Kościelna edukacja w dwudziestoleciu międzywojennym miała według ludowców „hodować dzicz klerykalną. Przez uniemożliwienie ludowi dostępu do wiedzy można snadno nad ludem panować, można ten ciemny tłum ogłupić, upodlić, sfanatyzować tak, że będzie podpalał stosy, na których palić się będą niemili klerowi ludzie”.
U zarania Drugiej Rzeczypospolitej jedną z najważniejszych pozycji na polskiej scenie politycznej zajął organizacyjnie podzielony i zróżnicowany pod względem ideowym ruch ludowy.
W pierwszych wyborach parlamentarnych w styczniu 1919 roku partie aspirujące do reprezentowania ludności chłopskiej zyskały poparcie około jednej trzeciej wyborców. Pośród nich najlepszy wynik osiągnęło plasujące się na lewicy i wywodzące z dawnego zaboru rosyjskiego Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie”, zdobywając 17 proc. głosów. Kolejne 4 proc. uzyskało pokrewne mu ideowo PSL „Lewica”, działające na terenie Galicji. Oba te stronnictwa były zgodne co do tego, że jednym z fundamentów odrodzonego państwa powinno być odsunięcie kleru katolickiego od wpływu na życie polityczne i społeczne.
Mroczna przeszłość
Ludowcy zdawali sobie sprawę, że ich wiejski elektorat jest silnie przywiązany do tradycji religijnych. Również większość działaczy publicznie deklarowała przynależność do Kościoła rzymskokatolickiego. Jak głosiła uchwała zjazdu PSL „Wyzwolenie” z lutego 1919 roku, „religię katolicką uważamy za świętość naszą i dążyć będziemy do zapewnienia jej należnego szacunku i opieki. Potępiamy jednak nadużywanie religii i kościołów dla celów politycznych i obniżanie jej przez to w oczach ludu”. Ludowcy starali się konsekwentnie rozdzielać te dwie kwestie. Na każdym kroku podkreślali, że walczą nie przeciwko religii, lecz przeciwko politycznemu zaangażowaniu kleru i przeciwko negatywnemu wpływowi księży na sprawy publiczne.
Mężczyźni homoseksualni w nazistowskich obozach koncentracyjnych
czytaj także
Józef Putek, który trafił do sejmu z list PSL „Lewica”, a potem związał się z „Wyzwoleniem”, przekonywał, że „obowiązkiem postępowego stronnictwa politycznego jest paraliżowanie wpływu klerykalnego na państwo, niedopuszczanie do ustanawiania przywilejów dla kleru i pompowania skarbu państwa na cele klerykalne”. Jan Smoła, poseł „Wyzwolenia” z okręgu sandomierskiego, deklarował, że jego partia prowadzi „zaciętą i ostrą walkę z polityką księży”, bo godzi ona w interesy chłopów: „Program »Wyzwolenia« można by streścić w czterech głównych zasadach: wolność, ziemia, oświata i władza dla ludu. Księża zaś z całym uporem i z całą siłą walczą przeciw tym zasadom”.
Polityczną pozycję kleru uważano za toksyczny anachronizm stanowiący przeszkodę w budowie nowoczesnego państwa, za świadectwo mrocznej przeszłości, z którą należy nieodwołalnie zerwać. „Polska powinna już nareszcie zapomnieć, że kiedyś była szlachecką i księżą” – mówił Tomasz Nocznicki, pierwszy prezes PSL „Wyzwolenie”.
Wtórował mu członek władz partii Maksymilian Malinowski: „Ani panowie, ani kler rządzić już w Polsce nie mogą, bo i pańskie i księże rządy Polskę naszą w niewolę zakuły, a lud jej w nędzy i upośledzeniu aż do dziś utrzymały, że pośmiewiskiem on u innych narodów i nędzarzem wobec nich”.
Zdobytą niedawno państwową niepodległość uważano za niewystarczającą, by można było już mówić o ostatecznym zwycięstwie idei wolności. Jak stwierdził Stanisław Bućko, działacz „Wyzwolenia” spod Jasła, „naród polski potrafił zrzucić z siebie jarzmo trzech ciemiężycieli, a mimo to nie może wyzwolić się z niewoli rzymskiej. Widocznie łatwiej jest zdobyć wolność polityczną niż wolność duchową”.
Najbardziej bojowa siła wstecznictwa
Wrogi stosunek działaczy chłopskich do kleru był prostą konsekwencją sojuszu, jaki wielu przedstawicieli Kościoła zawarło ze środowiskami prawicowymi. Powszechnym zjawiskiem była wyborcza agitacja w kościołach.
W czerwcu 1919 roku poseł Smoła mówił na wiecu w Warszawie, że „ze świątyń pańskich, z ołtarzów świętych i z kazalnic kościelnych uczynili księża jakieś świeckie, polityczne, karygodne targowisko”. W wielu miejscach to właśnie lokalny duchowny stanowił tubę propagandową prawicy. Jak w kwietniu 1922 roku oceniał Eustachy Rudziński, poseł „Wyzwolenia” z okręgu częstochowskiego, „księża są dziś najbardziej bojową siłą polskiego wstecznictwa. Arcybiskupi, biskupi, prałaci, kanonicy i proboszczowie kierują polityką wszystkich partii prawicowych w Sejmie i poza Sejmem”.
