Kryzys zdrowotny i gospodarczy wymaga ponadnarodowej solidarności i troski, tymczasem na populistycznej prawicy rośnie nacjonalistyczny, ksenofobiczny, rasistowski ferwor.
„Nie wolno pozwolić, by dobry kryzys poszedł na marne” – taką cichą mantrę powtarzali ci, którzy chronili najbogatszych ludzi świata po krachu finansowym z 2008 roku.
Ta fraza przypomniała mi się – bardziej jako ostrzeżenie niż maksyma – gdy kraje na całym świecie zaczęły reagować na śmiertelną pandemię o głębokich konsekwencjach politycznych, społecznych i gospodarczych. Kiedy uruchamiane są nadzwyczajne siły, a regularna polityka zostaje zawieszona, trzeba mieć świadomość, w jaki sposób można wykorzystać taki kryzys i co faktycznie powinno się przy tej okazji zrobić.
czytaj także
Są już próby wykorzystania pandemii do osłabienia uprawnień parlamentu i rządzenia dekretami. Widzimy na ulicach silnie uzbrojoną policję czy wojsko. Padają groźby surowych kar więzienia za łamanie prawa, a władza wykonawcza dostaje nadzwyczajne uprawnienia. Uchwalane są nowe ustawy ograniczające wolność słowa; rośnie finansowanie i zastosowanie przez państwa zaawansowanych technologii inwigilacyjnych, które stanowią potencjalne zagrożenie dla swobód obywatelskich.
To oczywiste, że pandemia wymaga pilnych działań władz państwowych i mobilizacji wszystkich sektorów życia społecznego. Jednak ważne jest, w jaki sposób się to robi – a to, co wyniknie z tych interwencji, jest nie mniej istotne niż ich doraźny skutek. Pozostaje pytanie, czy nadzwyczajne środki, które zostały szybko wprowadzone przez wiele państw, zostaną równie szybko wycofane po ustąpieniu kryzysu, czy też na długo zaburzą równowagę między władzą państwową a prawami obywatelskimi oraz między władzą wykonawczą a ustawodawczą.
czytaj także
Jeśli historia jest tu jakąś wskazówką, to będziemy musieli przygotować się na zwrot ku nacjonalizmowi. Prawicowe, autorytarne i populistyczne siły będą próbowały wykorzystać polityczne niepokoje wywołane załamaniem gospodarczym. Może temu towarzyszyć żądanie „reterytorializacji” państw narodowych poprzez narzucenie nowych dyskryminujących reżimów granicznych oraz próby utożsamienia COVID-19 z „innym”: kimś obcym, obcokrajowcem, z zagrożeniem przychodzącym z zewnątrz. Taka nacjonalistyczna reakcja na zasadniczo ponadnarodowy kryzys tylko pogłębi podziały między państwami i wewnątrz nich. Niemiecki socjolog Ulrich Beck pisał kiedyś o „społeczeństwie ryzyka” w zglobalizowanym świecie. Przejawy tego ryzyka – a więc pandemie, zmiany klimatyczne, zanieczyszczenia, awarie nuklearne itp. – nie respektują granic ani innych wprowadzanych prawem rozgraniczeń. Te zjawiska są „demokratyczne” w tym sensie, że musi mierzyć się z nimi cała ludzkość, nawet jeśli doświadcza ich w sposób nierównomierny.
Nacjonalistyczna reakcja na zasadniczo ponadnarodowy kryzys tylko pogłębi podziały między państwami i wewnątrz nich.
Niedostatki infrastruktury i brak środków na „zarządzanie ryzykiem społecznym” sprawiają, że kraje rozwijające się są narażone na większe straty w wyniku pandemii niż kraje bogate. Na globalnym Południu może to skutkować poważnymi ograniczeniami swobody przemieszczania się, a także utratą rynków eksportowych i ograniczonym dostępem do zasobów finansowych. Zaś w niektórych krajach globalnej Północy już teraz wyraźnie widać, jak rozkład liczby ofiar śmiertelnych odzwierciedla podziały klasowe i rasowe, ponieważ ci, którzy są w lepszej sytuacji, mają większe możliwości, by chronić się przed kontaktami społecznymi w pracy i w domu. Innymi słowy, walki z koronawirusem nie można prowadzić w oderwaniu od globalnej i lokalnej walki z nierównościami społecznymi. Obejmuje ona próby przeciwdziałania takiej redystrybucji zagrożeń społecznych, która odbywa się kosztem najbardziej narażonych państw i społeczności. Jeśli jest jedna rzecz, którą dobitnie pokazała pandemia, to jest nią fakt, że kruchość ludzkiej kondycji jest uniwersalna – nie ogranicza się do „wyobrażonych społeczności” zamieszkujących suwerenne narodowe terytoria.
