Biden wypadł słabo, mówił ochrypłym głosem i często plątał się w odpowiedziach, czasami nie kończąc zdania. Trump był znacznie bardziej dziarski, choć dużo kłamał. Spora część debaty dotyczyła tego, który z kandydatów, był „najgorszym prezydentem w historii USA”. Debatę prezydencką relacjonuje korespondentka KP w USA Agata Popęda.
Wieczorem w czwartek 27 czerwca czasu amerykańskiego odbyła się pierwsza debata prezydencka 2024 między obecnym prezydentem, demokratą Joe Bidenem, a Donaldem Trumpem. Obaj kandydaci już mieli okazję debatować cztery lata temu i obaj mieli szansę sprawdzić się jako prezydenci.
Organizowana przez telewizję CNN debata miała pewne dodatkowe, wcześniej nie stosowane reguły. Ze względu na przekrzykiwanie się dyskutantów w 2020 roku, mikrofon oponenta był wyłączony na czas, gdy mówił jego kontrkandydat. Mikrofony były też wyłączone między wyznaczonym czasem na odpowiedź. Nie pozwolono też na posługiwanie się notatkami. Biden podobno oddał też ostatni głos w debacie Trumpowi w zamian za miejsce po prawej stronie sceny, które zdaniem psychologów jest lepiej odbierane przez widownię. Debata odbyła się w Georgii, stanie, który zalicza się do stanów wahających się między dwiema dominującymi amerykańskimi partiami i który ma znaczącą populację czarnych Amerykanów.
Biorąc pod uwagę, co mogło się wydarzyć na scenie przygotowanej przez CNN, kandydaci byli stosunkowo układni. Biden wypadł kiepsko, jeśli chodzi o prezentację; mówił słabym, ochrypłym głosem (podobno był przeziębiony, tłumaczy go jego sztab) i często plątał się w odpowiedziach, czasami nie kończąc zdania. Trump był znacznie bardziej dziarski, choć dużo kłamał, jeśli chodzi o zwykłe historyczne fakty, utrzymując np. że faszystowski marsz w Charlottesville w 2017 roku nigdy nie miał miejsca albo że nigdy nie przespał się z gwiazdą porno.
czytaj także
Tu było mniej przejęzyczeń, ale z kolei Trump lubi się powtarzać, nadużywając ulubionych fraz typu „nikt nigdy nie widział niczego podobnego”. Pobłażliwy, lecz uważnie słuchający Trump bardzo się starał wyjść na gentlemana; w pewnym momencie nawet poprosił Bidena: „nie zachowujmy się jak dzieci”.
Dwie wersje Ameryki
Uderzająca była przede wszystkim zupełnie różna narracja o Ameryce, jaką przedstawili dwaj kandydaci. Biden upierał się, że USA wciąż są najpotężniejszym i najlepszym krajem na świecie, któremu wszyscy zazdroszczą i który szanują (brzmiał w tym praktycznie jak republikanin). Z kolei Trump powtarzał, że Ameryka niedługo zostanie połknięta przez Chiny, że nikt na świecie jej nie szanuje, i że tylko Trump może ewentualnie wyprowadzić kraj na prostą. Podkreślał przy tym, że żałuje, że musi się tym wszystkim zajmować on a nie „skorumpowani politycy”, bo chętniej by się wylegiwał w jakimś pięknym miejscu.
Pierwszym tematem była inflacja, obecnie troszkę niższa, ale nadal dokuczająca Amerykanom, bo jedzenie i benzyna wciąż są droższe niż powinny być w stosunku do zarobków. Tu Trump oskarża Bidena i ostatnie cztery lata jego prezydentury, podczas gdy Biden twierdzi, że inflację odziedziczył po trumpowskim podejściu do pandemii w czasie jego, Trumpa, prezydentury.
Trump słuchał z ustami w podkówkę, żeby następnie odparować: – Za mojej prezydentury mieliśmy najlepszą gospodarkę. Wszyscy byli zdumieni. Nie było żadnych wojen z udziałem amerykańskich żołnierzy. Oddaliśmy im [demokratom] ekonomię i giełdę w dobrym stanie, a teraz gospodarka nas zabija.
Biden powiedział, że Trump nie miał żadnych dokonań jako prezydent i że kraj jest w kłopotach, bo Trump obniżył podatki dla wielkich firm, takich jak Apple, i bogaczy. On zamierza dopilnować, że bogacze zaczną płacić swoją część.
