Zanieczyszczenie światłem trzeba dopisać do przyczyn szóstego wielkiego wymierania. Przykłady na jego szkodliwość można mnożyć, co arcyciekawie robi autor „Manifestu ciemności”, zabierając nas w różne ekosystemy – od pustyń, lasów tropikalnych, poprzez szwedzkie wyspy, aż w głębiny oceanów.
Wyglądam z pogrążonej w mroku izby na zewnątrz. Ciemność. Ciemność widzę. I nie jest to cytat ze słynnego filmu. Chwila wahania przed wyjściem na zewnątrz. Nie widać wyraźnie schodków prowadzących na trawiaste podwórko domu, choć wiem, że tam są. Robię odważny krok w przód i w dół. Mrok mnie przyjmuje, nic złego się nie wydarza.
Schodzę na trawę i już wcale nie tak po omacku trafiam do furtki. Rodopsyna, światłoczuły barwnik produkowany w naszych oczach, który umożliwia widzenie nocne, potrzebuje kilkunastu minut, aby osiągnąć odpowiednie stężenie. Ma jednak tę właściwość, że najmniejsza ekspozycja na światło powoduje, że czmycha jak spłoszony lis. Proces przyzwyczajania oka do widzenia w ciemności trzeba zaczynać od samego początku.
Choć znam teren, w ciemności poruszam się zupełnie inaczej niż w dzień. Ruchy są wolniejsze, miękkie. Nie potrafię zaufać tylko upośledzonym w ciemności oczom, uważnie nasłuchuję.
Sierpniowa noc jest dość cicha, ale wyobraźnia i tak podpowiada wszystkie czające się w głębokim cieniu strachy. Tym bardziej że znajduję się na skraju Puszczy Boreckiej, która jak każdej nocy tętni życiem tysięcy stworzeń, z których większość zupełnie nie zwraca na mnie uwagi. Nad głową przelatują mi nietoperze. Na sto procent dostrzega albo wyczuwa mnie wilcza rodzina, lis oraz łoś, których ja nie widzę, ale które mają w tym miejscu swój rewir.
Nyktofobia to lęk przed ciemnością. Jeden z elementów genetycznego i kulturowego dziedzictwa człowieka, kluczowy dla naszego przetrwania. Nocą jesteśmy w krajobrazie gośćmi. Noc należy do bytów więcej-niż-ludzkich. Ale potrzebujemy jej jak wody i powietrza.
Rodopsyna osiąga wystarczające stężenie, abym bez trudu dostrzegł biegnącą przez łąkę ścieżkę – wyraźnie jaśniejszy pas wydeptanej trawy. Do tej pory szedłem ze wzrokiem wbitym w ziemię, czujnie rozglądając się wokoło, próbując przebić wzrokiem noc, odruchowo bojąc się potknięcia. Kiedy ścieżka zaczyna piąć się pod lekką górkę, podnoszę wzrok i aż przysiadam z wrażenia.
czytaj także
Bliźniaczo do jaśniejącej mi pod nogami ścieżki nad moją głową rozbłyska inna – Droga Mleczna, nasz dom. Jest obiektem kosmicznym tak ogromnym, że mimo iż Ziemia jest jej częścią, to możemy oglądać także ją samą, a raczej jedno z jej ramion. Ziemia w swojej kosmicznej wędrówce przysiadła na tzw. Ramieniu Oriona – jednym z czterech wyciągających się spiralnie z centrum naszej Galaktyki.
Przywilej prawdziwych nocy
Wiem, że widok Drogi Mlecznej czyni mnie uprzywilejowanym. Według raportu Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk oraz Light Pollution Think Tank, prawie 60 proc. Polaków nie doświadcza na co dzień nocnego nieba. Może się to wydawać w pierwszym momencie jakąś trywialną nostalgią. A jednak znowu okazuje się, że zależymy od czegoś, czego świadomie nawet za bardzo nie poważamy, a co czasem nawet przeklinamy.
