Czy uchodźcy nie powinni raczej pozostać we własnym regionie? Czy świat bez paszportów to utopia? Czy Polska to kraj, z którego tylko się wyjeżdża?
Polska i jej obywatele są przykładem ambiwalencji w postrzeganiu migrantów – pisze Hélène Thiollet we wstępie do książki „Migranci, migracje. O czym warto wiedzieć, by wyrobić sobie własne zdanie”, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Karakter. – Polacy, przywiązani do wolnego przepływu osób w Europie, sami wielokrotnie migrowali. Według danych World Value Survey w 2012 roku byli bardziej otwarci na przyjmowanie uchodźców – niezależnie od ich pochodzenia– niż Niemcy! Po wyborach w październiku 2015 roku polski rząd zaostrzył jednak stanowisko i sprzeciwił się przyjmowaniu uchodźców, odrzucając „europejski” program regulacji polityki azylowej. Postawa ta podsyciła niepewność związaną z uchodźcami i imigrantami i wpłynęła na pojawienie się pewnych form ksenofobii. Przede wszystkim jednak ujawniła istniejące w kraju sprzeczności i napięcia, podobne do tych, jakie istnieją we wszystkich państwach europejskich.
W książce „Migranci, migracje. O czym warto wiedzieć, by wyrobić sobie własne zdanie” pod redakcją Hélène Thiollet, której fragmenty publikujemy, specjalistki i specjaliści różnych dziedzin – socjologii, antropologii, ekonomii, prawa – którzy od wielu lat prowadzą badania dotyczące migracji na świecie, odpowiadają na podstawowe pytania, jakie pojawiły się wraz z „kryzysem uchodźczym”. Starają się przy tym dostarczyć maksimum informacji na temat migracji, azylu, uchodźstwa i imigracji, odwołując się do wyników badań z zakresu nauk społecznych, tak aby odpowiedzi były możliwie najbardziej obiektywne i precyzyjne, wyjaśnić powody niektórych przekłamań i stworzyć miejsce dla politycznej i społecznej interpretacji opisanej naukowo rzeczywistości.
czytaj także
Kamel Doraï: Czy uchodźcy nie powinni raczej pozostać we własnym regionie?
Myśl, że uchodźcy powinni pozostać w swoim rodzimym regionie, aby łatwiej im było wrócić, gdy skończy się konflikt, który zmusił ich do ucieczki, wydaje się pociągająca. Wiąże się też jednak z pytaniami o stabilność polityczną krajów sąsiednich, ich możliwości ekonomiczne, by sprostać przybyciu licznych uchodźców, a także wydolność prawnych systemów ich przyjmowania. Zresztą państwa sąsiadujące z krajami objętymi konfliktem i tak przyjmują większość uchodźców na świecie. Jeśli wziąć pod uwagę główne nierozwiązane do dziś kryzysy uchodźcze, statystyki dostarczone przez agencje związane z ONZ wskazują, że najczęściej 90% uchodźców przebywa w regionie, z którego pochodzą.
• Nieco ponad 5 milionów uchodźców palestyńskich żyje przy granicy z Izraelem (w Jordanii, na terytoriach palestyńskich, w Libanie i Syrii);
• 95% uchodźców afgańskich zostało przyjętych przez dwa kraje sąsiednie: 1,5 miliona w Pakistanie, 950 000 w Iranie;
• ponad 90% uchodźców syryjskich zostało przyjętych przez cztery kraje sąsiadujące z Syrią, w sumie 4,7 miliona osób. 28 krajów Unii Europejskiej, do których należy doliczyć Norwegię i Szwajcarię, czyli w sumie 30 krajów europejskich przyjęło ich 653 000. Gdy dodać tu inne kraje przyjmujące ze świata arabskiego, takie jak Egipt, Libia i kraje Maghrebu, można zauważyć, że Unia Europejska przyjmuje na swym terytorium nieco ponad 10% wszystkich uchodźców syryjskich;
• 1,1 miliona uchodźców z Somalii mieszka w większości w Kenii, Jemenie i Etiopii oraz, w mniejszych grupach, w innych krajach sąsiednich.
