Róże w haśle „chleba i róż” można odczytać jako jawne odrzucenie poglądu, że drugą połowę ludzkich potrzeb stanowi religia – i jako propozycję zastąpienia jej uciechami nie świata przyszłego, lecz doczesnego.
W 1910 roku Helen Todd, agitatorka na rzecz praw wyborczych dla kobiet, wybrała się w podróż automobilem dookoła południowej części stanu Illinois, próbując zjednać dla swojej sprawy mieszkańców prowincji. Amerykańskie sufrażystki musiały wywalczyć sobie prawo do głosowania w wyborach w każdym stanie z osobna, dopóki nie zostało ono wprowadzone na szczeblu federalnym przez dziewiętnastą poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. O swojej podróży pisała na łamach „The American Magazine”, naświetlając ówczesne problemy – wyzysk dzieci, bezpieczeństwo żywnościowe i bezpieczeństwo pracy – jako sprawę kobiet.
Ostatnią noc w trasie spędziła u rodziny farmerów. Z rozmowy z gospodynią, przykutą do łóżka kobietą po dziewięćdziesiątce, dowiedziała się, że jej córka Lucy została tego wieczoru w domu, by Maggie – „najęta dziewczyna” opiekująca się staruszką – mogła wybrać się na wiec. Lucy popierała bowiem sufrażyzm, a Maggie jak dotąd niewiele słyszała na jego temat.
Rankiem Todd, Maggie i Lucy zjadły razem śniadanie, siedząc przy kuchennym stole, pośrodku którego leżał stroik z obuwików. Tylne drzwi wychodziły na ogród porośnięty malwami. „Z tego całego spotkania najbardziej podobało mi się, że kobiety mogłyby głosować, coby wszyscy mieli dość chleba, ale też kwiatów” – powiedziała Maggie. Lucy tak się to spodobało, że poprosiła Todd o wysłanie jej matce poduszki z hasłem odbitym na materiale. „Dla wszystkich chleba, ale także róż” – głosił napis na poduszce dostarczonej przez Todd.
W swoim artykule Todd rozważa znaczenie tej frazy, która miała stać się refrenem sufrażystek, potem ruchu robotniczego, a od lat siedemdziesiątych XX wieku również innych radykałów, przekonując, że przyznanie kobietom prawa wyborczego przyspieszyłoby nadejście czasów, kiedy Chleb tego życia – ciepło domowego ogniska, dach nad głową i bezpieczeństwo – oraz jego Róże – muzyka, edukacja, przyroda i literatura – staną się schedą każdego dziecka urodzonego w tym kraju, w państwie, w którym każda kobieta ma głos. Nie będzie więzień, szafotów, dzieci w fabrykach ani dziewczyn zmuszonych zarabiać na chleb na ulicy – wystarczy „dla wszystkich chleba, ale także róż”.
czytaj także
Fraza ta, najwyraźniej wywodząca się z rozmowy działaczki politycznej z dwiema uczestniczkami wiejskiego wiecu sufrażystek, zrobiła niezwykłą karierę. W 1911 roku poeta James Oppenheim opublikował wiersz Chleba i róż w „The American Magazine” – tym samym czasopiśmie, co Todd swój artykuł rok wcześniej (i często to jemu przypisuje się ukucie tej słynnej frazy). Tak oto brzmią jego dwie zwrotki:
Idziemy ramię w ramię, zmierzamy w nowy dzień,
z poddaszy i suteren, gdzie wieczny zaległ cień.
Dziś wreszcie słońca promień rozświetli każdą z burz,
gdy śpiew nasz dźwięczy skargą:
chcemy chleba, chcemy róż!
[………………………………….]
Idziemy ramię w ramię, a w naszej pieśni brzmi
wspomnienie płaczu kobiet i ich przelanej krwi,
bo głód, co ciała gnębi, nie szczędzi naszych dusz.
Tak, dziś o chleb walczymy, ale chcemy także róż!
