Pandemia dżumy okazała się jednym z najbardziej znaczących dla rozwoju współczesnego świata wydarzeń historycznych. Gdyby nie ona, nie narodziłby się najpewniej kapitalizm.
Zaraza, wojna, głód i śmierć – czterech jeźdźców Apokalipsy wstrząsnęło średniowieczną Europą. Wojna stuletnia, wielki głód z lat 1315–22 i „czarna śmierć”, pandemia dżumy z lat 1346–1353, zdziesiątkowały ludność naszego kontynentu. Największym niszczycielem światów okazał się niepozorny mikrob, przenoszony przez szczury, którego skutków działania możemy doświadczać praktycznie do dziś i to niezależnie od faktu, że od kilkudziesięciu lat choroba ta praktycznie nie występuje.
Zarażają nią pchły, przenoszone przez szczury. Bakterie podążają od miejsca ukąszenia krwiobiegiem do węzłów chłonnych. Choroba rozwija się błyskawicznie. Po kilku godzinach występuje wysoka gorączka, poty, dreszcze, ból głowy i znaczne osłabienie. Po dwóch dniach zaczynają puchnąć węzły chłonne, w których zbiera się ropa. Organizm zapada na sepsę. W jej wyniku powstają zgorzele w końcowych naczyniach krwionośnych palców rąk i stóp oraz nosa. Te części ciała czernieją i stąd popularna nazwa dżumy, czyli „czarna śmierć”.
Średniowieczna odsłona tej pandemii wybucha na początku XIV wieku w Mongolii i dalej na zachód niesie się, Jedwabnym szlakiem, wraz z mongolskimi jeźdźcami, wówczas postrachem Europy. Wraz ze wzrostem ilości i zasięgu podróży, zarówno tych kupieckich, jaki i tych wojennych, dżuma zyskuje świetne wehikuły do przenoszenia się na coraz to dalsze regiony. Na przełomie 1346 i 1347 roku Mongołowie oblegają obsadzoną przez Wenecjan i Genueńczyków krymską Kaffę. Wśród wojsk koczowników wybucha epidemia, której żniwo jest potwornie śmiertelne. Umierający Tatarzy są porażeni i oszołomieni ogromem katastrofy spowodowanej chorobą. Zdając sobie sprawę, że nie ma nadziei na ucieczkę od niej, tracą zainteresowanie oblężeniem. Nakazują jednak umieszczenie ciał zmarłych w katapultach i wystrzelenie ich do miasta w nadziei, że nieznośny smród zabije wszystkich w środku. Obleganym faktycznie wydaje się, że wrzucono do miasta górę trupów. Chrześcijanie nie mogą się schować, ani ujść przed nimi, chociaż usuwają ciała, najwięcej jak się tylko dało, do morza. Gdy tylko gnijące zwłoki zanieczyszczają powietrze i zatruwają wodociągi, fetor staje tak przytłaczający, że ledwie jeden na kilka tysięcy może uciec przed pozostałościami armii tatarskiej. Jeden zakażony człowiek niesie truciznę innym, zarażając miejsca i ludzi samą swą obecnością. Nikt nie zna i nie może wymyślić żadnego środka obrony.
Było to pierwszy znany historycznie przypadek użycia broni biologicznej. Okazała się ona tragicznie skuteczna. Jeszcze zimą tego roku, kiedy uciekinierzy z Kaffy dotarli do Genuy i Wenecji, zaraza wybuchła i tam. Dalej epidemia rozszerzała się błyskawicznie, w 1348 roku obejmując praktycznie cały basen Morza Śródziemnego, rok później dorzecze Dunaju, zachodnią Hiszpanię i Anglię, a w kolejnym docierając aż do Irlandii i Skandynawii. Zaraza nadciągała nagle i zabijała błyskawicznie. W niektórych regionach umierało od 30 do 50 procent ludności. Wskutek zgonów w bardzo krótkim czasie, bo między 1347 a 1351 rokiem, populacja ludzi na Ziemi spadła z 450 do 350 mln. Chiny straciły połowę ludności, Europa jedną trzecią, a Afryka jedną ósmą. Czarna śmierć zbierała żniwo nie oglądając się na płeć, majątek, pochodzenie społeczne ani wiek.
