Terapia szokowa zakończyła się dla Argentyny niską inflacją, gigantyczną biedą i astronomicznym długiem. Operacja się udała, pacjent zmarł.
W maju 2022 r. rząd Argentyny ogłosił kolejną niewypłacalność – nie udało się spłacić wynoszącej 57 miliardów dolarów pożyczki zaciągniętej cztery lata wcześniej od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. To już dziewiąte bankructwo kraju w jego dwustuletniej historii.
Miesięczna inflacja przekraczająca 71 proc. sprawia, że miliony Argentyńczyków pierwszego dnia po wypłacie szturmują sklepy i masowo wykupują towary, które pozwolą im przeżyć do następnego miesiąca. Pozostałe pieniądze wymieniane są na dolarowym czarnym rynku, a następnie deponowane w skarpetach i materacach. Nikt nie ufa już bankom. Dlaczego trzecia gospodarka Ameryki Łacińskiej i drugi co do wielkości kraj kontynentu od dziesięcioleci tkwi w stanie permanentnego kryzysu?
Początek współczesnej Argentyny i mit peronizmu
Aby zrozumieć dzisiejszy kryzys, trzeba się cofnąć do połowy poprzedniego wieku. Argentyna była wtedy jednym z 10 najbogatszych krajów świata, a Buenos Aires, największa metropolia obu Ameryk, rozmachem i kosmopolityzmem mogło śmiało rywalizować z największymi europejskimi stolicami.
czytaj także
Olbrzymie połacie żyznej ziemi i bogactwo surowców naturalnych sprawiały, że Argentyna była jednym z najważniejszych źródeł zaopatrzenia dla pogrążonego w II wojnie światowej Starego Świata.
Jej słabością było jednak pogłębiające się uzależnienie od zagranicznej koniunktury na podstawowe towary oraz polityczna niestabilność wynikająca z kolejnych wojskowych zamachów stanu, olbrzymiej korupcji i podległej roli w strukturach zachodniego kapitalizmu, będącego elementem imperialnej polityki Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Argentyna miała być źródłem nieprzetworzonych surowców i rynkiem zbytu na tanie, masowo produkowane w zachodnich fabrykach dobra, a nie silnym, niezależnym państwem zdolnym samemu dyktować warunki.
Za zarzewie współczesnej historii Argentyny uznaje się właśnie początek lat 40. ubiegłego stulecia, kiedy do władzy doszedł Juan Domingo Perón. Inspirowany populistycznymi Włochami Benito Mussoliniego, błyskawicznie zjednał sobie poparcie wojska oraz argentyńskich robotników i rozpoczął proces szeroko zakrojonych reform. W ramach walki z zagranicznym imperializmem znacjonalizował kluczowe dla funkcjonowania kraju gałęzie gospodarki, ograniczył import towarów z zagranicy, zaczął stawiać kolejne państwowe fabryki.
Realizując kolejne programy robót publicznych, Perón zatrudnił na państwowych posadach ponad 5 milionów Argentyńczyków. Budował szpitale, mieszkania i 4 tysiące nowych szkół. Płace rosły, lecz pieniędzy w budżecie ciągle ubywało. W związku ze spadkiem zagranicznego popytu na argentyńskie towary, fiaskiem powierzchownej industrializacji i wyczerpaniem dewiz z czasów europejskiej wojny Perón rozpoczął masowy dodruk pieniędzy.
W 1955 roku wojskowi odsunęli Peróna od władzy. Cofnęli wszystkie prospołeczne reformy, co sprawiło, że okres jego rządów zaczął obrastać mitem „dobrych czasów”. W Argentynie zapanował polityczny chaos – gospodarka stanęła w miejscu, rosły wpływy międzynarodowych korporacji i uzależnienie od kapitału zagranicznego.
Dyktatura wojskowych i krwawe dolary
W 1976 roku do władzy doszła junta wojskowa pod przywództwem Jorge Rafaela Videli. Argentyńskich generałów hojnie finansował pogrążony w zimnowojennym konflikcie rząd Stanów Zjednoczonych. Zachodnie instytucje finansowe i prywatne banki nie szczędziły kredytów argentyńskim wojskowym, którzy zobowiązali się krwawo zwalczać wszelkie zalążki komunizmu na swoich ziemiach.
Przy pomocy powszechnego terroru realizowali program gwałtownej transformacji ekonomicznej zgodnej z założeniami neoliberalizmu gospodarczego Miltona Friedmana. Zakładała ona minimalizację wydatków publicznych, powszechną prywatyzację wszystkich gałęzi gospodarki, otwarcie kraju na napływ zachodniego kapitału oraz zniesienie barier celnych dla amerykańskich towarów.