To rytm cyrkadialny, zegar biologiczny dostosowany do dnia i nocy, światła i ciemności, aktywności i spoczynku. To w tym rytmie wyewoluowało na Ziemi życie. Niestety, wraz z rozwojem cywilizacyjnym i podporządkowywaniem świata człowiekowi, stopniowo zabijamy także noc. I to bardziej dosłownie, niż nam się wydaje. Dlatego pilnie potrzebny jest Manifest ciemności. W swojej najnowszej książce pod takim właśnie tytułem napisał go szwedzki zoolog i pisarz Johan Eklöf, najbardziej znany szwedzki badacz nietoperzy. Książka właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Manifest Eklöfa ma znaczący podtytuł: „o sztucznym oświetleniu i zagrożeniu dla odwiecznego rytmu dobowego”. To świetnie, zwięźle i soczyście napisana pigułka wiedzy szeroko nieznanej, dotyczącej zarówno ekosystemu nocy, jak też tego, czym grozi jego rozchwianie.
Polski rząd jak Monty Python. Zielone światło kopalni daje minister klimatu
czytaj także
Dr hab. Tomasz Ścieżor z Politechniki Krakowskiej, jeden ze współautorów wspomnianego wyżej raportu, mówi:
– Sztuczne światło w nocy jest czynnikiem antropogenicznym, wprowadzanym do środowiska naturalnego (dlatego określane jest jako zanieczyszczenie). Życie człowieka, jak każdej istoty na Ziemi, podlega cyklicznym zmianom dobowym, regulowanym przez okres aktywności, gdy jest jasno (dzień) i okres odpoczynku, gdy jest ciemno (noc). Wraz z zapadaniem ciemności, rejestrowanym przez oczy (również przez zamknięte powieki) w szyszynce (gruczoł w mózgu) wzrasta produkcja melatoniny, czyli tzw. hormonu ciemności. W efekcie z łatwością zasypiamy i śpimy snem głębokim, co pozwala na regenerację organizmu. Gdy zamiast ciemności nasze oczy rejestrują w nocy światło bądź padające przez okno, bądź pochodzące z oświetlenia wewnętrznego, produkcja melatoniny nie jest wystarczająca, co w efekcie rozregulowuje nasz zegar biologiczny, zaburzając procesy regeneracyjne w organizmie. Skutkiem źle przespanych nocy są zarówno nerwice czy zaburzenia psychiczne, jak różnego rodzaju choroby somatyczne. Przeprowadzone na świecie badania wykazały m.in. wpływ oświetlenia nocnego na zachorowalność na różnego rodzaju nowotwory.
Jego słowa uzupełnia mgra inż. architektury krajobrazu Agnieszka Machnowska, współautorka raportu:
czytaj także
– Pragnę podkreślić, że na podstawie wieloletnich badań prowadzonych w Polsce i za granicą, jednoznacznie można stwierdzić, że nadmiar światła pochodzenia antropogenicznego zagraża naszemu zdrowiu, zwierzętom i roślinom. Z tego względu oraz biorąc pod uwagę brak przepisów, bardzo ważna jest edukacja i rozpowszechnianie zasad zrównoważonego oświetlenia zewnętrznego. Może to prowadzić do podejmowania działań oddolnych przyczyniających się do redukcji zanieczyszczenia światłem.
Rytm dobowy jako bastion antykapitalistycznego oporu
Domykając wątek ludzki, nie można nie powiedzieć o systemie, w którym wszyscy funkcjonujemy, a który ignoruje cykle naturalne, bo musi działać całą dobę. Mówię o kapitalizmie. Jak pisze Jonathan Crary w swojej książce 24/7. Późny kapitalizm i koniec snu, w „globalnym paradygmacie neoliberalnym śpią tylko niedojdy. Świat oczekuje, że będziesz dostępny cały czas, a ty stopniowo oczekujesz tego samego od świata. Jeśli nie jesteś dostępny, wypadasz z gry. Jeśli nowe środki farmaceutyczne pozwalają np. pracować sto godzin bez przerwy, to czy uelastycznienie godzin snu i skrócenie go nie pozwoli poszerzyć nam zakresu naszej wolności osobistej i lepiej dopasować życia do swoich (sic!) potrzeb i pragnień? Czy mniej snu nie oznacza większej szansy na »życie pełnią życia«?”.
