Aż do XIX w. kobietom nie wolno było się kształcić czy kwestionować przewidzianej dla nich roli żon i matek. Jeśli chciały zajmować się nauką czy polityką – napotykały opór mężczyzn i musiały uciekać się do podstępów czy walczyć o zmianę prawa, najczęściej bez sukcesu. Bywało jednak i tak, że wychodziły poza schemat przy wsparciu ojców czy partnerów, a nawet z ich inspiracji.
Z historii znamy raczej przypadki, kiedy to mężczyźni dokonywali rzeczy wielkich, a ich żony ogarniały przyziemną rzeczywistość – dzieci, dom, rachunki. Działo się tak również w związkach teoretycznie opartych na wzajemnej fascynacji intelektualnej. Żeby Jan Sebastian Bach mógł zostać najwybitniejszym kompozytorem XVIII w., jego żona Maria Barbara musiała poświęcić własną karierę śpiewaczki (być może był to jej wybór, podyktowany obyczajami tamtych czasów, bo Bachowie uchodzili za zgraną i kochającą się parę).
Albert Einstein poprosił o rękę Milevę Marić zafascynowany jej umysłowością, ale ostatecznie zepchnął żonę do roli gospodyni domowej, akceptując publikację ich wspólnych dzieł tylko pod jego nazwiskiem i odcinając ją od kontaktu ze swoimi przyjaciółmi ze świata nauki.
czytaj także
Rzecz jasna, obaj byli przedstawicielami klas na tyle uprzywilejowanych, że mieli czas i środki, by oddawać się artystycznym czy naukowym pasjom – w pojedynkę lub z partnerką, wedle uznania. Dlaczego więc Maria Barbara czy Mileva Marić nie mogły rozwijać swoich zainteresowań? A wraz z nimi tysiące kobiet z podobnych środowisk?
Jakiś rodzaj równouprawnienia, choć nieco „z braku laku”, panował wtedy w kręgach chłopskich, a później także robotniczych. Tam pracowali wszyscy: mężczyźni, kobiety i dzieci. Z rzadka jednak dokonywali odkryć naukowych, konstruowali wynalazki czy tworzyli dzieła sztuki. Zdarzało się to w najlepszym wypadku po godzinach. Praca, która zapewniała im przetrwanie, była fizyczna i odtwórcza. Z zasady nie przynosiła uznania ani mężczyznom, ani kobietom.
czytaj także
Prawda jest taka, że w kręgach szlachty czy zamożnego mieszczaństwa nic nie stało na przeszkodzie edukacji kobiet i włączaniu ich w życie publiczne – nic poza uprzedzeniami mężczyzn i całych patriarchalnych społeczeństw. Tam bowiem, gdzie mężczyźni mieli otwarte głowy, w każdych czasach pojawiały się kobiety, które na równi z nimi zmieniały świat.
Starożytni feminiści
Za pierwszego feministę świata nauki można uznać Pitagorasa. W VI w. p.n.e. wielki matematyk otworzył własną szkołę filozoficzną i przyjmował do niej zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Uczennicą, a później wykładowczynią była w niej Teano – żona Pitagorasa i matka czworga jego dzieci. To jej przypisuje się twierdzenie o złotym podziale odcinka (kiedy stosunek długości dłuższej części odcinka do krótszej jest taki sam, jak całego odcinka do części dłuższej), stosowane m.in. w architekturze (jako przykład doskonałej proporcji) czy w analizie rynków finansowych. Była też współautorką dzieł naukowych powstałych w szkole Pitagorasa, a po śmierci męża kierowała tym interesem.
Malanowska, Malicki: Ewolucja współpracy, czyli lewicowa matematyka
czytaj także
Dwieście lat później Platon napisał Państwo, w którym stworzył koncepcję doskonałego ustroju. Uważał, że kobiety fizycznie są słabsze od mężczyzn, ale to nie ciało czyni człowieka przydatnym dla społeczeństwa, tylko dusza, która „nie ma płci”. W państwie według Platona każdy miał dla dobra ogółu robić to, co potrafił najlepiej. Ważny urząd mogła więc piastować kobieta, o ile miała odpowiednie umiejętności. Mimo to przekazy historyczne mówią tylko o dwóch kobietach, które uczyły się w Akademii Platona. Jej uczniowie musieli sami się utrzymywać (działalność w Akademii nie przynosiła żadnego dochodu), a mało która Greczynka dysponowała wówczas własnym majątkiem.
Pismami Platona inspirowała się pierwsza znana filozofka i domniemana wynalazczyni astrolabium, Hypatia z Aleksandrii. Nim jednak założyła własną szkołę filozoficzną, w której nauczała o konieczności samodoskonalenia i zdobywania wiedzy, zdobyła solidne wykształcenie w domu. Jej pierwszym nauczycielem był jej ojciec Teon, matematyk i astronom. Prawdopodobnie razem opracowali obowiązującą aż do końca XIX w. wersję ważnego traktatu matematycznego Euklidesa Elementy i tablice astronomiczne Ptolemeusza.