Unia Europejska przyjmuje na swym terytorium nieco ponad 10% wszystkich uchodźców syryjskich.
Rozkład głównych krajów przyjmujących uchodźców pokrywa się z mapą regionów objętych konfliktami. Na liście dziesięciu krajów, które przyjęły największą liczbę uchodźców w 2015 roku, nie ma żadnego europejskiego państwa oprócz Turcji. Są na niej za to Pakistan, Iran i Etiopia. Kryzys syryjski tylko pogłębił tę tendencję. Turcja, na której terytorium mieszka 2,6 miliona uchodźców, stała się głównym krajem przyjmującym na świecie. W Libanie na tysiąc mieszkańców przypada dziś 232 uchodźców, czyli prawie jedna czwarta ludności, co jest światowym rekordem. W Jordanii na tysiąc mieszkańców przypada 87 uchodźców, nie licząc Palestyńczyków, którzy są tu obecni od 1948 roku i stanowią niemal połowę populacji. Natomiast na przykład w Szwecji, która ma jedną z najbardziej przyjaznych polityk azylowych w Unii Europejskiej, na tysiąc mieszkańców przypada 15 uchodźców.
Biorąc pod uwagę, że większość konfliktów ma charakter długotrwały, pojawia się także kwestia przyszłości migrantów w pierwszym kraju przyjmującym. Większość państw przyjmujących na Bliskim Wschodzie oraz na Półwyspie Arabskim nie sygnowała konwencji genewskiej z 1951 roku o statusie uchodźcy (lub sygnowała, ale, jak Turcja, z restrykcjami, które nie obejmują uchodźców syryjskich). Oferują one więc osobom ubiegającym się o azyl jedynie tymczasową i ograniczoną ochronę, a niekiedy żadnej.
Co więcej, państwa sąsiadujące z krajami pogrążonymi w konfliktach mogą być w nich stroną lub nawet brać w nich czynny udział. Uchodźcy są tam niekiedy w wielkim niebezpieczeństwie – było tak w przypadku Rwandyjczyków na wschodzie Konga w latach 90. Uchodźcy są więc nieraz zmuszeni szukać schronienia w najbardziej oddalonych państwach trzecich. Na przykład Syria była głównym państwem przyjmującym dla wielu setek tysięcy uchodźców z Iraku, którzy uciekali przed chaosem i przemocą po upadku reżimu Saddama Husajna w 2003 roku, nie licząc przebywających na jej terytorium blisko 500 000 uchodźców palestyńskich. Wielu spośród tych irakijskich i palestyńskich uchodźców musiało znów ruszyć w drogę, by szukać schronienia w bezpieczniejszych rejonach świata lub też, jak to było w przypadku Irakijczyków, by wrócić do kraju wciąż jeszcze niebezpiecznego i ogarniętego przemocą.
czytaj także
Speranta Dumitru: Czy świat bez paszportów to utopia?
Utopijny projekt to taki, którego nie da się zrealizować, który nie mógłby zaistnieć. Tymczasem świat, w którym paszporty nie były potrzebne do przekraczania granic, jak najbardziej istniał – przed pierwszą wojną światową. „Przez cały XIX wiek – przypominał Międzynarodowy Urząd Pracy w 1922 roku – przeważnie nic nie stało na przeszkodzie migracji i każdy emigrant mógł wedle własnej woli decydować o terminie wyjazdu, przybycia czy też powrotu. (…) Wojna, która wybuchła nieoczekiwanie w 1914 roku, wyczerpała nagle wiele źródeł emigracji i zerwała dobre stosunki, zmieniając i blokując kierunek wielkich fal migracyjnych”.
Wymóg obowiązkowego posiadania paszportu został wprowadzony w krajach biorących udział w wojnie (Francji, Niemczech, Włoszech) w 1914 roku, po czym w roku 1916 został rozszerzony na kraje neutralne (Hiszpanię, Danię i Szwajcarię), aż pod koniec wojny całkowicie się upowszechnił. W 1919 roku sygnatariusze traktatu wersalskiego powołującego Ligę Narodów chcieli przywrócić wolność przemieszczania się i zobowiązali się w artykule 23 (e) do „zapewnienia i utrzymania wolności komunikacji [i] tranzytu”. Komisja do spraw Komunikacji i Tranzytu Ligi Narodów zorganizowała w 1920 roku w Paryżu konferencję na temat paszportów, formalności celnych i biletów bezpośrednich.
