„W Jezioranach” nie eksponuje się już korzyści płynących z UE, za to Jabłońscy i Pawlacze maniacko grają w Loterię Paragonową.
Torebka bez sterniczek
Jeśli chodzi o „dobrą zmianę” w radiowej Jedynce, w moich rejonach Facebooka głośno było o likwidacji audycji Roberta Kowalskiego Sterniczki, w której kobiety różnych poglądów komentowały bieżące wydarzenia polityczne. Średnio żałowałam, bo w studiu często dominowały pancerne posłanki PiS, które na dodatek czuły się marginalizowane, chociaż anielsko dobry prowadzący ani razu nie wyłączył im mikrofonu, o co aż się prosiły. „O, faktycznie, dobra zmiana” – pomyślałam. Ale Sterniczki zostały zastąpione Damską torebką, której ani razu nie słyszałam, bo uznałam, że wymowa tytułów mi wystarczy. W anonsach jest mowa o rozmaitości i pomieszaniu tematów (jak to w damskiej torebce), ale zapowiadane tematy wcale nie są rozmaite. (Z ostatniej chwili: poświęciłam się dla dobra nauki i wysłuchałam kawałka audycji na temat stylów wakacyjnego wypoczynku. Stężenie infantylizmu było takie, że wytrzymałam pięć minut).
Zastąpienie Sterniczek Damską torebką to jednak tylko wierzchołek góry lodowej zmian w weekendowym programie Jedynki. Koniec tygodnia bardziej rzuca mi się w uszy, bo jako prekariuszka zazwyczaj spędzam go na intensywnej pracy. Nareszcie mogę zostać w domu, pospać pięć godzin zamiast czterech, ogarnąć bałagan i podgonić z terminami. W przerwach słucham Jedynki. Jej zdrewniała ideologia i estetyka koją moje nerwy. (Napiszę kiedyś piękny esej o terapeutycznym oddziaływaniu hejnału z Wieży Mariackiej i komunikatu o stanie wód.) W innych stacjach trudno o takie emocje, jak te, których doznałam, pojąwszy, że aksamitny dyszkant opowiadający o latach we władzy sierściucha (diabła), uzdrowieniu przez Ducha Świętego i mocy koronki św. Faustyny, deklarujący specjalnie kult maryjny („Maryjka jest bardzo ważna”), należy do Krzysztofa Antkowiaka. O nowej płycie tylko skromnie napomykał, to naprawdę nie jej promocja.
Jest weekend, wąsko rozumiana polityka schodzi na dalszy plan, na jej miejsce wlewa się rozrywka, sport, rozrywkowa edukacja. Czyli polityka mniej oczywista, przemycana, gdy zrelaksowany słuchacz sądzi, że po prostu odpoczywa. To zawsze był straszliwy crap, ale ostatnie miesiące biją wszelkie rekordy. Najgorsze, że choć zmiany są znaczne, jednocześnie nie zaskakują. Jakby to wszystko MUSIAŁO się w końcu wydarzyć.
Post, opera i (może) komisarze
Pewne punkty ramówki się nie zmieniły (choćby niedzielna msza i serwis Radia Watykańskiego – cudowna ostoja nowomowy). Kościoły w Polsce i na świecie zostały przesunięte z godziny późnowieczornej na popołudniową. I chyba się urynkowiły. Ostatnio słyszałam zaproszenia na rekolekcje z „postem Daniela”, służące oczyszczeniu duszy i ciała. Z opisu wynikało, że chodzi o wyjątkowo skuteczne wczasy odchudzające. Nie mam głowy do marek, nie zapamiętałam nazwy klasztoru.
Kazimierz Kowalski i nocne kółko jego adoratorek też mają się dobrze. Pewnie dlatego, że muzyka operowa od wieków służy sublimacji pożądania. O polszczyznę nadal dbamy. Dlatego przytakujemy słuchaczom dzwoniącym, żeby swoją (hiper)poprawnością wywyższyć się ponad innych.
Ciotki i wujowie prowadzący audycje kulturalne niezmiennie wykonują swoją drewnianą robotę w przeświadczeniu apolityczności.
Nieświadomość polityczna, brak orientacji, z kim i o czym właściwie się rozmawia, miewały fantastyczne skutki. Dzięki temu właśnie w Jedynce na długo przed Fantomowym ciałem króla usłyszałam pierwszy raz publicznie wypowiedzianą tezę, że polscy chłopi byli niewolnikami. Andrzej Bieńkowski powiedział mianowicie, że przełomowość dzieła Szopena polegała na wykorzystaniu muzyki niewolników. Ciekawe, czy taki wyłom w uładzonym oficjalnym języku może się wydarzyć teraz? Czy też może kulturalne ciotki i wujowie są nadzorowani przez komisarzy politycznych?
