Jury Nagrody Literackiej m.st. Warszawy składa się z siedmiu mężczyzn i ani jednej kobiety. I nie jest to wyjątek.
Teorii gender bliżej ostatnio w naszym kraju do listy ksiąg zakazanych niż do listy lektur, a jednak całkowity brak kobiet w składzie jury warszawskiej Nagrody Literackiej wydał mi się tyleż brawurowym co anachronicznym wykwitem tradycyjnego polskiego patriarchalizmu i jakimś przeoczeniem urzędu miasta, którym zarządza bądź co bądź kobieta. Tym bardziej, że w wypadku Nagrody im. Kapuścińskiego przyznawanej przez ten sam urząd grono jurorów jest płciowo zróżnicowane i to bez typowego zabiegu mizoginów-spryciarzy, czyli żeńskiego kwiatka do kożucha (o czym więcej dalej) – kobiety w tym gronie wręcz przeważają! Być może przyczyny tej różnicy należy upatrywać w tym, że Nagrodę Kapuścińskiego ustanowiono w 2010 roku we współpracy z wdową po reporterze i „Gazetą Stołeczną”, a Nagroda Literacka jest – jak czytam na stronie urzędu miasta – „kontynuacją chwalebnej tradycji wyróżnienia o tej samej nazwie, przyznawanego w latach 1926-38”.
Udział kobiet w życiu publicznym w dwudziestoleciu był, oględnie mówiąc, niewielki, ale kontynuowanie akurat tej tradycji to nie najlepszy sposób na promocję Warszawy jako nowoczesnego miasta kultury.
Z zadumy nad meandrami stołecznej polityki na polu literatury wyrwał mnie przysłany do naszej redakcji z Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego list z propozycją objęcia patronatem konkursu na Książkę Geopolityczną Roku. W jury tego konkursu znalazło się dwudziestu mężczyzn i ani jednej kobiety. Nie żartuję.
Postanowiłam przyjrzeć się składom innych gron jurorskich i kapituł nagród literackich. W ciągu kilkugodzinnych poszukiwań udało mi się znaleźć szesnaście nagród literackich (przyznawanych obecnie, a nie historycznych), w wypadku których nazwiska oceniających można było dość łatwo wyśledzić w internecie. Piszę „wyśledzić”, ponieważ nie zawsze taka informacja znajduje się na stronie poświęconej danej nagrodzie.
Jury bezkompromisowo męskie króluje jeszcze tylko w jednym oprócz wyżej wymienionych konkursów – o Nagrodę im. Jana Długosza. Sześciu panów w randze profesora wybiera co roku „dzieło o wybitnych wartościach poznawczo-naukowych z dziedziny szeroko rozumianej humanistyki”. Według opisu ze strony „Konkurs im. Jan Długosza to najważniejsze wydarzenie w Polsce dla branży wydawniczo-księgarskiej. Honorowy Patronat nad Konkursem pełnią od lat Prezes Polskiego PEN Clubu, Przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich oraz Dyrektor Instytutu Książki”. Czy to możliwe, że nazwiska profesorek zajmujących się szeroko rozumianą humanistyką nie obiły się o uszy nikomu z tego szacownego grona?
W pozostałych konkursach istnienie kobiet zostało odnotowane, jednak w wielu wypadkach, bądźmy szczerzy, symbolicznie. A zatem kobiety jako kwiatki do kożucha pojawiają się w jury Nagrody im. Kazimierza Moczarskiego przyznawanej za najlepszą historyczną książkę roku (9 do 1 dla panów) i w jury Nagrody Literackiej Europy Środkowej „Angelus” przyznawanej za prozę tłumaczoną na polski, która – jak piszą organizatorzy – „stanowi bezpośrednie nawiązanie do wielowiekowych tradycji Wrocławia jako miasta spotkań i dialogu”. Najwyraźniej Wrocław nie ma tradycji dialogowania z kobietami. Odkryłam też jedną kobietę w kapitule Nagrody im. Ks. J. Tischnera, która ma „promować w Polsce style myślenia i postawy łączące w sobie intelektualną rzetelność, odwagę i wrażliwość na „twarz drugiego”. „Wrażliwość na twarz drugiego” płci żeńskiej i na żeńską perspektywę ma jednak charakter ograniczony – w składzie kapituły oprócz naszego kwiatka jest siedmiu panów.