Nigdy tak dobrze jak wówczas nie pojąłem, jak mozolna jest śmierć człowieka
czytaj także
Ludowcy piętnowali retorykę duchownych, którzy twierdzili, że ich polityczne zaangażowanie motywowane jest troską o dobro religii. „Klerowi nie o religię, nie o wiarę świętą ludu chodzi, ale o interes doczesny księży” – mówił poseł Smoła. Stąd też według „wyzwoleńców” brał się polityczny sojusz duchownych ze środowiskami reprezentującymi bogatsze warstwy społeczeństwa i dążącymi do zachowania dotychczasowych stosunków własnościowych, w tym i olbrzymich majątków należących do Kościoła. A to stało w sprzeczności nie tylko z interesami chłopów, ale też z samym duchem religii katolickiej. Jan Szafranek, poseł „Wyzwolenia” z Kielecczyzny, przypominał, że „papież nakazał księżom być dobrymi i z ludem iść, ale oni o tym ani myślą i właśnie idą z panami, a nie z ludem. To główna przyczyna, że w Polsce jest źle i że nie ma sprawiedliwości”.
W opinii ludowców to wiara prostego ludu była szczera, a dla bogatych stanowiła ona tylko cyniczną pozę. Smoła przekonywał, że „religii szkodzą ci, co idą ręka w rękę z księżmi, spojeni i złączeni interesami materialnymi. Bóg ich to pieniądz, majątek i życie. Panowie bogaci i spekulanci przeważnie, jak wszystkim wiadomo, są bezbożni, wyziębieni do dna i ich właśnie żadne uczucia religijne ani praktyki z religią związane nic nie obchodzą”.
Tak samo przeczą zasadom wiary ci księża, którzy wykorzystują swą pozycję do zdobywania korzyści osobistych, i to często kosztem podporządkowanych im parafian. Jan Smoła w specjalnej broszurze pt. Służcie Bogu, nie mamonie piętnował bezlitosny wyzysk, jaki ze strony Kościoła dotyka ubogich mieszkańców wsi: „»Wyzwolenie« żąda od księży, aby przestali trudnić się zdzierstwem i chciwością na dobra materialne, bo w piśmie świętym powiedziano do kapłanów »Paś owieczki moje«, ale nigdzie nie ma napisane, żeby księża strzygli owieczki sobie powierzone, a już trudno sobie wyobrazić, aby księża mieli barbarzyńskie prawo wycinania wełny wraz ze skórą i mięśniami, jak to robią, żądając, aby ktoś na pogrzeb sprzedał ostatnią krowę”.
Według ludowców Kościół powinien był wyrzec się zachłanności w kwestiach materialnych i w pierwszej kolejności oddać w ręce rodzin chłopskich posiadane przez siebie grunty. „Kler niech rzeczywiście postąpi po chrześcijańsku i bez szemrania pozbędzie się dóbr ziemskich według nauki Chrystusa” – grzmiał w sejmie poseł Franciszek Wójcik z PSL „Lewica”.
Obłuda celibatu, dzicz klerykalnej edukacji
Oburzenie ludowców budziła też postawa kleru w sprawach obyczajowych. Księża pomstowali na popierających śluby cywilne i rozwody, oskarżając ich o bezbożnictwo, niszczenie instytucji małżeństwa i szerzenie rozpusty. „Kler ogłupia, straszy i kłamie” – odpowiadał Tomasz Nocznicki. I zwracał uwagę na to, że księża kryją się „pod obłudną maską bezżeństwa-celibatu”, a w rzeczywistości żyją z kobietami i udają jeszcze, że pełnią one na plebaniach rolę tzw. gospodyń. Za szczególną kpinę uważał Nocznicki odbieranie ludziom prawa do przerwania nieszczęśliwego małżeństwa w sytuacji, gdy duchowni w swobodny sposób zmieniają wybranki przyjmowane pod swój dach.
Kolejną płaszczyzną sporu była kwestia oświaty. „Świątynie powinny być przybytkami religii, a uczelnie i szkoły przybytkami wiedzy” – przekonywał Nocznicki, domagając się ustanowienia świeckiej edukacji. Uważał, że w tym zakresie „Polska musi iść z duchem czasu, a nie przeciwstawiać się ogólnemu rozwojowi życia”.
Ludowcy krytykowali zarówno poziom, jak i przekaz ideowy systemu szkolnego podporządkowanego klerowi. Smoła pisał, że jeżeli księża zgadzają się na oświatę, to „na taką, aby umieć do pięciu zliczyć i przeczytać książkę do nabożeństwa”. Według Stanisław Bućki „księża zamiast oświaty ciemnotę wśród ludu szerzą. Piekłem, diabłem i masonami go straszą, byle tylko chłopa w jarzmie utrzymać”.
