Podobno pewien reporter powiedział w latach 50., że malarz Camille Corot namalował dwa tysiące obrazów, z czego pięć tysięcy znajduje się w USA. Podobno Thomas Hoving, były dyrektor MoMA w Nowym Jorku, powiedział, że 40 proc. dzieł na rynku to fejki. Podobno.
Jak się fałszuje obraz?
Zaczynasz od wymyślenia, co by tu namalować. Nie ma sensu podrabiać znanego obrazu, który wisi gdzieś w muzeum, galerii albo na ścianie willi jakiegoś milionera, bo wszyscy się pokapują, że to lipa. Nie sprzedasz Picassa, o którym wiadomo, że jest w kolekcji MoMA. Ale gdybyś namalował obraz, który wygląda, jakby wyszedł spod ręki Picassa czy Moneta… Takim już można zainteresować marszanda, czekającego tylko na to, żeby zaoferować go swoim klientom.
Twoja historia nieznanego dotąd obrazu znanego mistrza może być np. taka. Dziadek czy wujek znał Picassa i ten podarował mu obraz, bo wisiał mu kasę albo go lubił. Ciocia studiowała w Paryżu i kolegowała się z Gertrudą Stein i całym tym towarzystwem. Znajomy, który nie chce podawać nazwiska, ma kolekcję obrazów, których nigdy nie pokazywał publicznie, odziedziczył je, teraz potrzebuje kasy i wyprzedaje dzieła. Albo jeszcze inaczej: oto odnalazłeś zaginiony w czasie wojny obraz, o którym wszyscy myśleli, że spłonął w trakcie bombardowania Berlina, i myślisz, że to jest oryginalne, cudem odnalezione dzieło.
W muzeum w Krakowie jest tylko jeden obraz namalowany przez kobietę
czytaj także
„Prawdziwe fałszerstwo wymaga stworzenia czegoś, co nigdy nie istniało, i wymyślenia powodu, dla którego się pojawiło” – mówi fachowiec w tej dziedzinie, malarz Tony Tetro, w książce Być jak Caravaggio (2024).
Kiedy masz już historię, to do namalowania swojego Picassa potrzebujesz tylko płótna i farb. Współczesne farby są inne niż te stare, więc szukasz naturalnych pigmentów. Kupujesz też pył marmurowy i klej króliczy, żeby zrobić z nich grunt.
Obraz ma być idealny, więc jedziesz do Paryża, grzebiesz w sklepach z antykami w poszukiwaniu dzieła, jakie namalował nieznany nikomu malarz w okresie, w którym tworzył Picasso. Nieważne, co jest na obrazie, ty potrzebujesz starego płótna w odpowiednich rozmiarach, na starej drewnianej ramie z odpowiednio łączonymi deskami i ze starymi gwoździami. Obraz i tak zetrzesz, żeby namalować na nim coś swojego.
Cytowany wyżej Tony Tetro: „to smutne, że ocalałe dzieła artystów, którzy próbowali i ponieśli klęskę, zostały starte i zamalowane”. Na pocieszenie dla tych artystów Tetro dodaje, że zapłacił za ich obrazy tyle, ile wart był samochód. Oczywiście namalował na nich obrazy, które miały kosztować o wiele więcej.
czytaj także
Jak już namalujesz obraz, trzeba go postarzyć. Bardzo stary obraz olejny musi mieć pęknięcia. Umawiasz się więc ze znajomym, który ma restaurację, wpadasz więc po zamknięciu kuchni ze swoim dziełem i podpiekasz je w piecu do pizzy. Farba szybko schnie. Teraz możesz delikatnie wyjąć stare gwoździe, zdjąć płótno i zwinąć w rulon, żeby farba ładnie i równo popękała. Niektóre obrazy postarzasz popiołem w papierosów, wywarem z wody destylowanej, w której gasiłeś pety podczas malowania. W zakamarki obrazu wciskasz trochę kurzu z mebli na patio, bo kurz z domu może zawierać jakieś współczesne włókna syntetyczne, a ty jesteś perfekcjonistą.
Po co komu fałszywy obraz?
Dla kasy i szpanu, oczywiście. Malarz robi to dla kasy, marszand, który sprzedaje obraz, robi to dla kasy i szpanu. Kupujący płaci za te cudem odkryte Rothki czy Picassa dla szpanu.
Na Netfliksie znajdziecie film dokumentalny Nabrani: Prawdziwa historia o fałszywych obrazach (2020). Nowojorska galeria Knoedler sprzedawała fałszywki, a twórcy filmu opowiadają, jak do tego doszło. Pewnego dnia do dyrektorki galerii Ann Freedman przyszła nieznana nikomu pani, Glafira Rosales, i powiedziała, że ma obraz Marka Rothki do sprzedania. Freedman się zachwyciła – takich pięknych prostokątów, czarnego i czerwonego na żółtym tle, dawno nie widziała.
