Świat

Bělíček: Strach i obrzydzenie w Ostrawie

Czy brutalność i agresja antyromskiej demonstracji skrajnej prawicy w Ostrawie skłoni czeskich polityków do szukania rozwiązań i wytrąci społeczeństwo z obojętności?

Za granicą Czesi są postrzegani najczęściej jako kochający spokój, czasami nawet jako aż nazbyt pokorny naród, który w chwili zagrożenia przedkłada nieśmiałą dywersyjną działalność nad bezpośrednią konfrontację. 24 sierpnia miały miejsce wydarzenia, które zachwiały tymi wyobrażeniami. Na ten dzień neonazistowskie ugrupowanie Czeskie Lwy, Partia Robotnicza Sprawiedliwości Społecznej (DSSS) i inne, mniejsze organizacje zaplanowały w całej Republice Czeskiej kilka manifestacji, które miały zwrócić uwagę na „problemy” związane z koegzystencją z mniejszością romską.

To apogeum narastającej od dłuższego czasu tendencji przekształacania się problemu o charakterze społecznym i ekonomicznym w problem etniczny. Nienawiść, którą wzbudza w obywatelach Czech cyniczne i antyspołeczne postępowanie rządzących, jest przekierowywana w stronę najsłabszych obywateli, do których zalicza się znaczna część populacji romskiej oraz bezdomni. Ten sposób prezentowania problemu znajduje wyraźny oddźwięk w czeskim społeczeństwie, a tym, którzy go otwarcie popierają, przynosi punkty polityczne. Dlatego także największe partie starają się włączyć tę kwestię do swoich programów. Do dziś niemal nikt z polityków nie próbował odwrócić perspektywy, z jakiej patrzymy na problematykę wykluczonych.  Dlatego znaleźliśmy się w sytuacji, w której racjonalna argumentacja i cierpliwe wyjaśnianie relacji w społeczeństwie nie spotykają się z żadną reakcją. W takiej atmosferze ultraprawicowe ruchy rozpoczęły kampanię wyborczą. Tym razem chciały przede wszystkim pokazać swoją siłę.

Na największy zjazd – z ośmiu, które odbyły się tego dnia – bezpośrednio przed ratuszem śląskiej metropolii Ostrawy, zjechało się prawie tysiąc neonazistów z całego kraju. Była to prawdopodobnie najliczniejsza manifestacja radykalnej prawicy w okresie porewolucyjnym [po 1989 roku, chodzi o czas po Aksamitnej Rewolucji − przyp. tłum.]. Zbyt optymistyczne byłoby stwierdzenie, że do marszu nie przyłączyli się miejscowi obywatele – ale na pewno nie wsparli prawicowej manifestacji tak licznie, jak miało to miejsce 19 lipca w Budějovicích na południu Czech, gdzie garstkę radykałów poparły setki mieszkańców. W Ostrawie było widać, że ponad dwie trzecie tłumu stanowiło twarde jądro neonazistowskiej sceny, dołączyła do nich również silna grupa przedstawicieli polskiej skrajnej prawicy. Czeskim dziennikarzom i komentatorom, którzy starają się bagatelizować sobotnie walki uliczne, określając je jako spontaniczną akcję kibiców klubu piłkarskiego Baník Ostrava, mogę tylko doradzić, aby następnym razem osobiście pofatygowali się na miejsce zamieszek. Z ciepłych praskich newsroomów mogło to tak właśnie wyglądać, ale w rzeczywistości manifestacja skrajnej prawicy była o wiele bardziej znacząca, niż to referowano w mediach. Przede wszystkim akcja była z góry przygotowana, neonaziści dobrze znali teren, a cel mieli jeden: zaatakować zgromadzenie odbywające się pod hasłem „Pokój między ludźmi” na placu Svatopluka Čecha, gdzie zgromadziło się około pięciuset Romów i romskich aktywistów.

To romskie zgromadzenie, które odbywalo się tylko dwa kilometry w linii prostej od demonstracji neonazistów, tworzyło dla niego ważną przeciwwagę. Niestety jego znaczenia nikt publicznie nie docenił. A była to największa do tej pory romska demonstracja w Czechach. Stawiło się na niej ponad pięćset osób, łącznie z nielicznymi aktywistami i sympatykami z szeregów „białej większości”. Znacząca była także z tego względu, że pojawili się na niej przedstawiciele właścicieli internatów [gdzie są eksmitowani obywatele romskiego pochodzenia − przyp. tłum.], romskich aktywistów i zwykłych obywateli Ostrawy.

O ile neonaziści przyjechali zademonstrować swoją siłę, Romowie chcieli pokazać solidarność i jedność. Nie pokazała jej niestety większość mieszkańców, która pozostała obojętna na los ostrawskich Romów.

Brak zainteresowania ze strony społeczeństwato to jeden z powodów, dla których neonazizm radzi sobie dzisiaj w Czechach tak dobrze.