Podjęcie decyzji dotyczącej zniesienia paszportów zostało odłożone do Pierwszej Konferencji Paszportowej. Jej uczestnicy przyznali, że „międzynarodowy ruch podróżnych, utrudniony przez formalności związane z kontrolą paszportową i celną”, komplikuje „osobiste relacje między członkami narodów różnych krajów” i stanowi „poważną przeszkodę we wznowieniu normalnej wymiany handlowej i rozwoju gospodarczym świata”. Uważali jednak, że „uzasadniona troska każdego państwa o ochronę jego bezpieczeństwa oraz dziedzictwa nie pozwala na razie na całkowite zniesienie restrykcji i powrót do zasad sprzed wojny”. A zatem rezolucja, którą przyjęli, ograniczyła się do poprawy wolności przemieszczania się poprzez wprowadzenie jednolitego modelu paszportu, „paszportu międzynarodowego”, identycznego dla wszystkich państw, co ułatwi kontrole w trakcie podróży. Konferencja zniosła jednak wizy wyjazdowe i zmniejszyła koszt wiz wjazdowych i tranzytowych, uniemożliwiając państwom czerpanie z nich dochodów.
W latach 1920–1930 w trakcie wielu międzynarodowych konferencji powracano do projektu zniesienia paszportów. W 1924 roku podczas konferencji na temat emigracji i imigracji zorganizowanej w Rzymie pod auspicjami Międzynarodowego Biura Pracy (Bureau international du travail, BIT) sformułowano postulat, by „obowiązek paszportowy został zniesiony tak szybko, jak to możliwe”, zanim to jednak nastąpi, należy uprościć wszelkie formalności, poprzez ich zdecentralizowanie i obniżenie ich kosztów. Duża liczba państw wprowadziła międzynarodowy model paszportu, a niektóre z nich zniosły obowiązek wizowy.
W 1926 roku przedstawiciel Polski Franciszek Sokal otworzył debatę w ramach Drugiej Konferencji Paszportowej w Genewie, proponując „zniesienie paszportów przez wszystkie państwa członkowskie Ligi Narodów”. Jego postulat, popierany przez Międzynarodową Izbę Handlową oraz Konferencję Transportową, a także przez kilku delegatów, został jednak przyjęty chłodno. Zdaniem delegatów włoskiego i brytyjskiego, paszport pełni funkcję dowodu osobistego i pozwala chronić emigrantów i dyplomatów za granicą. Wystarczyła więc dekada obowiązkowego posiadania paszportów, by praktyka ta wydała się czymś naturalnym, a jej zniesienie zaczęło być już przez niektórych postrzegane jako „zbyt radykalne”. Konferencja zalecała powszechne zniesienie paszportów w sposób pośredni, poprzez umowy dwustronne.
W 1926 roku przedstawiciel Polski Franciszek Sokal otworzył debatę w ramach Drugiej Konferencji Paszportowej w Genewie, proponując „zniesienie paszportów przez wszystkie państwa członkowskie Ligi Narodów”.
Pomysł zniesienia paszportów był przywoływany także po drugiej wojnie światowej. W 1947 roku w raporcie przygotowanym na światową konferencję na temat paszportów i formalności związanych z przekraczaniem granic można przeczytać, że „pierwszym z badanych zagadnień jest możliwość powrotu do zasad sprzed 1914 roku, czyli zniesienia wszelkich rozporządzeń zmuszających podróżnych do posiadania paszportu”. O ile jednak nie należało „tracić z oczu ostatecznego celu, jakim jest powrót do zasad sprzed 1914 roku”, o tyle warunki społeczne i ekonomiczne roku 1947 w żadnym razie na to nie pozwalały.
