Film, Weekend

Odkupiona Pamela Anderson [o „The Last Showgirl”]

Najnowszy film Gii Coppoli nie bez przyczyny porównywany jest do „Zapaśnika”, „Wieloryba” czy „Substancji”, czyli produkcji, w których niedocenione lub zapomniane gwiazdy powracają na wielki ekran i zrywają ze stereotypowymi wyobrażeniami na swój temat.

Polski plakat The Last Showgirl w reżyserii Gii Coppoli kusi obietnicą „Pameli Anderson w swojej życiowej roli”. Obietnica ta wydaje się stosunkowo łatwa do spełnienia, biorąc pod uwagę, że oprócz dwóch produkcji z lat 90., Słonecznego patrolu i Żylety (kultowych przez swą kiczowatość), w jej aktorskim portfolio nie bardzo jest czego szukać. Być może wkrótce się to zmieni – za rok na ekrany kin wejdzie najnowszy film Kornéla Mundruczó z jej udziałem.

Jeszcze kilkanaście lat temu o Anderson mówiło się jednak nie jako o aktorce, lecz „ikonie seksu”. Netfliksowy dokument Pamela: Historia miłosna (2023) oraz autobiografia Love, Pamela (2023) stały się przyczynkiem do zmiany tej narracji i podważenia mitu „głupiej blondynki”: zaczęto podkreślać działania Anderson na rzecz praw zwierząt i promocji wegetarianizmu; pisano o jej powrocie do rodzinnego kanadyjskiego miasteczka Ladysmith, uprawianiu ogrodu (program lifestyle’owy Pamela’s Garden of Eden) i życiu z dala od Hollywood; zwracano też uwagę na fakt, że na różnego rodzaju wydarzeniach konsekwentnie pojawia się bez makijażu.

Pamela Anderson pisze do Putina w sprawie orek i białuch

Choć sama o sobie mówi, że nie jest „ofiarą ani rozstrojoną panienką”, jej nazwisko nierzadko przywołuje się także w kontekście różnych form przemocy, których doświadczyła na przestrzeni lat: od molestowania i gwałtu w dzieciństwie, przez skandal wywołany publikacją skradzionych sekstaśm z miesiąca miodowego z Tommym Lee, rozwód z nim (mężczyzna spędził pół roku w więzieniu za skopanie jej, gdy trzymała na rękach ich siedmiotygodniowego syna) i napaść stalkerki, aż po serial Pam & Tommy (2022), „krzywdzący skrzywdzonych”, zrealizowany bez konsultacji z Anderson i przysłaniający jej ówczesne zawodowe osiągnięcie – rolę Roxy Hart w broadwayowskim Chicago.

Głupia golizna

Najnowszy film Coppoli nie bez przyczyny porównywany jest do Zapaśnika (2008), Wieloryba (2022) czy Substancji (2024), czyli produkcji, w których niedocenione lub zapomniane gwiazdy w spektakularny sposób powracają na wielki ekran i zrywają ze stereotypowymi wyobrażeniami na swój temat. O tym, że The Last Showgirl z sukcesem wpisuje się w ten schemat – a przynajmniej świadomie w niego celuje – świadczyć może oficjalna premiera na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto, nominacja Anderson do Złotego Globu oraz zdobycie przez nią Nagrody Odkupienia: specjalnej statuetki przyznawanej nominowanym do Złotej Maliny lub nagrodzonym nią w przeszłości (w 1996 roku zwyciężyła w kategorii Najgorsza aktorka za rolę w filmie Żyleta), które cieszą się obecnie statusem „szanowanej artystki”.

Tytułowa bohaterka filmu, Shelly Gardner, od blisko czterdziestu lat występuje w Las Vegas, w rewii Szał i blask, co czyni ją weteranką sceniczną i najstarszą członkinią obsady. Dla jej młodszych koleżanek po fachu, Mary-Anne (Brenda Song) i Jodie (Kiernan Shipka), to praca jak każda inna – ważna o tyle, że „płatna w dolarach”. Dla niepoprawnej idealistki Shelly to jednak życiowa pasja i powód do dumy: nieważne, że ledwo wiąże koniec z końcem i nie może liczyć na emeryturę; grunt, że występuje w show inspirowanym paryskim kabaretem Lido i wciąż znajduje się na reklamującym go plakacie.

