Film

Bajka o Ameryce, którą opuścił anioł

homeland

W siódmym sezonie „Homeland” Carrie w obronie głowy swojego państwa trafia aż na gzyms siedziby GRU. Uwaga: spoilery.

Siódmy już sezon wesołych, a czasem też smutnych perypetii agentki CIA z chorobą afektywną dwubiegunową dobiegł końca. Laikom streszczę poprzednich sześć: Carrie Mathison (Claire Danes, która za młodu grała Julię obok DiCaprio) przemierza świat, w którym historia nie chce się skończyć, od Waszyngtonu i Bagdadu przez Islamabad po Berlin, Nowy Jork i Moskwę. Walczy z talibami, nielojalnymi Pakistańczykami, dżihadystami wszelkiej maści, a nieraz i własnymi kolegami ze służb, z których część jest sympatyczna i kompetentna, część to krety wroga, a jeszcze inni to macherzy deep state wyjęci prosto z Fox News.

Po co? Carrie ratuje cywilizację Zachodu i amerykańską demokrację (chronologicznie i logicznie w tej kolejności). Po drodze uprawia seks: z miłości, dla rozrywki, ale najczęściej chyba w celach werbunkowych. Po lekach milej się z nią gada, ale bez leków ma lepszy orgazm (i więcej ogarnia). Zakochuje się we wrednych terrorystach, ale też fajnych kolegach z pracy, czasem i z wzajemnością, ale dobrze się to nie kończy. Przesłuchuje, podsłuchuje, czasem strzela, goni i ucieka. Wymienia jeńców, rekrutuje agentów (patrz wyżej), spuszcza bomby na głowę terrorystom w Beludżystanie, czasem też (tzw. collateral damage) weselnikom – wtedy jest jej trochę przykro. Choruje, nie dosypia, pije, bierze po kryjomu leki antypsychotyczne, zachodzi w ciążę z agentem talibów, trafia do psychiatryka (nie raz), próbuje wychować córkę, ale lepiej jak robi to jej siostra (lepiej dla demokracji, jeszcze lepiej dla córki). W końcu ratuje prezydentkę USA przed szalonymi prawicowcami, ale okazuje się, że pani prezydent wcale nie jest taka fajna.

No i doszliśmy do siódmego sezonu – i znowu się dzieje, może najwięcej od sezonu czwartego, z już kultowymi akcjami: linczem kolegi na pakistańskiej ulicy, wymianą jeńców i atakiem na ambasadę w Islamabadzie. Politycznie robi się naprawdę ciekawie, i nie tylko dlatego, że drugi już raz do scenariusza trafiła Polska. Ideolo serialu ewoluuje w reakcji na sprawy bieżące (z prezydentką w szóstym sezonie scenarzyści co prawda przestrzelili, bo skończyli kręcić, a zaraz potem wygrał Trump). Jest dobrze; dla mnie to drugie guilty pleasure po Halt and Catch Fire.

Dlaczego kapitalizm jest tak cholernie atrakcyjny?

Siódemka w skrócie (UWAGA, SPOILERY): popularny radiowy hejter, taki od spisków iluminatów, Armstronga-co-nie-stanął-na-Księżycu i oczywiście AR-15-prawem-człowieka (choć sam nie miał broni w ręku), oskarża nowo wybraną prezydentkę z Partii Demokratycznej, że sfingowała nieudany zamach na własne życie – oczywiście po to, by odebrać Amerykanom wolność. Ścigany listem gończym przez „federalnych” i lokalną policję ukrywa się w bastionie prawicowych preppersów. Wykrytego przez FBI idola lokalsi chcą bronić za wszelką cenę. Negocjacje trwają, przerywa je fake news – oto ranny mieszkaniec oblężonej farmy ma umierać w szpitalu bez pomocy. Dochodzi do wymiany ognia, bo rednecki może studiów nie pokończyły, ale automaty obsługiwać potrafią. Giną ludzie po obu stronach. A potem się okazuje, że ci prawdziwi Amerykanie z Południa to tylko pożyteczni durnie w wielkiej grze wywiadów, gdzie nawet charyzmatyczny radiowiec jest tylko szkodliwym i złym, acz nieświadomym stawek pionkiem.

Co to się odTRUMPowuje?