Nie jest więc niczym dziwnym, że miastami, które nigdy nie zasypiają, które generują największe zanieczyszczenia świetlne i których mieszkańcy w zasadzie nie doświadczają nocy, są stolice współczesnego kapitalizmu, takie jak Nowy Jork, Szanghaj czy Hongkong.
Napaść Rosji na Ukrainę to także atak na klimat całej planety
czytaj także
W tym kontekście sen i hołdowanie dobowemu rytmowi jawi się jako jedna z kieszonek oporu o wyjątkowym potencjale. O tym, jakie budzą zakusy ze strony kapitalistycznego systemu, świadczą ogromne pieniądze na badania, które mają doprowadzić do odkrycia metody pozwalającej utrzymać długotrwałą, niewymagającą snu aktywność u ludzi. Prowadzi je np. Departament Obrony USA. Stawką jest stworzenie żołnierza, a w dłuższej perspektywie także pracownika i konsumenta, który przez wiele dni może obyć się bez snu.
Sen jest jednym z ostatnich prywatnych i intymnych obszarów ludzkiego życia. Bastionem odwiecznych i pierwotnych rytmów, który na razie nie został w pełni skolonizowany. Broni go także z całą mocą Eklöf, opisując, jak nasza zachłanność na oświetlanie wszystkiego, wszędzie i niezależnie od realnych potrzeb zabija nocny świat – zarówno ludzki, jak i nie-ludzki.
Hekatomba nocnych motyli
Do największej hekatomby dochodzi w świecie owadów. „Światło lub też brak ciemności zwodzi owady na każdym etapie ich życia” – pisze Eklöf.
Nie znamy dokładniej liczby owadów żyjących na ziemi. Są ich miliony i wciąż odkrywamy kolejne. Połowa gatunków owadów prowadzi nocny tryb życia. Idę o zakład, że większość z nas nie zdaje sobie nawet sprawy, że np. ćmy to nocni zapylacze. Robią dokładnie to samo co ich kuzyni w dzień, tylko na innych roślinach.
Skąpe nocne światło służy też owadom za schron, w którym zdobywają pożywienie, znajdują partnerki i partnerów, kochają się, wydają na świat młode. Poświata gwiazd i księżyca jest kluczowa dla układu hormonalnego oraz zdolności nawigacji wielu istot. Niby wiemy, że ćma leci do światła świecy – ale czy zdajemy sobie sprawę dlaczego? I jak bardzo jest dla niej groźne sztuczne oświetlenie?
Zabierające przestrzeń i niszczące środowisko SUV-y jako antidotum na kompleksy
czytaj także
„W mroku ćma leci po prostym torze, orientując się według księżyca, który w warunkach naturalnych jest najsilniejszym źródłem światła na nocnym niebie. Motyl utrzymuje stały kąt ruchu względem satelity Ziemi i dzięki temu wie, dokąd zmierza. Jeśli natomiast napotka na swojej drodze lampę […] powoli kieruje się ku niej, by zachować stały kąt względem źródła światła. W efekcie tor lotu owada przybierze kształt spirali zacieśniającej się wokół lampy. Zahipnotyzowane owady przepadają. Wiele z nich ginie przed świtem, czasem zwyczajnie z wycieńczenia. Kiedy sztuczne światło gaśnie […] ocalałe osobniki znajdują się w punkcie wyjścia. Ich nocna misja okazała się klęską – nie znalazły nektaru ani partnera, nie złożyły jaj, nie rozniosły pyłku roślin” – smutno konstatuje Eklöf.