– Tak, obniżyłem podatki i ekonomia poszła jak burza – odparł Trump. – Rosnące zarobki firm znacznie poprawiły gospodarkę i będzie jeszcze lepiej [gdy Trump wygra], bo siedzimy na płynnym złocie [na ropie] tylko trzeba się pozbyć regulacji. Teraz jesteśmy praktycznie krajem trzeciego świata, nikt nas nie lubi, nikt nas nie docenia, a wszystko to przez to, że Biden wpuszcza miliony imigrantów, prosto z więzień i psychiatryków i to nie tylko z Ameryki Południowej, ale też z Bliskiego Wschodu.
Spór o aborcję
Jednym z zapalnych tematów była oczywiście aborcja. Trump zapewnił, że jest bardzo zadowolony z obalania Roe vs. Wade w 2022 roku i gratulował sobie wybranego przez siebie składu Sądu Najwyższego, który przekazał kwestie aborcji poszczególnym stanom.
czytaj także
– Jak Reagan, wierzę oczywiście w wyjątki – dodał. – Aborcja powinna być dopuszczona w przypadku kazirodztwa albo zagrożenia życia matki. Ale demokraci chcą prawa do aborcji aż do samego porodu.
– Więc w praktyce oddajesz prawa obywatelskie decyzji poszczególnych stanów – podkreślił Biden. – Tymczasem kobiety po 6-8 tygodniu ciąży, kiedy nawet o niej nie wiedzą, nie mają prawa do aborcji.
– Regan chciał obalenia Roe vs. Wade – odparł Trump. – I Ojcowie Założyciele też by tego chcieli. A jeśli chodzi o kobiety, to są zabijane przez miliony imigrantów, które on wpuścił do kraju.
– Ojcowie Założyciele, co za bzdura – ocenił Biden. – To lekarze, nie politycy powinni decydować o aborcji. Jako prezydent, zakażę, to znaczy przywrócę Roe v. Wade.
– Nie wiem, co powiedział – tu Trump zwrócił się do prowadzących debatę dziennikarzy. – On też pewnie sam nie wie. Wracając do imigrantów, on ich wpuszcza i pozwala im mieszkać w luksusowych hotelach, podczas gdy nasi weterani żebrzą na ulicach. Staliśmy się niecywilizowanym krajem.
Polityka zagraniczna
Kolejnym dużym tematem była polityka zagraniczna. Trump skomentował wycofanie się z Afganistanu w czasie prezydentury Bidena jako pełną kompromitację Ameryki i przekonywał, że pod jego rządami ani Putin nie śmiałby zaatakować Ukrainy, ani Hamas nie zaatakowałby Izraela, bo Iran w czasie jego prezydentury był spłukany i nie miałby jak wspierać ani Hamasu ani Hezbollahu.
Od amerykańskiego snu po ruski mir. Dlaczego republikanie wolą Putina
czytaj także
– On by pozwolił Putinowi robić co chce – dogryzał Biden, przypominając, że w czasie wizyty Trumpa we Francji mówił o walczących amerykańskich żołnierzach jako o głupcach.
Trump odparł, że Biden zmyśla i że Trump ma 19 świadków, którzy potwierdzają, że nic takiego nie powiedział (pokrętna logika). – A ta cała afera o dezinformacji ze strony Rosji podczas wyborów w 2016 to była sprawka Huntera Bidena i jego laptopa. Obiecuję, że zakończę wojnę w Ukrainie, zanim jeszcze obejmę urząd w styczniu.
Dodał też, że od razu wyciągnie z rosyjskiego więzienia dziennikarza „Wall Street Journal” Evana Gershkovicha, którego Rosja oskarża o szpiegostwo.
Oburzony Biden podsumował, że Trump pozwoli odbudować Putinowi Związek Radziecki i dopytywał: co się stanie z Polską i innymi krajami NATO? Amerykańska broń mocno wsparła samoobronę Ukrainy.
– Ukraina nigdy nie wygra – oświadczył Trump. – Dlaczego Ameryka nie bierze więcej pieniędzy od NATO? Teraz może płacą, ale nie tak dużo jak my i dopiero po tym, jak ich postraszyłem, że jeśli nie będą płacić, nie będę bronić ich przed Putinem.