Projekt powrotu do sytuacji sprzed 1914 roku stał się oficjalnie „utopijny” w roku 1963. Konferencja Narodów Zjednoczonych na temat Podróży i Turystyki Międzynarodowej uznała, że zniesienie paszportów jest możliwe na poziomie bilateralnym lub regionalnym, lecz „nie można go zalecać w skali świata”. Przypominając, że „z ekonomicznego i społecznego punktu widzenia pożądane jest, by podróże międzynarodowe miały stopniowo coraz bardziej swobodny charakter”, konferencja zalecała dalsze podejmowanie tych wysiłków na poziomie dwustronnym i regionalnym.
czytaj także
Hélène Thiollet: Czy ludność Europy zostanie „zastąpiona” przez imigrantów i ich dzieci?
Wpływ imigracji i dzietności rodzin imigranckich na europejski wzrost demograficzny jest przedmiotem burzliwych debat na różnych forach i w mediach. Padają wtedy mniej lub bardziej przekonujące tezy, że Europejczycy zostaną „zastąpieni” przez migrantów, zwłaszcza dzieci z rodzin imigranckich, co do których panuje przekonanie, że są bardzo liczne. Trzeba też dodać, że wzrost demograficzny w Unii Europejskiej jest niski i słabnie. W latach 1994–2014 Europa zyskiwała, średnio, 1,3 miliona mieszkańców rocznie, podczas gdy w latach 60. było to 3,3 miliona osób. Wzrost demograficzny jest różny w zależności od kraju: spadł w 12 krajach członkowskich, wzrósł w 16.
Za często upolitycznionymi wypowiedziami o europejskiej demografii i kontrowersyjnym wykorzystaniem liczb kryją się dwie kwestie.
Pierwsza dotyczy udziału imigracji we wzroście demograficznym Europy, a w szczególności Francji. Dynamika demograficzna kraju czy regionu jest skutkiem: 1) jego przyrostu naturalnego (liczba urodzeń minus liczba zgonów) i 2) jego salda migracji (liczba wjazdów minus liczba wyjazdów lub też globalny przyrost minus przyrost naturalny, to znaczy saldo migracji skorygowane).
Jest oczywiste, że imigracja stanowi główne źródło wzrostu demograficznego w Unii Europejskiej, liczącej w 2015 roku 28 państw zamieszkanych przez 508,2 miliona obywateli. Skorygowane saldo migracji przyczynia się w 85,5% do zwiększenia populacji, dając blisko milion osób w 2014 roku, kiedy przyrost naturalny wyniósł 0,2 miliona. Od 1992 roku saldo migracji jest głównym czynnikiem wzrostu demograficznego w Unii Europejskiej. Waha się ono w zależności od roku – najwyższe odnotowano w latach 2003 i 2013 (stanowiło 95% całkowitego wzrostu demograficznego), najniższe zaś w 2009 roku (58% wzrostu demograficznego). Dla porównania, jeżeli przyrost naturalny jest słaby – to znaczy jest coraz mniej urodzeń, a coraz więcej zgonów – starzenie się społeczeństwa będzie przyspieszać w miarę, jak starzeje się pokolenie baby boom. Mediana wieku Europejczyków w 1994 roku wynosiła 36 lat, a w 2015 roku już 42 lata.
Do krajów całkowicie uzależnionych od migracji ze względu na przyrost demograficzny należą Niemcy i Włochy. Mają one ujemny przyrost naturalny (więcej zgonów niż urodzeń) i 50% ich przyrostu demograficznego stanowi migracja. Tendencja ta prawdopodobnie upowszechni się w całej Unii Europejskiej.
We Francji, przeciwnie, przyrost populacji wynika głównie z przyrostu naturalnego, zwłaszcza z faktu, że kraj ten ma jeden z najwyższych w Europie wskaźników urodzeń, zapewniający zastępowalność pokoleń (2,1). Saldo migracji we Francji wynosi 1%, a coroczny przyrost demograficzny zależy jedynie w 20% od imigracji. Podobnie w Irlandii – przyrost ludności jest niemal wyłącznie wynikiem przyrostu naturalnego związanego z wysoką rozrodczością.
czytaj także
Druga kwestia wiąże się z dzietnością rodzin imigranckich oraz rodzin tworzonych przez obywateli europejskich pochodzenia imigranckiego. Jest ona dużo bardziej drażliwa, jeśli chodzi o statystyki, i znacznie bardziej polityczna. W mniejszym stopniu odnosi się do liczb, w większym natomiast do rzekomej różnicy w zwyczajach demograficznych i do „widoczności” dzieci imigranckich z rodzin obywateli europejskich wywodzących się z imigracji.
