Tak jak Jan Paweł II był symbolem naszego kraju w latach 80. i 90., a Adam Małysz w latach dwutysięcznych, tak i Lewandowski został za życia pomnikiem Polski w drugiej i trzeciej dekadzie XXI w.
Robert Lewandowski nieoczekiwanie przestał być kapitanem reprezentacji Polski, a gdy się o tym dowiedział, w ogóle przestał być jej członkiem – przynajmniej do czasu, gdy nielubiany przez niego Michał Probierz będzie selekcjonerem. W sumie nie wiadomo, czy nie stanie się to już za kilka miesięcy, gdyż karuzela stanowisk w polskiej kadrze obraca się szybko.
„Zajmowanie się Lewandowskim gdy po 8 dniach nie wiemy kto wygrał w Polsce wybory prezydenckie jest absurdem i jest dowodem skrajnego zidiocenia” [pisownia oryginalna] – napisał na X Tomasz Lis, więc postanowiłem zająć się tą ważką sprawą i nie zostawiać wątpliwości co do mojego poziomu intelektualnego.
Troska o planetę czy malowanie trawy na zielono? Futbol wciąż siedzi okrakiem na płocie
czytaj także
Tym bardziej że odebranie Lewandowskiemu opaski kapitana jest niebywałym skandalem – ten człowiek powinien otrzymać ją dożywotnio, nosić tytuł kapitana honoris causa i to wcale nie dlatego, że Polska pod jego przywództwem święciła triumfy. Wręcz przeciwnie, nie licząc ćwierćfinału Mistrzostw Europy w 2016 roku, praktycznie wszystkie turnieje pod jego kapitańskim przywództwem kończyły się mniejszą lub większą kompromitacją. Lewandowski powinien być dożywotnim kapitanem reprezentacji Polski, bo jest emanacją polskości. Biało-czerwona bije od niego tak intensywnie, że mógłby zmienić nazwisko na Lewanpolski.
Tak jak Jan Paweł II był symbolem naszego kraju w latach 80. i 90., a Adam Małysz w latach dwutysięcznych, tak i Lewandowski został za życia pomnikiem Polski w drugiej i trzeciej dekadzie XXI w. Oczywiście Lewandowski różni się od papieża i Małysza pod wieloma względami. Wszedł na cokół jako symbol Polski zamożnej, dynamicznej i dobrze odnajdującej się w międzynarodowej rzeczywistości. To jednak wciąż ta sama Polska, nawet jeśli nie taka sama. Lewanpolski różni się od Wojtyły i Małysza głównie z powodu innych okoliczności wzrastania, a nie istoty „swojej osoby”. Ta jest polska niczym Giewont. Oto kilka dowodów na arcypolskość naszego kapitana.
Szefie, bumelę poproszę
Opowieści elit i wyższej klasy średniej o rzekomym lenistwie polskiego społeczeństwa pokazują wyłącznie mental tychże elit, nie mówiąc nic o Polkach i Polakach. Potrafimy pracować bardzo intensywnie, a pod względem przepracowywanych godzin znajdujemy się w ścisłej czołówce w Unii Europejskiej. Próżno jednak szukać kogokolwiek, kto przynajmniej raz w życiu nie przyszedł do roboty bez zapowiedzi. Albo przyszedł do roboty, ale dokładnie nic w niej nie zrobił.
czytaj także
Tu nie chodzi o lenistwo – raczej o skłonność do zupełnego wyłączania się. Gdy nam się chce, to jesteśmy nie do zatrzymania, ale gdy nam się nie chce – to nam się nie chce naprawdę. I nic oraz nikt nie jest w stanie zmienić tego nastawienia. Trzeba poczekać, aż przejdzie.
Lewandowski niejednokrotnie przechodził obok meczów reprezentacji, kręcił się gdzieś pod polem karnym przeciwnika, czasem wręcz snuł się cały mecz gdzieś po boisku, byle go kamery nie uchwyciły. Zdarzało się, że nawet do karnego podchodził od niechcenia. Jego pierwszy karny z Francją na Mundialu w Katarze powinien przejść do historii jako jeden z najgorzej wykonanych na dużych turniejach. To, że o nim nie pamiętamy, wynika jedynie z faktu, że sędzia łaskawie pozwolił mu go powtórzyć, poza tym i tak była to sama końcówka przegranego już meczu.
Żeby dodać symboliki, Lewanpolski stracił opaskę podczas zgrupowania, na które nie przyjechał. Powiedział, że jest zmęczony i musi odpocząć. Prawdziwie koncertowa bumela, przecież mówimy o kapitanie reprezentacji kraju, który nie przyjeżdża na jeden z najważniejszych meczów w eliminacjach do Mistrzostw Świata. Brawo, panie Robercie.
Dyplomowana Lewizna
Lewizna nad Wisłą trzyma się mocno. Lewe faktury, transakcje poza kasą fiskalną, płacenie pod stołem, wymigiwanie się od mandatów z fotoradarów to powszechnie praktykowane i bardzo popularne zajęcia Polek i Polaków. Także Lewy ma na koncie podejrzenie o lewiznę. Pieniędzy mu nie brakuje, ale czasu na zdobywanie formalnej edukacji już tak, więc prawdopodobnie postanowił spróbować pójść na skróty w kwestii wyższego wykształcenia.
czytaj także
„Robert Lewandowski kupił dyplom w prywatnej uczelni w Łodzi. Piszę to z całą odpowiedzialnością, bo »zdał« u mnie dwa egzaminy. O wszystkim dowiedziałam się w czasie przesłuchania jako świadek w tej obrzydliwej sprawie” – napisała na X socjolożka Barbara Mrozińska.
