Przedstawiamy jedną z baśni z bestsellerowej węgierskiej książki „Kraina baśni jest dla wszystkich”, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zbiór baśni, który atakują prawicowe grupy i węgierski rząd? Oto Kraina baśni jest dla wszystkich, której polski przekład przygotowało Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Książka składa się z siedemnastu baśni napisanych przez bardziej i mniej znanych współczesnych węgierskich pisarzy i pisarki. Historie oparte na znanych bajkach i opowieściach w centrum stawiają różnorodne postacie z marginalizowanych grup: Kopciuszek pochodzi z romskiej rodziny, Królowa Śniegu jest lesbijką.
Książka od początku wzbudzała agresję ruchów anty-LGBT na Węgrzech, atakowano między innymi jej redaktora Boldizsára Nagya, który ostatecznie, po wprowadzeniu haniebnego prawa mającego bronić młodzież przed „homopropagandą”, zdecydował się opuścić Węgry.
Jednocześnie Kraina baśni jest dla wszystkich okazała się jedną z najgłośniejszych książek 2020 roku na Węgrzech i sprzedała się w ponad 30 tysiącach egzemplarzy. Książka znalazła się też na liście Białych Kruków 2021, czyli 200 najlepszych książek dla dzieci i młodzieży z całego świata.
Publikujemy jedną z baśni zamieszczonych w książce.
***
Edit Szűcs, Poroże dla sarenki
Pierwsze, co zobaczył na świecie, było światło przesiane przez sito liści. Nim mama wylizała go do czysta, zachwycił się pomarańczowym niebem i usłyszał śpiew ptaków.
– Moje słodkie maleństwo, moje Koni! – zwróciła się do niego po imieniu mama. – Cieszę się, że tu jesteś!
Miał już kilka tygodni, kiedy mama zdecydowała, że czas poznać inne sarny, więc o zachodzie słońca zabrała go na łąkę, gdzie czekało na nich jej stado z własnymi młodymi. Mama pokazała mu Marę i jej synka, który wśród radosnych śmiechów zbliżył się do Koniego i przedstawił jako Ronan.
– Jaką jesteś piękną dziewczynką! – powitała go Mara.
Koniemu z jakiegoś powodu nie spodobał się ten komplement i sprawił mu przykrość.
– Nikt nie będzie mnie nazywał dziewczynką! – burknął i chcąc podkreślić swoją zwinność, podskoczył, ale fiknął koziołka, bo nogi mu się poplątały. Usłyszał chichot Ronana, więc stracił humor. Postanowił zachować dystans.
Ronan podbiegł do niego i ubódł go na znak pokoju. Koni szybko zapomniał o przykrej chwili i wkrótce stali się nierozłącznymi przyjaciółmi.
Koni i Ronan spotykali się niemal każdego dnia. Koni poznał sarny, a nawet leśne zwierzęta. Bardzo polubił lisa, bo ten znał świetne żarty. Z kuną bawił się w berka. Najbardziej jednak zapadło mu w pamięć spotkanie z ojcem.
Byli razem z mamą na łące. Koni właśnie walczył na niby z Ronanem i innymi koziołkami, gdy mama przywołała go do siebie. Nie była sama, obok niej stał jakiś byk, większy niż wszystkie, które Koni dotąd widział. Jego głowę zdobiło imponujące, rozgałęzione poroże, a dumna postawa samca sprawiła, że mały koziołek struchlał. Byk skłonił przed nim głowę, uśmiechnął się i Koni przestał się bać. Zanim oddalił się od rodziców, usłyszał, jak ojciec mówi do matki:
– Jaką piękną mamy córeczkę!
Koni stracił ochotę na zabawę.
Pierwsze cudowne lato nie mogło trwać wiecznie. Dni stawały się chłodniejsze i krótsze, a Koni czuł, że jego matka robi się bardziej czujna. Rzadziej widywał Ronana, czas mijał im na szukaniu pożywienia, które znajdowali z coraz większym trudem.
– Musimy uważać, dokąd chodzimy i jak się poruszamy – ostrzegła go mama. – Jest coraz mniej liści, które wcześniej chroniły nas przed wzrokiem myśliwych.