Między 1991 a 1998 rokiem średnia liczba dzieci przypadających na jedną kobietę wynosiła 1,72 we Francji metropolitalnej dla wszystkich kobiet i 1,65 dla tak zwanych Francuzek autochtonicznych. Szacuje się, że w tym okresie imigrantki we Francji miały średnio 2,2 dziecka, mniejszość z tych dzieci (0,6) była urodzona przed ich przybyciem do Francji, a większość (1,6) we Francji. Jak więc widać, płodność imigrantek jest zazwyczaj w zbiorowej wyobraźni bardzo przeceniana. Trzeba przypomnieć, że na południu Europy, a jeszcze bardziej w Maghrebie, wskaźnik dzietności gwałtownie spada od lat 70. XX wieku – wtedy wynosił 7, a dziś 2,5 dziecka na kobietę.
Niski poziom rozrodczości wśród kobiet „imigrantek” w statystykach tłumaczy się upodobnieniem zachowań reprodukcyjnych i modeli rodzinnych: cudzoziemcy i ich rodziny dążą do tego, żeby mieć tyle samo dzieci co autochtoniczni obywatele.
Wysyłacie na nas helikoptery, psy i żołnierzy. O co wam chodzi?
czytaj także
Anna Strama: Czy Polska to kraj, z którego tylko się wyjeżdża?
W maju 2015 roku w Gdyni otwarto Muzeum Emigracji. W dokumencie odnoszącym się do powstania tej instytucji, mającej w zamierzeniu ukazanie „panoramy burzliwych, dramatycznych i fascynujących dziejów wychodźstwa z ziem polskich na przestrzeni ostatnich 250 lat”, możemy przeczytać o „etosie emigracyjnym ukształtowanym w polskiej zbiorowej świadomości”. W istocie Polska do dziś jest określana mianem kraju emigracyjnego, z odnotowywanym od dziesięcioleci ujemnym saldem migracji, gdzie liczba mieszkających na stałe cudzoziemców pozostaje na poziomie poniżej 1% całej społeczności. Migracje do Polski uważa się za zjawisko nowe, rodzące się po zmianach ustrojowych związanych z rozpadem byłego Związku Radzieckiego.
Na początku lat 20. XX wieku, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, jeden z komentatorów prawa cudzoziemskiego przewidywał liberalizację zasad odnoszących się do pobytu cudzoziemców, a ustawodawstwo określił jako „nieznające kseno fobii”. W rzeczywistości jednak w okresie międzywojennym regulacje te podlegały stopniowemu obostrzaniu. Po drugiej wojnie światowej politykę migracyjną PRL charakteryzowało odwoływanie się do metafory „oblężonej twierdzy”, chroniącej obywateli przed „zakusami czy meandrami wrogiego świata kapitalistycznego”. Chociaż władze godziły się na przyjmowanie określonych grup cudzoziemców – co dotyczyło zarówno migrantów, których dziś określilibyśmy mianem dobrowolnych (przybywających w celu podjęcia pracy czy kształcenia), jak i migrantów przymusowych (do której to grupy zaliczamy przede wszystkim uchodźców) – były to raczej sytuacje wyjątkowe.
Jedną z największych grup migrantów przymusowych tego okresu byli Grecy i Macedończycy uciekający przed wojną domową lat 1946–1949. Początkowo Polska przyjęła ponad 3000 dzieci, które zostały umieszczone w ośrodkach wychowawczych na Dolnym Śląsku, a do specjalnie zaadaptowanego jeszcze w 1949 roku szpitala o kryptonimie „250” w Dziwnowie trafiali ranni, transportowani drogą morską z ośrodków w Albanii. Docelowym miejscem pobytu uchodźców z Grecji, których łącznie przybyło blisko 14 000, miał się stać Zgorzelec. Wiele osób z tej grupy podejmowało decyzję o opuszczeniu Polski jeszcze w latach 50.; w połowie lat 90. liczbę Greków i Macedończyków mieszkających w Polsce szacowano na niespełna 5000. Wpływ na decyzję o pozostaniu w Polsce miały chęć kształcenia lub też nawiązanie bliskich relacji z Polakami.
