Aby utrzymać odporność populacji, każdy, kto tylko może, powinien zostać zaszczepiony na odrę.
Obserwacja wzrastającej liczby zachorowań na odrę przypomina odrobinę obserwowanie nadciągającego huraganu. Oba zjawiska są niepokojące, oba zagrażają zdrowiu i życiu, w dodatku na oba oczekuje się z nieprzyjemną pewnością, że na pewno coś złego się stanie. Pytanie tylko, kiedy i gdzie uderzy najpierw, oraz kto ucierpi najbardziej.
Alarmujące statystyki
W sierpniu tego roku Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, że niezakończony jeszcze przecież rok 2018 jest rekordowym pod względem liczby zachorowań na odrę. W pierwszej jego połowie zanotowano – w Unii Europejskiej i krajach Europejskiego Obszaru Gospodarczego – więcej przypadków choroby niż przez jakikolwiek cały rok obecnej dekady. W tym roku na odrę w Europie zachorowało już ponad 41 tysięcy osób – niemal dwa razy więcej, niż w roku 2017. Dla porównania, w 2016 roku chorych było około cztery razy mniej, niż w 2017. Tendencja jest widoczna.
Nie jest to niestety sytuacja, której nie można było się spodziewać. Jeszcze na początku XXI wieku kraje kontynentu amerykańskiego ogłaszały, że udało się u nich praktycznie powstrzymać odrę endemiczną (czyli że przez 12 miesięcy nie zanotowano szerzenia się choroby pośród miejscowej populacji; jedyne przypadki były zawleczone z innych krajów), a Centrum Kontroli i Prewencji Chorób USA ostrzegało przed odrą Amerykanów lecących do Europy. Niestety, szybko sytuacja ta zaczęła ulegać zmianie. W ciągu następnych kilku lat pierwszej i drugiej dekady XXI wieku kolejne kraje zaczęły donosić o wybuchach epidemii, a mowa tu nie tylko o Europie, ale i o krajach azjatyckich czy afrykańskich.
Odra, czyli co?
Odra nie jest łagodną choroba wieku dziecięcego. Oczywiście u większości zakażonych przyjmuje ona postać przebiegającą z charakterystyczną wysypką, gorączką i zapaleniem spojówek. U innych zakażonych powikłania zdarzają się, i mogą być bardzo niebezpieczne. Chorującym grożą: zapalenie ucha środkowego, biegunka, zapalenie płuc (tu warto też wspomnieć o szczególnym rodzaju zapalenia płuc, tzw. wielkokomórkowym, które wystąpić może po przechorowaniu odry u osób z zaburzeniami odporności; jest to powikłanie rzadkie, ale na ogół śmiertelne). Bardzo niebezpieczne jest zapalenie mózgu po przebyciu odry, a szczególnie tzw. podostre stwardniające zapalenie mózgu, rzadka na szczęście, ale śmiertelna choroba degeneracyjna. W niektórych rejonach, zwłaszcza tam, gdzie dzieci są niedożywione, odra przebiega znacznie ciężej, jest częstą przyczyną zgonów, może też sprzyjać wystąpieniu innych groźnych schorzeń.
czytaj także
Odra jest chorobą niesłychanie zaraźliwą i łatwo, drogą powietrzną, szerzy się w każdej populacji, gdzie tylko znajdują się podatni na zakażenie. Jej zaraźliwość bliska jest 100%, co oznacza, że przed erą szczepień niemal każdy człowiek – członek wrażliwej na infekcję populacji – ulegał zarażeniu w wieku dziecięcym. Tzw. basic reproduction number (R0), wartość w epidemiologii określająca, ile podatnych osób zostanie przeciętnie zarażonych daną infekcją od jednego chorego w okresie zarażania, jest dla odry znacznie wyższy, niż dla innych znanych chorób, nawet takich, których często boimy się bardziej (R0 dla odry to 12-18; a dla porównania: 5-7 dla polio czy ospy prawdziwej, 2-5 dla HIV, i 1,5 do 2,5 dla gorączki krwotocznej Ebola).
Wszystko to, ponadto brak skutecznego leczenia, skłania do oczywistej konkluzji – z tak groźną i łatwo szerzącą się chorobą należy walczyć aż do jej eliminacji. I jest na to sposób. Szczepionka MMR (przeciw odrze, śwince i różyczce) jest znakomitym preparatem, doskonale przebadanym, bardzo skutecznym (odporność na odrę po zaszczepieniu dwiema dawkami powstaje praktycznie u wszystkich zaszczepionych, i jest długotrwała), oraz bezpiecznym. Dzięki niej w wielu krajach znacząco spadła liczba zachorowań, liczba zgonów z powodu odry, a także niemal zniknęły ciężkie powikłania.