Gorzka puenta jest taka, że najbardziej znany uczeń Platona, Arystoteles, całkowicie odciął się od jego poglądów na temat płci. Głosił, że kobieta jest „deformacją” mężczyzny, a miesiączkowanie wynika z braku umiejętności przekształcenia krwi w jej doskonalszą formę – czyli nasienie.
Filozofia średniowiecza w ogóle nie była łaskawa dla człowieka, a dla kobiet była szczególnie okrutna. One bowiem miały być bardziej podatne na zgubne podszepty natury, a przecież w dobrym tonie było wówczas dążyć ku doskonałości duchowej i wyrzekać się pokus ciała. Święty Tomasz z Akwinu nazywał więc kobiety „błędem natury… z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała, świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu… są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny…”.
Żona cesarza
Szczególnym przypadkiem były jednak kobiety u władzy. Osiem stuleci przed narodzinami świętego Tomasza cesarz bizantyjski Justynian I Wielki wprowadził szereg przepisów z inspiracji swojej żony. Cesarzowa Teodora stanęła w obronie prześladowanych religijnie monofizytów, przeforsowała ustawy wzmacniające rolę kobiet w rodzinach i walczyła o likwidację domów publicznych. Tego ostatniego nie udało jej się osiągnąć, ale stworzyła program wyprowadzania kobiet z nierządu.
Jednocześnie w słynnym kodeksie Justyniana pojawił się zapis zakazujący kobietom i niewolnikom zasiadania w senacie, „nie dlatego, że pozbawieni są zdolności osądu (sic!), lecz ponieważ zostało przyjęte, że nie sprawują urzędów publicznych”. Cóż, cesarzowa miała całkiem inną pozycję w rodzinie i państwie niż typowa kobieta swojej epoki.
W Bizancjum nie był to jedyny taki przypadek. W XII w. cesarz Aleksy I Komnen wspierał działający na jego dworze kobiecy krąg intelektualny, którym opiekowała się jego matka Irena, mecenaska naukowców i artystów. Żona cesarza, ruska księżniczka Dobrodzieja z Kijowa jako pierwsza w historii kobieta napisała pracę naukową z dziedziny medycyny – Środki lecznicze.
Nieoficjalne naukowczynie
Kobietą z gminu, która zrobiła karierę dzięki wsparciu mężczyzny, była natomiast Alessandra Giliani (1307-1326). Wybitny anatom z Uniwersytetu w Bolonii, Mondino de’ Luizzi, zatrudnił ją jako asystentkę – jej obowiązkiem było przygotowywać dla niego zwłoki do sekcji. Z czasem zaczęła prowadzić własne badania. Inny uczeń de’ Luizziego opisał ją we wspomnieniach jako pomysłodawczynię techniki wyprowadzania krwi z organizmu i zastępowania jej twardniejącym barwnikiem. Pozwoliło to przestudiować budowę ludzkiego układu krwionośnego po wypreparowaniu go ze zwłok. Nawet jeśli, jak wskazują źródła historyczne, Giliani była postacią fikcyjną, wymyśloną przez Alessandro Macchiavellego, XVIII-wiecznego pisarza i fałszerza, nadal mamy tu do czynienia z przykładem mężczyzny, który wspierał kobiety. Macchiavelli popierał ich prawo do edukacji i był autorem książki o słynnych kobietach swojej rodzinnej Bolonii.
czytaj także
W późniejszych epokach kobiety nadal nie mogły zdobyć formalnego wykształcenia. Zdarzało się jednak, że czerpały wiedzę od swoich krewnych czy partnerów, a z czasem zostawały samodzielnymi naukowczyniami, choć tylko nieliczne uzyskały taki status oficjalnie.
Urodzona w 1647 r. w Gdańsku Elżbieta Koopman od małego fascynowała się kosmosem. Poprosiła słynnego naukowca Jana Heweliusza o możliwość korzystania z jego obserwatorium. Już będąc jego żoną, opracowała razem z nim katalog ponad półtora tysiąca gwiazd i ich pozycji. Na podstawie zebranych przez małżeństwo Heweliuszów danych tworzono wówczas globusy nieba.
Z kolei Caroline Herschel przeszła do historii astronomii dzięki współpracy z własnym bratem. Oboje byli z wykształcenia muzykami, ale William w latach 60. XVIII w. zaczął kompletować sprzęt do amatorskiego obserwatorium. Używając jego teleskopów, Caroline odkryła 10 galaktyk i gromad otwartych. William chciał, żeby świat dowiedział się o jej osiągnięciach, kiedy więc w 1782 r. król Anglii Jerzy III mianował go swoim nadwornym astronomem, nadał siostrze oficjalnie tytuł swojej asystentki.
czytaj także
Cztery lata później Herschel została pierwszą kobietą w historii, która zaobserwowała kometę – co z kolei skłoniło króla do powierzenia jej samodzielnego stanowiska naukowego na dworze i wypłacania jej stałej pensji.
