Na początku lat 70. do PRL-owskiej prasy coraz powszechniej wchodziła nagość. Bardzo ważnym narzędziem legitymizacji tego procesu była właśnie konfrontacja między dobrą, socjalistyczną sztuką erotyczną a złą, kapitalistyczną pornografią.
Łukasz Saturczak: Co ciekawego jest w ruchu nudystycznym czasów PRL, że w latach 70. pisał o nim Janusz Głowacki, a dziś badaczka postanowiła poświęcić mu całą książkę?
Anna Dobrowolska: Naturyzm pozwala mi bliżej przyjrzeć się bardzo ciekawym paradoksom późnego PRL. Nie wiem, czy było to tak samo widoczne dla Głowackiego, ale podejrzewam, że tak. Z jednej strony popularność nagiego wypoczynku w latach 80. sugeruje ogromny potencjał rewolucyjny, jeżeli chodzi o polską moralność. Z drugiej, przeszkody, na które natrafili aktywiści, pokazują konserwatyzm systemu i jego struktur. Napięcie między tymi siłami ujawnia się właśnie w ruchu naturystycznym.
Najntisy jako żart: humor dekady, która nie chce się skończyć
czytaj także
Opowieść zaczynasz na początku lat 70., kiedy po felietonie Janusza Głowackiego o ruchu naturystycznym usłyszeli ci, którzy do tej pory nie mieli o nim pojęcia. Od razu przychodzi na myśl rok 1968 i pytanie, czy zmiany społeczne związane z rewolucją wpłynęły na postrzeganie moralności nad Wisłą.
Książka jest poniekąd odpryskiem mojego doktoratu, który poświęciłam właśnie rewolucji seksualnej w PRL, więc dla mnie rok 1968 jest kluczowy, choć wcale nie oczywisty. W kontekście badań nad „zachodnią” rewolucją seksualną często zwraca się uwagę na kwestie takie jak prawa reprodukcyjne czy w ogóle równouprawnienie kobiet. W PRL rewolucja seksualna wymyka się tym definicjom i chronologii, ukształtowanej przez ruchy kontrkulturowe na Zachodzie.
W Polsce legalna aborcja została wprowadzona w 1956 roku.
Tak, a 1968 miał u nas inny przebieg niż w Stanach czy nawet Francji. Bunt, szczególnie w popularnej pamięci, miał bardziej charakter polityczny i narodowy niż obyczajowy. I, wbrew pozorom, nie był to do końca bunt przeciwko socjalizmowi jako takiemu. Z perspektywy moich źródeł przełom lat 60. i 70. to ostatni moment, kiedy ludzie traktowali socjalistyczną nowoczesność jako projekt, który można jeszcze zrealizować. Proponowany przez Edwarda Gierka konsumeryzm był właśnie próbą poszukiwania balansu między państwem dobrobytu a jednoczesnym realizowaniem założeń ideowych komunizmu. Mimochodem nastąpiło uchylenie okna – ale jeszcze nie pełne otwarcie – na kapitalizm.
Podejście do naturyzmu w Polsce początku lat 70. miało niewiele wspólnego z komercyjnym postrzeganiem nagości na Zachodzie.
W PRL nagość to był głównie kobiecy akt, którego korzeni poszukiwać możemy w wystawach aktu kobiecego Venus, organizowanych w Krakowie od 1970 roku.
To przeciwstawienie się kapitalistycznej pornografii?
Na początku lat 70. do PRL-owskiej prasy coraz powszechniej wchodziła nagość. Bardzo ważnym narzędziem legitymizacji tego procesu była właśnie konfrontacja między dobrą, socjalistyczną sztuką erotyczną a złą, kapitalistyczną pornografią. W dyskursie eksperckim otaczającym wystawy aktu kobiecego padał argument forsowany przez seksuologów, że pokazywanie erotyki, ale tej „ładnej”, w odpowiednich ramach estetycznych, jest narzędziem edukacji seksualnej. Wtedy jednak nie używało się określenia „edukacja”, dużo bardziej popularne było „wychowanie seksualne”. Ówcześni specjaliści kładli nacisk na holistyczne podejście do seksualności, która była dla nich częścią mozaiki różnorodnych zjawisk społecznych, niepomijalną w systemie wychowywania obywateli państwa socjalistycznego.
czytaj także
W tym, wydawałoby się, idealnym czasie władze nie chciały jednak zauważyć polskich naturystów, którzy zamierzali legalnie zarejestrować swoją działalność. W książce przypominasz, że takie ruchy istniały także w II Rzeczpospolitej.