Pandemia dżumy okazała się jednym z najbardziej znaczących dla rozwoju współczesnego świata wydarzeń historycznych. Gdyby nie ona, nie narodziłby się najpewniej kapitalizm. Masowe zgony sprawiły bowiem, że siła robocza nagle okazała się cenna. Wskutek wyludnienia pracownicy mogli poczuć się panami sytuacji. Odmowa pracy, służby i odrobku pańszczyzny zaczęły rozchwiewać system. Ludzie, kiedy wypracowali już wystarczająco dużo na swoje potrzeby, po prostu nie robili więcej. Ciągłe zagrożenie śmiercią sprawiało, że wieśniacy nie dbali o podtrzymywanie społecznych czy seksualnych norm i, kiedy tylko mogli, świętowali i cieszyli się życiem. Dla feudalizmu była to fatalna sytuacja. System oparty na półniewolniczej pańszczyźnie zaczął się chwiać. Nie dało się już żyć tak jak dawniej. W roli centrum władzy, banki zaczęły zastępować zamki. Upadał świat, który istniał prawie tysiąc lat i w bólach rodził się nowy. Wszystko co trwałe, rozpływało się w powietrzu. Kończyły się wieki średnie a zaczynał kapitalizm.
W XIV i XV wieku po latach dominacji szlachty, właśnie wskutek dżumy wahadło zaczęło się wychylać na korzyść chłopstwa. Dochody ludu we Włoszech, Francji i Niemczech wzrosły dwu, a często i trzykrotnie, ceny zaś spadły o jedną trzecią. Skala zysku feudałów zmalała o kilkadziesiąt procent. Zmniejszyły się czynsze i podatki, w wielu regionach likwidacji ulegała pańszczyzna. Gospodarka feudalna przeżywała totalny kryzys akumulacji i reprodukcji systemowej. Z roku na rok szlachta coraz bardziej traciła grunt pod nogami. Chłopi, których było znacznie mniej niż przed pandemią, zaczęli coraz wyżej wyceniać swoją pracę i stawiali silniejszy opór wobec podatków, czynszów, pańszczyzny i władzy feudałów. Uciekali ze wsi do miast, odmawiali służby wojskowej, dezerterowali z armii, kłusowali, pracowali niemrawo, symulowali choroby, zgrywali głupszych niż są, wszystko po to, żeby nie robić na panów. Składali do sądów pozew za pozwem i latami procesowali się ze szlachtą, by ograniczyć jej nadużycia i uregulować swoje ciężary wobec feudałów.
Opór chłopów, wskutek ciągłego niedoboru na rynku siły roboczej przynosił efekty. Szlachta zmuszona była coraz częściej do wydawania wieśniakom przywilejów i kart praw, które zmniejszały obciążenia i gwarantowały im pewną autonomię w zarządzaniu swoją społecznością, dając podstawy pod powstanie lokalnego samorządu. Opór osiągał też dużo ostrzejsze formy. Słynny Robin Hood i jego sława rabującego bogatych i pomagającego biedakom rozbójnika jest właśnie dzieckiem tej epoki. Od końca XIII do połowy XVI wieku w Europie Zachodniej co rusz wybuchały krwawe rebelie przeciwko władzy szlachty i kleru, które często miały dodatkowo wymiar heretycki, głosząc powrót do kościoła ubogich, zbliżający się koniec czasów i żądając równości wszystkich dzieci bożych. Od „Pastuszków”, przez biczowników, ruch Pseudo Baldwina, Katarów, Waldensów, „Ubogich z Lyonu”, „Ludzi wolnego ducha” – szlachta Francji, Flandrii, Włoch i Niemiec drżała przed gniewem zrewoltowanego i religijnie pobudzonego ludu.
Do najcięższych starć dochodziło w najbardziej rozwiniętych rejonach Zachodu, w miejscach, gdzie właśnie zaczynał rozwijać się kapitalizm. Buntowały się całe regiony, a rebelianci formowali armie i samoorganizowali się w quasi-państwa. Atakowano zamki feudałów i niszczono księgi z zapisami, kto i gdzie był w obowiązku pańszczyzny. W XV i XVI wieku konflikty te rozwinęły się w regularne wojny. Hiszpania, Anglia czy Niemcy były areną krwawych konfliktów pomiędzy siłami arystokratów i chłopstwa, z których największą była ta niemiecka, która objęła cztery kraje i trwała cztery lata. I pomimo tego, że wszystkie one zakończyły się klęską powstańców oraz śmiercią ich liderów, na Zachodzie pańszczyzna zaczęła zanikać aż do praktycznego jej końca w takich rejonach jak Anglia, zachodnie Niemcy czy Niderlandy.
