Swoją powieść graficzną Keum Suk Gendry-Kim kończy dedykacją „dla ofiar nieludzkiego systemu”. Te ofiary to kobiety, które były seksualnymi niewolnicami (zwanymi „pocieszycielkami”) japońskiej armii w czasie drugiej wojny światowej. Kinga Dunin czyta „Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę” Oceana Vuonga, „Trawę” Keum Suk Gendry-Kim i „Japonię, Chiny, Koreę. O ludziach skłóconych na śmierć i życie” Michaela Bootha.
Ocean Vuong, Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę, przeł. Adam Pluszka, W.A.B. 2021
Zacznę jeszcze raz.
Droga Mamo,
piszę, żeby dotrzeć do ciebie – nawet jeśli każde zanotowane słowo jest jednym słowem dalej od miejsca, w którym jesteś.
Ta forma listu okaże się dla pisarza bardzo pojemna, poza tym niewielka jest szansa, że w pełnym wymiarze dotrze on do adresatki, bo nie umie ona czytać. Matka analfabetka? To dość niezwykłe w dzisiejszych czasach, wiarygodność tego komunikatu może uratować tylko jedno – to prawda.
Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę to książka, która odzwierciedla biografię autora, uznanego i nagradzanego amerykańsko-wietnamskiego poety, urodzonego w 1988 roku. Przy czym strategią pisarską nie jest tu szantaż – piszę o sobie, więc jeśli wam się nie podoba, to tak, jakbyście mnie odrzucali. Jest odwrotnie: jestem pisarzem, bo z okruchów prawdy potrafię stworzyć obrazy, które są przede wszystkim literaturą, a czasem poematem.
Pisanie „…jest schodzeniem tak nisko, że świat miłosiernie oferuje nowy punkt widzenia, szerszą perspektywę złożoną z małych rzeczy, gdy gaza staje się nagle ogromną płachtą mgły wielkości twojej gałki ocznej. Patrzysz przez nią i widzisz gęstą parę w całonocnej łaźni we Flushing, gdzie ktoś raz mnie dotknął, szukając uwięzionego fletu obojczyka. Nigdy nie widziałem twarzy tego mężczyzny, tylko okulary w złotych oprawkach unoszące się we mgle. A potem to uczucie, aksamitne ciepło, wszędzie we mnie”.
Jeśli ktoś sięgnie po tę pozycję zachęcony „bardzo ciekawą historią rodzinną”, licząc na to, że zostanie ona po prostu i po bożemu opowiedziana, może się rozczarować. Mnie ta książka uwiodła.
Ale oczywiście historia rodzinna, którą można z niej wyczytać, jest ciekawa. Babcia autora była wiejską dziewczyną w Wietnamie, która uciekła z aranżowanego małżeństwa i nie mając innego wyjścia, została pracownicą seksualną. Poznała amerykańskiego żołnierza, miała z nim (a może nie tylko z nim?) dzieci, w tym matkę autora, pobrali się. Żołnierz pojechał do Stanów odwiedzić rodzinę. Sajgon upadł, wojna w Wietnamie się skończyła, Amerykanin nie mógł wrócić. Babcia została sama z mieszanymi rasowo dziećmi, którym nie ułatwiało to życia w pamiętającym wojnę kraju.
Ocean urodził się już w Ho Chi Minh. Udało im się – rodzicom, dzieciom, babci – opuścić Wietnam, najpierw znaleźli się w obozie dla uchodźców na Filipinach, potem już w Stanach, w niedużym mieście w Connecticut. Mama pracowała jako manikiurzystka, z ojcem dzieci, który ją bił, rozstała się. Ona też biła, obie z matką miały chyba objawy stresu pourazowego, co nie przeszkodziło Oceanowi darzyć je niezwykłą miłością.
W powieści autor wspomina też o swojej chorobie dwubiegunowej. Chociaż to, w jaki sposób łączy ze sobą szczęście i rozpacz, może wynikać z praktykowanego przez niego buddyzmu. Czytać nauczył się, mając jedenaście lat. I w ogóle życie kolorowych imigrantów nie było łatwe. (A przy okazji pojawi się też „Tiger” Woods, ten słynny golfista, który określa się jako „Cablinasian” – Caucasian, Black, American Indian and Asian – bo ma chińskie, tajskie, afroamerykańskie, holenderskie i indiańskie korzenie).
Pewno porównania takie nie mają sensu, ale wolno chyba powiedzieć, że Voung nie miał łatwiejszego startu życiowego niż autor i bohater Elegii dla bidoków. Tylko jego droga awansu jest inna – nie przez armię, studiowanie prawa i amerykański sukces finansowy, ale przez „kapitał kulturowy”. I jeśli studiował literaturę angielską, to chyba nie tylko dla „dystynkcji” (Tu wtrącam się do dyskusji o czytaniu i nieczytaniu).
czytaj także
Drugi bardzo ważny wątek jego powieści wiąże się z tym, że jest gejem. To historia jego pierwszych doświadczeń seksualnych i miłości do Trevora, chłopaka, którego poznał, kiedy jako nastolatek zaczął dorabiać przy zbiorach tytoniu. Do Trevora, który wierzył, że przestanie być gejem, gdy dorośnie, ale nie zdążył, bo umarł z powodu przedawkowania narkotyków. (Tu z kolei znajdziemy coś o amerykańskiej epidemii uzależnienia od opioidów). To historia dwóch dość prostych chłopaków, którzy muszą nauczyć się, kim są: fizycznie, psychicznie, i coś zrobić z amerykańskim ideałem męskości. Jedna z ładniejszych gejowskich historii, jakie zdarzyło mi się czytać.