(przeł. Mateusz Trzeciak z Krakowskiego Chóru Rewolucyjnego)
Chleb jest w nim pokarmem dla ciała, róże zaś dla sfer bardziej subtelnych: nie tylko serc, lecz także dusz, zmysłów i tożsamości. To zgrabne hasło wyrastało na gruncie żarliwej wiary, że życie nie sprowadza się do trwania z dnia na dzień, a każdy człowiek ma prawo do czegoś więcej niż tylko cielesnego dobrostanu. W nie mniejszym stopniu był to argument przeciwko twierdzeniu, że do zaspokojenia wszystkich ludzkich potrzeb wystarczą wymierne, namacalne dobra oraz odpowiednie warunki fizyczne. Róże w tych deklaracjach reprezentują złożoność ludzkiej natury; pokazują, że nasze pragnienia są nieredukowalne, a tym, co utrzymuje nas przy życiu, są nierzadko rzeczy subtelne i nieuchwytne.
Podobny przekaz odnajdujemy we wcześniejszej amerykańskiej piosence robotniczej Fragment piosenki „Eight Hours” opublikowanej w 1878 roku, tekst autorstwa Isaaca G. Blancharda, a muzyka skomponowana przez wielebnego Jessego H. Jonesa. opowiadającej o walce o ośmiogodzinny dzień pracy:
Odmienimy wnet nasz los,
bo dość mamy próżnego znoju,
co płacy godnej nam nie daje,
a myślom ni chwili spokoju.
Słońca chcemy ujrzeć brzask
i kwiatów słodką poczuć woń.
Mamy myśli, brzask słońca i kwiaty – robotnicy domagali się rzeczy zarówno namacalnych, jak i nienamacalnych. Chcieli zaspokoić swoje podstawowe potrzeby, ale i zaznać przyjemności, a do tego potrzebowali czasu, który mogliby spędzić na pielęgnowaniu życia wewnętrznego, oraz swobody, by przemierzać świat zewnętrzny.
czytaj także
W 1917 roku bolszewicy skandowali „Ziemia, chleb i pokój!”, a w innych wersjach także „Chleba, ziemi i pokoju, a cała władza w ręce rad!”. Chleb stanowił główne pożywienie europejskiej biedoty; jedną z przyczyn wybuchu rewolucji francuskiej była klęska głodu wywołana katastrofalnym załamaniem pogody i nieurodzajem pszenicy. Często służył zatem za synekdochę jedzenia w znaczeniu ogólnym oraz – szerzej – zaspokajania podstawowych potrzeb ludzkich, choć wielu ubogich rzeczywiście żyło nieomal o samym chlebie.
Ludzie znali słowa modlitwy Ojcze nasz z Ewangelii Mateusza, w której prosi się Boga: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”, a także biblijne przysłowie „nie samym chlebem żyje człowiek”. Biblia nakazywała uzupełniać chleb Słowem Bożym, być może dając w ten sposób do zrozumienia, że na tym padole wystarczy sam chleb, gdyż pociechy i radości należy szukać gdzie indziej. Róże w haśle „chleba i róż” można zatem odczytać jako jawne odrzucenie poglądu, że drugą połowę ludzkich potrzeb stanowi religia – i jako propozycję zastąpienia jej uciechami nie świata przyszłego, lecz doczesnego.
Odpowiedzialna pani domu, przebojowa rewolucjonistka. A ty, którą z patronek 2023 jesteś?
czytaj także
W 1912 roku fraza ta dotarła do uszu legendarnej nowojorskiej działaczki na rzecz praw pracowniczych, Rose Schneiderman, która później chętnie po nią sięgała (i której również przypisywano jej autorstwo). W przemowie wygłoszonej w Cleveland w stanie Ohio oznajmiła:
„Kobieta pracująca domaga się prawa do życia, a nie zaledwie egzystowania – takiego samego, jak ma do życia kobieta zamożna, a także słońca, muzyki i sztuki. Bodaj najskromniejsza pracownica ma prawo do tego samego, co i wy posiadacie. Musi mieć chleb, ale i róże. Uprzywilejowane kobiety, pomóżcie jej! Dajcie jej głos, by mogła zawalczyć o swoje prawa”.