Bieda to decyzja polityczna. Jak działa polityka zaciskania pasa
czytaj także
Nagłe podwyżki stóp procentowych w amerykańskich bankach na przełomie lat 70. i 80. sprawiły, że Argentyna wpadła w szok zadłużenia – odsetki od istniejących długów zaczęto spłacać zaciąganiem kolejnych. Od dawna wiadomo, że nic tak dobrze nie maskuje społeczno-gospodarczego kryzysu jak wojna. Generałowie postawili na konflikt z Wielką Brytanią o Falklandy – archipelag 778 nic nieznaczących, skalistych wysepek na Atlantyku, które postanowiono siłą powrócić do argentyńskiej macierzy. Błyskawiczna klęska zakończyła się upadkiem wojskowej dyktatury i rozpoczęła sześcioletni okres politycznego chaosu, który doprowadził do hiperinflacji przekraczającej 2,5 tysiąca proc. i zwiększenia długu zagranicznego do 65 miliardów dolarów.
Za rządów junty zewnętrzny dług Argentyny wzrósł z 7,9 (w 1975) do 45 miliardów dolarów (w 1983). 19 z 35 miliardów dolarów kredytu udzielonego juncie przez Bank Światowy zostało przetransferowanych na zagraniczne, prywatne konta generałów.
Neoliberalna katastrofa
Na początku lat 90. prezydentem Argentyny zostaje Carlos Menem. Przez pierwsze dwa lata urzędu prowadził prospołeczną politykę w duchu peronistycznych reform, lecz po tym okresie niespodziewanie zmienił front. By uzyskać kolejne zagraniczne kredyty, zaczął skrupulatnie realizować neoliberalne wytyczne Międzynarodowego Funduszu Walutowego – do 1994 roku sprzedał 90 proc. państwowych przedsiębiorstw, co zakończyło się zwolnieniem ponad 700 tysięcy pracowników i gwałtownym wzrostem bezrobocia, które przekroczyło 50 proc.
Terapia szokowa zaaplikowana Argentynie przez międzynarodowe instytucje finansowe i prywatne amerykańskie banki sprawiła, że ponad połowa społeczeństwa znalazła się poniżej progu ubóstwa. Na koniec dziesięcioletniej prezydentury Menema inflacja została zredukowana niemal do zera, lecz kwota zagranicznych pożyczek wzrosła z 65 do 147 miliardów dolarów, co do dziś stanowi największy niespłacalny dług w historii ludzkości. Operacja się udała, lecz pacjent zmarł.
W kapitalizmie nie ma wyjścia z długów. Nadciąga gigantyczny kryzys
czytaj także
Początek XXI wieku stał się następnym kamieniem milowym na drodze argentyńskiego kryzysu – kraj kolejny raz ogłosił niewypłacalność, a Międzynarodowy Fundusz Walutowy wstrzymał wypłatę transz kredytu. By zapobiec masowemu odpływowi kapitału z kraju, rząd zamroził bankowe aktywa obywateli, zezwalając na wybieranie z lokat maksymalnie 250 pesos tygodniowo (równowartość 250 dolarów amerykańskich).
Aby walczyć z inflacją, argentyńskie peso od 1992 roku było powiązane z dolarem w stosunku 1:1. W obawie przed dewaluacją waluty i utratą swoich funduszy Argentyńczycy masowo rzucili się do bankomatów – panowało powszechne przekonanie, że albo wyjmiesz pieniądze z banku, albo je stracisz.
Que se vayan todos!
W grudniu 2001 roku w Buenos Aires wybuchły gwałtowne zamieszki. Wprowadzono stan wyjątkowy. 20 grudnia w wyniku starć z policją zginęło 29 osób, a prezydent Fernando de la Rúa podał się do dymisji. Przez kolejne 10 dni stanowisko głowy państwa zmieniało się pięć razy, a dolary z kont bankowych zostały przewalutowane na pesos, które wypłacano po nowym, zdewaluowanym kursie. Argentyński rząd do spółki z bankami i międzynarodowymi instytucjami finansowymi oficjalnie okradł własnych obywateli.
Wściekli Argentyńczycy wyszli na ulice wszystkich miast w kraju. Demolowali urzędy i oddziały banków, skandując „que se vayan todos!” – wszyscy won! Po raz pierwszy w historii kraju protesty nie dotyczyły konkretnego polityka, partii lub doktryny, lecz całego modelu, w którym rząd, międzynarodowe instytucje finansowe, banki i korporacje zostały wskazane jako winne tragicznej sytuacji w kraju.
Strajki i demonstracje wstrzymały argentyńską gospodarkę. Zrozpaczeni, pozbawieni pracy i oszczędności ludzie zaczęli przejmować fabryki zamknięte przez prywatnych właścicieli, tworząc kooperatywy robotnicze i na własną rękę wznawiając „nieopłacalną” produkcję.
Rozpoczął się proces sądowych wywłaszczeń i oddawania nieczynnych zakładów w ręce zwolnionych wcześniej pracowników (przedstawia go film dokumentalny Aviego Lewisa i Naomi Klein The Take). Część prób przejmowania zakładów kończyła się krwawymi starciami z oddziałami policji skierowanej do odzyskania własności industrialnych magnatów, lecz niektóre fabryki, pozbawione zarządu i kierowane na demokratycznych zasadach, funkcjonują w nowym modelu do dziś. Prowadzą przyzakładowe szkoły, żłobki czy przychodnie, dzieląc zyski równo między wszystkich pracowników kooperatywy.
Kryzys bez końca
Według danych Banku Światowego kraj gauchos przez jedną trzecią swojej najnowszej, 70-letniej historii, pogrążony jest w recesji. Klątwą Argentyny jest nieuprzemysłowiona, słaba gospodarka nastawiona na eksport surowych materiałów – 7 na 10 dolarów, które kraj zarabia na handlu, pochodzi z eksportu produktów rolnych, takich jak soja czy zboża.
Dziesięciolecia podporządkowania imperialistycznej polityce Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych doprowadziły do przekształcenia dawnego mocarstwa w źródło tanich surowców i rynek zbytu dla przetworzonych produktów z Zachodu. Późniejsza polityka Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego polegająca na oddawaniu za bezcen państwowych fabryk i zakładów w ręce prywatnych, zagranicznych inwestorów, tylko pogłębiła ten problem. Reformy mające na celu ratowanie upadającej argentyńskiej gospodarki sprawiły, że kraj ten, pozbawiony własnego przemysłu i źródeł zatrudnienia dla ponad półtora miliona mieszkańców, uzależnił się od kroplówki zagranicznej pomocy finansowej.
Gospodarka od dawna nie służy już ludziom. Dlaczego na to pozwalamy?
czytaj także
Kolejnym czynnikiem pogłębiającym argentyński kryzys są wysokie wydatki publiczne. Zatrudnienie w sektorze publicznym przekracza 55 proc. (dla porównania, w Polsce liczba ta jest o połowę mniejsza). W kraju funkcjonuje 141 programów wsparcia socjalnego, które kosztują rząd 800 milionów pesos dziennie (ponad 27 milionów złotych), takich jak dochód minimalny na rodzinę, dopłaty do prądu, wody i gazu czy zapomogi dla najbiedniejszych. Zagwarantowany jest darmowy dostęp do usług medycznych i edukacji. Wydatki te stanowią jedną z głównych składowych rosnącej z roku na rok inflacji i powiększającego się długu publicznego.
Kryzys, w którym znajduje się dziś Argentyna, nie wynika z nieudolności obecnych polityków, lecz z ciągu zadłużenia, który zmusza kolejne rządy do spłacania długów swoich poprzedników, którzy z kolei zadłużali się, by spłacać swoich poprzedników… Odsetki od kredytów i ogromne wydatki publiczne generują ciągły głód kapitału – w 2020 roku drukowano nowe pesos w Hiszpanii i Brazylii, gdyż argentyńskie drukarki już działały 24 godziny na dobę.
Planowane cięcia budżetowe, dotyczące m.in. ograniczenia subsydiów na prąd i wodę, a także emisja stuletnich obligacji mają załagodzić skutki kryzysu i przyczynić się do stopniowego spłacania zagranicznego zadłużenia, które powiększyło się w tym roku o kolejną pożyczkę w wysokości 44 miliardów dolarów.
Argentyna, czyli jak uniknąć globalnej katastrofy finansowej
czytaj także
Już dziś czterech na dziesięciu Argentyńczyków żyje poniżej progu ubóstwa. Czy przewidywana restrukturyzacja wadliwego systemu uwzględni ich w planie budowania świetlanej przyszłości kraju? Czy też kolejny raz operacja na otwartym sercu narodu spowoduje, że najbardziej poszkodowani staną się konieczną ofiarą złożoną technokratycznym bogom szalejącego kapitalizmu?
**
Daniel Brusiło – fotograf, antropolog kulturowy, podróżnik. Zafascynowany krajami Ameryki Łacińskiej i relacją, która łączy teraźniejszość z ich przeszłością.