Lewanpolski miał obronić licencjat i magisterkę na prywatnej uczelni w Łodzi, którą prowadził Zbigniew D., dawniej działacz piłkarski, a następnie pracownik akademicki wątpliwej reputacji. Miał załatwiać tanio i bezboleśnie dyplomy uczelni, na których pracował. Jedną z nich było też słynne Collegium Humanum, gdzie na skróty niezbędne wykształcenie zdobywali reprezentanci elit władzy. Jak widać, lewe dyplomy kuszą bardzo różne grupy zawodowe w Polsce.
„Motorem napędowym, żeby Robert szybko i bezboleśnie zdobył dyplomy w Łodzi, miała być jego żona Ania. Chciała, żeby mąż, po tym, jak w 2007 roku zaczął studia w Warszawie i których przez lata nie mógł skończyć, jednak miał wyższe wykształcenie i mógł w przyszłości pójść np. do szkoły trenerskiej” – pisał rok temu Łukasz Cieśla z Onetu, powołując się na informatora.
Mesjanizm egocentryczny
Finalnie Lewandowski obronił się na stołecznej prywatnej Wyższej Szkole Edukacji w Sporcie. Do zdobytych tam tytułów licencjata i magistra nikt nie zgłaszał wątpliwości, więc można założyć, że są prawdziwe – tzn. Lewandowski faktycznie je napisał, a potem osobiście obronił. Jest to o tyle prawdopodobne, że napisał licencjat na temat, który zna niewątpliwie najlepiej w kraju, a może i na świecie. Otóż napisał go… o sobie.
„RL 9. Droga do sławy” – to tytuł pracy, która została poświęcona tworzeniu marki własnej osoby. To mogłoby być interesujące, pod warunkiem pisania o kimś innym. Pisząc o sobie, można być trochę nieobiektywnym, ale jak widać promotor wspólnie z Lewanpolskim uznali to za dobry pomysł. I w sumie co w tym dziwnego, przecież egocentryzm jest również całkiem typowy dla nadwiślańskich tubylców.
Słynne powiedzenie „słoń a sprawa polska” czy „globus Polski” z Ucha prezesa nie wzięły się znikąd. Polacy są przekonani, że cały świat nieustannie albo zachwyca się Polską, albo próbuje podstawić nam nogę. Lewy postanowił podnieść nasz narodowy egocentryzm na wyższy poziom i napisał pracę licencjacką o sobie, a potem ją jeszcze obronił. Gdyby to zrobił na wyżej opisanej uczelni w Łodzi, moglibyśmy mówić o lewej pracy Lewego o Lewym, co byłoby już prawdziwym bingo lewizny. No szkoda, ale dla uczciwości warto dodać, że magisterkę obronił już z wydolności organizmu.
Nie unikam, tylko optymalizuję
Jedną z większych afer związanych z Lewanpolskim jest jego spór z byłym menedżerem Cezarym Kucharskim. Ten drugi miał szantażować piłkarza i domagać się 20 milionów euro w zamian za milczenie. W jakiej sprawie – zapytacie? W naszej specjalności, oczywiście, czyli w sprawie optymalizowaniu podatków. Gdy po serii wulgaryzmów z obu stron Lewandowski zapytał Kucharskiego, za co dokładnie miałby mu zapłacić te 20 milionów euro, ten drugi odrzekł: „Za to, że będę do końca życia krył, że jesteś i twoja żona oszustami podatkowymi”.
Przez piłkarskie boisko do walki klas: zapomniana idea sportu robotniczego
czytaj także
Dokładnie rzecz biorąc, chodziło o spółkę prawa handlowego należącą do Lewanpolskiego. Według piłkarza została ona sprawdzona przez biegłych i niczego złego w niej nie wykryto. Można jednak przypuszczać, że sama spółka została założona właśnie w celu obniżenia należności podatkowo-składkowych, czyli klasycznej optymalizacji. Małe przedsiębiorstwa zwykle płacą niższe podatki od najlepiej zarabiających osób fizycznych, więc spółki prawa handlowego stają się wehikułami legalnego zaniżania płaconych danin. To zjawisko typowe także w Polsce. Dopiero przy wypłacie zysku trzeba zapłacić podatek od dywidendy, ale dobry doradca i na to znajdzie sposób – a RL9 niewątpliwie korzysta z najlepszych.
Pecunia non olet
Nasze piłkarskie dobro narodowe ma też na koncie dosyć obciążającą współpracę reklamową z chińską firmą Huawei. Owszem, Lewandowski zerwał kontrakt z Chińczykami, ale dopiero po siedmiu latach. Był twarzą Huawei od 2015 roku, a zrezygnował z tej wątpliwej współpracy dopiero w marcu 2022 roku, gdy Rosja napadła na Ukrainę, a „Daily Mail” opublikował tekst, w którym zarzucono Huawei pomoc Kremlowi przy prowadzeniu cyberataków.
czytaj także
Huawei określił doniesienia „Daily Mail” jako fake newsy, jednak firma ta podejmowała znacznie więcej kontrowersyjnych działań. Jest regularnie oskarżana o kradzież technologii, łamanie prawa patentowego oraz luki w zabezpieczeniach. Inny piłkarz, Antoine Griezmann, zerwał z nią kontrakt już w 2020 roku, gdy pojawiły się doniesienia, że Huawei opracowało program do wykrywania twarzy Ujgurów.
Łatwy i szybki pieniądz w zamian za przymknięcie oczu na wątpliwości moralne to kolejny polski klasyk – chociaż ten akurat zdecydowanie nie tylko polski. Któż wychowany na osiedlu nie ma na koncie przynajmniej kilku młodzieńczych transakcji z lokalnym bandytą, niech pierwszy rzuci kamień. Tylko nie we mnie.