W późnym średniowieczu, po kryzysie który trwał ponad stulecie, feudalna gospodarka była w rozsypce. Z drugiej strony ruchy chłopskie zostały stłumione, a ich uczestnicy zmasakrowani. Rządzący rozpoczynali nowy etap walki o utrzymanie władzy. Kształtować go miał rozwój pracy najemnej, eksploatacja kolonii i rozwój przemysłu. Żeby wszystko mogło pozostało tak samo, wszystko jednak musiało się zmienić. Nowym systemem miał się stać dla Zachodu, a z czasem dla całego świata, kapitalizm, a więc system gospodarczy oparty na prywatnej własności środków produkcji, prawie do czerpania z nich zysku i swobodnym obrocie dobrami w ramach wolnego rynku.
Ruchy społeczne Wieków Średnich domagały się egalitarnego społeczeństwa opartego na sprawiedliwej i równej dystrybucji bogactwa, a także odrzucały dawne hierarchie i samodzierżawie. Kapitalizm stał się odpowiedzią feudałów, bogatych kupców i biskupów na wieloletnie konflikty, które wstrząsały dawnym porządkiem. Był kontrrewolucją, która zatrzymała egalitarne zmiany w Europie i która dała narzędzia, by utrzymać wyzysk, tym razem ubrany w szaty pracy najemnej.
Skala reakcji na opór chłopów była szeroka, wielowymiarowa i dotknęła samych podstaw akumulacji i reprodukcji bogactwa. Rzeczywistość miała w ciągu następnych dwóch stuleci zmienić się diametralnie. Przez najbliższe dwieście lat zachodni chłopi mieli zostać w ogromnej części wywłaszczeni ze świeżo wyrwanej szlachcie ziemi. Grunty orne zostaną zmienione w pastwiska, tereny komunalne sprywatyzowane, a produkcja przestawiona na tory wczesnoprzemysłowe. Reformacja i konfiskata dóbr kościelnych stały się następnym bodźcem w procesie wywłaszczania przemocą mas ludowych, co z kolei dołożyło się do zmiany powinności feudalnych na system pracy najemnej.
Kolejnym elementem było gromadzenie kapitału z rozwijającego się gwałtownie – dzięki rozwojowi żeglarstwa – handlu, ekspansji poza kontynent europejski i eksploatacji bogactw nowych kolonii. Peryferie nowotworzącego się systemu zaczęły dostosowywać się do gwałtownie rozwijającego się centrum i dostarczać doń zboże i surowce, uzyskując przewagę komparatywną dzięki ponownemu wprowadzeniu pańszczyzny. Kolonie za to stały się źródłem towarów i kruszców, które uzyskiwano dzięki wprowadzeniu w tych rejonach świata niewolnictwa. Uprawomocniał je rozwijający się rasizm, jako koronę stworzenia przedstawiający białego Europejczyka, który panować miał nad emocjonalnymi, ciemnymi i niezdolnymi do postępu bez jego udziału masami „śniadych”.
W krajach centrum z kolei, kobiety zostały poddane kontroli moralnych norm społecznych, pozbawione praw reprodukcyjnych i sterroryzowane falą procesów „czarownic”. Zająć się miały rodzeniem kolejnych pokoleń pracowników i zaludnianiem spustoszonego przez dżumę i wojny kontynentu. Siła robocza została poddana ścisłej kontroli, poprzez system więzień, domów pracy i ścisłych norm moralnych. Zmienia się też forma sprawowania władzy nad ludem. Dawniej oparta o prawo do uśmiercania, z czasem przekształca się w biurokratyczną administrację, kontrolująca populację, jej reprodukcję oraz migracje podporządkowując je nadrzędnemu celowi – zyskowi.
Wreszcie, dominującą ideologią stał się produktywizm. Nastał okres nazywany akumulacją pierwotną. Stanie się ona uniwersalną stałą nowego systemu w kolejnych stadiach rozwoju kapitalizmu, odpalaną za każdym razem, kiedy system dostaje zadyszki i zalicza kryzys, a pozycja pracowników zaczyna się polepszać, a zyski spadać. Tym razem korzeniem zdarzeń była dżuma, następnym razem na przykład upadek Bloku Wschodniego. Staje się kołem zamachowym, które wprowadza w ruch kolejne procesy i nakręca narastające z wieku na wiek rozwarstwienie. Okres ten jest kluczowy dla nowego systemu. To wtedy właśnie zachodzą procesy, które kładą podwaliny pod przyszły kształt świata. Świata, w którym do dziś żyjemy.