Jeśli nie przekonuje was kwestia zapylania, to może skuteczny będzie strach przed pogrążeniem się świata w gównie? Mistrzami nawigacji wykorzystującymi światło gwiazd i księżyca są chrząszcze z rodziny plugowatych. To te, które sprzątając gnijącą materię organiczną, toczą kulkę z odchodów, częstokroć dużo większą niż sam owad. Żeby znaleźć najkrótszą drogę do domu, korzystają one ze światła spolaryzowanego. Można je w uproszczeniu nazwać śladami odbitego i rozproszonego światła, które układają się na niebie we wzory, których my nie dostrzegamy – za to świetnie orientują się wobec nich owady.
Chrząszcz wchodzi na kulkę odchodów i „skanuje” nocne niebo. Zapamiętana mapa prowadzi go do celu jak Hołowczyc w nawigacji samochodu. Sztuczne światło kreuje na niebie i przedmiotach fałszywe odbicia – np. w szklanych taflach budynków albo oświetlonych powierzchniach mokrego asfaltu. Jeśli owady zostaną zwabione na takie obszary za pomocą „fałszywej mapy”, to z powodzeniem możemy wybić ich lokalną populację w ciągu zaledwie jednej nocy.
Bendyk: Klimat, środowisko i kapitalizm, czyli tania natura się kończy
czytaj także
Piętnówka kapustnica, motyl popularny w Azji i Europie, odbywa swój cały rytuał godowy w mroku. Sukces reprodukcyjny zależy od siły wydzielanych przez samicę feromonów oraz ich składu, którego kod odczytywany jest bezbłędnie przez samce – ale tylko w nocy. W pobliżu sztucznego światła samice wydzielają mniej feromonów, a ich skład różni się od tych, które produkują w ciemności. W efekcie gody rzadko kiedy dochodzą do skutku: samice daremnie czekają na mrok, który warunkuje rozpoczęcie czasu miłości, a samce na właściwy zapach, który nigdy nie nadejdzie.
Snop światła jak erekcyjny triumf ego
Oświetlenie elektryczne uważane jest za wyznacznik postępu oraz triumfu człowieka nad przyrodą i jej pierwotnymi cyklami. Pozwala nam uniezależnić się od warunków zewnętrznych, ale czy na pewno czyni nas bardziej ludźmi? I nie jest to rozważanie z gatunku „powrotu do jaskini”, ale kolejny z wątków dyskusji nad rzeczywistymi potrzebami a nadmiarem i zbytkiem.
W środku amerykańskiej pustyni Mojave zbudowano rozświetlone tysiącami reflektorów, latarni i kolorowych neonów miasto: Las Vegas – znany przybytek hazardu i symbol kapitalistycznego systemu. Na dachu hotelu, stojącego na końcu reprezentacyjnej ulicy głównej The Stripe, umieszczono najjaśniejszy obiekt na świecie – Luxor Sky Beam, strumień światła wycelowany prosto w nocne niebo. Z pokładu samolotu widać go nawet z odległości siedemdziesięciu kilometrów.
Czym jest ten gigantyczny snop światła, jeśli nie pomnikiem męskiego ego, znakiem triumfu białego człowieka, raniącym czerń nocnego nieba w znaczącym erekcyjnym geście? Symboliczna była sytuacja z 2019 roku, kiedy wyjątkowo wilgotne jak na stan Nevada lato spowodowało masową migrację szarańczy. Potężne chmury owadów – niczym w biblijnej pladze – opadały nocą na miasto, zakłócając nawet działanie radarów pogodowych i skutecznie psując wakacje turystom. Głównym punktem zlotowym owadów był właśnie Luxor Sky Beam. Zleciały się do niego nawet owady z Arizony.
