W Kanadzie publikacja książki Gabora Maté przyczyniła się do zmiany polityki narkotykowej w kierunku redukcji szkód. Byłoby wspaniale, gdyby w Polsce również przeczytali ją wszyscy terapeuci uzależnień oraz odpowiedzialni politycy.
„Całe życie wyglądasz, jakbyś był głodny” – powiedziała kiedyś doktorowi Gaborowi Maté bliska osoba. Rzeczywiście, gdy ogląda się zdjęcia popularnego lekarza i pisarza, można odnieść wrażenie, że niewiele różni się od swoich pacjentów, oddających się wszelkim możliwym szkodliwym nałogom. Zresztą wcale się z tym nie kryje i szybko przyznaje, że on też jest uzależniony. Co prawda nie od cracku ani nie od heroiny, tylko od kupowania płyt z muzyką klasyczną. Ten pozornie mniej szkodliwy nałóg nie tylko kosztował go tysiące dolarów, ale również był przyczyną licznych kłamstw, zaniedbań i upokorzeń.
Zapewne podobnie uważali policjanci zatrzymujący go niejednokrotnie w dzielnicy Downtown Eastside w Vancouver, gdzie Gabor Maté pracuje w placówce dla uzależnionych od narkotyków. Dopiero widząc jego adres (mieszka w tzw. lepszej dzielnicy), policjanci zaczynali być mili. Niestety nie wszystkie osoby uzależnione mają tyle szczęścia, że uspokaja je wizyta w sklepie z płytami. Wiele – zamiast w pracoholizm i muzykomanię – wpadło w opiaty, alkoholizm czy crack, co może wiązać się z gorszymi konsekwencjami – choćby zdrowotnymi, ale też społecznymi.
Jak takie konsekwencje mogą wyglądać w praktyce? Gdyby ofiara masowego mordercy, który przez dwadzieścia lat gwałcił i mordował kobiety, a następnie dawał je na pożarcie swoim świniom, nie była pracownicą seksualną uzależnioną od opiatów, to być może policja potraktowałaby poważniej jej zeznania i aresztowała Roberta Williama Picktona, zanim zdążyłby zabić 49 osób.
Aktywiści wspierają Centrum Redukcji Szkód na Pradze. Mieszkańcy są podzieleni
czytaj także
Gabor Maté w swojej książce Bliskie spotkania z uzależnieniem. W świecie głodnych duchów przytacza tę i inne historie, żeby pokazać, że to, jak traktujemy osoby uzależnione od narkotyków, jest nie tylko szkodliwe dla nich samych, ale dla nas wszystkich. Zresztą samo uzależnienie traktuje jako problem raczej społeczny niż indywidualny, a wręcz efekt uboczny kapitalizmu.
Bliskie spotkania to nie tylko krytyka skazanej na wieczną porażkę wojny z narkotykami i naszego beznadziejnego podejścia do osób uzależnionych, ale też surowa ocena wystawiona obecnemu porządkowi społecznemu i gospodarczemu. Jak pisze autor: „Całą naszą kulturę przepełnia poczucie pustki. Osoba uzależniona jest jej bardziej świadoma i nie znajduje sposobów, by przed nią uciec. Większość z nas potrafi jakoś wyprzeć lęk przed pustką lub znaleźć inne sposoby, żeby się nim nie przejmować. Kiedy nie zajmujemy niczym umysłu, mogą pojawić się złe wspomnienia, dręczące lęki, niepokój albo męczący umysłowy stupor, który nazywamy nudą. Osoba uzależniona za wszelką cenę pragnie uniknąć bycia sam na sam ze swoimi myślami. Choć w mniejszym stopniu, uzależnienia behawioralne są także próbą ucieczki przed pustką”.
Nieszczęśliwe dzieciństwo
W świetle tego, co nauka mówi nam o działaniu mózgu, oczywiste wydaje się, że nie mielibyśmy tylu problemów z osobami nadużywającymi narkotyków, gdyby wszystkie one miały szczęśliwe dzieciństwo. Łatwo powiedzieć, więc mówię. Trudniej przeciwdziałać, bo świadomością czasu nie cofniemy. Ale takie są fakty. Większość osób, która mierzy się z nadużywaniem substancji czy innymi nałogami behawioralnymi była zaniedbana, lub wręcz krzywdzona we wczesnym dzieciństwie. Substancje dają im poczucie bezpieczeństwa, którego być może nigdy w życiu nie zaznali. Są próbą ucieczki przed pustką lub przed myślami jeszcze gorszymi niż pustka. Wbrew temu, co się często powszechnie uważa, „narkomania” nie jest poszukiwaniem przyjemności, ale raczej ucieczką przed bólem.