*
Keum Suk Gendry-Kim, Trawa, przeł. Łukasz Janik, Centrala Mądre Komiksy 2021
Czarno-biały komiks, którego estetyka nie zawsze mi odpowiadała, ale czasem bardzo dobrze oddaje nastrój. Swoją powieść graficzną autorka kończy dedykacją „dla ofiar nieludzkiego systemu”. Te ofiary to kobiety, które były seksualnymi niewolnicami (zwanymi „pocieszycielkami”) japońskiej armii w czasie drugiej wojny światowej. „Pracowały” w przeznaczonych dla żołnierzy domach publicznych, ale można powiedzieć, że były to po prostu zinstytucjonalizowane, często okrutne, masowe gwałty.
Trawa personalizuje tę historię, pokazuje na przykładzie życia konkretnej koreańskiej (dotyczyło to wszystkich wówczas podbitych narodów) kobiety, oddanej do obcej rodziny, gdy była dziewczynką, porwanej jako nastolatka przez japońskich żołnierzy i zawiezionej do bazy wojskowej w Chinach. To, co wówczas przeżyła, wpłynęło potem na całe jej nieszczęśliwe życie, które spędziła w Chinach. Jako bardzo już wiekowa osoba wróciła do Korei, spotkała się z rodziną i zamieszkała w ośrodku opiekującym się „pocieszycielkami”, które wciąż żyją, a nie jest ich już wiele.
Swoją historią dzieliła się na świecie, wystąpiła w filmie dokumentalnym, a w komiksie opowiada ją młodej dziewczynie. Opowiada dość fragmentarycznie, nie jest to na tyle żywa biografia, żeby naprawdę nas wciągnąć, raczej ma ilustrować pewien problem. Bohaterka jest postacią autentyczną, nazywa się Lee Ok-seon i wciąż uważa sprawę za niezamkniętą. A czy mogłaby być zamknięta? Jak? Jakiego zadośćuczynienia oczekuje się współcześnie? Co się przez dziesięciolecia w tej kwestii działo? Na te pytania nie znajdziemy tu odpowiedzi.
czytaj także
*
Michael Booth, Japonia, Chiny, Korea. O ludziach skłóconych na śmierć i życie, przeł. Barbara Gutowska-Nowak, Bo wiem 2021
Źródłem problemu były dwie maleńkie kropeczki z błękitnego lukru, każda o średnicy niespełna milimetra.
Był to element dekoracji deseru, która przedstawiała mapę Półwyspu Koreańskiego podczas pewnego dyplomatycznego przyjęcia. Te dwie kropeczki to sporne wysepki, a obraził się ambasador Japonii.
W tym dobrze napisanym reportażu Booth opisuje swoją podróż przez Japonię, Koreę Południową, Chiny, Hongkong i Tajwan. I tu już znajdziemy odpowiedzi, których nie znaleźliśmy w Trawie. Istnieją bardzo różne szacunki liczby ofiar, „pocieszycielek” – od 20 do 400 tysięcy, przyjmuje się, że było ich około 100 tysięcy. Większość z nich tego nie przeżyła. Z różnych powodów, w tym politycznych, przez dziesięciolecia ich los był przemilczany. Pierwsi zajęli się tą sprawą japońscy dziennikarze w latach 70.
W latach 90. władze Japonii zaczęły przepraszać, również w listach wystosowanych do każdej z żyjących kobiet, i czynią to właściwie nieustannie do dzisiaj. Jednak ich przeprosiny nie są uznawane za szczere. Booth także spotyka się z bohaterką Trawy (tylko w innej transkrypcji: Yi Ok-sun), już bardzo słabą. Nadal mówi ona, że domaga się przeprosin od japońskiego rządu. Gdzie indziej powiedziała, jak je sobie wyobraża: cesarz Japonii powinien przeprosić ją na klęczkach.
To bardzo ciekawa część tego reportażu – o przepraszaniu i jego skutkach, czasem rewizjonistycznych, niekoniecznie łagodzących napięcia. Przepraszaniu nie tylko za cierpienia kobiet, ale też inne zbrodnie wojenne, takie jak masakra w Nankinie czy Jednostka 731, gdzie prowadzono badania nad bronią biologiczną, dokonując okrutnych eksperymentów na ludziach, w tym wiwisekcji. Koreańczycy i Chińczycy wciąż jednak nie są usatysfakcjonowani. Na przykład Fundusz kobiet Azji (1995 rok), który miał wypłacać odszkodowania żyjącym jeszcze ofiarom, był kontestowany ze względu na swoją formalną konstrukcję, bo był zasilany nie przez państwo, lecz przez prywatnych darczyńców.
Ale powody – tej i innych wciąż trwających animozji między tymi trzema państwami i ich społeczeństwami – są dużo bardziej złożone. Żeby je zrozumieć, trzeba dowiedzieć się więcej o historii, kulturze, społeczeństwie, języku, polityce, nie tylko miejscowej, ale też międzynarodowej, polityce historycznej. I w bardzo przystępny sposób możemy dowiedzieć się tego właśnie z książki Bootha.
Chociaż jej podtytuł brzmi: O ludziach skłóconych na śmierć i życie, jest tam też sporo o tym, co łączy te kraje. A wszystkie ogólne sądy o tym, kto jest lubiany czy nie, będą zestawione z danymi z sondaży społecznych. Będą też różne ciekawostki. Czy wiecie, że koreańscy mężczyźni zużywają jedną piątą światowej produkcji kosmetyków dla mężczyzn? A może zastanawiacie się, gdzie wybrać się po pandemii i co zwiedzić?