Naturyzm w PRL był jednak produktem socjalistycznej kultury masowego zrzeszania się, a jego przedwojenne korzenie były elitarne, związane z klasami wyższymi. W PRL nastąpiło otwarcie nagiego wypoczynku na wszystkie warstwy społeczne. Jego liderzy dążyli do popularyzacji i formalizacji ruchu, a do tego potrzebny był status towarzystwa, legitymacje, składki, własna deklaracja programowa czy, co najważniejsze, możliwość organizowania zjazdów. W tym sensie zorganizowany ruch naturystyczny był ukształtowany przez warunki społecznego aktywizmu wyznaczone przez państwo. W społeczeństwie autorytarnie rządzonym przez Partię na wszystko trzeba było dostać pieczątkę z góry.
Przedstawiciele naturystów napisali nawet w tej sprawie do Czesława Kiszczaka, który prawdopodobnie nigdy tych listów nie zobaczył.
Próby zarejestrowania Polskiego Towarzystwa Naturystycznego zostały zduszone na wczesnym etapie. Ale, co ciekawe, nie znalazłam takiego źródła, które otwarcie pokazywałoby, że aktywiści ruchu naturystycznego krytykowali PRL. W swoich deklaracjach programowych i listach do władz uznawali ruch wręcz za przedłużenie ideologii socjalistycznej. Dlatego oglądano się na NRD, gdzie naturyzm był traktowany poważnie i stał się tam częścią ideologii państwowej.
Ruch przelewał się do Polski, bo nudyści z NRD wypoczywali w Chałupach, ale, jak podkreślali mieszkańcy, tamci „robili to po cichu”. W czasie gierkowskiej odwilży otwarto również granice, co wpłynęło na obserwację, jak wypoczywa się poza Polską.
W latach 70. zrodziła się nowa kultura czasu wolnego, związana między innymi z wyjazdami wakacyjnymi. W stalinizmie nacisk propagandy położony był na pracę, wypoczynek to była co najwyżej przerwa na regenerację, żeby móc pracować jeszcze wydajniej. Od 1973 roku stopniowo wprowadzano wolną sobotę, a socjalistyczny konsumeryzm, upowszechniany przez ekipę Edwarda Gierka, nie tylko dawał przyzwolenie na wypoczynek, ale wręcz go promował. Mieliśmy wtedy dużo inwestycji w ośrodki wczasowe. Rodziło się przekonanie, że odpoczynek jest ważną częścią życia. Nie mówiąc o tym, że podróże zagraniczne pomagały przeciwdziałać niedoborom, bo ludzie jeżdżący do NRD, Bułgarii czy na Węgry handlowali później przywiezionym towarem. Sprzyjało to rozprzestrzenianiu się różnych praktyk kulturowych w ramach bloku socjalistycznego. Podróże wakacyjne wprowadziły na przykład do Polski modę na leczo czy inne obce potrawy, zaadaptowane oczywiście do gospodarki niedoborów i tego, co dostępne w polskich sklepach.
czytaj także
Można było nabawić się kompleksów?
Albo odwrotnie, bo paradoksalnie Polska bywała dla mieszkańców innych krajów socjalistycznych progresywna, jeśli chodzi chociażby o podejście do seksualności. W książce cytuję między innymi list, który do redakcji „Kobiety i Życia” wysłała czytelniczka z ZSRR, oburzona promowaniem przez media naturyzmu i zbulwersowana tym, że polska moralność tak oddaliła się do założeń socjalizmu. Nasuwa się więc pytanie o to, co jest „nowoczesne”, a co nie. Te definicje nie są wyryte w kamieniu, tylko zmieniają się w zależności od różnych konfiguracji, również geopolitycznych.