Jeden z rozdziałów książki, poświęcony temu, jak rozwija się uzależniony mózg, zaczyna się od cytatu ze Stanleya Greenspana, psychiatry dziecięcego i byłego dyrektora klinicznego programu rozwoju noworodków i amerykańskiego Krajowego Instytutu Zdrowia Psychicznego: „Gdyby społeczeństwo naprawdę zrozumiało, jak ważne są dla dziecka więzi emocjonalne w pierwszych latach życia, nie pozwalałoby dłużej, żeby dzieci wychowywały się w warunkach, w jakich zdrowy rozwój jest niemożliwy, i żeby rodzice musieli się z tymi warunkami zmagać”. Można by zaryzykować nawet mocniejszą tezę. Gdyby społeczeństwo naprawdę rozumiało, jak ważne są więzi emocjonalne, należałoby czym prędzej zlikwidować kapitalizm.
Trudno polemizować z tezą, że niemożliwe jest zdrowe społeczeństwo, jeśli tak traktujemy matki i dzieci. Jeśli tak traktujemy siebie nawzajem. Badania cytowane przez Gabora Maté są tutaj dość jednoznaczne: „ciągły kontakt z rodzicem jest konieczny do prawidłowego rozwoju neuroprzekaźnictwa w mózgu, a brak tego kontaktu sprawia, że dziecko w przyszłości będzie bardziej «potrzebowało» narkotyków, żeby uzupełnić to, czego w mózgu brakuje”.
czytaj także
Niemowlęta rodziców zestresowanych lub w depresji prawdopodobnie zakodują w swoich mózgach negatywne wzorce emocjonalne. Co więcej: „dzieci matek cierpiących na depresję mają podniesiony poziom hormonu stresu, kortyzolu”. Najwyższy poziom kortyzolu miały dzieci, których matki przechodziły depresję, gdy te miały mniej niż rok. Niestety: „Dziecku szkodzą zarówno otwarta wrogość między rodzicami, jak i wyparty gniew oraz ukrywane poczucie nieszczęścia. Generalnie wszystko, czym nie chcemy się w sobie zająć, przekazujemy dzieciom. Nasze nierozwiązane emocjonalne sprawy stają się ich sprawami”.
czytaj także
Oczywiście same narkotyki nie zrobią z nikogo narkomana, tak jak jedzenie nie powoduje u wszystkich zaburzeń odżywiania. Musi wystąpić zwiększona podatność. Musiało w życiu osoby wydarzyć się coś, co sprawia, że człowiek decyduje się robić nierzadko sobie (a czasem także i innym) krzywdę, aby uzyskać krótkotrwałe ukojenie. Obwinianie osób, że wybierają ryzykowne ukojenie zamiast rozsądnego postępowania, nie ma wiele sensu, bo gdy nałóg się rozwija, zmienia się także fizycznie i chemiczne działanie mózgu.
„Zdrowi” oczekują od uzależnionych czegoś niemalże niemożliwego: aby zmieniony przez narkotyki mózg pokonał własną dysfunkcję i zaczął normalnie funkcjonować. Przypomina to wyciąganie się z bagna za włosy. W teorii i na obrazkach wygląda fajnie, ale w praktyce rzadko się udaje. „Sama koncepcja wyboru staje się dużo mniej oczywista, kiedy zdamy sobie sprawę, że u osoby uzależnionej to właśnie zdolność dokonywania wyborów jest poważnie uszkodzona, o ile w ogóle obecna”.
Dr Maté z czułością i mądrością opowiada o swoich problemowych klientach, którzy rzadko zaznali miłości. Rodzice i świat pozostawili głównie rany i urazy. „Nie będzie przesadą powiedzenie, że dla Claire narkotyki były najlepszym źródłem ukojenia, jakie udało jej się znaleźć przez trzydzieści lat życia. Od kiedy zaczęła ich używać jako nastolatka, pozwalały jej odetchnąć od ciągłego emocjonalnego bólu, samotności, niepokoju i głęboko zakorzenionego lęku przed światem” – pisze Maté.
Kim byśmy byli, chcąc jej to odebrać? I co możemy jej zaproponować, kierując się empatią i troską? Jeśli nie możemy dać jej miłości, to może najlepszym wyjściem będzie terapia substytucyjna.