Kościelna edukacja, zamiast kształcić świadomego obywatela, miała, cytując Nocznickiego, „hodować dzicz klerykalną. Przez uniemożliwienie ludowi dostępu do wiedzy można snadno nad ludem panować, można ten ciemny tłum ogłupić, upodlić, sfanatyzować tak, że będzie podpalał stosy, na których palić się będą niemili klerowi ludzie”.
czytaj także
Według „wyzwoleńców” kler usiłuje zamknąć człowieka w klatce, ograniczyć jego horyzonty myślowe i pozbawić możliwości odkrywania otaczającego go świata. Tymczasem, jak pisał poseł Smoła, „Wyzwolenie” walczy o to, „aby wbrew zatabaczonym proboszczom i tępym zatłuściałym nieukom-księżom, człowiek mógł zrozumieć i poznać te cuda wielkie, jakie Bóg uczynił we wszechświecie”.
Rzymscy despoci
Ludowcy sprzeciwiali się też konkordatowi ze Stolicą Apostolską, uważając, że zapisy tej umowy ograniczają suwerenność państwa i stanowią zamach na równość obywatelską. „Konkordat spycha państwo polskie do roli sługi Kościoła” – przekonywał Smoła – „My, wyzwoleńcy, na uprzywilejowanie kogokolwiek w Polsce, a tym bardziej na poniżanie Polski jako państwa, nie możemy się zgodzić”. Józef Putek dodawał, że konkordat „oddaje świecką część katolickiego społeczeństwa w zupełną niewolę despotycznego kleru”. Gniewnie ostrzegał, że „w republikańskiej Polsce lud z rzymskimi despotami potrafi rozprawić się gruntownie”.
czytaj także
Oczywiście zdarzali się i tacy duchowni, którzy sprzeciwiali się polityce hierarchów i przychylnym okiem patrzyli na postulaty chłopskich radykałów. Należał do nich np. ksiądz Piotr Bolesław Komorowski z diecezji podlaskiej, który wystąpił na zjeździe „Wyzwolenia” w listopadzie 1923 roku. Mówił tam, że „ksiądz w kościele nie powinien zajmować się polityką. Dla dobra Ojczyzny, dla dobra wiary, księża powinni ocknąć się, przejrzeć na oczy i zmienić swe postępowanie”. Oczywiście niepokornego duchownego spotkały za to represje ze strony władz kościelnych.
Postawa księdza Komorowskiego stanowiła jednak tylko jeden z wyjątków potwierdzających regułę. Kler w swej masie toczył bowiem nieustanną walkę przeciwko lewicy ruchu ludowego. „Nazywają nas bolszewikami i socjalistami, […] rzucają podejrzenia, że nas Żydzi lub wrogowie Kościoła przekupili” – pisał we wrześniu 1918 roku działacz „Wyzwolenia” Aleksander Bogusławski.
Duchowni atakowali działaczy, starali się też uniemożliwić wiernym kontakt z prasą i innymi materiałami propagandowymi ludowców. Jak w lutym 1922 roku donosił partyjny tygodnik „Wyzwolenia”, „są wypadki, że księża wykupują w sklepach wszystkie egzemplarze i palą je, wydzierają czytelnikom i drą w kawałki”.
W kościołach można było usłyszeć, że chłopi muszą bronić się przed działaczami PSL, tak jak niegdyś bronili się przed Turkami i Tatarami. Poseł Szafranek alarmował, że „w niektórych okolicach księża nie chcą ludowców spowiadać, grzebać i udzielać ostatnich posług religijnych. Przy spowiedzi wypytują, na jaką listę kto głosował”.
Miliony melomanów: Austria i ostatni dramat Thomasa Bernharda
czytaj także
Poseł Rudziński dodawał, że „padają z kazalnic słowa nienawiści i oszczerstwa pod adresem działaczy ludowych. Padają namowy do kamieniowania, bicia ich i znieważania”. I przytaczał relację ze zdarzenia, w którym sam miał okazję uczestniczyć. Otóż podczas wizyty w Miedźnie w powiecie częstochowskim dowiedział się od miejscowego księdza, że jest „masonem, antychrystem, Żydem zaprzedanym Niemcom, zbrodniarzem i diabłem”. Duchowny stanowczo zabronił mieszkańcom przyjmowania parlamentarzysty pod swój dach i ostrzegł, że jeżeli ktoś złamie zakaz, „ten będzie wyklęty i wszelkie nieszczęścia na niego spadną”.
Po stronie biednych
Wspomnienia działaczy ludowych pełne są podobnych historii. Gwałtowny opór kleru nie powstrzymywał ich jednak od aktywności politycznej. Co więcej, im ostrzejszy był konflikt, tym bardziej ludowcy upierali się przy stanowisku, że w starciu ze zdeprawowanym klerem to oni reprezentują chrześcijańskie wartości moralne. Jak pisał Jan Smoła, „my, wyzwoleńcy, stajemy po stronie biednych. Księża stają po stronie bogatych. Jeżeli »Wyzwolenie« walczy z księżmi za ich chciwość, za ich chęć służenia mamonie oraz za ich popieranie bogaczy, to daleko bliższe jest zasad ewangelicznych niż polityka księży”.