Wśród ówczesnych migrantów dobrowolnych należy wspomnieć przybywających do Polski na podstawie umów międzynarodowych w latach 60. i 70. wietnamskich studentów i doktorantów, w sumie około 4000. Wiele z tych osób, postrzeganych jako „zdolne i pracowite”, zdecydowało się pozostać w Polsce po ukończeniu studiów, tworząc pierwsze zręby mniejszości wietnamskiej i stając się jej liderami. Późniejsza migracja obywateli Wietnamu, mająca charakter bardziej masowy i raczej zarobkowy, miała miejsce już w latach 90. Obecnie liczebność mniejszości wietnamskiej w Polsce szacuje się na 20 000 – 30 000 osób.
Ciekawą kwestią w latach 60. i 70. był także pobyt obywateli Iraku, których wydalenia żądała w latach 80. iracka ambasada, a czemu sprzeciwiało się ówczesne MSW, nie chcąc pozbawiać prawa pobytu tych Irakijczyków, którzy w Polsce założyli rodziny.
Wraz ze zmianami ustrojowymi i otwarciem granic po 1989 roku, zmienił się status Polski na migracyjnej mapie. W latach 90. odnotowywano wzrost liczby cudzoziemskich pracowników, i chociaż pochodzili oni ze 119 krajów, w przeważającej większości byli to obywatele państw powstałych na terenie byłego Związku Radzieckiego. Także w kolejnych latach większość wiz wydawano obywatelom krajów sąsiadujących z Polską od wschodu (Rosji, Białorusi i Ukrainy) i mimo że nie wszyscy decydowali się na pozostanie w Polsce na dłużej, właśnie osoby z tej grupy posiadały najwięcej kart pobytu. Jednocześnie budowano politykę migracyjną Polski, która powstawała nie tyle oddolnie, w reakcji na rzeczywiste bądź przewidywane ruchy migracyjne, ile w znacznej mierze na skutek dostosowywania polskiego porządku prawnego do regulacji unijnych. Dotyczyło to także polityki azylowej.
W roku 1991 Polska przystąpiła do konwencji genewskiej o statusie uchodźców i protokołu nowojorskiego, rozpoczynając tworzenie zinstytucjonalizowanego systemu przyjmowania uchodźców. W tym samym czasie Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (UNHCR) wydał oświadczenie w sprawie dopuszczalności pozbawiania przebywających poza ojczyzną Polaków statusu uchodźcy na podstawie tak zwanych klauzul ustania.
Kiedy system był jeszcze w zarodku, w 1992 roku Polska przyjęła ponad 900 uchodźców z Bośni, stając przed koniecznością zareagowania na dramatyczną sytuację na Bałkanach. W następnych latach, wraz ze stopniowym budowaniem ram systemu przyjmowania uchodźców, stale wzrastała także liczba wnioskujących w Polsce o uzyskanie ochrony. Do roku 1996 liczba osób, które wystąpiły z takimi wnioskami, corocznie nie przekraczała tysiąca. Do tej pory najwięcej osób, ponad 15 000, złożyło wniosek o objęcie ochroną w Polsce w 2013 roku, a więc jeszcze przed nadejściem tak zwanego kryzysu migracyjnego.
Należy także pamiętać, że liczba złożonych wniosków nie odzwierciedla skali „przyjmowania” uchodźców, pozostać w Polsce i korzystać z praw przewidzianych konwencją mogą bowiem jedynie osoby, których status został potwierdzony na mocy decyzji administracyjnej. Takich decyzji jest zaś niewiele. W 2013 i 2014 roku, a więc w okresie obejmującym rok, w którym złożono najwięcej wniosków, status uchodźcy w pierwszej instancji otrzymało łącznie 470 osób*. W literaturze podnoszone jest pytanie, czy tak niski stopień uznawalności jest wynikiem wykorzystywania systemu przez migrantów ekonomicznych, czy też raczej restrykcyjnej polityki państwowej i „kultury nieufności” – culture of disbelief.