Koni poczuł, że głos matki zadrżał, gdy wspomniała myśliwych, lecz nie wiedział dlaczego. Przestrzegał jednak reguł i ukrywał się w poszyciu jak ktoś, kto doskonale wie, co mu grozi.
Pewnego dnia o świcie, kiedy Koni ledwo czuł własne racice w chłodnym, jesiennym wietrze, wyruszyli z mamą, by odnaleźć stado. Wspólnie mieli dotrwać do czasu, gdy znowu zrobi się ciepło. Koni nie mógł się doczekać, by znowu być razem z Ronanem, a może nawet ponownie spotkać ojca.
Spotkanie przyniosło zawód. Wszyscy byli zasmuceni i zaniepokojeni, młode nie odstępowały rodziców na krok. Koni słyszał z oddali odgłosy przypominające trzaski i sam nie miał odwagi oddalać się od mamy. Pewnego razu z krzaków na skraju lasu wybiegł w pośpiechu Ronan. Nie było już przy nim jego mamy.
Zima była trudnym czasem dla saren. Koni nie wiedział, że jedzenie kiedyś się skończy, że w końcu będzie musiał zadowolić się korą drzew. Ronan stracił ochotę do rozmów. Został jakiś czas z nim i jego mamą, ale kiedy zima miała się ku końcowi, grupka się rozproszyła i w końcu on również zniknął.
Wiosna przyniosła wiele zmian. Koni urósł i zniknęły jego białe kropki. Dni stały się dłuższe, śnieg stopniał. W lesie zrobiło się spokojniej, a do serc zwierząt wróciła nadzieja, chociaż w czasie zimy kilkoro bliskich znajomych zniknęło i już nigdy ich nie widziano.
czytaj także
Kiedy pierwszy raz przybył na pole, by spotkać się z innymi młodymi sarnami, Koni musiał zmierzyć się z czymś, czego się obawiał. U pozostałych koziołków już zaczęło rosnąć poroże, a on wciąż był taki jak wcześniej.
Wśród byków ujrzał własnego ojca, podbiegł więc do niego po radę.
– Tato, a kiedy u mnie wyrośnie poroże? – spytał. Na twarzy ojca dostrzegł zdziwienie.
– Jeśli wdałeś się we mnie, to już niedługo. Najlepiej wie mama – dodał niepewnie.
Koni poczuł przypływ sił i wrócił do pozostałych, ale później zauważył, że rodzice o coś się kłócą. Czuł się dziwnie. Chciał, jak dawniej, bawić się z innymi koziołkami, ale one odesłały go, mówiąc, że nie może z nimi walczyć, skoro nie ma poroża. Zasmucony Koni powlókł się do mamy.
– Mamo, kiedy będę miał poroże, by móc się bawić z innymi koziołkami?
– Koni, już czas, żebyś przestała się wygłupiać! Dobrze wiesz, że nigdy nie wyrośnie ci poroże. Nie baw się już z kozłami. Nadszedł czas, by poznać inne łanie.
Inne łanie.
– O czym ty mówisz, mamo?
– Czas już skończyć z tymi wymysłami, Koni, niedługo będziesz dorosła – westchnęła mama i poszła przed siebie.
Koni nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, i zaczął płakać z rozpaczy. Nie czuł się dobrze, nosząc dziewczęce imię, ale nie miał pojęcia, jak temu zaradzić. Tęsknił za Ronanem i z każdym dniem coraz bardziej się bał, że już nigdy go nie zobaczy. Że nic nie przyniesie mu pocieszenia.
Zdarzyło się to pewnego dnia, kiedy Koni pierwszy raz udał się na spacer bez mamy. Czuł, że chce pobyć przez jakiś czas z dala od innych, że woli poszukać przyjaciół wśród innych zwierząt. O zmierzchu, kiedy właśnie rozmawiał z lisem, nagle natknął się na nieznanego byka. O nie, to wcale nie był obcy, to był Ronan! Zupełnie się zmienił! Na głowie starego przyjaciela wyrosła już korona. Koni próbował stłamsić w sobie rodzącą się zazdrość. Zwierzęta na powitanie zetknęły się czołami, a potem opowiedziały sobie, co się wydarzyło od czasu, gdy stopniał śnieg. Koni zwierzył się ze swego zmartwienia: brakuje mu poroża i przez to reszta nie chce go uznać za swego, a w dodatku już mu się nie podoba jego dawne imię.
