stała fabryka odzieżowa Rana Plaza. Budynek runął 24 kwietnia 2013 roku. Zginęło co najmniej 1129 robotników i robotnic. Katastrofa zwróciła uwagę na horrendalne warunki pracy w branży. Od tamtej pory czasu pewne rzeczy się poprawiły. Ale nie jakość wody.
Dowiadujemy się, że nigdy nie istniał plan industrializacji. Fabryki po prostu wyrosły jak grzyby po deszczu. Nayan Bhuiyan, wicedyrektor wydziału środowiska w Gadźipurze niedaleko na północ od Dhaki, mówi naszemu reporterowi, że prawie wszystkie fabryki, które farbują i płuczą tkaniny, mają oczyszczalnie ścieków. Problem polega na tym, że ich nie używają.
– Nie uruchamiają oczyszczalni, jeśli nie ma wizytacji – mówi wicedyrektor. Czasem zanieczyszczona woda zostaje odprowadzona do zwykłej kanalizacji, czasem ukrytymi bocznymi kanałami. Na liście mamy 36 fabryk z Gadźipuru, pracujących dla szwedzkiej sieciówki. Czasem lokalizacje na mapie zawodzą, ale ostatecznie znajdujemy zakłady w pobliżu.
Szwalnie w Bangladeszu mogą płonąć codziennie, ważne żeby koszulka była tania [rozmowa]
czytaj także
Znów trafiamy na podziemne kanały. Łączą się z rurami z innych fabryk i mają odpływ pod powierzchnią wody. Jednak wypowiedzi inspektora i mieszkańców nam nie wystarczą. Chcemy zobaczyć ścieki na własne oczy.
W porannych korkach dojazd do Śripuru, leżącego kilkanaście kilometrów na północ od Dhaki, zajmuje prawie cztery godziny. Ludzie od wieków budują tu domy wzdłuż rzek. Wiatr od wody chłodzi, a monsuny nawadniają ryżowe pola. Ale dziś historia się urwała. Pola, które zabezpieczałyby przyszłość dzieci, nie nadają się do uprawy. Czternastoletniej Mariam Masumy nie powinno tu być. Odkąd pamięta, słyszała ostrzeżenia dorosłych: „Nie wchodź do wody”.
W zeszłym tygodniu przeszedł cyklon i lunął deszcz. Rozcieńczył wodę i przez kilka dni była czystsza. Teraz – zwraca uwagę Mariam – jest tak samo czarna jak zawsze. Mariam rozgląda się po plaży. Z tymi wielkimi, czarnymi oczami i kolorową chustą mogłaby być jedną z modelek sieciówki.
Mówi, że wieczorami nie można usiąść na dworze przez chmary komarów towarzyszące wypływowi ścieków. Najmniejsza kropelka wody na gołej skórze wywołuje swędzenie. – Czasem pieką oczy i pali w klatce piersiowej.
czytaj także
Dziadek Mariam, Nasim, nagi do pasa, czeka przed tradycyjną lepianką o kilkaset metrów od plaży. Mieszka tam całe życie. – To kiedyś była potężna rzeka. Pływały łodzie. Kąpaliśmy się w tej wodzie i piliśmy ją – opowiada 70-latek.
Zanieczyszczenia pojawiły się wraz z fabrykami odzieży około 10 lat temu. Nasim wspomina, jak jedna z jego krów napiła się tej wody. – Padła i zdechła. Na miejscu. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że woda jest toksyczna. – Jeszcze w zeszłym roku znowu spróbował uprawiać ryż. – Nie rośnie. Wszystko usycha.
Fabryki interesują się kupnem ziemi od rodziny, ale za ułamek jej wartości, relacjonuje Nasim. Jego syn, a ojciec Mariam, musiał zatrudnić się w jednej z fabryk, żeby utrzymać rodzinę.
Monsun wciąż omiata kraj, a trucizna rozlewa się coraz szerzej. Nikt z władz nie pobrał próbek tutejszej ziemi ani wód gruntowych. Nikt nie zbadał zdrowia Mariam i innych dzieci. Nikt nie umie powiedzieć, na ile niebezpieczne jest życie w tym miejscu.
Kilka chudych kóz skubie trawę. Wyraz twarzy Nasima zmienia się na błagalny. – Widzieliście państwo sami, jak tu jest. Proszę, zróbcie coś dla moich wnuków.
* * *
Był taki czas, gdy ubrania się nosiło i w kółko naprawiało, aż się rozpadły. Dziś 50 miliardów ubrań wyrzuca się w ciągu roku od produkcji.