Przyjaciele
Wraz z nastaniem epoki oświecenia we Francji zaczęły powstawać domowe salony, w których podejmowano naukowców i filozofów. Spotkania organizowały kobiety, tradycyjnie odpowiedzialne za przyjmowanie gości. Wiele z nich pod wpływem znajomości z intelektualistami, zaczęło zajmować się nauką i sprawami publicznymi. Nie zawsze kończyło się na „nieszkodliwym” hobby.
Markiza Émilie du Châtelet odkryła zasadę zachowania energii i sformułowała wzór powstawania energii kinetycznej oraz przetłumaczyła na francuski Principia Newtona. Przykłady jej i jej podobnych zainspirowały wielu ówczesnych myślicieli. Prawa do edukacji dla kobiet domagał się przyjaciel du Châtelet – Wolter. W czasie rewolucji francuskiej nowo przyjętą Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, która odnosiła się tylko do mężczyzn, skrytykował m.in. zwolennik równouprawnienia i sekretarz utworzonej wówczas Konstytuanty, Jean Antoine Nicolas Caritat (1743-1794).
Połączone wysiłki oświeceniowych feministek i feministów przyniosły efekty w kolejnym stuleciu. Uczelnie zaczęły otwierać swoje drzwi przed kobietami. Nadal jednak nie ułatwiano im zdobywania wiedzy. W XIX-wiecznej Rosji mogły podjąć studia za granicą, o ile dostały na to zgodę męża lub ojca (już nie kwestionowano ich możliwości umysłowych, ale nadal obawiano się o ich moralność). Paleontolog i zwolennik równouprawnienia Włodzimierz Kowalewski zaproponował więc fikcyjne małżeństwo Zofii Krukowskiej, która marzyła o studiach w Niemczech. Uzdolniona matematyczka polskiego pochodzenia wyjechała z mężem do Heidelbergu i w 1874 r. została pierwszą Europejką z doktoratem w dziedzinie matematyki. Dziś jest znana jako twórczyni rozwiązania jednego z równań ruchu bryły sztywnej, zwanego „wierzchołkiem Kowalewskiej”.
czytaj także
W tym samym czasie Polka Anna Tomaszewicz znalazła się w patowej sytuacji: jako kobieta nie mogła w Warszawie nostryfikować dyplomu medycyny z Uniwersytetu w Zurychu. Sądziła, że pomoże jej członkostwo w Warszawskim Towarzystwie Lekarskim, ale jej zgłoszenie zostało odrzucone mimo pozytywnej opinii prezesa, profesora Henryka Hoyera. Starania Tomaszewicz o możliwość wykonywania zawodu poparli wtedy m.in. Aleksander Świętochowski i Bolesław Prus.
Bez sukcesu. Anna wyjechała do Sankt Petersburga i tam zmagała się z biedą do czasu, aż wpadła jej w ręce oferta pracy od… sułtana, który bawił tam z całym haremem. Szukał dla swoich żon lekarki, która władała biegle językami obcymi. Zadowolony z usług Tomaszewicz, zarekomendował ją na egzaminy końcowe na Akademii Medyko-Chirurgicznej. Jej dyplom otwierał przed Anną możliwość pracy w Rosji – a Warszawa była wówczas pod rosyjskim zaborem. Tomaszewicz wyspecjalizowała się w dziedzinie chorób kobiecych i pediatrii. W 1896 r., jako pierwsza w Warszawie wykonała cesarskie cięcie.
Przykładów jest oczywiście więcej, w tym ten najbardziej oczywisty, mąż naszej podwójnej noblistki – Piotr Curie.
Feminiści wygrywają
Choć mamy tendencję do myślenia, że dawniej był patriarchat, a dzisiaj go nie ma, albo dawniej był i nic się nie zmieniło, indywidualne przypadki zawsze wymykają się zerojedynkowym klasyfikacjom z podręczników do historii. Warto i dziś, oprócz piętnowania przypadków seksizmu, szukać kobiet i mężczyzn, dla których płeć po prostu nie ma znaczenia i nagłaśniać ich działania. Bo, choć nigdy w historii tacy ludzie nie stworzyli masy krytycznej, ostatecznie to oni wygrywają – postęp w kwestii równouprawnienia dokonuje się powoli i z wybojami, ale cały czas.
No, i jest jeszcze pesymistyczny wniosek. Albert Einstein był geniuszem, ale jego stosunek do kobiet nie wynikał z tego, że żył w takich czy innych czasach. Wynikał z tego, że Einstein był dupkiem. A wielu innych mężczyzn nimi nie było. Warto o tym pamiętać, odruchowo „wybaczając więcej” wielkim artystom, naukowcom czy politykom.