Cała akcja ma być bowiem inspirowaną i podsycaną prosto z Rosji operacją delegitymizacji amerykańskiej prezydentki i całego systemu demokratycznego. W wyrafinowaną intrygę wciągnięty zostaje szczerze zaangażowany senator tropiący obce powiązania w prezydenckim otoczeniu (prześmieszna jest scena, gdy dowiaduje się o swym kryptonimie w korespondencji Rosjan: nazywają go bezpretensjonalnie poleznym idiotom). Całość historii wieńczy zaś wielki rewanż – akcja dezintegracyjna – na rosyjskim wywiadzie, z naszą bohaterką w roli głównej. Carrie w obronie głowy swojego państwa trafia aż na gzyms siedziby GRU, potem – pozbawiona leków – do rosyjskiej psychuszki, aż wreszcie na most graniczny na Narwie, gdzie ją wymieniają niczym Gary’ego Powersa. Po drodze zdąży jeszcze stracić prawa rodzicielskie i zgnoić gwałciciela-szantażystę. Słabo?

Przez siedem lat Homeland wyewoluował od neokonserwatywnej bajki o zderzeniu cywilizacji, przez krytykę nadużyć wojny z terroryzmem i wszechwładzy służb, aż po liberalną opowieść o schyłku demokracji. W siódmym sezonie zabija ją postprawda, rozumiana jako kres zaufania do wszelkich instytucji poza (własną) rodziną i uzbrojoną wspólnotą sąsiedzką; zabija wojna ideologiczna przeciw wszystkiemu, co społeczne i państwowe. A za rogiem czyha mocarstwo, które się odgrywa za dekadę diewianostych: nędzę, upokorzenia prawdziwe i wydumane, krzywdy doznane i zadane samemu sobie. Korzystając ze służb – tej rosyjskiej enklawy cynicznego, acz sprawnego rozumu – podsyca napięcia, mąci zmysły i odbiera Amerykanom skromne resztki wiary w obietnicę ich kraju.

Przez siedem lat Homeland wyewoluował od neokonserwatywnej bajki o zderzeniu cywilizacji, przez krytykę nadużyć wojny z terroryzmem i wszechwładzy służb, aż po liberalną opowieść o schyłku demokracji.

Prezydent Keane to taka mściwa Clinton, rozchwiana po wygranej, ale potwornie ciężkiej kampanii, podczas której wylano jej na głowę szambo i jeszcze próbowano ją zastrzelić. Otoczona lojalnym sztabem, ale wrogim Kongresem, z wywiadem i wojskiem, których nie może być pewna, z partyzanckim oporem skrajnej prawicy. I scenarzyści bardzo pragną, by ta Clinton stała się znowu Obamą. By odwołała się do bipartisanship, dwupartyjności, yes we can, i tego, co wspólne. To jest fantazja o liderze, który łączy, który wyłącza ambicję i miłość własną, by „kraj przywrócić do rozumu”. Dość to naiwne, a społeczny pejzaż jest daleko niepełny. Właściwie nie ma tu klas ani wilczego kapitalizmu (był za to kiedyś dobry kapitalista, w sezonie piątym, „berlińskim”, co kopał ubogim studnie na pustyni).

Ale prawdą jest przecież, że w Ameryce rasa liczy się także poza kontekstem klasowym, że ekstrema nie musi być wykluczona ekonomicznie, że wojna kulturowa łączy i dzieli ludzi ponad statusem majątkowym, podobnie jak wspólnota kościoła i strzelnicy. Dużo tu więc uczciwych obserwacji, a i prezydent Keane głosi z patosem, że rosyjski wywiad to tylko wzmacniacz realnych, jak najbardziej rodzimych napięć. A jednak bez wielkiego kapitału i „1 procenta” zieje w tej bajce o Ameryce, którą anioł opuścił (!), jakiś wielki brak.

Charlottesville i długi romans Trumpa ze skrajną prawicą

W centrum rozgrywki (geo)politycznej jest oczywiście Carrie z całym swoim bagażem – kulą u nogi w postaci choroby i, przykra rzecz, drugą kulą w postaci dziecka. Po sześciu latach emisji scenarzyści doszli wreszcie do wniosku, że work-life balance w CIA nie działa, a już ratowanie amerykańskiej demokracji z ukrywaną dwubiegunówką wyjątkowo nie sprzyja zdrowemu życiu rodzinnemu. Następuje więc długo wyczekiwane przez widzów przejęcie praw rodzicielskich nad małą Franny przez siostrę Carrie – mieszczańską mamę – psychiatrkę z przedmieścia, a sądowa ugoda rozwiązuje ostatecznie dylemat, czy bohaterowie powinni mieć dzieci.