Jak się okazuje, chcąc rozwijać swoją sceniczną karierę, przed laty Shelly zdecydowała się rozwieść i oddać jedyną córkę, Hannę (Billie Lourd), pod cudzą opiekę. Odsłuchawszy nagranie z niezbornymi życzeniami urodzinowymi, dwudziestodwulatka postanawia odwiedzić matkę, z którą nie utrzymuje regularnego kontaktu i do której zwraca się po imieniu. Po raz pierwszy ogląda także jej występ, by z rozżaleniem skonstatować, że przegrała z „głupią golizną”. W starciu oczekiwania kontra rzeczywistość Szał i blask nie wychodzi zwycięsko: zamiast skomplikowanych układów choreograficznych, wypełnionej po brzegi sali i wysokiej jakości artystycznej – tłum półnagich tancerek, świecąca pustkami widownia i perspektywa zdjęcia z afisza w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

Kryształy i pióra

Ten pobieżny zarys fabuły pokazuje, że Coppola i Kate Gersten, autorka scenariusza, mogły opowiedzieć przemawiającą do współczesnych odbiorczyń, idealnie trafiającą w hollywoodzkie trendy historię bohaterki bezkompromisowej: niepoświęcającej się w imię małżeństwa czy macierzyństwa, podążającej za ambicjami i afirmującej własne osiągnięcia – nawet jeśli dla osób postronnych mogą się one wydawać dyskusyjne. Mogły wnieść coś nowego do toczącej się od dawna dyskusji na temat instrumentalizacji i seksualizacji kobiet, zwłaszcza w przemyśle rozrywkowym, oraz warunków pracy seksualnej. Mogły także wykorzystać kontekst historyczny: wszak, o czym przypomina Savanna Strott, począwszy lat od 50. XX w., kiedy paryską tradycję po raz pierwszy przeformatowano na potrzeby kasyn w Las Vegas, tamtejsze showgirls były profesjonalnymi tancerkami odzianymi w „kryształy i pióra” i dbającymi o to, aby odwiedzający te przybytki klienci przepuszczali jak najwięcej pieniędzy.

Kto ma prawo mówić o seksie?

czytaj także

Kto ma prawo mówić o seksie?

Zofia Cielątkowska

Na przestrzeni kolejnych dekad status showgirls uległ zmianie – to, co kiedyś stanowiło cenioną formę sztuki, stało się o wiele bardziej niebezpieczne i pogardzane (popkulturowo-pornografizujący odbiór tej profesji świetnie ilustruje film Showgirls z 1995 roku). Choć kobiety wykonujące ten zawód obecnie o wiele częściej niż chippendales mierzą się z seksistowskimi docinkami i obelgami bądź pytaniami o to, czy „ich matkom nie jest wstyd”, wiele z nich postrzega się jako „utalentowane bizneswoman, które wybrały tę pracę i dobrze dzięki niej zarabiają”.

Powyższe wątki co prawda przewijają się w filmie, ale żaden z nich nie zostaje satysfakcjonująco rozbudowany ani sproblematyzowany; w jednej ze scen Jodie (bezskutecznie) prosi o wsparcie w związku z odrzuceniem przez matkę; w innej wściekła Shelly wykrzykuje do Mary-Anne, że nie będzie matkowała swoim młodszym koleżankom; mniej więcej co kwadrans bohaterka deklaruje żarliwie, że uprawia sztukę wysoką, niemającą nic wspólnego z promowanym współcześnie „sprośnym cyrkiem”; w przydługiej sekwencji Annette (Jamie Lee Curtis), przyjaciółka protagonistki, była showgirl, a obecnie hostessa w kasynie uzależniona od hazardu i pozbawiona dachu nad głową, nieskrępowanie tańczy do Total Eclipse of the Heart Bonnie Tyler.