Inne audycje odrobinę drgnęły. Bohaterowie audionoweli W Jezioranach zazwyczaj nachalnie reklamowali wielkie szanse rozwoju polskiej wsi, jakie stwarza Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Trzeba było wplatać dość skomplikowaną nazwę w „potoczną” mowę bohaterów, którzy wypowiadali ją brawurowo w pełnym brzmieniu nawet w trakcie odbierania porodu krowy. Obecnie – wiadomo – nie należy eksponować korzyści płynących z Unii Europejskiej. Jabłońscy i Pawlacze w każdym odcinku maniacko grają w Loterię Paragonową. Powodowani obywatelską troską o VAT zawieszają na chwilę swoje dramaty, by poszukać zagubionych kwitków. Matysiaków nawet ja nie jestem w stanie słuchać, ale mam wrażenie, że Wiśka już wcześniej jękliwie czciła żołnierzy wyklętych. Apologetyczny reportaż o Łupaszce też już raz słyszałam.
Czasem niewinne przesunięcie ujawnia swą wielką polityczną wagę. Radio kierowców zostało przeniesione z momentu PO wiadomościach na moment PRZED wiadomościami. Dlaczego? Bo tak było zawsze (w domyśle: a wraża Platforma to zmieniła). Chodzi o rzecz fundamentalną – o tradycję. Z drugiej strony przesunięcie odwiecznej, świętej godziny nadawania Radia dzieciom świadczy o tym, że PiS ma prawo tradycję modyfikować. Nie musi, a nawet nie powinno tego uzasadniać. Jest suwerenem. Może, więc zmienia.
Oferta dla najmłodszych wciąż polega na tym, że pani przywodząca na myśl słodki zamordyzm tresuje i odpytuje dzwoniące dzieciaki z wiedzy na zadany temat.
Tylko tematy się nieco zmieniły. Gdzie te czasy, kiedy w Radiu dzieciom leciały adaptacje doskonałej literatury albo audiobooki w mistrzowskim wykonaniu (Irena Kwiatkowska i Mikołajek)? Współczesne dzieci nie powinny marnować czasu na grę wyobraźni i wrażliwość estetyczną, tylko przygotowywać się do nieustającego głupawego konkursu, jakim będzie ich życie. Na koniec audycji czyta się kawałki książek urwane w momencie największego fabularnego napięcia, żeby wymusić zakup promowanej w ten sposób publikacji.
Polska gola!
Ogólnie w ramówce jest więcej sportu, jeszcze więcej historii. Wiadomo, „Polska gola!” najłatwiej stwarza zbiorową tożsamość. Historia jest o tyle lepsza od sportu, że nawet jeśli akurat to nam strzelą gola (w potylicę), to i tak zwyciężamy (moralnie). W Jedynce historia przenika wszystko. Wątki historyczne pojawiają się w programach rozrywkowych, religijnych, literackich, dla dzieci, nocnych rozmowach, reportażach, radiowym teatrze. Zniknął Teren mniej zabudowany – cotygodniowy raport z życia Polski lokalnej, samorządowej. Był fasadowy, ale był. O tej samej porze idą audycje historyczne dotyczące jedynie słusznych dziejów narodu.
Preferowani są Piastowie i zbrodnie, zwłaszcza sowieckie, na Polakach (jak w latach 60.: Piastowie + zbrodnie niemieckie).
Trudno sobie teraz wyobrazić taki cykl, jak emitowana jeszcze rok temu Historia ruchu ludowego. Śmiertelnie nudni rozmówcy robili wszystko, by zarżnąć temat, ale sam pomysł i bohaterowie cyklu mieli potencjał rozbicia wielkiej narodowej narracji historycznej.
Audycje muzyczne muszą dzisiaj pomieścić triumfalny powrót Jana Pietrzaka, który jako pupil władzy nie przestaje mówić o swej walce z peerelowską i postpeerelowską cenzurą. Promuje się także nowe gwiazdy. Jak lider zespołu Zayazd, autor m.in. musicalu o Grunwaldzie (dotąd, niestety, niezrealizowanego, ale wszystko przed nami) i przeboju o chrzcie Polski. Treść tego ostatniego musiała nieco spłoszyć prowadzącego audycję wuja, przyzwyczajonego do mało agresywnych tekstów Feel, bo zaznaczył, że przesłanie zapewne nie wszystkim się spodoba, ale aranżacje są porywające. Nieostrożne votum separatum świadczyłoby jednak o nieobecności komisarza politycznego. O jakie przesłanie chodzi? Domyślam się, że o zwrotkę:
Przetrwaliśmy czas rozbiorów
I brunatne zło,
Komunistów i lewaków,
Genderowe dno.
Od dżihadu ocalimy świat kolejny raz,
Tylko, Panie, miej w opiece nas!