Uwolnieni od pańszczyzny chłopi szybko wpadają więc z deszczu pod rynnę. Wyzwoleni spod władzy feudałów i cechów z ich statutami o uczniach i czeladnikach oraz z krępującymi przepisami o pracy stają się w pierwszym momencie niezależni. Większość z nich posiada jednak tylko kilka akrów ziemi i ledwie jest stanie wiązać koniec z końcem. Nie płacą już danin w naturze, ale w pieniądzu i zależni są od gwałtownie zmieniających się cen na rynku. Wielu z nich popada w chroniczne zadłużenie, które często prowadzi do utraty ich ziemi. Niezależni kmiecie stają się więc z czasem najemnikami, pracującymi za pieniądze i za owe pieniądze nabywającymi dobra produkowane przez manufaktury.
Należące do nich środki produkcji stają się – przez wykupywanie zadłużonych, szczególnie w okresach kryzysu oraz wywłaszczanie – podstawą budowania kapitału nowych bogaczy, kapitalistów. Nowi potentaci wypierają nie tylko majstrów cechowych, ale także panów feudalnych władających dawniej źródłami bogactwa. Chłopi, ponieważ nie dysponują kapitałem, muszą zacząć sprzedawać swoją siłę roboczą za pensję. Tracą na rzecz nowej klasy wszelkie środki produkcji oraz wszelkie gwarancje istnienia, które dawały im dawne instytucje feudalne. Tymczasem obalona przez powstania chłopskie na Zachodzie pańszczyzna, wraca we wschodniej i południowej części kontynentu, na terenach, takich jak Rzeczpospolita, które w dużej mierze oszczędziła dżuma. W efekcie, nie brakowało tam siły roboczej i to na jej niskiej cenie zaczęto budować „zbożową potęgę” monarchii Jagiellonów i ich elekcyjnych następców. Znów zatem pandemia wpłynęła znacząco na rozwój kolejnego regionu na następne stulecia. Dżuma, a właściwie jej nieobecność, wystarczyły, żeby odmienić losy kolejnych pokoleń, dawno po jej wygaśnięciu.
Dodatkowo na Zachodzie pozycję chłopów osłabił nasilający się od XV wieku proces prywatyzacji terenów wspólnych. Przez Wieki Średnie nieuprawne tereny wiejskie – lasy, jeziora, wzgórza, pastwiska były własnością całych komun. Często stanowiły one nawet do 30 procent terenów feudalnego lenna. Z ich zasobów mogła korzystać cała wspólnota i często służyły one za socjalne zaplecze dla najbiedniejszych jej członków. Mogli oni łowić w stawach ryby, zbierać w lasach drewno na opał czy wypasać na łąkach swoje zwierzęta. Wielcy posiadacze ziemscy dążyli do podziału tych terenów między prywatnych właścicieli i likwidacji ich komunalnego statusu. Po ich podziale, zwiększając podatki i korzystając z zadłużania się chłopów, latyfundyści przejmowali te ziemie zmieniając je w pastwiska owiec czy plantacje lnu. Często odbywało się to zupełnie prawem kaduka i obejmowało także grunty orne. Na wsi rosła więc liczba bezrolnych albo małorolnych chłopów, nie mogących się utrzymać z pracy na wsi, którzy w coraz większej liczbie migrowali do miast. Duży napływ taniej siły roboczej ze wsi do miast pomógł zaś bogatym kupcom złamać potęgę gildii cechowych i zniszczył dawniej silną pozycję rzemieślników.
Tymczasem, do Europy zaczyna być dodatkowo zwożone złoto i srebro wydobywane w koloniach w obu Amerykach. Dzięki zapędzeniu do niewolniczej pracy w kopalniach miejscowej ludności rynek starego kontynentu dosłownie zalały kruszce z zagrabionych od tubylczej ludności kopalń. W Europie rozszalała się inflacja, przyczyniając się do masowego bankructwa drobnych farmerów, którzy zmuszeni byli wyprzedawać swoją ziemię. Ceny żywności wzrosły ośmiokrotnie, pensje zaś tylko trzy razy. Płace straciły dwie trzecie siły nabywczej i spadły – między rokiem 1470 a 1570 – aż o 60 procent. W latach 40., 50. i znów w 80. i 90. rozszalał się głód. Wzrost cen zboża dodatkowo nakręcił wzrost obowiązków pańszczyźnianych w peryferiach europejskiego kapitalizmu, gdzie feudałowie – chcąc zwiększyć zyski – inwestowali w powiększenie areału i obniżenie kosztu siły roboczej.