Poglądy jego zwolenników coraz bardziej rezonują w czeskim społeczeństwie i powoli, ale stale przesuwają granice tego, co akceptowalne. Trudno sobie wyobrazić, by w sąsiednich Niemczech czy Polsce tysięczny tłum wykrzykiwał hasła typu „Czarne świnie!”, „Puście nas do nich!”, a stojące w pobliżu oddziały policyjne i ciężkozbrojne go natychmiast nie rozgoniły. Program neonazistów, który ma rozwiązać problem romskiej integracji, polega na eliminacji całej tej mniejszości etnicznej lub − w łagodniejszym wariancie − na deportacji jej do Indii lub Rumunii.

Ostrawska akcja pokazała jeszcze jedną interesującą kwestię: w środowisku radykalnej prawicy dochodzi do podziałów i niegdysiejszy jej lider, partia DSSS, zaczyna tracić swoje wpływy. Z mapy politycznej stara się ich wypchnąć duet Pavel Matějný i Jiří Šlégr i ich ugrupowanie Czeskie Lwy. Przewodniczący DSSS Tomáš Vandas jest coraz częściej przez skrajną prawicę postrzegany jako zbyt ostrożny gracz polityczny. Zapotrzebowanie na bardziej radykalne i jednoznaczne działanie chcą zaspokoić właśnie Czeskie Lwy. To spostrzeżenie, które miał każdy obserwator sobotnich zamieszek, potwierdził pułkownik Pavel Hanták z Urzędu do Walki z Przestępczością Zorganizowaną.

Mimo wielu niepokojących wiadomości z sobotnich zdarzeń można wyciągnąć również pozytywne wnioski. Po pierwsze, udało się zmobilizować ostrawskich Romów, którzy w dużej liczbie wzięli udział w manifestacji „Pokój między ludźmi”. Szkoda, że nie pojawiło się tutaj więcej aktywistów, ale prawdopodobnie wynikało to z tego, że wielu z nich pojechało na blokady neonazistowskich akcji w innych miastach.

Paradoksalnie największym błędem skrajnej prawicy w Ostrawie była brutalność i agresja.

Z reakcji bezpośrednio na miejscu można wnioskować, że miejscowi obywatele byli raczej zszokowani ich działaniami niż zachęceni do przyłączenia się. Znaczna część obserwatorów wyglądała przynajmniej na zaskoczonych, o ile nie przerażonych. Neonazistom udało się w tym dniu niemal wszystko: zorganizowali bez zezwolenia manifestację na placu przed ratuszem, przeszli zupełnie inną trasą niż zgłoszona, a na koniec przedostali się na plac Svatopluka Čecha, gdzie miała miejsce romska manifestacja. Na szczęście w tym czasie manifestacja już się zakończyła i nie doszło do rozlewu krwi.

Mimo tego „sukcesu” sobotnie wydarzenia będą miały dla ruchu neonazistowskiego gorzkie konsekwencje. Można oczekiwać, że represje ze strony policji będą narastać. Wydarzenia w Ostrawie pozwalają wątpić w dotychczasową największą broń neonazistów – poparcie ze strony zwykłych obywateli. Poziomem swojej brutalności wielu z nich wystraszyli. Teraz zwykli obywatele będą musieli poszukać rozwiązań dla obecnej sytuacji w programach innych partii. Nie będzie to niestety zbyt trudne, ponieważ rasizm i postawy antyromskie swobodnie krążą i narastają w czeskim społeczeństwie. Prawdopodobnie pozbędziemy się neonazistowskiej przemocy, ale nie przemocy politycznej, ekonomicznej i socjalnej, która jest nieustannie obecna w relacjach z romską mniejszością.

Pewną obietnicą zmiany mogła być konferencja prasowa Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej (ČSSD), która odbyła się na fali sobotnich wydarzeń. Na niej wreszcie można było usłyszeć propozycje rozwiązania tej trudnej sytuacji, których nie słyszymy tak często na najwyższych szczeblach władzy. Starania o ograniczenie obrotu zapomogami, które w znacznej mierze płyną na konto właścicieli internatów [romskie rodziny eksmitowane do internatu dostają od państwa zapomogi, które często nie trafiają do nich, ale bezpośrednio na konta właścicieli, ustawiających czynsz w wysokości zapomogi − przyp. tłum.], o wprowadzenie starannie przygotowanego systemu mieszkań socjalnych czy ograniczenie automatycznego przesuwania romskich dzieci ze szkół podstawowych do szkół specjalnych, należy chwalić, chociaż jednocześnie musimy być świadomi, że sama ČSSD jest w znacznej mierze odpowiedzialna za obecną sytuację mniejszości romskiej. Może to oznacza, że Socjademokraci wreszcie zrozumieli nie tylko to, że podlizywanie się neonazistom i ich sympatykom jest nie na miejscule, ale też, że trzeba im wreszcie wyraźnie i bezkompromisowo powiedzieć „nie”. Miejmy taką nadzieję.

przełożyła Vendula Czabak

Jan Bělíček − redaktor czeskiego dwutygodnika kulturalnego „A2” (www.advojka.cz).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Bělíček
Jan Bělíček
Redaktor A2larm.cz
Jan Bělíček jest redaktorem i dziennikarzem portalu A2larm.cz oraz współpracownikiem dwutygodnika społeczno-kulturalnego Advojka (www.advojka.cz).
Zamknij