Szczepionka przeciw odrze
MMR, podobnie zresztą jak wiele innych szczepionek, działa nie tylko bezpośrednio, czyli nie tylko chroni przed chorobą osoby zaszczepione, ale także – pośrednio – obniża ryzyko rozprzestrzeniania patogenów na osoby, które pozostają wrażliwe. To właśnie wpływ szczepionek na transmisję zakażenia odpowiada za ich pośredni efekt ochronny i tworzy tzw. odporność zbiorowiskową. A odporności zbiorowiskowej zawdzięczamy, że osoby, które z różnych powodów nie mogą być, czasowo bądź stale, zaszczepione (chociażby noworodki, chorzy z nieprawidłowo funkcjonującym układem odpornościowym, kobiety w ciąży), chronione są przed chorobami.
czytaj także
Odporność zbiorowiskowa zależy od liczby zaszczepionych osób. Istnieje tylko wówczas, kiedy liczba ta przekroczy wartość tzw. progu odporności zbiorowiskowej, czyli takiego odsetka odpornych osób, który wystarcza, aby spadła zapadalność na daną chorobę. Dla chorób mniej zaraźliwych próg ten jest niższy, niż dla tych bardziej zaraźliwych. Dla odry jest, przewidywalnie, bardzo wysoki: 95%.
W praktyce oznacza to dwie rzeczy – raz, że aby utrzymać odporność populacji, każdy, kto tylko może, powinien zostać zaszczepiony, a dwa, że każdy pomysł, który ma na celu zniechęcenie ludzi do szczepień, szybko spowoduje zmniejszenie liczby osób szczepiących się, w konsekwencji zwiększenie liczby chorujących, aż do wybuchu epidemii. Czego notabene możemy się obecnie spodziewać w Polsce – według informacji podanych przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego-PZH wyszczepialność przeciwko odrze zmniejszyła się w 2017 roku poniżej progu odporności zbiorowiskowej.
Narodziny tragedii
Za, powiedzmy dobitnie, zbrodnicze pomysły zniechęcania ludzi do szczepień odpowiedzialne są ruchy antyszczepionkowe. Choć istnieją one od samego początku istnienia szczepionek i planów powszechnych szczepień, w przypadku szczepionki przeciw odrze historia zaczyna się od Andrew Wakefielda, zdyskredytowanego lekarza.
czytaj także
Andrew Wakefield w 1998 roku opublikował w prestiżowym czasopiśmie naukowym The Lancet pracę naukową, w której opisywał wpływ szczepienia MMR na nieliczną grupę dzieci. W swoim artykule postawił tezę, że szczepionka MMR wiąże się z zapaleniem jelit, a także z autyzmem. Teza ta dała początek jednemu z bardziej popularnych antyszczepionkowych mitów, że szczepienia w ogóle są czynnikiem sprawczym autyzmu. Mitów oczywiście, gdyż wykazano bez żadnych wątpliwości, że publikacja była oszustwem. Wakefield fałszował dane histopatologiczne pacjentów, manipulował informacjami medycznymi dzieci poddawanych badaniom, a także zatajał informacje od ich rodziców – te informacje, które nie pasowały do założonych hipotez. Ponadto podczas przygotowania artykułu doszło do poważnego konfliktu interesów oraz łamania etyki zawodowej. Nieszczęście już jednak nastąpiło – rodzice na całym świecie uwierzyli Wakefieldowi, że szczepionki powodują autyzm, i wielu z nich wierzy w to do tej pory. Ich stanowiska nie zmieniło nawet to, że Wakefield został pozbawiony prawa wykonywania zawodu lekarza w Wielkiej Brytanii, The Lancet oficjalnie usunął jego niesławny artykuł, a od tego czasu inni badacze w wielu ośrodkach naukowych na całym świecie wielokrotnie pokazali, że nie da się obronić tezy, jakoby szczepionki powodowały autyzm.
Udało mu się przekonać ludzi, że szczepionka MMR powoduje autyzm u dzieci.
Wynikiem niechlubnej działalności Wakefielda jest nie tylko fakt, że kolejni szarlatani zaczęli głosić swoje nieprawdziwe pseudonaukowe teorie o szczepieniach (od podobno toksycznych składników w szczepionkach, po teorie, że szczepionki mają zmieniać orientację seksualną szczepionych osób), ale przede wszystkim to, że wiele społeczności w wielu krajach przestało stosować MMR, albo też zaczęto się wahać, czy w ogóle warto.
czytaj także
Dlaczego tak się dzieje? Obawa przed szczepionkami dość często łączy się z hołdowaniem innym antynaukowym teoriom spiskowym, niewielką wiedzą na tematy biologiczno-medyczne, ale za to z jej mocnym przecenianiem (efekt Dunninga-Krugera), tendencją do interpretowania wszystkich nowych informacji jako potwierdzenia własnych uprzedzeń (tzw. efekt potwierdzenia), a także utwierdzaniem błędnego stanowiska u osób myślących podobnie (stąd popularność tzw. echo-chambers np. na Facebooku). Poza tym wszystkim istnieją jednak ludzie, którzy zwyczajnie nie wiedzą, zwyczajnie się wahają i zwyczajnie potrzebują rzetelnych informacji.