Jej reprodukcję, z kolei, na Zachodzie zapewnić miała narastająca ścisła kontrola nad seksualnością. Od momentu spadku populacji wskutek wojen i epidemii dżumy w Europie zaczęto coraz ściślej wiązać herezję z działaniami przeciwko reprodukcji – „sodomią”, aborcją czy homoseksualizmem. Efektem tego połączenia miały stać się procesy przeciwko czarownicom, dzieciobójczyniom, tortury, konfiskaty majątku, stosy i kary śmierci – oraz cała machina legislacyjna mająca wyplenić te heretyckie akty.
Kryzysy, głód, wywłaszczenia i grodzenie wypychały na gościńce tysiące włóczęgów i żebraków. Bezrobotni i bezdomni zostają więc szybko skryminalizowani i, wraz z prostytutkami, sierotami i bluźniercami, coraz częściej umieszczani w nowo utworzonych w całej Europie instytucjach – domach naprawczych, domach pracy czy po prostu więzieniach. Każdy kto odmawiał pracy najemnej, zostawał do niej tak czy inaczej przymuszony.
Wraz z rozwojem relacji pieniężnych zmienia się również stosunek do najuboższych i proszenia przez nich o jałmużnę. Wcześniej żebracy mieli swoje jasno określone miejsce w systemie społecznym. Ich liczba malała bądź zwiększała się razem z falami nieurodzaju, klęskami żywiołowymi czy epidemiami, jednak generalnie pozostawała na poziomie do ogarnięcia materialnie przez feudalny system. Pomocy najbiedniejszym udzielali i szlachta i kościół. Jałmużnictwo było częścią liturgii pogrzebowej kleru i możnych, a z czasem także i mieszczaństwa. Biedaków wspomagały w czasie świąt klasztory i władcy feudalni, a w ciągu roku ośrodki pątnicze. Opactwa wyznaczały specjalne daty, kiedy udzielana była jałmużna, a najubożsi wędrowali pomiędzy centrami wiary, pobierając u ich bram pomoc materialną. W zakonach powstała nawet specjalna funkcja odpowiedzialna za pomoc charytatywną – jałmużnik. Jego zadaniem było zarządzanie udzielaniem wsparcia – wydawanie sierotom, wdowom, ludziom z niepełnosprawnością, trędowatym i pielgrzymom żywności, napojów, odzieży, a w święta drobnych sum pieniędzy.
Korzystanie z takiej pomocy nie było w Wiekach Średnich opcją uwłaczającą godności. Pomocy udzielano nie tylko ofiarom kataklizmów, nieurodzajów czy wojen, ale także tym, którzy po prostu żyli stale w biedzie. Działała specyficzna instytucjonalna sieć, która opierając się na zakonach, szpitalach i przytułkach była w stanie mniej więcej zadbać o mieszkających w okolicy najbiedniejszych, którzy nie mogli utrzymać się z własnej pracy. Dla najbogatszych wsparcie biedaków było korzystne, gdyż zapewniało odkupienie grzechów. Za wsparcie bowiem, ubodzy modlili się w intencji ofiarodawcy, co w świecie przesiąkniętym religią było bardzo ważną opcją. Dopóki rządził feudalizm, którego podporą był kościół katolicki, nikt nie kwestionował zasadności jałmużny.
Z roku na rok, wraz z postępami grodzenia, wywłaszczeń i zwiększeniem się migracji ze wsi do miast sytuacja najuboższych stawała się jednak coraz gorsza. Nielicznych było stać na wynajęcie kwatery, a nawet piwnicy na nocleg. Pozostali nocują wówczas w kościelnych kruchtach, w opuszczonych przedmiejskich domostwach, w ogrodach lub po prostu na ulicy. Rosnąca liczba żebraków w miastach późnego średniowiecza budzi coraz większy niepokój. W obliczu mas nędzarzy, poddano zatem rewizji dawną doktrynę dotyczącą miłosierdzia i organizacji opieki społecznej. We Florencji w I połowie XIV wieku już 20 procent ludności miasta żyje z jałmużny. W 1351 roku królewski dekret we Francji zwraca się z kolei do kaznodziejów, aby napominali z ambon, że „prawo do jałmużny mają tylko ślepi, ułomni i niezdolni do pracy nędzarze” i nakazuje karać „fałszywych żebraków i żebraczki, którzy udają ułomności cielesne, chodzą bez potrzeby o kulach, pozorują różne choroby, rany, wrzody, rozdęcia i obrzęki. Ubranie wypychają sobie szmatami; ciało oblepiają mieszaniną mąki, gipsu, szafranu i krwi zwierzęcej; wieszają żelazne łańcuchy na nogach i rękach; szmatami obwiązują głowy; noszą szkaradne ubiory, brudne i cuchnące”. Także kościół zmienia swoja postawę wobec żebraków, szczególnie w miejscach, gdzie zwycięża reformacja. Tam kalwińska doktryna predestynacji zmienia postrzeganie najuboższych. W nowej optyce Bóg wyznacza zbawionych jeszcze przed ich narodzinami, a ich przyszłe czyny i osiągi wskazują, czy należą do przyszłych niebian czy tych skazanych na piekło. Im bardziej ci się szczęści, tym bardziej możesz być pewien zbawienia. Im mniej, tym „hmmm, coś musi być na rzeczy”.