Szacuje się, że branża odzieżowa rocznie zużywa od 20 do 200 bilionów litrów wody słodkiej. Osusza przez to wody gruntowe, jednocześnie wypuszczając na pola, do lasów i oceanów ogromne ilości mikroplastiku w postaci włókien syntetycznych.
Pod pobliskim mostem z betonowej rury chluszcze woda. Jest gęsta, ma czerwonoczarne zabarwienie. Bulgocze i się pieni, śmierdzi chemią i rozkładem jednocześnie. Kolor i smród to jasne oznaki, że woda jest zanieczyszczona. Wkrótce wokół nas gromadzi się grupa mężczyzn. Mieszkają w okolicy. Są wściekli.
Katastrofa nienaturalna: Greenpeace pokazał przyczyny zatrucia Odry
czytaj także
– Trują i niszczą! Codziennie wypuszczają wodę w innym kolorze: żółtą, zieloną, czerwoną – mówi Helal Uddin, elegancki 35-latek, inspektor nadzoru elektrycznego dla ratusza Śripuru. Mężczyźni się zgadzają: zanieczyszczona woda pochodzi z dwóch fabryk korzystających z odpływu: Taqwa Fabrics i Aswad Composite Mills. Obie leżą o kilkaset metrów stąd.
Taqwa dostarcza przynajmniej sześć produktów sprzedawanych obecnie przez H&M, w tym czerwoną, trykotową bluzę z nadrukiem mikołaja, który w szwedzkich sklepach kosztuje około 4,5 euro. Aswad Composite Mills też jest na liście dostawców H&M, choć figuruje tam adres innej filii, leżącej położonej zachód od Dhaki. Aswad robi między innymi jasnoniebieskie topy po około 6,25 euro za sztukę.
– Od czasu budowy fabryki Taqwa mijam to miejsce codziennie. Widziałem, jak zbudowali rurę, a dwa lata temu przykryli ją drogą – opowiada inspektor nadzoru elektrycznego. Pewnego razu on i inni mieszkańcy się poskarżyli. Na kilka dni woda zrobiła się przejrzysta, a potem wszystko wróciło do dawnego stanu. – Przedstawiciel Taqwy powiedział nam, że nie ma wyboru. W przeciwnym razie fabryka się zamknie i wszyscy stracą pracę. – A policja? – Nic nie robi, bierze łapówki.
Rozglądamy się po dystopijnym krajobrazie pełnym skrzeczących ptaków, plastikowych torebek i śmieci. Helal mówi, że zniknął szacunek do przyrody. Skoro woda do niczego się nie nadaje, ludzie zaczęli do niej wszystko wyrzucać.
Docieramy do odpływu. Płyn w dotyku jest tłusty, przypomina smołę zmieszaną z atramentem. Na nowej ulicy zakrywającej kanał znajduje się targowisko. Sprzedają papaję, imbir, fasolę, korzenie warzyw i sałatę, wszystko hodowane na nieoczyszczonej wodzie i w niej myte.
Wkrótce stajemy przed Taqwa Fabrics. Według danych H&M pracują tu nawet 4 tysiące ludzi. Przy bramie siedzi jednoręki żebrak. Żeby nas nie odprawiono, przedstawiamy się nie jako dziennikarze, ale hydrolodzy ze szwedzkiego uniwersytetu. Pytamy, dlaczego fabryka odprowadza brudną wodę.
– Tak naprawdę oczyszczalnia działa… często – wyjaśnia ochroniarz, ale zaraz milknie i wzywa kierownika. Brama się otwiera, brama się zamyka. Wjeżdża ciężarówka z chemikaliami. Wyjeżdżają ciężarówki z odzieżą.
Wychodzi dwóch mężczyzn. Przedstawiają się jako inżynierzy. Twierdzą, że czarny kolor wody jest normalny. A smród? – Może to z innej fabryki – mówi jeden. – Możemy zobaczyć oczyszczalnię? – pytamy. – Trzeba zapytać kierownika. Pokazuje się kierownik. Odwraca się i coś szepce z inżynierami. Mówi nam to samo co oni, słowo w słowo. Nie ma takiej możliwości, żeby odwiedzić oczyszczalnię. – Proszę napisać e-maila do centrali.
Czego nie mają dzieci i ryby? Nadziei na przetrwanie katastrofy klimatycznej
czytaj także
Z fabryki wylewa się tłum szwaczek, wychodzą na przerwę obiadową. Pod mostem wylewa się woda.