W tych okolicznościach polski ruch nudystyczny zaczyna być coraz bardziej widoczny. Powstaje manifest, w którym czytamy: „Nagość w naturalnej postaci to antidotum na kompleksy wyrosłe z pruderii”. Zdawano sobie sprawę, że łatwo nie będzie, że nie tylko władza PRL będzie robiła problemy, ale sojusznikiem partii w walce o polską moralność będzie też Kościół katolicki.
Tym, co wyróżniało Polskę na tle innych krajów bloku socjalistycznego, była właśnie silna pozycja Kościoła. I, choć w dominującej narracji przedstawiany on był jako siła opozycyjna wobec władzy, to w sprawach obyczajowych obydwie strony miały ze sobą zaskakująco dużo wspólnego. W zachowanych w archiwum ingerencjach cenzorskich dotyczących nagości cenzorzy występowali w obronie uczuć religijnych i na przykład, gdy pojawiały się rysunki z nagą kobietą, a w tle krzyż, od razu to zdejmowali. W kontekście walki o rejestrację towarzystwa naturystycznego również pojawiały się sugestie, że władze są temu projektowi niechętne właśnie ze względu na naciski hierarchów kościelnych.
Dziś wiemy, że nudyści nigdy w PRL legalnie działać nie mogli, ale czy mieli świadomość, że to sprawa skazana na przegraną i może warto było zostać przy spontanicznych spotkaniach, bo pchanie się w stworzenie oficjalnego towarzystwa tylko ten ruch zniszczyło?
Warto zrobić tutaj jednak rozróżnienie na dwie opowieści, które trochę są ze sobą związane, ale toczą się różnymi torami. Pierwsza to historia zorganizowanego ruchu naturystycznego. I tu się z tobą zgadzam, że ruch w momencie, w którym poszedł w stronę coraz większej popularyzacji, zaczął piłować gałąź, na której siedział. Im bardziej szedł w stronę zabawy i komercjalizacji, tym bardziej tracił kontakt z ideologicznymi hasłami głoszonymi na samym początku. Jednocześnie mamy indywidualne historie osób, które przychodziły na nagie plaże, znajdowały tam radość, miło spędzały czas, poznawały innych nudystów, dla których te hasła ideologiczne były naprawdę istotne. Niektórzy nazywali tę frakcję „ascetami z gołym tyłkiem”. Pytanie, czy nie przeciągnęliby oni liny na swoją stronę, gdyby nie Sylwester Marczak, czyli prezes Polskiego Towarzystwa Naturystycznego, który miał niezwykle silną osobowość i był bardzo sprawnym marketingowcem.
To początek końca marzeń?
Na początku książki nawiązuję do badań amerykańskiego antropologa Alekseja Jurczaka, który o Związku Radzieckim w okresie późnego socjalizmu napisał książkę pod tytułem Everything was forever until it was no more. Wydaje mi się, że to jest bardzo ciekawa i prowokująca do myślenia obserwacja, że w latach 80. wcale nie było jasne, że ten system się rozpadnie, że dawne sposoby myślenia przestaną być aktualne. Przecież powolny rozpad trwał u nas przynajmniej dekadę. Pisze też o tym Michał Przeperski w niedawno wydanej książce Dziki Wschód o polskiej transformacji ustrojowej – że wcale nie było wiadomo, w którą stronę się to wszystko potoczy. To błąd, który my, historycy, często popełniamy. Wydaje nam się, że ponieważ mamy tę władzę patrzenia z perspektywy współczesności, to wiemy, w jaki sposób potoczyła się historia, i łatwo jest ułożyć taki linearny ciąg zdarzeń. Warto jednak kwestionować takie przekonania i wrócić do wydarzeń z przeszłości, kładąc nacisk na horyzont możliwości i język opisu świata, którym dysponowali wtedy aktorzy społeczni.