Ronan od razu odparł:
– A co powiesz na Konor?
– Konor – powtórzył na głos koziołek, uśmiechając się. – Znakomite!
Od tamtej chwili z dumą nosił nowe imię, coraz więcej czasu spędzał też ze swoim ojcem i Ronanem. Cierpiał z powodu zachowania mamy, ale wolał unikać jej towarzystwa, niż stale kłócić się o to, dlaczego nie chce zwracać się do niego nowym imieniem.
Konorowi brakowało rogów, więc wciąż nie czuł się dobrze we własnej skórze. Widział, że poza Ronanem nikt nie traktował go poważnie; słyszał chichot, kiedy paradował przed łaniami z dumnie podniesioną głową. W tym trudnym czasie leśni przyjaciele próbowali podnieść go na duchu. Ronan podpowiadał, jak powinien się zachowywać jako byk, i nawet stawał z nim do walki, chociaż pozbawiony poroża Konor co chwila padał jak długi lub przysiadał na zadzie.
Przyjaciele chcieli również postarać się dla niego o rogi. Lis wygrzebał błoto, które wiewiórka i kuna wtarły mu w głowę, a ptaki przyniosły dwie gałęzie, które umocowały w mazi. Innym razem, sznurkiem splecionym z chwastów próbowały przywiązać do jego głowy długie szyszki. Niestety, ani jeden pomysł nie był trwały, ale mimo to Konor i tak dobrze się bawił i jeszcze długo po nieudanych eksperymentach czuł wielką wdzięczność za pomoc przyjaciół. Chociaż próby spełzały na niczym, Konor przez krótką chwilę mógł poczuć się dumnym bykiem. A reszta biła brawo i dodawała mu otuchy, dzięki czemu miał poczucie, że wszystko jest w porządku.
Pewnego popołudnia u schyłku lata do zwierzęcej gromady dołączyła jaskółka, która właśnie obserwowała, jak Konor i Ronan ruszają na siebie w walce. Konor miał na sobie dopiero co skleconą koronę z gałęzi. Dwa kije wystrzeliły w dwa przeciwne kierunki, a oszołomione byki rozpoczęły zapasy.
– I tyleśmy widzieli nasze poroże – westchnął lis.
– Czemu tak się męczycie? – spytała zaciekawiona jaskółka.
– Próbują zrobić dla mnie poroże – wtrącił Konor, kiedy już nie był w stanie ustać na czterech nogach.
– A dlaczego nie zdobędziecie prawdziwego poroża?
– Takiego, jakie gubią inne sarny? Próbowaliśmy – odparł lis. – Cudze rogi spadają tak samo, jak gałęzie.
– Ależ nie! Prawdziwe, najprawdziwsze! – wesoło zawołała jaskółka.
Konor, słysząc te słowa, uniósł głowę.
– Jak mielibyśmy je znaleźć? – zapytał zdziwiony.
– Wystarczy odszukać Wiosenną Wróżkę! Za jej sprawą zmienia się cały świat i na pewno umiałaby pomóc i tobie.
– Ale jak ją znaleźć? Którędy iść? – dopytywał byk. Nie mógł uwierzyć, że rozwiązanie może być tak proste.
– Teraz szukałbyś na próżno, bo Wiosenną Wróżkę można spotkać tylko wiosną i nie wolno jej popędzać – wyjaśniła jaskółka.
– Wydaje mi się, że będzie chciała coś w zamian – wtrącił lis. – Dzisiaj nikt niczego nie daje za darmo. Powiedz, jaskółko: a czy wróżka spełnia wszystkie zachcianki?
– Słyszałam, że pomaga tylko tym, którzy na to zasługują.