Media donoszą, że po pandemii branża modowa stawia na kolor jak nigdy dotąd. W miastach Zachodu, tysiące kilometrów stąd, modelki o poważnych twarzach stąpają po wybiegach w cukierkowym różu. „Dopamine dressing” – tak nazywa się trend, który ma stymulować produkcję neuroprzekaźników i poprawiać nam samopoczucie.
Według Banku Światowego tylko do farbowania ubrań używa się 72 toksycznych substancji chemicznych. Powiązane są one z różnymi chorobami skóry i nowotworami.
* * *
Wieczór. Ciemne pomieszczenie pełne map z zaznaczonymi szlakami wodnymi. To biuro w centrum Dhaki. Sharif Jamil, jeden z najlepiej znanych aktywistów ekologicznych i szef organizacji Bapa, wyjaśnia nam kontekst.
W całej Dhace na tysiące fabryk przypada 30 inspektorów. – Nie mają wiedzy, sprzętu ani mocy przerobowych. Kary są niskie, a korupcja ekstremalna – streszcza nam Sharif, popijając herbatę z kardamonem. Macki branży odzieżowej sięgają daleko w głąb polityki, słyszymy. Kilku ministrów, dziesiątki parlamentarzystów i burmistrzów sami są właścicielami fabryk. Niektóre firmy zanieczyszczają otwarcie, inne po kryjomu. Czasem właściciel ma po dwie czy trzy fabryki, w tym jedną przyzwoitą, do pokazania klientom z zagranicy. – Ale każdy, albo prawie każdy, zanieczyszcza – opowiada siwobrody aktywista.
Bywa i tak, że oczyszczalnie są zepsute albo nie nadążają za wymiarem produkcji. Najczęstszy powód stanowią jednak pieniądze. Substancje służące do oczyszczania podrożały. Cena prądu wzrosła dwukrotnie. Praca oczyszczalni kosztuje około 5 eurocentów na litr wody. Dla zakładu, który wykorzystuje 10 tysięcy litrów wody na godzinę, a pracuje po 12 godzin dziennie, może to decydować o zysku lub stracie.
– H&M jest jak każdy inny nabywca z Zachodu. Jednego dnia opowiada o środowisku i dobrych warunkach pracy, a następnego dnia, przy negocjacji cen, zupełnie o tym zapomina. Konkurencja jest ekstremalna. To rynek kupującego. – Przerywa nam stłumione trąbienie z ulicy, jak gdyby z innego świata. – Kupujący nie biorą za to odpowiedzialności. Z jednej strony psuje się woda, a z drugiej zmiana klimatu zżera nam kraj. To katastrofa.
Człowiek czy reklama? Celebryci obchodzą rekomendacje UOKiK metodą „na Chajzera”
czytaj także
Cykle trendów modowych robią się coraz krótsze, kolekcje pędzą jedna za drugą. Do nowego pokolenia docierają płatne współprace z influencerami na Instagramie. Ubrania są wpychane na rynek.
Między styczniem a kwietniem 2022 roku szwedzki H&M i jego rywalka, hiszpańska Zara, wypuściły 11 tysięcy nowych modeli. Chińska firma Shein, która przebojem weszła na rynek, wypuściła ich ponad 300 tysięcy. Mówi się, że fast fashion przeżywa transformację: w ultrafast fashion.
* * *
Jak fala oceanu przetaczają się wczesnym rankiem po Savarze na zachód od Dhaki, w sercu regionu odzieżowego. Tysiące młodych kobiet zaraz skryją się za stalowymi bramami fabryk. Jesteśmy w dzielnicy Somy Akhter, gdzie barwa ścieków przepowiada najmodniejszy kolor sezonu.
Szkoła leży o rzut kamieniem od domu Somy. Na ścianach tęcze i zdjęcia zamordowanych ojców narodu, których ma rozpoznawać każde dziecko. Zapach szybkiej mody też tu dociera. Na przerwie dzieci zakrywają buzie. Dyrektorka Lucky Ahmad jest zrozpaczona. W porze monsunowej boisko jest zalane, wokół unoszą się gęste chmary komarów.
Dyrektorka zażądała od fabryk, żeby przestały zanieczyszczać albo przynajmniej wzniosły wał od strony wody, ale bez skutku. Rodzice co najmniej 90 proc. spośród 342 uczniów i uczennic pracują w przemyśle odzieżowym. – Dzieci nie mogą się skupić. Przeszkadza im to w nauce – mówi dyrektorka.