Tymczasem, margines ubóstwa coraz bardziej się poszerza. Do „ludzi luźnych” należą już nie tylko klasyczni żebracy, ale bieda doskwiera też części pracowników najemnych. Wolni najmici, służba, drobni rzemieślnicy i handlarze – wszyscy oni zaczynają wyciągać rękę po pomoc. Ich sytuacja była konsekwencją zachodzących wówczas przemian społeczno-ekonomicznych: pracę charakteryzowała nieregularność, krótkotrwałość zatrudnień i częste zmiany miejsca pobytu. To poczucie tymczasowości dawało efekt wybujałej i nieliczącej się z dniem jutrzejszym konsumpcji, skłonności do zabawy i alkoholu.
W dużej mierze, opis ten pasuje i do dzisiejszej underclass, a nawet i do prekariuszy. Powstające manufaktury nie mogły ich wchłonąć równie szybko, jak ci się objawiali, wywłaszczeni, zbiednieli po kryzysach czy wojnach. Ludzie ci, gwałtownie wytrąceni ze zwykłych kolein swego życia, nie umieli tak szybko oswoić się z dyscypliną nowej sytuacji. Stawali się więc masowo żebrakami, rozbójnikami, włóczęgami, czasem pod wpływem własnych skłonności, częściej zaś pod naciskiem okoliczności. W samej Wenecji w roku 1545 zaraportowano obecność ich sześciu tysięcy. Wzrosła znacząco przestępczość. Całe masy różnych wyspecjalizowanych grup i jednostek, ślepców, kulawców, fałszerzy, więźniów zwolnionych z galer, byłych księży, banitów, bezrolnych chłopów, prostytutek, heretyków uciekających przed sądem, zdemobilizowanych żołnierzy, poszukiwaczy przygód, zagranicznych rzemieślników, wywłaszczonych chłopów i profesjonalnych żebraków – całe rzesze nędzarzy wiodły życie na granicy prawa i zaludniały miasta i gościńce ówczesnej Europy.
Kiedy skończyły się demograficzne efekty dżumy, świat urządzony był już po nowemu, jednak tak, by mimo że zmieniło się wszystko, nie musiało się zmienić nic. Zmieniła się tylko organizacja, a po okresie przejściowych turbulencji nowy system, wrócił do homeostazy elity-podwładni. Jednak żadna inna pandemia w tak wyraźny sposób nie przeorała społeczeństwa, w którym wybuchła. Dżuma w praktyce zmiotła z powierzchni ziemi feudalizm, karczując teren pod system, w którym żyjemy do dziś, a więc kapitalizm. Bez tego wielkiego demograficznego tąpnięcia nie byłaby możliwa zmiana ze świata zamków w świat banków. Praktycznie żadna sprokurowana przez ludzi rewolucja, nie przyniosła tak głębokich i dalekosiężnych zmian jak ta, którą wywołały beztlenowe pałeczki z rodziny Enterobacteriaceae – Yersinia pestis. Loga zastąpiły herby, banki zamki, państwa narodowe rodowe władztwa. Świat nie miałby namacalnej dziś formy, gdyby nie te przenoszone przez maleńkie pchły zarazki.
**
Tekst ukazał się w: M. Iwański, J. Lubiak (red), Pandemia. Nauka. Sztuka. Geopolityka, Szczecin/Poznań, Wydawnictwo Artystyczno-Naukowe Wydziału Malarstwa i Nowych Mediów Akademii Sztuki w Szczecinie, 2018. Przypisy usunięto.