Zaparcia komandosa
Wszystko furda. Najbardziej fascynuje mnie nadawany w sobotni ranek Padnij, powstań. Magazyn mocnych przeżyć. Przed dobrą zmianą o tej samej godzinie emitowano lifestyle’ową mieszankę o podróżach i sporcie z udziałem radosnych praktyków zdrowego i otwartego trybu życia. Zalecano poszukiwanie nowych wyzwań i wrażeń – skoki na bungee czy wyprawy z niemowlętami do Birmy. Były konkursy i żarciki prowadzących. Wszystko gęsto przeplatane kiepskim popem (każdy pop jest w tym kontekście kiepski) i reklamami. I ta magazynowa forma właściwie pozostała bez zmian, ale treść się szalenie zmilitaryzowała.
Pasmo ma za zadanie intensywną promocję organizacji, instytucji, imprez, biznesów związanych z wojskiem, wojną i w ogóle tzw. obronnością. Z głośnika nacierają więc formacje obrony cywilnej i terytorialnej (to nie to samo?), kółka strzeleckie, rekonstruktorzy bitew, zbieracze militariów i muzealnicy pasjonaci, którzy wydobywają z dna rzek ciężki sprzęt bojowy z okresu II wojny, by nadać mu drugie życie. Za nimi idą ostatni żyjący cichociemny (nareszcie doceniony) i kibice Legii (świętujący rocznicę powstania klubu). W tym towarzystwie bez problemu odnajduje się utytułowana zawodniczka MMA, która jednakowoż nie zatraciła swojej kobiecości. Bo – uwaga – przy każdej okazji podkreśla się ochoczy udział kobiet w tej powszechnej narodowej mobilizacji. Dziewczyny nie tylko dają radę, ale wprowadzają element rozkosznej różnicy płci i dobrze się bawią. Nie zapominamy o najmłodszych, np. w ramach Formoza Challenge obok biegu prawdziwych komandosów przygotowano masę atrakcji dla rodzin z dziećmi. Musimy dbać o nasz „komandosowy narybek” – śmieje się organizator.
Prowadzący magazyn pozostali ci sami, lecz strasznie się zradykalizowali. Zachęcają już nie do udziału w banalnym maratonie, a do potrójnego maratonu tyłem w górach. Komu mało, może się sprawdzić w Selekcji – najtrudniejszej w Polsce grze terenowej wzorowanej na szkoleniu sił specjalnych. Organizatorzy „rozbierają człowieka na czynniki pierwsze” za pomocą stresu, zmęczenia, braku snu, psychicznie warunkowanej hipotermii. Każdy zwykły cywil może zostać komandosem – płynie półżartobliwy przekaz. Ostatnio na antenie doszło też do grupowego orgazmu z powodu manewrów Anakonda 16. Zdobywanie mostu na Wiśle. Niebiescy zwyciężają czerwonych. „Na niespotykaną skalę” – mówi generał Różański, przekrzykując śmigło helikoptera. Tam też były kobiety! Super!
Chciałabym móc powiedzieć, że to wypełzły z krzaków różne leśne dziadki i opuścili swoje kantorki zakurzeni peowcy. Ale to dobrze zorganizowana sieć ludzi, instytucji i firm, obeznana z marketingiem, gotowa, by zawładnąć publiczną anteną. W celach sprzedażowych wykorzystująca politykę strachu, której rewersem jest przecież zalecana tężyzna i sprawność.
Zastanawia mnie tylko, że w przerwach na reklamy (kolejny umowny podział, wszak reklama, jak przekaz historyczny, nigdy się nie kończy) nie słyszymy o broni i zestawach survivalowych, lecz o środkach na hemoroidy, zaparcia, żylaki, schorzenia wątroby i dróg moczowych, a także o sprzęcie RTV AGD. Dziarskich chłopców i dziewcząt słuchają najwyraźniej poczciwe zdegenerowane cywilizacją ciała, znajdujące upodobanie raczej w domowym komforcie niż treningu komandosa i militarnych zabawkach. Rynek się nigdy nie myli, bo kreuje potrzeby i klientów. Co, jeśli do tego samego odbiorcy kieruje sprzeczne przekazy? Wtedy sprzeczność na pewno jest pozorna. Schorzałe ciała słuchaczy Jedynki wchłoną komunikat o zagrożeniu oddalanym przez legion paramilitarnych obrońców (za sprawą PiS oczywiście) i dźwigną się, żeby po komandosku wrzucić głos w kolejnych wyborach.
Chyba że nie. I pewnego dnia obudzimy się w zmilitaryzowanym społeczeństwie ukształtowanym przez propagandę podobną do narodowego socjalizmu, ale jednocześnie bardzo urynkowioną. Jakby tworzoną przez skrzyżowanie Goebbelsa z neoliberalnym wesołkiem.