Jeśli Macron za trzy miesiące przejmie jeszcze Senat, to będzie pierwszym od czasu de Gaulle'a absolutnym władcą Francji. De Gaulle potrzebował do tego wygranej wojny z Niemcami, a Macron?
W czasie pogłębiającego się kryzysu, w który wpadł Zachód, to wyborcy francuscy zdecydowali o stanie wyjątkowym i oddali pełnię władzy w kraju w ręce jednego człowieka. Jeśli Macron za trzy miesiące przejmie jeszcze Senat, to będzie pierwszym od czasu de Gaulle’a absolutnym władcą Francji. Z tą tylko różnicą, że de Gaulle’a w oczach Francuzów uchodził za jednego ze zwycięzców wojny nad Niemcami, który ocalił honor Francji, zaś Macron pochodzi z politycznej drugiej ligi, w której był ledwie beniaminkiem.
czytaj także
Przywódca La République En Marche! znalazł się w sytuacji, w której może wszystko wygrać albo wszystko przegrać. Francuzi wysłali czytelny sygnał: Tertium non datur. Jeśli przywódca REM zrealizuje swój plan skandynawizacji gospodarki francuskiej (flexecurity) i dokończenia integracji europejskiej (unia fiskalna), odegra historyczną rolę. Francja i Europa są w sytuacji, w której na gwałt potrzebują kogoś takiego. Jeśli jednak mimo oddania mu wszystkich instrumentów władzy, trwający już kilka dekad marazm gospodarczy i polityczny Francji będzie trwał dalej, Francuzi w następnych wyborach oddadzą władzę populistom.
Odejście polityki francuskiej od sporu politycznego prawicy z lewicą i przesunięcie jej w stronę konfrontacji społeczeństwa otwartego ze społeczeństwem zamkniętym jest bardzo ryzykowne. Jeśli to, co buduje Macron, okaże się transferującą polityków z lewa i prawa Platformą Obywatelską, to przegra z kretesem. Platforma Obywatelska była możliwa i mogła wygrywać tylko w takim kraju jak Polska – podłączonym do gigantycznych funduszy europejskich. Minimalizm programowy towarzyszył modernizacji technicznej państwa, która przebiegała obok polityki. Politycy zajmowali się Smoleńskiem, układem i innymi bzdurami, mniej uwagi poświęcając wydawaniu funduszy strukturalnych. Francja nie jest w takiej sytuacji. Tam Platforma Obywatelska przegra z francuskim PiS-em pierwsze kolejne wybory.
czytaj także
Dobrze, że lepiej niż się spodziewano, poszło Niepokornej Francji Jean-Luca Melanchona. Dobrze też, że Marine Le Pen znajdzie się w Parlamencie. Pierwszy, choć zdobył jednak znacznie mniej miejsc niż socjaliści, jest potrzebny po to, żeby naciskać na rząd z lewej strony – w Parlamencie, a nie na ulicy. Doskonale przygotowany programowo Melanchon zasłużył na to, żeby brać udział w procesie legislacyjnym. Le Pen z kolei będzie trudniej odgrywać rolę partii antysystemowej.
To, że Macron stoi w sytuacji „wszystko albo nic”, najlepiej widać po tym, że z jednej strony jego półtoraroczny ruch REM dostał w wyborach wszystko, czego chciał, ale z drugiej odbyło się to przy rekordowo niskiej frekwencji. Naprzeciw REM stoją nie Republikanie albo Socjaliści, ale Front Narodowy, którego ledwie osiem miejsc na 557 możliwych przynosi nam informację wyłącznie o francuskiej ordynacji wyborczej, a nie rzeczywistej sile populistów. Prawda jest taka, że Macron zwyciężył w tych wyborach, ale Le Pen wygrała miejsce w drugiej turze następnych.
Warufakis: Gratulacje, prezydencie Macron. Od teraz się Panu sprzeciwiamy