Poczynając od 2000 roku do dziś, najliczniejszą i zdecydowanie przeważającą grupę ubiegającą się w Polsce o status uchodźcy stanowią obywatele Federacji Rosyjskiej pochodzący z Czeczenii oraz innych republik Północnego Kaukazu. I choć druga wojna czeczeńska oficjalnie zakończyła się w 2009 roku, do dziś dochodzi tam do łamania podstawowych praw człowieka, a władze nie cofają się przed stosowaniem brutalnych tortur względem swoich oponentów oraz ich rodzin.
czytaj także
Od 2014 roku z wnioskami o ochronę zaczęli zwracać się także do Polski obywatele Ukrainy uciekający z Donbasu i Krymu. Od 2014 do końca 2016 roku wnioski takie złożyło prawie 6 000 osób, lecz status uchodźcy otrzymało w pierwszej instancji jedynie 16 osób, a ochronę uzupełniającą – 63 osoby. Odmowy były motywowane możliwością skorzystania z tak zwanej alternatywy relokacji wewnętrznej, choć może to rodzić wątpliwości z punktu widzenia wytycznych UNHCR oraz obecnego stanu systemu wsparcia uchodźców wewnętrznych w samej Ukrainie, przy niespotykanej dotąd w tym kraju skali przesiedleń.
Równocześnie znacznie wzrosła jednak liczba udzielanych Ukraińcom zgód na pobyt czasowy. W 2014 roku zezwoleń takich, związanych głównie z wykonywaniem pracy lub edukacją, wydano nieco ponad 17 tysięcy, w 2014 roku – 38 tysięcy, podczas gdy w 2016 roku – już ponad 57 tysięcy. Na początku 2016 roku niemal 30% wszystkich tytułów pobytowych (w liczbie niemal 66 000) w Polsce posiadali właśnie obywatele Ukrainy. W tym miejscu warto zaznaczyć, że Polska od początku lat 90. pozostawała atrakcyjnym krajem dla migrujących obywateli Ukrainy, co wiąże się przede wszystkim z bliskością geograficzną i kulturową. Początkowo były to głównie krótkotrwałe migracje związane z handlem, z czasem imigranci z Ukrainy stali się najliczniejszą grupą przebywających w Polsce cudzoziemców, korzystając z uproszczonych procedur związanych z dostępem do rynku pracy czy też uprawnień wynikających z posiadania Karty Polaka.
Jednocześnie do Polski dociera stosunkowo niewiele ubiegających się o ochronę osób pochodzących z Regionu Środkowego Wschodu i Południowej Afryki (Middle East and South Africa – MENA). W latach 2007–2015 Szef Urzędu do spraw Cudzoziemców wydał decyzje o nadaniu statusu uchodźcy wobec 67 Afgańczyków, 90 Irakijczyków oraz 388 Syryjczyków.
* Liczba ta nie uwzględnia innych form ochrony.
Przeł. Małgorzata Szczurek
***
Hélène Thiollet – politolożka, Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS) i Centrum Badań Międzynarodowych (CERI) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Kamel Doraï – geograf, Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS) w Paryżu oraz Instytut Francuski na Bliskim Wschodzie (IFPO) w Ammanie.
Speranta Dumitru – politolog, Uniwersytet Paris Descartes i Centrum Badań Więzi Społecznych CERLIS (CNRS) w Paryżu.
Anna Strama – prawniczka i polonistka, ukończyła aplikację radcowską. Ukończyła kurs z zakresu prawa uchodźczego na Uniwersytecie w Oslo i współpracowała z Sekcją Praw Człowieka Uniwersyteckiej Poradni Prawnej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Współautorka publikacji CPPHN z zakresu migracji i sytuacji prawnej bezpaństwowców, uczestniczka konferencji i spotkań poświęconych tematyce migracji. Współpracuje z Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć.