Film

„Obcy u bram”, czyli sposób na islamofobię

Czy wystarczy obejrzeć półgodzinny film, by wyzbyć się islamofobii? Przynajmniej części widzów to się najwyraźniej udało. Agata Popęda rozmawia z Joshuą Seftelem i Conallem Jonesem, twórcami dokumentu „Obcy u bram”.

Obcy u bram to amerykański film dokumentalny, który wygrał Tribeca Film Festival i był w tym roku nominowany do Oscara w kategorii krótkometrażowych filmów dokumentalnych. Na YouTubie można obejrzeć pełną, 30-minutową wersję filmu, a poniżej jego twórcy – reżyser Joshua Seftel i producent Conall Jones opowiadają o doświadczeniu pracy z pakistańską aktywistką Malalą Yousafzai i o tegorocznej ceremonii wręczenia Oscarów.

Film przedstawia historię byłego amerykańskiego żołnierza, Richarda „Maca” McKinneya, który planował zamach na miejscowy meczet w Muncie, niewielkim miasteczku w stanie Indiana. Gdy faktycznie udało mu się wtargnąć do środka, zamiast atakować, zaczął rozmawiać z muzułmańską społecznością. Kilka tygodni później postanowił nawrócić się na islam.

Wiele postaci w filmie pozwala docenić siłę tej historii. Poznajemy ludzi, których Mac spotkał w meczecie, jak również jego przybraną nastoletnią córkę, która zwróciła uwagę na jego islamofobię. Jednocześnie dokument pokazuje niedostrzeganą cenę, jaką za amerykańskie interwencje militarne na całym świecie płacą pokolenia amerykańskich mężczyzn, których najpierw trenuje się do agresji wobec obcych, a potem oczekuje się, że wrócą do domów i będą dobrymi mężami, ojcami i sąsiadami w coraz bardziej wielokulturowej Ameryce. Jak tysiące amerykańskich weteranów, którzy wrócili z wojen w Korei, Wietnamie, Iraku i Afganistanie, Mac cierpi na zespół stresu pourazowego.

Agata Popęda: Zanim powstał film, Joshua zrobił cały serial dokumentalny, który miał walczyć z islamofobią – The Secret Lives of Muslims (2016).

Joshua Seftel: Tak, zrobiliśmy chyba 25 odcinków. Moim celem zawsze było dotarcie do publiczności, do których dotrzeć jest trudno. Nigdy nie chciałem wyważać drzwi już otwartych na oścież. Bardzo łatwo jest zrobić film, który ma taki punkt widzenia, jaki pewni ludzie chcą zobaczyć, ale rzadko to są ludzie, do których ta historia jest adresowana. Kiedy nakręciliśmy odcinek, który potem zmienił się w Obcego u bram, zobaczyliśmy w mediach społecznościowych komentarze typu „wow, ten film zmienił moje życie”. Okazało się, że trafiliśmy poza bańkę przekonanych. Richard McKinney jest dla tej historii kluczowy. Niektórzy go lubią, inni nie, ale z pewnością dociera do widzów, którzy skorzystają z przesłania tego filmu. Uznaliśmy, że historia ma potencjał i że warto zrobić z niej coś większego.

Conall Jones: Wtedy pojawił się pomysł, żeby dodać inne postacie. Joshua pracował już z Macem i z Bibi Bahrami, [muzułmanką, która odwiodła McKinneya od wprowadzenia zamiarów w czyn – red.], która razem z mężem wyemigrowała z Afganistanu w 1986 roku w rezultacie radzieckiej agresji. Pomyślałem, że warto dodać innych ludzi – jej męża Sabera i innych członków wspólnoty, a także nastoletnią pasierbicę Maca. Potem dowiedzieliśmy się, że Malala Yousafzai była zachwycona filmem i chce dołączyć do naszego projektu. To był szczyt naszych marzeń. Przesłanie tego filmu jest bardzo ważne w trudnych czasach, w których żyjemy.

Nie byliście pierwszymi, do których Mac trafił ze swoją historią.

J.S.: Mac w pewnym momencie wrócił na studia, chyba nawet zanim przeszedł na islam. Opowiedział o tym doświadczeniu jednemu ze swoich wykładowców. Ta osoba uświadomiła mu, że ma wyjątkową szansę naprawdę dotrzeć z tą historią do ludzi. Mac zaczął organizować spotkania i mówić o tym publicznie. Dopiero wtedy ktoś poinformował FBI, a FBI pojawiło się w jego domu.

Kiedy zorientowaliście się, że nakręciliście materiał wart Oscara?

J.S.: Film wpisuje się w naszą szerszą misję walki z islamofobią, budowania mostów między grupami i niszczenia stereotypów. Kiedy go ukończyliśmy, wydawał nam się niezły, ale przecież nigdy nie wiadomo, jak film zostanie przyjęty. Zaczęliśmy pokazywać go na festiwalach. Latem 2022 roku zakwalifikowaliśmy się do Tribeca Film Festival. Wygraliśmy Nagrodę Jurorów i było jasne, że film zrobił na publiczności wrażenie. Widać to było po samej energii w sali kinowej.