Na drugim planie równowagę w relacjach rodzinno-towarzyskich bohaterki przywraca za to Saul – zaufany starszy kolega, przełożony i mentor. Wchodzi w rolę ojcowską wedle wzorca rodem z komedii dla licealistów, tzn. przerywając Carrie całkiem udany seks (uprawiany, rzecz jasna, w celach werbunkowych), a krótko potem przywraca ją plemiennej wspólnocie towarzyszy broni. Świat, krótko mówiąc, wraca do formy.

I nawet patriarchat wyraźnie słabnie i się degeneruje – w roli jego ikony talibów zastępuje złośliwy haker-incel, ściągający haracz w bitcoinach za odblokowanie danych z laptopa. Skonfrontowana z gwałcicielem i szantażystą Carrie podchodzi do sprawy podobnie jak do terroryzmu czy obcej ingerencji w proces wyborczy. Nadmienię tylko, że katartyczna scena łomotu (raz z bańki, ugryzienie, trzy ciosy pałką, dźwignia, jeszcze raz pałą, dwa kopnięcia i duszenie) nawiązuje do najlepszych tradycji trylogii Millenium, nawet pałka teleskopowa przypomina nieco kij golfowy z arsenału Lisbeth Salander.

No krótko mówiąc, ogląda się to wszystko. Dobrze się ogląda. Chyba jedyna poważna w tym naprawdę dobrym sezonie wtopa to finałowe dekoracje – Rosjanie nie pozwoliliby kręcić tak jawnie wrogiej produkcji na własnym terenie, więc Keleti udaje Dworzec Białoruski, Andrássy út Twerską, a wielki Dunaj robi za rzeczułkę Moskwę, co już naprawdę zakrawa na polski kabaret.

Feministki kochają Larssona

czytaj także

Feministki kochają Larssona

Katarzyna Bratkowska, Elżbieta Korolczuk, Anna Laszuk, Katarzyna Nowakowska, Joanna Piotrowska, Katarzyna Szaniawska

No i właśnie, Polska. Jeszcze dwa sezony temu nasz kraj odegrał rolę spolegliwego sojusznika – to w mazurskich lasach polscy wywiadowcy pomagali Saulowi rozwalić rosyjskiego kreta, a raczej krecicę (nic to, że sprawnie napisane frazy wypowiadali po polsku aktorzy z niemieckim akcentem). Niestety, w międzyczasie Polska udała się w długą podróż. „Turcja, Polska, Węgry, Nikaragua, Filipiny – demokracje umierają, gdy odwracamy wzrok. Gdy nie zwracamy uwagi. Koniec rzadko przychodzi nagle, zjawia się raczej powoli, niczym zmierzch. Początkowo nasze oczy go nie dostrzegają…” – tak mówi prezydent Keane, składając swe stanowisko na ołtarzu wyższego dobra.

Złośliwi powiedzą, że taka to prawda ekranu, jak z Erzsébet híd Most Borodiński; podejrzliwi, że nawet do Showtime sięgają macki Michnika i Radka Sikorskiego. Trzeźwi dodadzą, że napinka „bo źle nas widzą Amerykanie”, do tego w jakimś serialu, to wyraz kompleksu peryferii i zanik poczucia proporcji.

A jednak to jest, kurwa, jakiś dramat, że w serialu z przesłaniem tak bardzo zbieżnym z polskim interesem, tak jasno demaskującym rosyjską taktykę wojny informacyjnej – nastawionej przecież nie na tępą propagandę czy ideologiczne bajki, lecz na dezintegrację, paraliż debaty, niszczenie zaufania i antagonizowanie wewnętrzne wokół sporów zastępczych – akurat my wpadamy do szuflady „problemy”. Choć przecież to naszą sferę publiczną dyskurs smoleński, ewidentnie z Moskwy podsycany, rozjechał w kilka lat na miazgę.

Czekam na ósmy sezon w przyszłym roku. Mam nadzieję, że Carrie dostanie dobre leki. Może po nowych pigułach dostrzeże, że w spisku jest również Wielki Kapitał?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij