Dawno nic mnie tak nie uwiodło, jak ta ciepła miniaturka na taśmę, ludzki głos i niesamowitą dawkę charyzmy.
„Albo jakżesz niesłychanie ważna dla polskich radiosłuchaczy, szczególnie wiejskich, Uganda Music. Wiadomo, że na wsi ludzie rzucali kosy i grabie i szli słuchać Uganda Music i tak dalej, i tak dalej. Czy to nie jest śliczny kawałek rzeczywistości?” – mówi Eugeniusz Rudnik Bolesławowi Błaszczykowi z Grupy MoCarta w trakcie wspólnego przekopywania się przez „poezję napisów na taśmach” („Pierwsza rozmowa naczelnika Zdrojewskiego, czy to nie jest ciekawe?”). Monolog Rudnika przerywany nagraniami wiolonczeli Błaszczyka, strzępkami ludzkiego głosu i odgłosami przyspieszanej taśmy skleja się w Elektrowyzwoliny, ostatnią kompozycję z albumu Rudnika ERdada, który został wyprodukowany przez Błaszczyka, popularyzatora osiągnięć Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, w którym Rudnik był „głównym taśmociąłem”. Dawno nic mnie tak nie rozbawiło ani nie uwiodło, jak właśnie ta ciepła miniaturka na taśmę, ludzki głos i niesamowitą dawkę charyzmy.
Studio Eksperymentalne Polskiego Radia było jedną z pierwszych profesjonalnych europejskich instytucji zapewniających infrastrukturę i obsługę techniczną niezbędną do tworzenia muzyki elektronicznej. Jedną z pierwszych, ale zdecydowanie nie ostatnią – w zaledwie 18 lat po otwarciu pierwszego takiego studia w Paryżu, podobnych instytucji było już ponad 560, a tylko 40 procent z nich było finansowanych przez korporacje lub rządy. Powód tak szybkiego rozwoju był jak zwykle ekonomiczny, wyposażenie studia w magnetofony, konsolety mikserskie, mikrofony, oscylatory i inne stawało się po prostu coraz tańsze. Sytuacja zmieniła się w roku 1966, gdy na rynku pojawiły się pierwsze analogowe syntezatory, z początku diabelsko drogie i wielkie, a więc siłą rzeczy dostępne tylko dla instytucji z bogatym zapleczem.
SEPR niezbyt dobrze zniosło ten wyścig technologiczny, ale choć nie zapewniało już dostępu do najnowocześniejszej maszynerii (choć na jego stanie był jedyny w Polsce system modularny Mooga), trwało siłą swoich specjalistów, którzy pomagali wizytującym kompozytorom realizować brzmieniowe wizje. Jednym z nich był właśnie Eugeniusz Rudnik, który w swoim dzienniku porównywał swoją rolę z rolą „żony-męczennicy”: „Proponuje mężowi-artyście do fortepianu kawę, czy zapisuje nuty, kiedy mąż ją o to poprosi, wołając przez drzwi swego pokoju, w którym jest zamknięty. Mnie nie mógł wołać. Ja byłem z nim zawsze”. Ta stała obecność inżyniera była czymś, co wyróżniało SEPR pośród innych instytucji tego typu, i sprawiała, że studio było popularne również wśród kompozytorów Zachodu. Nagrywał tam na przykład Arne Nordheim, klasyk muzycznej awangardy, któremu Rudnik poświęcił kompozycję Memini Tui, czyli „pamiętam cię”.
Rudnik był i jest znakomitym technicznie fachowcem i ultramaratończykiem taśmy, Jędrzejowi Słodkowskiemu z „Gazety Wyborczej” powiedział kiedyś, że w trakcie 50 lat pracy twórczej przez jego ręce przeszło jej ponad 15 tysięcy kilometrów. Ciął nożyczkami (mosiężnymi) jak krawiec, choć z reguły inżynierowie przy tej operacji pomagali sobie specjalnym bloczkiem ułatwiającym cięcie i późniejsze klejenie taśmy. Naturalnie Rudnik biegle posługiwał się również innymi technikami manipulowania dźwiękiem utrwalonym na taśmie magnetycznej – można go było zwolnić lub przyspieszyć, odwrócić, zapętlić, wzbogacić o echo lub pogłos, wreszcie zepsuć.
Jednak to nie umiejętności techniczne sprawiły, że był tak rozchwytywany i ceniony, ale chłopięca odwaga i poczucie humoru, które zawsze towarzyszyły mu w trakcie pracy.
To ostatnie przejawia się choćby w jego zawodowym słowniku. I tak fragmenty taśm to „nutki-szyjki” albo „nutki-zwitki”, a dźwięki na nich zapisane to „bzdryngle”, „rzęchy” czy „wysięki”. Tym samym humorem zainfekowany był też proces twórczy. Rudnik sam mówi, że kompozycje, których był akuszerem, powstawały „w urokliwej atmosferze niemal chłopięcej zabawy”. Czasami te zabawy były nieco złośliwe, Rudnik był szczególnie kpiarski wobec bufonów i kompozytorów „uczonych”, którzy coś tam wiedzieli, ale nie na tyle, by połapać się, że inżynier nieźle się bawi ich kosztem.
Grałem z tym „uczonym kompozytorem” – mówi Rudnik Zuzannie Solakiewicz – sinusowe dźwięki. Pytał mnie: „Czy to jest sinus 127,048 Hz? Ja mówię: „Tak, zgadza się”. Oczywiście grałem co innego. Albo pytali: „Czy u pana jest generator przebiegów sinusowych?”. „Niestety nie mamy generatora przebiegów sinusowych – odpowiadałem – ale mamy generator przebiegów cosinusowych”. „A to przepraszam” – mówił tamten i wychodził ze studia.
„Dźwiękowiska” z ERdady także przepełnione są zaskakującym poczuciem humoru Rudnika. Tytułowy utwór powstał w oparciu o materiał wykorzystany już w kompozycji Divertimento, czyli zbiór kaszlnięć, chrypek i beknięć wyciętych z oficjalnych przemówień archiwizowanych przez Polskie Radio. Dzięki tym odrzutom Rudnik uwolnił ludzki głos spod władzy rozumu i zabrał słuchaczy we wspaniałą, czasem niepokojącą wyprawę po zwierzyńcu pełnym różnorodnych i fascynujących stworzeń. Z kolei utwór Dzięcielina pałała na taśmę stereo miał powstać 9 kwietnia 2010 roku, choć czy data odpowiada rzeczywistości, wie pewnie tylko sam autor. U Rudnika pewne jest tylko jedno: „Taśma się niewątpliwie kończy”.
Eugeniusz Rudnik, ERdada na taśmę, Requiem Records, Narodowe Centrum Kultury 2014