W kontekście konfliktu w Gazie, Trump nazwał Bidena „Palestyńczykiem” i to „słabym Palestyńczykiem”, mimo że Biden bardzo podkreślał swoje nieugięte poparcie dla Izraela. – Tylko Hamas chce, żeby ten konflikt trwał i że ta radykalna organizacja powinna zostać zniszczona.
– Nieprawda – zaprzeczył Trump. – Izrael też chce, żeby konflikt trwał i co więcej ma rację. Ja pozwolę im kontynuować.
Konfrontacja kandydatów
Sporą część debaty zajęła kwestia 6 stycznia 2021 roku, kiedy po przegranych wyborach wyborcy Trumpa zaatakowali Kapitol w stolicy USA. Trump powiedział raz jeszcze, że wybory były sfałszowane, że on do niczego nikogo nie namawiał, a wręcz proponował Nancy Pelosi (wtedy przywódczyni demokratów w Izbie Reprezentantów), żeby sprowadzić Gwardię Narodową, czego nie zrobiła.
– Trzy godziny oglądał zamieszki w telewizji, podczas gdy jego własny wiceprezydent go błagał, żeby coś zrobił – przypomniał Biden, na co Trump odparował, że zamieszki to były w Portland i Minneapolis, kiedy lewicowi faszyści zaczęli palić samochody i atakować sklepy (w 2020 roku, po zabójstwie George’a Floyda).
Nie obyło się bez ciosów poniżej pasa. Biden z przyjemnością podkreślił, że Trump jest obecnie „skazanym przestępcą”, na co Donald odparł z przyjemnością i zgodnie z prawdą: „tak jak twój syn”. Na szczęście Biden, który zapewne spodziewał się podobnego komentarza, nie dał się sprowokować.
Amerykańscy wyborcy wcale nie uważają go za przestępcę, twierdził Trump, bo wiedzą, jak skorumpowany jest system sądowniczy i że prokuratorzy i sędziowie, którzy dobierają mu się do tyłka, to demokraci.
O klimacie udało się porozmawiać tylko chwilkę i nie dowiedzieliśmy się nic nowego. Biden przyznał, że Ameryka jest jednym z największych trucicieli środowiska, że wróci do Porozumienia Paryskiego w sprawie klimatu. Trump odparł, że w ramach Porozumienia tylko Ameryka miałaby płacić i że w związku z tym musiał się z niego wycofać. – Ja też chcę czystej wody i powietrza – migał się Trump. – Za mojej prezydentury stan środowiska był bardzo dobry.
Afroamerykanie i Latynosi reprezentują grupę wyborczą, o którą zabiegają i demokraci, i republikanie. Biden podkreślał, że walczy z korporasizmem i pomaga czarnym rodzinom kupować domy, na co Trump odpowiadał, że czarni i Latynosi zdychają, bo nielegalni imigranci zabierają im pracę i szansę na godziwą emeryturę.
Kto był „najgorszym prezydentem w historii USA”
Zapytano też kandydatów oczywiście o ich wiek, który martwi wielu wyborców.
81-letni Biden powtórzył, że dużo osiągnął podczas wciąż trwającej prezydentury i to dowodzi, że jest w dobrym stanie i może dużo jeszcze zdziałać. Odpowiedź młodszego o cztery lata Trumpa była znacznie ciekawsza: – Robiłem testy na myślenie, jestem szczuplejszy niż byłem i świetnie gram w golfa. Zagrałbym z nim [Bidenem] gdyby się odważył, ale widziałem, że nie umie się nawet zamachnąć kijem.
– Zagram, jeśli zgodzisz się nosić po polu golfowym swoją torbę na kije – odgryzł się Biden, pokazując, że być może wygląda i gada jak mumia, ale potrafi zareagować.
W sumie spora część debaty dotyczyła tego, który z kandydatów, był „najgorszym prezydentem w historii USA” – obaj z upodobaniem wracali do tej frazy – i kto rozpęta III Wojnę Światową.
Zapytany, czy zaakceptuje wyniki wyborów prezydenckich za cztery miesiące, Trump odparł, że owszem, jeśli nie będą sfałszowane i że to wszystko jest śmieszne, bo wiadomo, kto będzie przyszłym prezydentem i że żadnej debaty w ogóle nie powinno być.