W przyszłym roku wybory prezydenckie w USA. Jako pierwsza o nominację demokratów zaczyna się ubiegać Elizabeth Warren. Rytualną wymianę ciosów z Trumpem ma już za sobą.
Mamy pierwszą oficjalną kandydatkę w prawyborach partii demokratycznej przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi. Jest nią Elizabeth Warren – ta sama, którą w 2016 roku błagano, żeby wystartowała jako kandydatka plasująca się dokładnie pomiędzy centrową Hillary Clinton a progresywnym Berniem Sandersem. Warren wtedy odmówiła, stając murem za partią i za Hillary. Dziś – zdaniem niektórych – jest już dla niej za późno. Ale już teraz, w pierwszych dniach kampanii, wyraźnie widać, że Warren będzie poważną kandydatką w tłumie demokratów, którzy staną do walki o nominację swojej partii.
Co powinniśmy wiedzieć o 69-letniej Warren? Pochodząca z Oklahomy nauczycielka nigdy nie planowała kariery politycznej. Po urodzeniu dziecka wróciła do nauki i skończyła prawo. Wkrótce została uznaną specjalistką od prawa upadłościowego, co otworzyło jej drogę do pracy w prestiżowej uczelni Harvard Law School, a potem do senatu. Zasiada w nim od 2012 roku.
To ona jest autorką projektu powołania Biura Ochrony Finansowej Konsumenta (Consumer Financial Protection Bureau), który powstał za wstawiennictwem prezydenta Obamy w ramach regulacyjnych reform Dodda-Franka z 2010 roku. Od dwóch lat administracja Trumpa próbuje osłabić tę niezwykle przydatną instytucję, obsadzając ją swoimi ludźmi.
czytaj także
Elizabeth Warren wierzy w rynek, jak powiedziała w wywiadzie dla „The Nation”. Podkreśla jednak, że „rynek funkcjonuje właściwie tylko wtedy, gdy wszyscy mamy równe szanse, żeby na nim konkurować”. Jej program koncentruje się na walce o klasę średnią, którą od lat zanika w Ameryce. Za ten stan rzeczy Warren wini miliarderów i wielkie koncerny, które kupiły Waszyngton, osłabiły związki zawodowe, doprowadziły do zniesienia regulacji finansowych wprowadzonych po Wielkim Kryzysie z lat 30. XX wieku i wylobbowały sobie cięcia podatków dla bogaczy oraz korporacji. Warren domaga się wyrównania szans ekonomicznych, podniesienia płacy minimalnej, rozbudowy taniego dostępu do służby zdrowia i publicznych mieszkań. Jej „konikiem” jest problem monopolizacji rynku, który nie służy zdrowej rywalizacji. Ten temat faktycznie ją wyróżnia. Kolejnym ważnym postulatem Warren jest wprowadzenie reprezentacji pracowników w zarządach wielkich firm.
Pani Senator z Massachusetts z pewnością nie boi się słownych potyczek. Do historii przeszedł upór, z jakim w 2017 roku występowała w senacie przeciw nominacji teraz już byłego prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa. „Mimo wszystko, nie ustępowała” – podsumował lider większości republikańskiej w senacie Mitch McConnell, gdy zignorowała jego instrukcje, a te słowa – „Nevertheless, she persisted” – trafiły na koszulki i plakaty, by stać się symbolem feminizmu ostatnich kilku lat.
Warren znana jest również z potyczek słownych z Donaldem Trumpem, które doprowadziły ją w bardzo dziwne miejsce. Nie zawahała się nazwać go „głośnym, wstrętnym, przeczulonym na swoim punkcie chuliganem” i „wielkim pomarańczowym słoniem” oraz potępić go za manipulacje z prawem upadłościowym (Trump aż sześć razy ogłaszał upadłość swoich firm). Trump z kolei z uporem przezywa ją Pocahontas, drwiąc z deklarowanych indiańskich korzeni Warren. W październiku tego roku Warren upubliczniła wynika DNA, które faktycznie wykazały, że wśród jej przodków sześć do dziesięciu pokoleń temu znajdowali się rdzenni Amerykanie. To tylko pociągnęło za sobą dalsze kpiny i kwestionowanie dorobku Warren, która rzekomo idzie przez życie jako „mniejszość etniczna”. Zdaniem niektórych tego rodzaju wymiana ciosów z Trumpem dowodzi, że Warren nie jest właściwą kandydatką do Białego Domu.
Inni demokraci zastanawiają się, czy w ogóle powinni nominować kobietę – mają oczywiście na uwadze porażkę Hillary Clinton w 2016 roku. Niemniej wszystko wskazuje na to, że Warren nie jest jedyną kobietą, która będzie ubiegać się o prezydenturę. Inne nazwiska to Kamala Harris (senatorka z Kalifornii), Amy Klobuchar (ogromnie lubiana senatorka z Minnesoty, którą kraj miał okazję bliżej poznać podczas przesłuchania sędziego Bretta Kavanaugha) czy była podopieczna Clintonów Kirsten Gillibrand (senatorka z Nowego Jorku utożsamiana z ruchem #MeToo).
czytaj także
Żadna z nich, również Elizabeth Warren, nie ma programu z prawdziwego zdarzenia, który faktycznie zmieniłby Amerykę – twierdzi Zack Exley, były doradca w kampanii Berniego Sandersa i współautor książki Rules for Revolutionaries. Nie ma go również ani sam Bernie Sanders, ani jego młodszy odpowiednik – wschodząca gwiazda progresywnego Teksasu, Beto O’Rourke. Za taki program Exley uważa strategię znaną jako tzw. „nowy zielony ład” (Green New Deal), która podkreśla rozdźwięk między nazwiskami wymienionymi wyżej a młodym pokoleniem właśnie wchodzącym do Kongresu, z Alexandrią Ocasio Cortez na czele. To dlatego bardziej progresywnie nastawieni demokraci twierdzą, że i dla Berniego, i dla Warren jest już za późno.
Tak czy owak, kampania Elizabeth Warren ruszyła z kopyta i jedzie pełną parą. W noc sylwestrową Warren wypuściła pierwsze oficjalne wideo i spędziła pierwszy weekend w stanie Iowa, czyli tam, gdzie zacznie się cała wyborcza zabawa. Towarzyszył jej Joe Rospars, który odpowiadał za strategię cyfrową w obu kampaniach Baracka Obamy, oraz chmara dziennikarzy.
Warren nie zamierza przejmować się przeszkodami, które stoją przed każdą kandydatką na prezydentkę. W odpowiedzi na spekulacje na temat jej niskich wyników, jeśli chodzi o sympatię wyborców, zamieściła na Twitterze wideo z pociągu z komentarzem: „Podobno kobiety-kandydatki są najbardziej lubiane w strefie ciszy!”
I hear women candidates are most likable in the quiet car! I’ll be talking again on @maddow @ 9pm ET. pic.twitter.com/DnVIw2RSgG
— Elizabeth Warren (@ewarren) January 2, 2019