Naukowcy nazywają to efektem odkurzacza. Jest to obserwowany na całym świecie proces, w którym oświetlone miasta i inne elementy ludzkiej infrastruktury zasysają owady oraz inne istoty nocne z ich naturalnych ekosystemów, czego następstwem są zmiany we wcześniej zajmowanym biotopie. Na podstawie badań w tym zakresie widać, że zanieczyszczenie światłem trzeba dopisać do przyczyn szóstego wielkiego wymierania, których jest oczywiście wiele i które nakładają się na siebie, ale za którymi niezmiennie stoi człowiek i jego działalność – od zmian klimatu, postępującej urbanizacji i nadużywania pestycydów po kurczenie się terenów leśnych.
czytaj także
Przykłady można mnożyć, co arcyciekawie robi autor Manifestu ciemności, zabierając nas w różne ekosystemy – od pustyń, lasów tropikalnych, poprzez szwedzkie wyspy aż w głębiny oceanów. Efekt świetlnego odkurzacza oraz zanieczyszczenia światłem jest tam wszędzie widoczny i dokłada się do innych przyczyn wymierania owadów, których liczba gatunków spada o 3 proc. każdego roku. Jeśli to tempo się utrzyma, grozi nam załamanie ziemskich ekosystemów.
„Wokół nas roztacza się cała maszyneria sterowana przez małe zmiany w świetle naturalnym. Składają się na nią ekosystemy, które wybudzają się i uruchamiają w różnych momentach, zaprogramowane pod różne natężenia i długości fal świetlnych. Gdy jedno zwierzę zasypia, drugie zaczyna swoją zmianę. Łańcuchy zdarzeń, zachowań i cykli hormonalnych startują i kończą się o konkretnych porach wyznaczonych – czasem w zbyt subtelny dla człowieka sposób – przez światło. […] Sztuczne światło maskuje istniejące w naturze niuanse i niesie ryzyko przesunięcia w czasie całych sekwencji zdarzeń. Większa wiedza na temat tych procesów da szansę na stworzenie pewnych rozwiązań. Wzrost zainteresowania wpływem światła zarówno na systemy ekologiczne, jak i na nasze samopoczucie będzie krokiem ku odzyskaniu nocy przez człowieka” – pisze Eklöf.
Ugoszczenie rodopsyny
Wchodzę na szczyt pagórka. Niby panuje noc, ale rodopsyna w moich oczach rozgościła się na dobre. Wyraźnie dostrzegam w gwiezdnej poświacie nawet dalekie szczegóły krajobrazu Mazur Garbatych. Patrzę na północ i czuję przebiegający całe moje ciało dreszcz. Nie dostrzegam tego, co „zobaczy” za chwilę matryca mojego aparatu fotograficznego, ale wyraźnie czuję, że tam jest.
Mrużę oczy. Widzę, jak noc zaczyna falować, wyraźnie nabierając kolorów. W niebo strzelają słupy światła. Tym razem to nie żaden mazurski Sky Beam, ale kolejna już w tym roku zorza polarna. Technologia cyfrowej fotografii pozwala dostrzec to, czego nie jesteśmy w stanie zobaczyć naszym – niezłym, ale wcale nie najdoskonalszym w przyrodzie – okiem. Naświetlany przez 10 sekund obraz na matrycy aparatu odmalowuje ścianę purpurowego światła, zalewającą północny horyzont i nieboskłon. Widoczne gołym okiem słupy światła na zdjęciu nabierają ciała i barw – pokolorowane światłem od żółtego i zielonego po jaskrawy fiolet.
czytaj także
Mimo że wyszedłem w noc na obserwację Perseidów, to niespodziewany spektakl wiatru słonecznego i burzy magnetycznej skradł im nocny show. Cieszę się jak dzieciak! Dla mnie to zorzowy debiut. Poczytuję go za zew dzikości, który właśnie tego dnia, tej bezchmurnej i ciemnej nocy zawiódł mnie na skraj Puszczy Boreckiej. Miejsca, które wciąż może cieszyć się ciemnym niebem, na którym Droga Mleczna widoczna jest gołym okiem. Gdybyście mnie zapytali, czym jest dla mnie luksus – wskazałbym na diamenty iskrzące się nad moją głową. Za żaden z nich nie zapłaciłem ani grosza.