„Tym, którzy na to zasługują”. Ach, to jednak nie będzie takie proste.
– A jak można udowodnić, że jest się tego wartym? – zapytał Ronan.
– Cóż… – zaczęła jaskółka, ale nagle wtrącił się Konor:
– Jak mam jej to udowodnić? Dlaczego w ogóle miałbym podjąć ten trud? – dodał z wyrzutem. – Inne kozły nie robią zupełnie nic, by zasłużyć na swoje poroże! Dlaczego więc ja miałbym się starać?
Wszyscy umilkli. Nikt nie umiał udzielić dobrej odpowiedzi. W końcu Ronan podszedł do przyjaciela i delikatnie szturchnął go w bok.
– Przykro mi. Masz rację, to naprawdę niesprawiedliwe.
Konor westchnął głęboko.
– Może spojrzysz na to z innej strony, Konor. Mógłbyś mieć swoje poroże!
Uśmiechnęli się do siebie.
– Gdyby mnie ktoś pytał o zdanie… – odezwała się jaskółka. – Nie wiem, czego oczekuje Wiosenna Wróżka, ale może warto zachować się jak bohater? To powinno wystarczyć. Życzę ci szczęścia! – zawołała i odfrunęła.
Konor długo włóczył się po lesie i nieustannie łamał sobie głowę nad tym, komu mógłby pomóc, skoro nikt nie potrzebował bohaterskiego czynu. W głębi duszy wciąż zmagał się z myślą, jak niesprawiedliwe jest to, że musi zasłużyć na coś, co inni po prostu mają. Pewnego dnia poczuł, że gdyby nawet spotkał wróżkę, miałby do niej tylko pretensje, że toleruje świat, który funkcjonuje w taki straszny sposób.
czytaj także
Tymczasem inne sarny zaczęły się coraz dziwniej zachowywać. Niewinne igraszki byków przerodziły się w prawdziwe walki: o teren i łanie. Konor nie widział sensu, by stawać w szranki, byłby gotów walczyć tylko po to, by zdobyć swoje poroże. Reszta stada zmusiła Ronana do potyczek, które bardzo się Konorowi nie podobały. Nie chciał widzieć przyjaciela poznaczonego ranami i trapiła go myśl, że Ronan miałby spędzić życie z kimś innym. Chciał, żeby wszystko wróciło do normy.
Pewnego popołudnia Konor szedł leśną ścieżką i natknął się na Ronana. Był trochę potargany, ale Konor ucieszył się na jego widok. Jego radość trwała do czasu, aż zobaczył za swoim przyjacielem innego byka. Drugi byk wydał się znajomy, bawili się razem w dzieciństwie, ale Konor nie lubił go, bo ten nie grzeszył manierami. Obydwa samce były wyraźnie zdenerwowane.
Konor ruszył w stronę Ronana, ale drugi byk zagrodził mu drogę. Konor zrozumiał, że chciał stoczyć walkę o niego. Nie z nim, ale o niego. Byk postawił warunek:
– Albo pójdziesz ze mną z własnej woli, Koni, albo stoczymy o ciebie walkę z Ronanem!
Konor nie mógł tego słuchać. Kiedy byk odwrócił się w stronę Ronana, Konor z całej siły dźgnął rywala w bok i go powalił. Pokonam cię, nawet bez rogów – myślał. Byk odskoczył z bólu i zaskoczony, ruszył do ucieczki.
– Co on sobie myślał? – oburzył się Konor. – Zranił cię? – spytał, gdy przyjaciel go przytulił.
Ronan obiecał, że zostanie z Konorem, żeby w razie potrzeby mogli się wzajemnie obronić. Sypiali razem pod rozgwieżdżonym niebem, przytulając się do siebie, gdy zrobiło się jeszcze zimniej.
Podczas jesiennych spacerów Konor wraz z ojcem i Ronanem pomagali leśnym zwierzętom w przygotowaniach do zimy. Razem z kuną szukali miejsca, w którym prześpi chłody, i przygotowali legowisko dla lisa. Konor znał wszystkie odgłosy lasu. Kiedy w poszarzałym zagajniku zaczęły opadać ostatnie liście z drzew, poczuł, że już niedługo rozpocznie się czas polowań. Nie musiał na to długo czekać.