Potem dostaliśmy Nagrodę Jurorów w kategorii niezależnych filmów krótkometrażowych na Los Angeles International Short Film Festival, dzięki czemu zaklasyfikowaliśmy się do nominacji do Oscara. Potem trzeba było iść za ciosem. Wtedy do projektu dołączyła Malala. Spotkaliśmy się w Londynie, gdzie mieszka. Przyszła na projekcję i powiedziała kilka słów przed rozpoczęciem. To, że zdecydowała się zaangażować swoich zwolenników i własną reputację, żeby promować nasz film, znaczy dla nas bardzo wiele. Do dziś nasz film obejrzało przynajmniej 2 miliony widzów.

A jak było 12 marca na ceremonii Oscarów?

C.J.: Nie wygraliśmy [nagrodę otrzymał Zaklinacz słoni indyjskiej reżyserki Kartiki Gonsalves – red.]. Ale to była bardzo ekscytująca noc, zwłaszcza że na ceremonii towarzyszyła nam Malala. Dostałem tego dnia chyba 250 SMS-ów. Przychodziły, dopóki nie padł mi telefon. To była wielka emocjonalna karuzela, choć atmosfera na sali była bardzo przyjazna. Siedzieliśmy z innymi ludźmi od filmów dokumentalnych i dostaliśmy tyle szampana i drinków, ile tylko chcieliśmy.

Opowiadaj!

C.J.: Mogę na przykład powiedzieć, że nie było nic do jedzenia – oprócz awaryjnej paczuszki z preclami i batonikiem pod każdym fotelem. Inną ciekawostką było to, że za każdym razem, kiedy ktoś z gości wstawał od stolika, zastępowali go na chwilę „wypełniacze”, czyli młodzi, atrakcyjni ludzie w eleganckich ubraniach. To ze względu na kamery – żeby nie robiło się pusto przy stolikach.

A taka była ładna ta amerykańska megalomania

Mam jeszcze parę pytań na temat Oscarów, ale zanim je zadam… Joshua, z twojej biografii wynika, że pasjonuje cię również literatura.

J.S.: Studiowałem filologię romańską. Zawsze kochałem opowiadanie historii i przez takie historie zawsze najlepiej się uczyłem. Nawet w przedmiotach ścisłych. Pamiętam profesora chemii, który każdy zaczynał wykład od jakiejś niesamowitej anegdoty. Dlatego miałem z chemii piątkę.

A film?

J.S.: Kiedy byliśmy mali, tata co tydzień zabierał nas do biblioteki. Moja siostra wychodziła ze stertą książek, a ja z torbą pełną kaset wideo z filmami dokumentalnymi. Uwielbiałem uczyć się w ten sposób – poprzez historie i film. Tak działa mój mózg.

A czym się na co dzień zajmujecie w twojej wytwórni Smartypants?

J.S.: Na pewno islamofobia jest jednym z naszych stałych tematów i będziemy robić kolejne związane z tym projekty. Próbujemy tworzyć rzeczy, które zmieniają świat na lepsze, mamy to we krwi. Mam nadzieję, że film spodoba się polskim widzom i może zmieni czyjś punkt widzenia.

Conall, czy możesz opisać moment przed ogłoszeniem, komu przypadnie Oscar w waszej kategorii?

C.J.: Było parę minut ekscytacji. Przed ogłoszeniem zwycięzcy nasza trójka (razem z Malalą) została poproszona bliżej do sceny, więc mignęła nam iskra nadziei, że może faktycznie Obcy u bram wygra. Kiedy ogłosili, kto wygrał, przez chwilę byłem załamany i nieszczęśliwy. Ale 15 minut później wróciłem do cieszenia się tym doświadczeniem.

Islamofobia, czyli rasizm niekontrowersyjny

Wpadliście na kogoś znanego?

C.J.: Staraliśmy się zostawić celebrytów w spokoju. Rozmawialiśmy z Darrenem Aronofskym, reżyserem Wieloryba, a moja żona rozmawiała z Julią Nawalną, żoną Aleksieja Nawalnego, która przyszła na ceremonię z dziećmi. I udało mi się potrzymać statuetkę Oscara, bo jeden pijany irlandzki dżentelmen z ekipy Avatara proponował to każdemu, kto miał ochotę. Ciężka! Prawie cztery kilogramy. A mówiąc poważniej, było super usłyszeć mnóstwo miłych słów od różnych ludzi, których tam spotkaliśmy. Każdy z nich mówił o tym, jak ważne jest przesłanie Obcego u bram.

Czyli szczęśliwe zakończenie?

C.J.: Jak najbardziej! Wracając z Oscarów, jeszcze w samochodzie zacząłem czytać wiadomości od fanów. Jeden z nich napisał, że Oscary Oscarami, a film zdobył sobie miejsce „w każdej amerykańskiej szkole i w każdej bibliotece”. Mam nadzieję, że film pomoże komuś przejść od nienawiści do empatii.

**
Joshua Seftel wzbudził zainteresowanie, gdy jako 22-letni reżyser nakręcił Lost & Found (1992), krótki film dokumentalny o sierotach w Rumunii. Porusza różnorodne tematy, od amerykańskiej polityki (Taking on the Kennedys, 1996), przez sport (The Home Team, 2014) po życie społeczne (reality show Queer Eye for the Straight Guy (2003).

Conall Jones to producent filmowy, który pracował między innymi z Michaelem Moorem przy filmie dokumentalnym Fahrenheit 9/11 (2018).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij