Obrona rodziny i mobilizacja rodzicielstwa stają się zasłoną dymną dla czegoś, co tak naprawdę jest skrajnie prawicowym projektem politycznym. Fragment książki Agnieszki Graff i Elżbiety Korolczuk „Kto się boi gender? Prawica, populizm i feministyczne strategie oporu”, która ukazuje się właśnie w Wydawnictwie Krytyki Politycznej.
Pierwszą rzeczą, jaką mógł zobaczyć uczestnik Światowego Kongresu Rodzin w 2019 roku, wchodząc do pałacu Gran Guardia w Weronie, był wielki transparent z napisem „WITAMY BOHATERÓW RODZINY”, po włosku i po angielsku. I rzeczywiście, kolejni mówcy ustawiali się w pozycji heroicznych patriarchów i matron, głęboko zatroskanych losem rodziny – świętej instytucji i opoki chrześcijańskiej cywilizacji. Mówienie o rodzinie pozwalało przedstawicielom ruchu, z których wielu związanych było z potężnymi instytucjami religijnymi, ukazywać swoją sprawę jako zakorzenioną raczej w zdrowym rozsądku i codziennym doświadczeniu niż w religii.
Każdy występujący zaczynał od prezentacji swojej rodziny: ukochanej żony lub męża, liczby dzieci (zazwyczaj większej niż trójka) i wnuków. Ich prywatne życie ojców i matek nie było jednak prezentowane jako najważniejszy powód ich publicznego zaangażowania. Służyło raczej celowi taktycznemu, a mianowicie uniknięciu stygmatu siejących nienawiść bigotów, ociepleniu publicznego wizerunku i uprawomocnieniu zaangażowania w walkę polityczną. „Bohaterowie” byli tam zatem po to, by chronić rodzinę jako taką, a nie tylko swoje własne, konkretne rodziny. […] odróżnia ich to od przedstawicieli oddolnych ruchów rodzicielskich, którzy swoje zaangażowanie publiczne często postrzegają właśnie jako przedłużenie ról prywatnych i rodzinnych.
Wypowiedzi uczestników Kongresu sugerują, że ich własne rodziny stanowią dla nich użyteczne narzędzie w politycznej walce. Oto jak opisał tę strategię Eduard Habsburg-Lothringen, ojciec szóstki dzieci, austriacki ambasador przy Stolicy Apostolskiej i arystokrata o naprawdę imponującym rodowodzie:
„Musimy używać Twittera. Najlepiej przemawiać zdjęciami drobnych momentów rodzinnych. Pozytywne opowieści zdobywają serca. Odwołujmy się do ludzkiego pragnienia, by mieć rodzinę. A prawdziwy sposób posiadania rodziny to rodzina chrześcijańska”.
czytaj także
W podobnym duchu – od poruszającej historii o swojej matce i znaczeniu miłości – rozpoczął swoje przemówienie polityk Ligi i członek komitetu wykonawczego WCF (Światowy Kongres Rodzin – World Congress of Families), Claudio d’Amico. Zakończył stwierdzeniem: „Tylko związek mężczyzny, kobiety i dziecka jest prawdziwą rodziną”.
W narracji WCF „rodzina” to dyskursywny konstrukt maskujący agendę homofobiczną i anti-choice. Najważniejsze w ich wizji „rodziny” jest bowiem to, że kategoria ta wyklucza jakąkolwiek inną konfigurację rodzinną niż heteroseksualne małżeństwa z dziećmi. Mówcy zdawali się uznawać za oczywiste, że publiczność podziela ich punkt widzenia; ich opowieści były zaprojektowane tak, by nie tylko zapewnić poczucie wspólnoty, ale również instruować towarzyszy i towarzyszki w aktywizmie, jak budować bardziej atrakcyjny obraz ruchu ultrakonserwatywnego.
Nieco inne ramy rodziny i rodzicielstwa, skoncentrowane głównie na pokrewieństwie i biologicznej reprodukcji, odnajdziemy w kontekście francuskim. Jak zauważa wielu badaczy, francuski ruch antygenderowy – reprezentowany przede wszystkim przez La Manif Pour Tous (LMPT) – stara się umniejszyć znaczenie swych religijnych korzeni i inspiracji. W ich miejsce LMPT podkreśla swą tożsamość jako ruch francuski, świecki i mocno osadzony w lokalnej kulturze obywatelskiej. Rutynowo zatem posługuje się „repertuarem symboli narodowych, dawnych ruchów społecznych i retoryką antykapitalistyczną, nadając temu precyzyjny, lokalny wydźwięk”.
Prześledzenie materiałów tego ruchu pokazuje, że jego dyskurs zogniskowany jest przede wszystkim wokół szczególnego rozumienia pokrewieństwa. Socjolog francuski Éric Fassin wyjaśnia, w jaki sposób zostało ono w kontekście francuskim „zbiologizowane” i jednocześnie uświęcone oraz jakich uzasadnień dostarcza taki sposób myślenia dla sprzeciwu wobec małżeństw jednopłciowych. Rozwijając myśl badacza prawa Daniela Borillo, Fassin wywodzi, że „jeśli filiacja, czyli pokrewieństwo, modelowana jest wyłącznie w kontekście reprodukcji, to wówczas dla homoseksualizmu znajdzie się ewentualnie miejsce w ramach parentalité [pełnienia ról rodzicielskich], ale z pewnością musi być wyłączony [z definicji] z możliwości parenté [bycia rodzicem] […]. Biologia jako założycielska fikcja stała się zatem ostatnim schronieniem heteronormatywności”.