Kolejny rodzaj składów jurorskich to te, w których kobiety pojawiają parami przy przygniatającej przewadze ekspertów płci męskiej. Tutaj mieszczą się niestety Paszporty „Polityki” –wśród dziesięciu nominujących w kategorii literatura znajdziemy tylko dwie krytyczki literackie – oraz mniej zaskakująca w tym kontekście Nagroda Literacka im. Józefa Mackiewicza, w której kapitule dziesięciu panów dyskutuje z dwiema paniami. Mniej imponującą liczebnie, ale znaczną dysproporcję w reprezentacji dwóch połówek społeczeństwa znajduję także w składzie kapituły Nagrody im. Samuela Bogumiła Lindego przyznawanej przez prezydenta Torunia oraz burmistrza Getyngi. Co ciekawe, dwie kobiety zasiadające w siedmioosobowej kapitule zostały wskazane przez stronę niemiecką.
W składach jurorskich Nagrody Literackiej Nike i Nagrody Literackiej Gdynia pojawia się więcej ekspertek, ale przewaga panów pozostaje bezpieczna i niekwestionowana – odpowiednio: 6:3 i 5:3.
Nie można w tym wyliczeniu pominąć szczególnie dramatycznego z perspektywy równościowej przypadku „Gryfii” – Nagrody Literackiej dla Autorki przyznawanej od 2012 roku w Szczecinie. Konkurs zorganizował „Kurier Szczeciński”, który do współpracy zaprosił Uniwersytet Szczeciński i Urząd Miasta. Unikalna formuła nagrody („dla autorki”) została zaproponowana przez profesora Jerzego Madejskiego i profesor Ingę Iwasiów, która została następnie przewodniczącą jury konkursu (w którym oprócz niej zasiadły jeszcze dwie kobiety i dwóch mężczyzn). W październiku 2013 prasę obiegła wiadomość, że Inga Iwasiów oraz Beata Kozak (redaktorka naczelna feministycznej „Zadry”) zostały wyrzucone z jury.
Prof. Iwasiów w wywiadzie dla DO skomentowała to wydarzenie w następujący sposób: „To paradoksalne, że z jednej strony chcemy organizować nagrodę dla kobiet, ale zarazem nie chcemy, żeby kobiety miały w tej sprawie realną władzę. Myślę, że tak to należy odczytywać, jako grę kulturową. Ponadto nie ma miejsca dla kobiety-ekspertki; kiedy próbuję występować z takiej pozycji, jestem narażona na kłopoty komunikacyjne. Nie jestem w tej roli mile widziana – muszę zostać natychmiast gdzieś przesunięta.” Ta sprawa wywołała spore oburzenie. Dwie osoby opuściły jury w proteście, rektor Uniwersytetu Szczecińskiego odciął się od decyzji gazety, a petycję przeciwko usunięciu Iwasiów z jury podpisało prawie tysiąc osób ze środowisk akademickich i kulturotwórczych. Te gwałtowne reakcje nie zmieniły decyzji organizatorów konkursu, ale pokazały, że ludzie w Polsce rozumieją niestosowność tego rodzaju sytuacji – sęk w tym, że energia protestu wyzwala się raczej wobec negatywnej zmiany niż wobec sytuacji zastanej, nieopisanej przez prasę, takiej, o której po prostu nie wiemy, bo przecież większość z nas nie interesuje się na co dzień składami konkursowych kapituł.
A szkoda, bo w tej beczce tradycyjnie patriarchalnego dziegciu znalazłam zaledwie łyżeczkę miodu. Po pierwsze, pocieszającą niespodziankę sprawili mi prezydenci Białegostoku i Radomia. Kapituły przyznające nagrody literackie w tych miastach składają się mniej więcej w równych proporcjach z kobiet i mężczyzn. A więc da się!
Po drugie, udało mi się znaleźć dwa konkursy, w których jurorami są w ogromnej przewadze, a nawet wyłącznie kobiety. Zgadniecie, jakie to konkursy? Pytacie, czy chodzi o jakiś mniej prestiżowy rodzaj literatury? Skąd ten pomysł? No więc?… Tak, zgadliście! To nagrody związane z książką dziecięcą: Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY i Nagroda Literacka im. Kornela Makuszyńskiego.
Oczywiście dominacja mężczyzn we wszystkich sferach życia publicznego łączących się z prestiżem i władzą to żadna tajemnica. Jednak w dobie zmasowanego ataku na politykę równościową, utrzymywanie się przyczółków anachronicznego patriarchalnego porządku w obszarze kultury, a zwłaszcza literatury, jest wyjątkowo bolesne.
Bo jak mamy liczyć, że z części przywilejów na rzecz równości zrezygnują zwykli obywatele, czyli ci nie najlepiej wyedukowani na medialnej papce i w kulejącej szkole serwującej o sto procent więcej lekcji religii katolickiej niż etyki czy edukacji seksualnej, skoro profesorowie, intelektualiści czy szefowie instytucji kultury nie rozumieją, że należy zrobić trochę więcej miejsca drugiej połowie społeczeństwa?
Panowie, posuńcie się. Tak będzie lepiej dla wszystkich…