O świcie zaalarmowały ich krzyki saren. Kiedy opuszczali kryjówkę, ojciec nakazał im pośpiech. Puścili się pędem, chcieli uciec jak najdalej od strzałów. Coraz więcej zwierząt czmychało ze swoich domów, wszyscy byli przerażeni. Nagle Ronan zniknął Konorowi z oczu. Biegł razem z ojcem obok polany, gdy coś dobiegło do jego uszu.
– Tato, zaczekaj! Czy to nie płacz sarniątek?
Zatrzymali się. Ojciec zastrzygł uszami.
– Masz rację. Tędy! – zawołał i ruszył w otaczające pole krzaki. Konor biegł po jego śladach.
Widok, który ujrzeli, był straszny. Dwie młode sarny krzyczały z przerażenia obok nieruchomego ciała matki. Maleństwa były tak przerażone, że nie miały siły uciekać. Byki bez chwili namysłu potruchtały w ich stronę.
Konor szturchnął młode, aby zachęcić je do marszu, a jego ojciec osłaniał całą trójkę. Wtedy Konor zobaczył błysk między drzewami. Zaczęli uciekać w przeciwnym kierunku, w stronę bezpiecznego lasu, gdy znowu coś zagrzmiało. Nigdy nie było tak głośno, myślał Konor, skąd dochodzi ten huk? Wskoczyli między krzaki i gnali dalej. Zostali tylko we troje. Ojca już z nimi nie było.
Wreszcie dotarli do stada skulonych ze strachu saren. Maluchy całe się trzęsły, Konor zdrętwiał. Na szczęście Ronan znajdował się wśród zwierząt i próbował zaprowadzić porządek, ale kiedy zauważył Konora, od razu do niego przybiegł i go przytulił. Konor cofnął się. W stadzie była jego matka. I każdy, kogo znał. Nie umiał im spojrzeć w oczy.
– Uważaj na nich, proszę! Znajdź im dom – szepnął i pchnął dwa maluchy w stronę Ronana, po czym odwrócił się i ruszył biegiem.
Ukrywał się z poczuciem wstydu. Chodził ścieżkami, które znał tylko jego ojciec. Długo nie mógł nic przełknąć, więc z każdym dniem tracił siły. Winił siebie za to, co się stało. Nie przeżyłby nadchodzącej zimy, gdyby jego przyjaciele nie odwdzięczyli się za pomoc, której kiedyś im udzielił. Lis zaopatrywał go w jedzenie i osłaniał w czasie najsroższego zimna. Kuna dotrzymywała mu w towarzystwa, gdy chciał z kimś posiedzieć w milczeniu. Z trudem dotrwał do chwili, gdy rozkwitły pierwsze przebiśniegi.
czytaj także
Pewnego marcowego poranka Konor pomyślał, że czas już wrócić. Przepełniał go smutek, żałował tego, co przydarzyło się jego ojcu, ale był gotowy wrócić do domu. Okolica wydawała się coraz bardziej znajoma, gdy nagle zauważył jakiegoś człowieka. Nie, to nie był człowiek. Była to istota podobna do dziecka, miała kozie racice i zmierzwione włosy, a zachowywała się tak, jakby to za jej przyczyną między korzeniami drzewa wyrastały kwiaty.
Konor stanął w miejscu. Czy to ona? Już prawie zapomniał, o czym rozmyślał zeszłego roku, a teraz czuł się zupełnie nieprzygotowany. Nie porwałem się na żaden chwalebny czyn, cóż więc miałbym teraz zrobić. Ostrożnie zbliżył się do rozczochranej istoty, a kiedy ta go dostrzegła, odwróciła się w jego stronę i przywitała z uśmiechem. Młody koziołek zaczął opowiadać, skąd się tu wziął i dlaczego. Wróżka słuchała w skupieniu.