Obecny kryzys już teraz nasila wiele szkodliwych praktyk politycznych i społecznych. Przyjęto seksistowskie polityki, w tym próby ograniczenia dostępu do przerywania ciąży, uznając, że nie jest to teraz priorytetowa procedura. Wzrósł popyt na brutalną pornografię, do czego zachęcili jej dostawcy, oferując darmowy dostęp do swoich treści. Wymuszona izolacja wprowadzona w odpowiedzi na pandemię doprowadziła do gwałtownego wzrostu przemocy w rodzinie, a zarazem gwałtownie spadła liczba zgłoszeń na policję czy do służb ochrony dzieci.
Na początku epidemii obserwowano nasilenie rasizmu i ksenofobii głównie względem osób pochodzenia azjatyckiego. Jednak zamykanie granic i wprowadzanie innych radykalnych środków stanowi zagrożenie dla wszystkich migrantów oraz grup etnicznych i mniejszości na całym świecie. Tym samym dalsze osłabianie ochrony uchodźców i osób ubiegających się o azyl – wprowadzonej na świecie po II wojnie światowej – stanowi realne zagrożenie. To właśnie teraz coraz ważniejsze staje się wspieranie międzynarodowego prawodawstwa dotyczącego praw człowieka – zakorzenionego w szeregu zasad, w tym niedyskryminacji – jako przeciwwagi dla wszechobecnej nacjonalistycznej pokusy wykluczania „obcych”.
Wciąż otwarte pozostaje pytanie, co ten kryzys zrobi z naszymi demokracjami. Drakońskie środki zmniejszyły obciążenie systemów opieki zdrowotnej w niektórych, jeśli nie we wszystkich krajach, i ograniczyły liczbę ofiar pandemii. Demokratyczni politycy, choć czasem niechętnie, coraz częściej zadania związane z opanowaniem kryzysu zlecają ekspertom w dziedzinie ochrony zdrowia, nawet jeśli niektórzy starają się to ograć politycznie. Oczywiście pojawiają się pytania o to, jak daleko władze mogą się posunąć, gdy porady fachowców nakazują „zamknięcie” lub „dystansowanie” albo gdy kapitał i grupy interesów zaczynają stawiać żądania władzom państwowym. Wybuch epidemii COVID-19 pokazał, że powszechna opieka zdrowotna i solidne systemy opieki społecznej nie tylko są istotnymi elementami sprawiedliwości społecznej, ale są także kluczowe dla prawidłowo funkcjonujących społeczeństw. Jak się jednak okazało, nie zapobiegło to rozpowszechnianiu dezinformacji na temat wirusa wycelowanych w grupy szczególnie narażone i wspierania wykluczających idei nacjonalistycznych.
czytaj także
W czasach kryzysu musimy pilnie wypracować globalny solidaryzm i współpracę między progresywnymi siłami ponad granicami krajów, przeciwko autorytarnej i populistycznej prawicy, która chce wykorzystać obecną sytuację do realizacji swojego regresywnego programu. Taką platformę do budowania ruchów, tworzenia polityk i wymiany idei na temat bardzo potrzebnych zmian społecznych stanowi Progresywna Międzynarodówka. Właśnie dlatego bierze w niej udział islandzki Ruch Zieloni-Lewica. Jeśli kiedykolwiek był odpowiedni czas na działanie – i na tworzenie historii – to jest on właśnie teraz.
**
Katrín Jakobsdóttir jest przewodniczącą islandzkiego Ruchu Zieloni-Lewica, a od listopada 2017 r. premierką Islandii.
Artykuł opublikowany w magazynie „Wire International”. Z angielskiego przełożyła Marzena Badziak.