Substytucja dla uzależnionych
Czy to oznacza, że sytuacja jest beznadziejna i uzależnionym od heroiny już do końca życia będziemy musieli podawać metadon, a uzależnionym od cracku na przykład mefedron? W sumie może nie jest to taki najgorszy pomysł, zważywszy, że większość kosztów powodowanych przez „problem z narkotykami” generują przestępstwa powodowane w celu ich zdobycia oraz te związane z handlem i dystrybucją, a także wojną z narkotykami.
Zapewne legalizacja narkotyków pozwoliłaby na oszczędności, dzięki którym każdemu uzależnionemu na świecie można by dać dożywotnie recepty na mefedron. Trochę się śmieję, ale nie do końca. W wydanej przez nas właśnie książce Narkotyki bez paniki. Co trzeba wiedzieć o legalnych i nielegalnych środkach psychoaktywnych autor, prof. David Nutt, pokazuje, że w czasie, gdy mefedron był legalny, w Wielkiej Brytanii zanotowano o kilkaset mniej zgonów spowodowanych przez nadużywanie kokainy i amfetaminy.
Sprawdziliśmy, jak w Europie Środkowo-Wschodniej traktuje się użytkowników narkotyków
czytaj także
Oczywiście możemy sobie chcieć, żeby ludzie przestali ćpać, ale nic to nie da. Natomiast jeśli chcielibyśmy, żeby przestali umierać, to możemy dać im na przykład mefedron. A może nawet jakieś jeszcze bezpieczniejsze alternatywy, nad którymi już pracują naukowcy z fundacji prowadzonej przez Nutta.
Rzecz jasna, trzeba byłoby zastanowić się, czy akurat mefedron byłby dobrym substytutem. Na rynku pojawił się stosunkowo niedawno, więc nie wiemy wiele o jego długofalowym wpływie. Z danych przytaczanych w książce Nutta wynika, że aż 85 proc. osób używających mefedronu odczuwa „ogromną ochotę na ten narkotyk”. Podobnie wynika z moich osobistych doświadczeń. Z pewnością o skutkach działania tej substancji psychoaktywnej musielibyśmy wiedzieć dużo więcej, żeby rozważać ją jako substytut. Nie należy skreślać jednak takich pomysłów, tylko dlatego, że rynkowa nazwa substancji źle się kojarzy.
Ćpanie mniej szkodliwych alternatyw to oczywiście niejedyny sposób. Mózg jest neuroplastyczny i może się zmieniać. Jak pisze Maté: „Nasze mózgi mają wielką zdolność regeneracji: niektóre ważne obwody rozwijają się przez całe życie, także u poważnie uzależnionych osób, które «nie miały szans» w dzieciństwie”. Przy szczęśliwych wiatrach i wspierających bliskich można nauczyć się funkcjonować w inny sposób i przestać oddawać się nałogowi. „Jedyną szansą na pokonanie uzależnienia jest złagodzenie bólu. Kiedy emocje znajdą się w zdrowej równowadze, będą mogli o tym pomyśleć. Podejmowanie wyborów jest możliwe tylko dzięki myśleniu, nie wynika z emocji. Wyłania się dzięki możliwości myślenia o emocjach”, mówi cytowany w książce neurolog i pionier badań nad emocjami Jaak Panksepp.
Lektura dla polityków
W Kanadzie publikacja książki Gabora Maté przyczyniła się do zmiany polityki narkotykowej w kierunku redukcji szkód. Byłoby wspaniale, gdyby w Polsce również przeczytali ją wszyscy terapeuci uzależnień oraz odpowiedzialni politycy. Oprócz dużej dawki aktualnej wiedzy o działaniu mózgu oraz wzruszających historii pacjentów zawiera też praktyczne wskazówki, więc może to być jednocześnie pożyteczna lektura dla osób mierzących się z różnego rodzaju uzależnieniami.
Całkowita abstynencja rzadko jest osiągalna, co pokazuje choćby liczba pacjentów Monarów, którzy ją łamią po opuszczeniu ośrodków. Przestańmy robić z abstynencji Świętego Graala i uznawać, że uzależnieni tylko wtedy są coś warci jako ludzie, jeżeli dokonują wyborów, które pochwalamy. Ludzie nigdy nie będą się zachowywać tak, jak tego chcemy, niezależnie od tego, jak bardzo byśmy tego chcieli, więc może już czas zacząć słuchać ich emocji i potrzeb oraz wydawać pieniądze na działania, które im pomagają. Takie podejście pomoże nam wszystkim.