czytaj także
Zatrzymajmy się chwilę przy postaci Sylwestra Marczaka, o którym wspomniałaś. To bardzo istotna, jeśli nie najistotniejsza postać w twojej książce. Człowiek, który w największej mierze rozpropagował w Polsce ruch nudystyczny, a jednocześnie ten ruch zamordował. Zaczęło się od „naturalnego piękna nagości”, spotkaniach na plaży, socjalistycznej równości, a skończyło na kapitalistycznym podejściu do cielesności – jak wybory Miss Natura i pokazy kobiecego striptizu.
W 1983 roku naturyzmem zaczęło interesować się „Veto”, czyli „tygodnik każdego konsumenta”. Nastąpił zwrot w stronę bardziej rozrywkowej wizji nagiego wypoczynku. W tym samym roku po 25 latach przerwy odbyły się wybory Miss Polonia. Na kanwie ich medialnego rozgłosu na miesiąc wcześniej ogłoszono wybory Miss Natura, czyli nagą wersję konkursu piękności. Podglądactwo, niegdyś uważane za największe przewinienie na naturystycznej plaży, zaczęło być oficjalnie legitymizowane.
Zaczęło się ocenianie wyglądu – to zaprzeczenie idei nudystycznej. Co więcej, nie doszło do wyborów Mistera Natura, bo zabrakło chętnych.
Wszystko to sprawiło, że w swoich komunikatach aktywiści coraz mniej mówili o moralności socjalistycznej i związkach nagości z założeniami ideologicznymi. Zamiast tego wizerunek medialny ruchu poszedł w stronę zastępczej konsumpcji, naturyzm stał się formą odpowiedzi na gospodarkę niedoboru. Nie był to jednak pomysł tylko Sylwestra Marczaka, ale także naczelnego „Veto” i innych dziennikarzy, którzy w naturyzmie dostrzegli szansę na wprowadzanie bardziej seksualnych i poczytnych tematów na łamy swoich pism.
W Polsce dalej działała cenzura powołująca się na konserwatywne wartości Polaków.
Tak, to była często gra z cenzurą, która do przyzwolenia na bardziej otwarte pokazywanie kobiecej nagości potrzebowała bardziej wzniosłych uzasadnień.
Nie wystarczyło, że „Polacy chcą oglądać gołe baby”.
Najlepsze było uzasadnienie ideologiczne. I takim argumentem było właśnie mówienie, że te zdjęcia to akt kobiecy, czyli sztuka. Miało to więc walory edukacyjne, estetyczne, a naturyzm dodatkowo oferował legitymizację jako promocja zdrowia i troski o środowisko naturalne.
Czysta kalkulacja.
Marczakowi bardzo zależało na zainteresowaniu mediów i wydaje mi się, że w pewnym momencie nie był już w stanie nad tym zapanować. Później łamał kolejne zasady, na przykład wpuszczając dziennikarzy i fotoreporterów na nagie plaże. To się wymknęło spod kontroli. Zresztą wspominał o tym Zenon Żyburtowicz, fotograf, który jest autorem najsłynniejszego zdjęcia z plaży naturystów. Gdy pojechał na zjazd w Rowach robić reportaż, aktywiści powiedzieli: możesz fotografować, ale też masz być nago. W późniejszych latach byli to już poubierani fotografowie i gapie, naturyści powiedzieliby „tekstylni”. W 1987 roku wybory Miss Natura ze względu na złą pogodę odbywały się w kinie. Wszyscy poza uczestniczkami byli ubrani. To wywołało duże kontrowersje wewnątrz ruchu.
Sylwester Marczak oskarżony o odejście od idei bronił się tym, że wszyscy brali udział w wyborach i nie on sam wpłynął na to, gdzie znalazł się ruch nudystyczny.