Wchodzimy do sali, gdzie klasa piąta uczy się angielskiego. – Kto tak brudzi? – pytamy. – Fabryki ubrań – odpowiadają dzieci chórem.
Rozmawiamy z kilkorgiem okolicznych mieszkańców. Ich wypowiedzi są spójne i konkretne: woda, która płynie przy szkole i pod domem Somy Akhter, pochodzi z zakładów będących własnością firmy al-Muslim. Mieszkańcy pokazują kanał, tutaj również biegnący pod ulicą.
Na końcu drogi stoi jedenastopiętrowy budynek, rzuca cień na cały kwartał ulic. Na czarnej tablicy widnieje wykaz mieszczących się w nim zakładów. Wszystkie są własnością koncernu al-Muslim, a największa figuruje także na liście H&M.
Zakład A.K.M. Knitwear, zatrudniający tysiące szwaczek, robi „dżinsy straight baggy w stylu lat 90.”, które sprzedają się za około 26,5 euro. I jeszcze co najmniej dwanaście produktów. Płucze, wybiela i farbuje.
H&M co roku wytwarza około 13 miliardów sztuk odzieży i wciąż planuje zwiększać produkcję. Przekaz wizerunkowy jest prosty: w dziedzinie zrównoważonego rozwoju firma wiedzie prym w branży. Za kilka lat produkcja H&M ma być stuprocentowo odnawialna i prowadzona w obiegu zamkniętym. Krytykę słychać jednak coraz głośniej. W raporcie Changing Markets Foundation czytamy, że 96 proc. oświadczeń H&M dotyczących ochrony środowiska jest bezpodstawnych albo wprowadza w błąd. Z tego powodu firmie przypadło miejsce na szarym końcu rankingu.
czytaj także
W niektórych przypadkach ubrania z kolekcji „Conscious Choice”, za które klienci dopłacają, okazały się bardziej niekorzystne dla środowiska niż linia zwykła. Urzędy konsumenckie w Norwegii i Holandii rygorystycznie wzięły się za proekologiczne obietnice H&M. Szwedzka sieć obiecuje poprawę.
Coraz częściej jednak zadajemy sobie pytanie, czy szybka moda w ogóle może być zrównoważona. Być może odzieżowe sieciówki tak naprawdę interesuje co innego. Ochrona zysków i wzrostu za pomalowaną na zielono fasadą.
* * *
Przewoźnik Sabur, z ustami pełnymi betelu i tytoniu, manewruje w labiryncie wodnych hiacyntów. Obok przepływa martwa płotka, którą zaniósł tutaj niedawny cyklon.
Jesteśmy w specjalnej strefie eksportowej, wyłączonej z podatków. Tu stoją fabryki z prawdziwego zdarzenia, sam szczyt tekstylnej piramidy, z dala od małych pralni, wiejskich warsztatów i pryskanych pól bawełny. Tu powstały ubrania dla Adidasa na ostatnie mistrzostwa świata. A jednak zdaje się, że trafiliśmy do strefy zero dewastacji środowiska. Okolica jest tak zatruta, że palmy rosnące wzdłuż plaż przestały rodzić kokosy.
Sprowadził nas tu Shahid Mallick. Dorastał nad tą rzeką i patrzył na jej ruinę. Teraz dzieli swój czas między badania nad klimatem na Uniwersytecie Wschodniej Finlandii w Kuopio a pracę terenową tutaj. Za sprawą bujnej czupryny i energicznego sposobu bycia nie wygląda na swoje 53 lata. Shahid stara się zmobilizować ludzi mieszkających nad tymi rzekami przeciwko fabrykom. – Ludzie sądzą, że nie mają szans z bogatymi i potężnymi. Chcę ich obudzić.
Niebo jest blade. W środku dnia dokucza nam upał, 32 stopnie. Kryzys klimatyczny podnosi temperatury także w tropikach. Shahid mówi, że wobec globalnego ocieplenia musimy chronić tę słodką wodę, którą mamy, bo braki wkrótce staną się uciążliwe. – Można postawić setki nowych fabryk. Ale nie można postawić rzeki – dodaje.
czytaj także
Według nowej strony internetowej H&M ma w Bangladeszu 35 pracowników zajmujących się kwestią zrównoważonej produkcji. Żaden z licznych mieszkańców, z którymi rozmawialiśmy, nigdy nie widział wizytatorów. Shahid Mallick namawia zagraniczne sieciówki, by zaangażowały miejscowych mieszkańców i ich wysłuchały. – To pokazałoby prawdziwy obraz zanieczyszczeń. O ile kogoś to interesuje.