Fraza ta zyskała dużą popularność w kręgach robotniczych z początku XX wieku, choć do strajku kobietPowodem strajku były niebezpieczne warunki pracy oraz skandalicznie niskie zarobki, a iskrą do jego wybuchu stało się kolejne cięcie płac. Kobiety pracujące w jednej z fabryk tekstylnych, które zatrudniały głównie imigrantów, w tym także Polaków, porzuciły krosna i wyszły na ulice, domagając się poprawy swojej sytuacji. Strajk szybko nabrał rozpędu i rozlał się po całym mieście. Aby ułatwić uczestniczkom pikietowanie, zorganizowano akcję wysyłania ich dzieci do rodzin z innych miast na czas strajku. Władze Lawrence próbowały brutalnie stłumić strajk, lecz robotnice wytrwały i spółka American Woolen Company ostatecznie ugięła się pod ich żądaniami, wprowadzając podwyżki. Zob. Howard Zinn, „Ludowa historia Stanów Zjednoczonych”, przeł. Andrzej Wojtasik, wstęp Artur Domosławski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2016 (przyp. tłum.). zatrudnionych w zakładach włókienniczych w Lawrence w stanie Massachusetts z 1912 roku, z którym obecnie jest powszechnie utożsamiana, przylgnęła znacznie później. Wydarzenia te znane są pod nazwą „strajku o chleb i róże”, ponieważ, jak niegdyś sądzono, wspomniane hasło widniało na transparencie jednej z pikietujących robotnic. Tak zrodziło się przekonanie, że to właśnie stąd Oppenheim zaczerpnął inspirację do napisania swojego wiersza, jednak utwór ten opublikowano jeszcze przed strajkiem, ale już po ukazaniu się artykułu Helen Todd, w którym wspomina ona o rozmowie z kobietami na farmie; różne wersje tej anegdoty pojawiły się także w jej przemowach poprzedzających strajk.
czytaj także
Muzykę do wiersza skomponowano niedługo po jego napisaniu. W latach trzydziestych XX wieku studenci ostatniego roku z Mount Holyoke College w stanie Massachusetts zaczęli śpiewać piosenkę podczas uroczystości wręczania dyplomów. W latach siedemdziesiątych piosenkarka i działaczka Mimi Fariña stworzyła nową aranżację muzyczną dla wiersza, nagraną przez Judy Collins, a później samą Fariñę i jej siostrę Joan Baez. Fariña wystąpiła także z projektem „Bread & Roses” [Chleba i róż], którego celem było wnoszenie muzyki w życie osób przebywających w szpitalach i więzieniach. Piosenkarka zmarła w 2001 roku, ale gdy piszę te słowa, założona przez nią organizacja nadal realizuje swoją misję. W XXI wieku w Argentynie powstała feministyczna i socjalistyczna organizacja Pan y Rosas, działająca obecnie na terenie Boliwii, Chile oraz innych państw Ameryki Łacińskiej, a także Francji i Niemiec.
*
Fragment książki Rebekki Solnit Róże Orwella, która ukaże się 11 kwietnia w Wydawnictwie Karakter w przekładzie Dawida Czecha. Tytuł od redakcji. Pominięto część przypisów.
**
Rebecca Solnit – amerykańska eseistka, historyczka i działaczka feministyczna. Napisała kilkanaście książek z pogranicza antropologii, filozofii i polityki, m.in. wielokrotnie nagradzaną Eadweard Muybridge and the Technological Wild West. Publikuje w wielu pismach, m.in. „Harper’s Magazine” i „Guardian”. W Polsce do tej pory ukazały się jej zbiory esejów: Mężczyźni objaśniają mi świat, Zew włóczęgi. Opowieści wędrowne, Nadzieja w mroku, Matka wszystkich pytań i Wspomnienia z nieistnienia.