Dyrektorka uwierzyła, że Glafira ma ten obraz od faceta, który chce być anonimowy. Facet ma obrazy po ojcu, który mieszkał w Meksyku, a kiedyś kupił w Nowym Jorku dużo obrazów znanych dziś artystów, ale sztuka go nie jara, więc trzymał je na strychu w Meksyku i teraz ten syn chce je tanio sprzedać, bo pieniądze go nie jarają.
Logiczne.
Do galerii trafił więc cudem odnaleziony Rothko, Pollock i inne wspaniałości. Kiedy bogacze, którzy przyszli na zakupy, zobaczyli galerię w dobrej lokalizacji, piękne schody i biuro, a wreszcie jeden z obrazów, zachwycili się. „Mam szansę kupić obraz Rothki?” – wspomina w filmie Nabrani nabrana klientka, Eleanore De Sole. Bogacze obraz kupili. Zapłacili ponad 8 milionów dolarów. Freedman dała za niego Glafirze niecałą bańkę. Interes życia. Kasa, no i prestiż, że takie cenne okazy można dostać w galerii, której dyrektorujesz.
Galeria Knoedler sprzedała w latach 1994–2008 fałszywki za 80 milionów dolarów.
Kto namalował takie cudeńka?
Obrazy sprzedawane przez nowojorską galerię z filmu Netfliksa namalował Pei-Shen Qian. Postarzaniem obrazów zajmował się chłopak Glafirdy.
Tony Tetro sam ogarniał cały proces przygotowania idealnej fałszywki – tak przynajmniej twierdzi. „[…] żeby stać się wielkim fałszerzem, nie trzeba być wielkim malarzem, tylko raczej twórcą przekonujących opowieści. Tak jak najlepsi hochsztaplerzy musicie stworzyć kontekst i historię, które uzasadnią nieprawdopodobne okoliczności” – czytamy w Być jak Caravaggio. Tony Tetro może więc po prostu ściemniać, ale jego opowieść jest przekonująca i fascynująca.
Za jednego z najlepszych fałszerzy XX wieku uchodzi Han van Meegeren. Malował na początku wieku. Początkowo chciał zrobić karierę jako malarz pod swoim nazwiskiem, ale nie wyszło. Postanowił więc malować pod nazwiskami znanych artystów, podrabiając ich styl i tworząc fałszywe obrazy, którymi chciał zadziwić świat. I mu się udało. Jego Vermeery uznawano za piękne i jedne z najlepszych dzieł mistrza.
czytaj także
Fałszerze najczęściej wpadali w tarapaty, kiedy ich obrazy trafiły w złe ręce. Jeden z Vermeerów Van Meegerena znalazł się w kolekcji Hermanna Göringa. Po wojnie, kiedy odkryto tę kolekcję, zaczęło się szukanie gagatków, którzy sprawili, że takie cenne dzieła kultury trafiły w ręce nazistów. I tak śledczy dotarli do samego Van Meegerena. Malarza oskarżono o kolaborację. Kara za to była dużo gorsza niż za fałszowanie obrazów, więc malarz przyznał się, że żadnych cennych dóbr kultury holenderskiej nazistom nie sprzedał, bo ten obraz to on sam namalował. Musiał to nawet udowodnić – ostatniego w życiu Vermeera malował więc przy świadkach. Uniknął kary za kolaborację. Udało mu się przed sądem udowodnić, że jest winny fałszerstwa.
Afera wokół Van Meegerena sprawiła, że obrazom Vermeera zaczęto się przyglądać uważniej. Wiele uznano za fałszywe, m.in. Młodą kobietę siedzącą przy wirginale. W latach 40. obraz wyleciał więc ze spisu dzieł mistrza, ale w latach 90. znów zaczęto mu się przyglądać uważnie i wrócił do łask. Znów jest oryginalnym Vermeerem.
Obraz namalowany przez Tony’ego Tetro trafił do Dumfries House, siedziby fundacji króla Karola, wtedy jeszcze księcia. Jego Monet został namalowany na zamówienie miliardera Jamesa Stunta, który chciał przyozdobić swój wielki dom ładnymi dziełami sztuki. Dobrze wiedział, że to Tetro mu te dzieła maluje, ale kto bogatemu zabroni szpanować. Tetro, kiedy tworzył elementy wystroju wnętrza willi, czyli Picassa, Moneta i tym podobne, był już po odsiadce w więzieniu. Kiedy afera z fałszywkami u księcia Karola wyszła na jaw, przyznał, że lilie wodne Moneta nie zostały namalowane przez Moneta. Fałszywki cichaczem zdjęto ze ścian pałacu fundacji księcia i oddano bogaczowi.
Elmyr de Hory konkuruje z van Meegerenem o tytuł najgenialniejszego fałszerza XX wieku. De Hory został sportretowany w książce Clifforda Irvinga Fake (1969) i dokumencie Orsona Wellesa F for Fake (1974). U Wellesa pojawia się też autor książki o Elmyrze. Trzech facetów, którzy wkręcili świat. Welles swoim słynnym słuchowiskiem Wojna światów, Irving – fałszywą autoryzowaną biografią miliardera Howarda Hughesa, a Elmyr de Hory namalowanymi przez 30 lat kariery fałszywkami Picassów, Matissów, Modiglianich i ponad tysiącem innych.
Elmyr też narobił sobie kłopotów, kiedy jego obrazy wpadły w ręce magnata naftowego z Teksasu Algura H. Meadowsa, który chciał zaszpanować kolekcją, ale miał pecha, bo kupił od handlarza współpracującego z Elmyrem ponad 50 dzieł, z których ponad 40 okazało się fałszywkami.
Co tu jest oryginałem i jakie to ma znaczenie?
Podobno pewien reporter powiedział w latach 50., że malarz Camille Corot namalował dwa tysiące obrazów, z czego pięć tysięcy znajduje się w USA. Podobno Thomas Hoving, były dyrektor Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, powiedział, że 40 proc. dzieł na rynku to fejki. Znalazłam też inną wersję tej wypowiedzi, w której Hoving podobno mówił, że 40 proc. dzieł w MoMA to fałszywki.
Kilka lat temu jedno z muzeów we Francji odkryło, że ponad połowa ich kolekcji to podróbki. Nie ma raczej wiarygodnych danych dotyczących rynku sztuki czy tego, ile obrazów, rzeźb czy innych waz albo sarkofagów w muzeach jest dużo młodsza, niż to napisano na tabliczkach, i niekoniecznie wykonana przez tych, których nazwisko widnieje na płótnie.
„Nie ma różnicy między autentycznością i fałszem, oryginałem i kopią” – mówi w rozmowie z Joanną Glinkowską Anka Herbut, autorka scenariusza i dramaturżka spektaklu Rohtko. Spektakl Rohtko w reżyserii Łukasza Twarkowskiego nawiązuje do wspomnianej historii fałszywego Rothki, sprzedanego w Nowym Jorku za ponad 8 baniek.
Herbut wspomina w tej rozmowie inne inspiracje, m.in. Byung-Chul Hana, „który dużo pisze o nierozróżnialności kopii i oryginału oraz analizuje chińską kategorię shanzhai […] Idąc za Byung-Chul Hanem, należałoby chyba raczej mówić o tym, że nie ma różnicy między autentycznością i fałszem, oryginałem i kopią. To, co pozornie jest kopią czy powtórzeniem, może mieć jakość oryginału” – mówi w wywiadzie.
Byung-Chul Han: W świecie storytellingu wszystko zostaje zredukowane do konsumpcji
czytaj także
Książka Tony’ego Tetro Być jak Caravaggio właśnie wyszła po polsku, na Netfliksie jest film Nabrani, dokument o Elmyrze można zobaczyć na TVP Vod, tylko Rohtko trudno obejrzeć, ale może kiedyś mi się uda. Poza tym internet pełen jest filmów i reportaży o fałszerzach sztuki.
W opowieściach malarzy usłyszycie o ich pracy, niektórzy wiele mówią o sztuce, w narracjach dziennikarzy czy ekspertów od sztuki powtarzają się argumenty o kłamstwie, bezczelności fałszerzy, o tym, że byli leniwi i nie chciało im się tworzyć „swojej” sztuki. Nie wiem, czy ktoś, kto przez 30 lat namalował tysiąc prac, studiował style malarskie i pigmenty to typowy leń.
Można odnieść wrażenie, że ta sama kultura miliarderów, którzy chcą mieć na ścianach Picassów i Rothków oraz marszandów zarabiających na milionowych sprzedażach, krytykuje i potępia fałszerzy, choć jednocześnie przez lata zarabiała na ich pracy. Gdyby nie było popytu na te wszystkie Matisse’y, to nikt by nie siedział w jakichś ukrytych tajnych pracowniach i ich nie malował.
Przecież wiele z tych obrazów bardzo się ludziom podobało. Czy dlatego, że takie były ładne, czy działała magia nazwiska twórcy? A może cena i prestiż, który można było za nią kupić? Rynek sztuki to przedziwne miejsce. Muzealnikom i ekspertom zostawiam rozprawy na ten temat, a wam polecam wycieczkę w to morze fascynujących historii o sztuce i pieniądzach.