Ich biografie przeczytam z ciekawością i wcale nie po to, żeby się od nich odcinać i demonstrować antykomunizm.

Ich biografie przeczytam z ciekawością i wcale nie po to, żeby się od nich odcinać i demonstrować antykomunizm.
Co jest tam takiego strasznego, że aż boimy się zajrzeć?
Marcin Pryt i 19 Wiosen nadają ze schronu przesiąkniętego nadchodzącą apokalipsą.
Skąd ten przymus zachwycania się „Idą”?
Trudno nam rozmawiać o polityczności dzieła filmowego bez ryzyka prymitywnej redukcji.
„Ida” wymaga lektury jak sen. Jest rodzajem sennika koszmarów polskiej historii.
Dziś wszyscy mówią o wartościach: politycy, księża, aktywiści z lewicy i prawicy, aktorzy, bankierzy. Kiedy zaczynają robić to artyści, wychodzi to zazwyczaj kiepsko.
Ten film wpisuje się w tradycję romantycznych dumań o potędze – ale z ożywczą ironią i absurdem.
Czy one się kiedykolwiek w Polsce skończyły? Wciąż śnimy ten sen.
O tym, jak wepchnięty w ciasne ramy XIX-wiecznego romansu BDSM truchleje wobec potęgi miłości.
Tam, gdzie mają miejsce wydarzenia, nad którymi trudno przejść do porządku dziennego, niemal natychmiast na pełnych obrotach wytwarzane są mity.
Wstyd, który jest dziś jedną z największych blokad w relacjach między ludźmi, dla Dunham nie istnieje.