– I ty myślałeś, że oczekuję od ciebie czegoś w zamian za moją pomoc? Nie wygłupiaj się! Każdy zasługuje na to, żeby żyć tak, jak chce. A poza tym, już jesteś bohaterem. Nie myśl, że o tobie nie słyszałam. Każde leśne zwierzątko zna twoje imię, Konor. Dla nich wiele znaczy to, że mogły na ciebie liczyć, że z nimi byłeś. Nie mówiąc nawet o dwóch sarnich maluchach.
Kiedy zobaczyła, że byk się rozpłakał, pogłaskała go po szyi:
– Żałuję tylko, że nie przyszłam wcześniej – powiedziała i jej twarz zakrył cień zmartwienia. – Mam nadzieję, że nie będziesz zawiedziony, ale nie mogę ci dać prawdziwego poroża, bo władam tylko leśnymi roślinami. Mogę ci ofiarować jedynie dwie okazałe gałęzie, które będą na zawsze ozdobą twojej głowy. Czy to wystarczy?
Konor oczywiście się zgodził. Wróżka zawołała jego przyjaciół, a oni wybrali dwie najpiękniejsze gałęzie w lesie. Czarodziejka przytroczyła je do jego łebka, ucałowała go w czoło i wtedy gałęzie stały się jego ciałem.
– Zrób coś dla mnie: zawsze dbaj o leśne stworzenia! Mam nadzieję, że twoje dalsze życie będzie równie szczęśliwe jak do tej pory – powiedziała na pożegnanie i zniknęła.
Konor podziękował wszystkim zwierzętom, pożegnał je i ruszył w dalszą drogę do domu. Nie mógł się już doczekać powrotu.
Najpierw ujrzał dwa uratowane maleństwa: fikały w trawie, bawiąc się z Ronanem. Kiedy go spostrzegł, serce Konora zaczęło bić szybciej. Sarenki przypatrywały się mu i nawet Ronan w pierwszej chwili go nie poznał.
– Konor – wykrzyknął nagle i przybiegł jak na skrzydłach.
Kiedy się przybliżył, ich poroża się zaplątały. Śmiejąc się, próbowali je rozpleść. Konor nigdy wcześniej nie był tak szczęśliwy.
Wiele się zmieniło w lesie od tamtego czasu. Konor często potrącał głową o zwisające gałęzie drzew, ale przyzwyczaił się, że jego poroże rozkwita na wiosnę, a gdy się łamie, odrasta na nowo. Wreszcie czuł się dobrze we własnej skórze i nabrał pewności siebie.
Nie tłumaczmy bigoterii, homofobii i transfobii biologią [rozmowa]
czytaj także
Inne sarny cieszyły się, że jest z nimi, od tego momentu patrzyły na niego jak na byka, każdy podziwiał jego niezwykłe rogi. Nadszedł też dzień, kiedy pogodził się z mamą. W końcu nazwała go swoim synem. Konor wybaczył jej tak, jak wybaczył innym sarnom, ale czas spędzał ze swoimi starymi przyjaciółmi.
Konor zaopiekował się też maleństwami, które przygarnął Ronan. Razem wychowywali dwie dorastające sarny. Znowu chodzili razem po leśnych ścieżkach: do ich wieczornych spacerów często dołączał lis, który truchtał obok młodych, lub kuna lubiąca wylegiwać się na ich plecach, a czasami nawet asystowały im ptaki, które przysiadywały na porożu Konora. Te spacery lubił najbardziej. Często był wdzięczny Wiosennej Wróżce i zgodnie z daną jej obietnicą, do końca życia dbał o las.
Przełożyła Kinga Piotrowiak-Junkiert
**
Edit Szűcs – uwielbia tworzyć historie, nawet jeśli większość z nich zostaje zapisana tylko w jej głowie. Jest przede wszystkim rysowniczką, zajmuje się ilustrowaniem i projektowaniem postaci, ale od czasu do czasu również pisze. W przyszłości chciałaby pracować nad większymi historiami: książką, komiksem, filmem lub grą komputerową, w której ludzie podobni do niej mogliby zobaczyć samych siebie.