W kluczowym dla kompozycji fabuły fragmencie, gdy zestresowana Shelly bierze udział w swoim pierwszym od dekad castingu, słyszy, że piękno i młodość, jej atuty z początków kariery, to pieśń przeszłości. „Mam 57 lat i jestem piękna, sukinsynu!”, odpowiada, odzyskując wigor, po czym – chcąc zejść ze sceny niepokonaną i zbuntować się przeciwko patriarchalnemu porządkowi uosobionemu przez reżysera castingu (Jason Schwartzman) – prezentuje przesadnie wyuzdaną choreografię, dopytując, czy o to właśnie chodzi.

Projekt wizerunkowy

Rozmyte brzegi ekranu, ciepła paleta barw, regularnie powracające, pozbawione dialogów kadry, w których bohaterka „tęsknie spogląda w dal”, rozmyśla lub spędza czas z przyjaciółką, wreszcie: finałowy kawałek Beautiful That Way w wykonaniu Miley Cyrus nie zmienią faktu, że The Last Showgirl to kompletnie nieudana, przeestetyzowana indie wydmuszka. Za sprawą nudnego, pretekstowego scenariusza, niemal każdy podjęty wątek – genderowy, ekonomiczny, społeczny, rodzinny, sexworkingowy – zamiast rozwinąć się w potencjalnie interesujący lub nieoczywisty sposób, osuwa się w banał. Jak słusznie zauważa Benjamin Lee, zrobienie czegokolwiek z tak słabo napisaną rolą byłoby nie lada wyzwaniem dla wielu utalentowanych aktorek – dodatkowy problem polega na tym, że Anderson nie jest jedną z nich.

Podobnie jak w przypadku Demi Moore, mamy bowiem do czynienia z występem słabym, a momentami wręcz żenującym i karykaturalnym. Osobiste koleje losu hollywoodzkich gwiazd, ich dotychczasowy status, teoretycznie kontestowany na ekranie w brawurowy sposób, w połączeniu z łopatologicznie wykładanym, popfeministycznym przekazem (patriarchat – zły, uprzedmiotowienie kobiet – złe, ageizm – zły; dojrzałe kobiety – piękne, wartościowe i mające wiele do zaoferowania) tworzą marketingowo opłacalny hype.

Nie żyje Sinéad O’Connor. Próbowała nas ostrzec, ale nie słuchaliśmy

Niemal nierozerwalny splot zewnętrznych, biograficznych kontekstów i popfeministycznej aury z filmami jako takimi prowadzi do powstania specyficznego rodzaju szantażu: sześćdziesięciodwuletnia Moore przegrała w oscarowym wyścigu z dwudziestopięcioletnią Mikey Madison? Hollywood nie zrozumiało przesłania Substancji. Przyczyn tej porażki nie można już – albo przynajmniej nie wypada, jeśli nie chce się zdradzić siostrzańskich ideałów – doszukiwać się w osiemnastomilionowej kampanii promocyjnej Anory (stanowiącej trzykrotność budżetu tej produkcji), albo w najprostszym z wyjaśnień: słabo zagranej roli.

Choć The Last Showgirl to kiepski film, świetnie sprawdza się jako kolejny element spójnego, obliczonego na odzyskanie sprawczości i podmiotowości projektu wizerunkowego „odkupionej” Anderson, która nieco ponad dekadę temu przejęła kontrolę nad hollywoodzką narracją o samej sobie. Fantastycznie, że jej się to udało, że wreszcie traktowana jest poważnie i z szacunkiem. Można darzyć ją sympatią, życzyć wszystkiego dobrego, podziwiać za szereg konsekwentnie realizowanych, aktywistycznych działań lub wiele innych rzeczy. Ale nie trzeba udawać, że umiejętności aktorskie mieszczą się w tej puli.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Aleksandra Kumala
Aleksandra Kumala
Kulturoznawczyni, doktorka nauk humanistycznych
Kulturoznawczyni, doktorka nauk humanistycznych UJ. Naukowo zajmuje się (nie)pamięcią wojny i Zagłady, a zwłaszcza reprezentacjami nieheteronormatywności w obozach koncentracyjnych. Publikuje teksty poświęcone literaturze, filmom i serialom.
Zamknij