Państwo polskie, w którym obserwowana sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna, powinno wdrożyć mechanizmy ją odwracające. Ma bowiem i prawo, i obowiązek wprowadzania ochrony obywateli przed zagrażającymi życiu i zdrowiu chorobami zakaźnymi. Ochrona przed chorobami zakaźnymi nie jest jedynie problemem pojedynczych osób, lecz dotyczy całego społeczeństwa bez wyjątków i jej lekceważenie byłoby sprzeczne z interesem społecznym. Z uwagi na to w Polsce istnieje i powinien być utrzymany obowiązek szczepień. Podobne zresztą rozwiązania wprowadzono, albo obecnie wprowadza się w wielu innych krajach (nawet jeśli nie stanowią one formalnego obowiązku). Przykładami są: ograniczenie możliwości korzystania z placówek edukacyjnych (Kanada, częściowo Stany Zjednoczone, „nie kłujesz, nie ma zabawy” w Australii, Francja, Włochy), brak wypłacania świadczeń na dzieci (australijska zasada „nie kłujesz, nie płacimy”, obowiązek rozmowy o szczepieniach z lekarzem przed posłaniem dziecka do przedszkola (Niemcy). A z uwagi na rosnącą w Europie liczbę zachorowań na odrę, wiele państw zdecydowało również o rozszerzeniu obowiązku szczepień (np. w Francji czy we Włoszech – niestety we Włoszech nowy rząd zniósł obowiązek szczepień, ale w tej chwili podpisywane są tam petycje rodziców dzieci, które z powodów zdrowotnych szczególnie narażone są na zakażenia, by ten obowiązek przywrócić).
Szczepienie znaczy solidarność
Życie jednostki w społeczeństwie regulowane powinno być zasadą solidarności, a każdemu członkowi społeczeństwa przysługują z tego faktu zyski (ochrona przed groźnymi chorobami), jak i obowiązki (np. w kwestii zaszczepiania się). Specjaliści podają jednak warunki, które powinny być spełnione, aby ograniczyć wątpliwości etyczne związane z tym obowiązkiem. Są to m.in. bezpieczeństwo i skuteczność szczepionek, korzystny rachunek zysków i strat, szczepienia w przypadku chorób groźnych i stanowiących problem społeczny. Niesłychanie istotna jest tu również kwestia porządnej i wszechobecnej edukacji – pojedyncze strony internetowe, których nikt nie czyta, czy wysyłanie, nawet w najlepszych intencjach, śmiesznych memów w pronaukowych kółkach wzajemnej adoracji nie wystarczy.
czytaj także
Państwo polskie powinno zainwestować w ogólnonarodowe akcje edukacyjne (telewizja, kwestie szczepień poruszane w popularnych serialach, reklamy, bilboardy na ulicach, zaangażowanie celebrytów), a zwłaszcza w doedukowanie pracowników ochrony zdrowia (egzaminy i kolokwia na studiach obejmujące zagadnienia związane ze szczepieniami, sprawdzanie i egzekwowanie tych wiadomości w trakcie staży, specjalizacji i prac nad doktoratami, z realną możliwością niezaliczenia tychże w wypadkach głoszenia antyszczepionkowych teorii). Pracownicy ochrony zdrowia powinni mieć również odpowiednią ilość czasu na rozmowy z pacjentami na temat szczepień i na wyjaśnienie wszelkich związanych z nimi wątpliwości.
Tylko bowiem w przypadku masowej edukacji bezbolesne wdrażanie obowiązku szczepień będzie skuteczne. W przeciwnym razie zawsze będziemy mieli do czynienia z buntem, próbami podważania zasadności oraz próbami omijania tego obowiązku (czym innym jest projekt ustawy znoszącej obowiązek szczepień?). A wtedy przegramy wszyscy, całe społeczeństwo. I to nie ze sobą. Przegramy z chorobami, które nas po prostu zabiją.
***
dr n. med. Ewa Krawczyk, biolożka, specjalistka w dziedzinie mikrobiologii lekarskiej, profesor Georgetown University w Waszyngtonie. Przedmiotem jej naukowych zainteresowań są mechanizmy nowotworzenia komórek ssaków, jak również medycyna spersonalizowana i regeneracyjna. Autorka kilkudziesięciu artykułów, publikowanych w wysoko notowanych czasopismach naukowych. Członkini Międzynarodowego Towarzystwa Chorób Zakaźnych. Autorka bloga Sporothrix.