Think tank Planet Tracker ostrzegał na początku zeszłego roku, że firmy modowe opierają swoje obietnice zrównoważonej produkcji na „danych zombi” – informacjach fałszywych, niewiarygodnych albo niemożliwych do skontrolowania. Jak woda w kanałach ukrytych pod ziemią.
Kolos Sterling Denim, zatrudniający ponad 4 tysiące robotników i robotnic odzieżowych, wyrasta ponad slumsami, sześć kilometrów na północny zachód od Dhaki. Za monitorowanymi murami powstaje ponad dziesięć modeli dla H&M, w tym dziecięce dżinsy-rurki w cenie około 22,5 euro.
Historia się powtarza. Mieszkańcy znowu pokazują, że rura odpływowa biegnie pod drogą. Na mokradło wylewa się niebieskoczarna woda.
To jedenasta i ostatnia fabryka H&M, którą odwiedzamy w Bangladeszu. I czwarta, którą możemy powiązać z zanieczyszczeniem. Te cztery fabryki razem produkują przynajmniej 39 towarów sprzedawanych w tej chwili przez H&M. Może tak być, że zanieczyszczenia łamią banglijskie prawo ochrony środowiska.
– Każdy wie, skąd to obrzydlistwo wypływa – mówi 21-letni Sohaq Islam, też robotnik odzieżowy, ale w innej fabryce. Pokazuje palcem budynek Sterling, jedyny po tej stronie rzeki. Opowiada historię, którą już znamy. – Zanieczyszczenia są najgorsze wieczorem, po ciemku. Wtedy nie można tam wytrzymać. – Jakieś dzieci puszczają latawiec. Starsze kopią piłkę.
* * *
To jest historia o ludziach i wodzie. O ubraniach, które nosimy, i o odpowiedzialności. Mogliśmy równie dobrze rzucić światło na KappAhl, który na swojej stronie pisze, że pomaga najsłabszym w Bangladeszu. Albo na Lindex, który twierdzi, że „istnieje po to”, by wzmacniać i inspirować kobiety od pól bawełny po przymierzalnie. Albo dowolną szwedzką bądź zagraniczną markę, która w przeciwieństwie do H&M postanowiła nie ujawniać, gdzie powstają jej produkty.
Możemy też zwrócić uwagę na siebie. To nie bieda zanieczyszcza wodę w Bangladeszu. To nasz popyt i nasza zamożność.
czytaj także
Wracamy do sklepu H&M na Drottninggatan w Sztokholmie. Trwają świąteczne zakupy. Pracownicy składają jedno ubranie za drugim. Na dole, przy wejściu do działu dziecięcego, jeden produkt jest rozświetlony jak choinka. Czerwony dziecięcy sweterek z mikołajem, zrobiony w Taqwa Fabrics. „Najniższa cena 49,90 koron”, niecałe 4,5 euro, informuje tabliczka. Napis na lewej stronie sweterka jest znacznie mniejszy, niemal ukryty. To on zdradza prawdziwą cenę produktu. „Made in Bangladesh”.
*
„Aftonbladet” skontaktował się z firmą H&M. Sieć nie zdecydowała się udzielić wywiadu, ale przesłała pisemne oświadczenie. Zajmujący się kwestiami wody w H&M Group Shariful Hoque stwierdził, że firma poważnie potraktowała nasze doniesienia: „Jesteśmy w bliskim kontakcie z partnerami biznesowymi i rozpoczęliśmy własne śledztwo, by dowiedzieć się więcej w tych konkretnych kwestiach”. Pełny tekst oświadczenia w języku szwedzkim można przeczytać tutaj.
**
Staffan Lindberg jest dziennikarzem śledczym „Aftonbladet”, największego dziennika w Szwecji. Był korespondentem zagranicznym i wojennym, a obecnie specjalizuje się w reportażach o zmianie klimatu. Napisał książki o arabskiej wiośnie oraz zabójstwie dwojga ekspertów ONZ w Demokratycznej Republice Konga w 2017 roku.
Artykuł Here’s the price for your new H&M clothes został nominowany do Europejskiej Nagrody Prasowej (European Press Prize) w 2023 roku. Zgody na przedruk udzieliła European Press Prize. Więcej interesujących materiałów dziennikarskich znajdziecie na stronie europeanpressprize.com. Pierwotnie artykuł ukazał się w szwedzkiej gazecie „Aftonbladet”. Dystrybucja: Voxeurop Syndication Service.
Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.