Gdy przyjrzymy się porządkowi płci, które ujawniają relacje z plaż naturystycznych, to widać, że nagość wcale nie sprzyjała równości. To cały czas były kobiece, konwencjonalnie atrakcyjne ciała, oceniane przez mężczyzn. Oni sami rzadko byli w pozycji, w której to ich nagość była oceniana czy podglądana. Szczególnie w publikacjach prasowych widać dużą nierówność – nawet jeśli mężczyźni są tam nago, to ich genitalia pozostają zakryte.
Jednocześnie im bliżej 1989 roku, tym jesteśmy bardziej konserwatywni.
Przemiany wewnątrz ruchu naturystycznego ilustrują szersze zmiany obyczajowe, malejącą popularność socjalistycznych haseł. Dlatego piszę w książce, że ruch naturystyczny był ostatnim ruchem społecznym socjalizmu, a zarazem pierwszym zwiastunem neoliberalnego kapitalizmu, bo te wpływy różnych ideologii bardzo się przeplatały. Podobnie ze stosunkiem do seksualności: z jednej strony coraz więcej wolności, z drugiej strony rosnące wpływy Kościoła. Widać to też na przykładzie historii queerowej – w latach 80. rodził się zorganizowany ruch homoseksualny, ale jednocześnie pojawiło się AIDS i nasilił strach, stereotypy, homofobia.
Twoja książka jest zbudowana z analogii historycznych. Gdy piszesz o przedwojennych plażach, wspominasz, że na jednej ktoś postawił tabliczkę „wstęp wzbroniony nudystom i Żydom”, zaś pod koniec PRL pojawiła się narracja „nudyzm to krok od homoseksualizmu”. To, co miało być ideą socjalistycznej równości, stało się zagrożeniem dla społeczeństwa, które zaczęło stosować opresję wobec inności.
To pokazuje, że mimo wysiłków aktywistów nudyzm nie zyskał obywatelstwa w polskiej obyczajowości, na zawsze pozostając na tym marginesie.
Słuchaj podcastu „O książkach”:
Jednocześnie w połowie lat 80. powstał szlagier Zbigniewa Wodeckiego Chałupy welcome to, w którym słuchamy o walce miejscowych z naturystami: z jednej strony to utwór kolonialny, rasistowski, z drugiej opowiada o nudystach z czułością, a ciemnogrodem są ci, którzy z „golasami” walczą.
„Ciemnogród” to jedno z moich ulubionych słów z epoki. Obecne jest w dyskusjach o naturyzmie tak naprawdę już od lat 70. To jedna z kluczowych kategorii dyskursu modernizacyjnego w PRL: żeby budować nowoczesną Polskę, musimy walczyć z wrogiem postępu, czyli właśnie z ciemnogrodem. W utworze Wodeckiego bardzo widoczna jest ta opozycja, ale mi się wydaje, że piosenka swój sukces zawdzięcza czemu innemu. Chałupy welcome to to mrugnięcie do wszystkich, którzy czują potrzebę ucieczki z kryzysowej rzeczywistości późnego PRL: „Polish Barbados i Galapagos” to jest marzenie o podróży, która nie jest możliwa, bo nie mamy paszportów. O tropikalnych wakacjach, na które nas nie stać. Możemy więc chociaż pojechać na plażę w rodzimych Chałupach.
czytaj także
Ta piosenka opowiada w dosyć przyjazny sposób o społecznym konflikcie. Przyjazny dla naturystów, bo to oni są przedstawieni jako ci wyluzowani, nowocześni. Ale z drugiej strony są tam tropy ewidentnie rasistowskie i kolonialne. To ciekawe, że refren o „Afryce dzikiej, dawno odkrytej” tak łatwo wszedł do naszego języka. Ludzie powtarzali to bez zastanowienia, o co w tym tekście naprawdę chodzi, a on ujawnia przecież bardzo problematyczny element polskiego myślenia o niebiałych częściach świata.
Twoja książka jest przez to o tworzeniu się różnych obozów, tym, jak następuje pewne rozbicie socjalistycznej jedności na „naszych” i „innych”, kiedy następuje pęknięcie w społeczeństwie po epoce gierkowskiej.
Ważna w początkach ruchu naturystycznego w latach 70. była potrzeba wspólnotowości i zrzeszania się, żeby razem zrobić coś fajnego: stworzyć swoje towarzystwo, zorganizować plaże i tak dalej. W latach 90. to zniknęło z horyzontu, bo ludzie przestali mieć potrzebę organizowania się, i to nie tylko kwestia naturyzmu, a szerszy problem. Na samym początku lat 90. aktywność społeczna wyraźnie spadła, ludzie dali się porwać ideologii indywidualizmu. Był to moment kryzysu, widoczny też w innych obszarach społecznych, na przykład w reakcjach na HIV/AIDS. Ale spadek popularności naturyzmu po 1989 roku był też efektem szerszej strukturalnej zmiany. Społeczeństwo przestało być zorganizowane w sposób autorytarny. Już nie potrzebowałeś stowarzyszenia, żeby się opalać w zorganizowanej grupie i nie dostać mandatu. Mogłeś znaleźć sobie jakąś nieuczęszczaną plażę, zdjąć tam majtki i już. Zniknęła potrzeba zrzeszania się w masowych organizacjach.
Zaczął królować indywidualizm.
Zmienił się model relacji społecznych, było w nim mniej miejsca na zorganizowane spędzanie razem czasu. Jedna z moich rozmówczyń mówiła, że na początku lat 90. ludzie znikali z plaż, bo po prostu zajmowali się innymi sprawami, rozwijali kariery, własne biznesy. Nie mogli sobie pozwolić na tyle wolnego. To też jest ciekawy wątek – poruszyły go Joanna Wawrzyniak i Aleksandra Lejk w książce Cięcia. Rozmawiały z byłymi pracownikami dużych przedsiębiorstw, które zostały sprywatyzowane w latach 90. Oni często wspominali PRL jako okres, w którym było więcej czasu wolnego i lepsze relacje społeczne. Dzisiaj powiedzielibyśmy: dobry work-life balance.
„Nie lubię poniedziałku” to film, który aż kipi od erosa i pragnień
czytaj także
Długo takiej narracji w Polsce nie było.
W latach 90. i na początku nowego wieku historię PRL pisały osoby z silnym antykomunistycznym nastawieniem. To zrozumiałe, bo to było ich doświadczenie życiowe, ich dysydenckie biografie, ale w związku z tym bardzo mało było w tej opowieści miejsca na przyjrzenie się codziennemu doświadczeniu życia w państwie socjalistycznym. Teraz nowe pokolenie historyczek i historyków może spojrzeć na te historie z innej perspektywy, dostrzec zarówno ciemne strony, jak i wpływ polityk państwowych na modernizację wielu obszarów życia społecznego. Do ciekawych rozważań skłania też porzucenie prezentystycznego patrzenia na PRL jako na skompromitowany historycznie projekt. Zamiast tego dostajemy spojrzenie na ten świat oczyma ludzi żyjących wtedy, z wykorzystaniem języka opisu rzeczywistości, który był im wówczas dostępny. Historia naturyzmu pozwala przyjrzeć się w nowy sposób paradoksom późnego PRL i ich wpływowi na sprawczość jednostek. Nie oznacza to pisania laurek ignorujących polityczne czy systemowe uwarunkowania, a raczej oddanie złożoności tamtej rzeczywistości, która wymyka się prostej antykomunistycznej ramie narzuconej po 1989 roku.
**
Anna Dobrowolska – doktorka historii, absolwentka Uniwersytetu Oksfordzkiego i Kolegium MISH Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka książek Zawodowe dziewczyny. Prostytucja i praca seksualna w PRL oraz Nie tylko Chałupy. Naturyzm w PRL, Pracuje na Wydziale Socjologii UW. Stypendia postdoktorskie realizowała we Florencji, Genewie i Poczdamie. Laureatka Diamentowego Grantu MNiSW na badania nad przemianami obyczajowości w PRL i stypendium START Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Członkini redakcji Magazynu Kontakt. Na Instagramie prowadzi profil @historieintymne.