Ta specyficznie francuska konstrukcja pokrewieństwa tłumaczy, dlaczego propaganda La Manif Pour Tous tak bardzo skupia się na prawie dzieci do posiadania obydwojga rodziców lub przynajmniej poznania ich tożsamości.
Alarmistyczny ton retoryki tego ruchu i poczucie gwałtownego niebezpieczeństwa zagrażającego „rodzinie” są jednak wspólną cechą większości, o ile nie wszystkich kampanii antygenderowych. Logotyp ruchu LMPT zamieszczany na plakatach i transparentach w czasie demonstracji przedstawia sylwetkę rodziny nuklearnej z rodzicami w środku, trzymającymi dwoje dzieci za ręce. Wiele z haseł podkreśla znaczenie płodności, reprodukcji i „naturalnego” pokrewieństwa, a więc opartego na biologicznym rodzicielstwie i jego prawnym uznaniu. Taka właśnie agenda stoi za nieugiętym sprzeciwem LMPT wobec małżeństw jednopłciowych, surogacji oraz dostępności technologii in vitro dla par jednopłciowych i samotnych kobiet.
Jeden z charakterystycznych sloganów, powtarzający się na demonstracjach w różnych sprawach, odwołuje się do rewolucji francuskiej: Liberté, Égalité, Paternité! [Wolność! Równość! Rodzicielstwo!], podkreślając kluczową rolę rodzicielstwa i więzi biologicznego pokrewieństwa dla francuskiej tożsamości narodowej. Inny plakat z demonstracji głosił, że „W jądrach nie ma jaj!”, podkreślając w ten sposób, że tylko pary heteroseksualne mogą wydać na świat potomstwo i ostrzegając przed chaosem, jaki z pewnością zapanuje, jeśli biomedycyna stanie się dostępna dla par jednopłciowych.
W odpowiedzi na upowszechnianie się technologii wspomagania reprodukcji, które otwiera możliwości dla nowych konfiguracji rodzinnych (oddzielając macierzyństwo genetyczne od bycia w ciąży oraz bycia rodzicem w sensie społecznym), aktywiści wychodzą na ulice ze sloganami w rodzaju: „Powiedz mi, tato, jak to jest mieć mamusię”; „Jestem mężczyzną, nie dawcą spermy” czy „Ona nie potrzebuje faceta, ale czy dzieci nie potrzebują ojca?”.
Warto odnotować, że w tej konkretnej sprawie francuski ruch antygenderowy poniósł istotną porażkę. W czerwcu 2021 roku na mocy ustawy przeforsowanej przez rząd prezydenta Emmanuela Macrona Francja umożliwiła parom lesbijskim i kobietom niepozostającym w związku formalnym dostęp do procedury in vitro. Jak łatwo się domyślić, wkrótce po tej decyzji – a zapadła ona po 500 godzinach debaty i ponad 12 tysiącach poprawek – rozpoczęła się kolejna mobilizacja LMPT w obronie praw dzieci do posiadania ojców.
czytaj także
Znacząca część obrazów wykorzystywanych w tym kontekście czerpie z imaginarium antykapitalistycznego: potępia się tu uprzedmiotowienie i eksploatację kobiecych ciał, jak na plakacie LMPT ukazującym kobietę w ciąży z kodem kreskowym na brzuchu. Towarzyszące mu hasło sprzeciwia się decyzji francuskiego sądu z 2018 roku, by pozwolić na adopcję dziecka urodzonego w Kanadzie przez surogatkę. Przewodnicząca ruchu Loudivine de La Rochere twierdziła wówczas, że możliwość ukrycia tożsamości matki surogacyjnej narusza podstawowe prawa i kobiet, i dzieci: „Dziecko nie może urodzić się bez matki! To dziecko rodzi się z nieznanej matki – i to jest nie do zaakceptowania”.
W podobnym duchu w lutym 2019 roku aktywiści wydali oświadczenie dla prasy, w którym wyrazili sprzeciw wobec zastąpienia terminów „ojciec” i „matka” w szkolnej dokumentacji dzieci „rodzicem 1” i „rodzicem 2”: „Wszyscy rodzimy się z matki i ojca. Temu faktowi nie da się zaprzeczyć i to właśnie jest fundament równości nas wszystkich. Tę równość należy chronić, tak samo jak rodzinę, podstawową przestrzeń solidarności i schronienia dla najsłabszych, zwłaszcza w czasach kryzysów”.
Choć kwestia surogacji jest szczególnie silnie obecna we Francji za sprawą toczących się tam debat wokół uregulowania związanych z nią procedur, to sam temat jest dobrze zakorzeniony w agendzie politycznej wielu ruchów antygenderowych. Jedna z broszur włoskiej organizacji ProVita e Famiglia, która współorganizowała Kongres w Weronie, zilustrowana została wizerunkami pięciu dorosłych osób opisanych jako: rodzic 1 i 2, „sprzedawca spermy”, „sprzedawczyni jajeczek”, „macica do wynajęcia” oraz dziecko z etykietą „produkt”. Towarzyszące zdjęciu hasło brzmi: „Czy będzie jeszcze można powiedzieć mama i tata?”.
Na następnej stronie broszury widzimy to samo dziecko, tym razem płaczące, z kodem kreskowym na piersi i umieszczone w wózku sklepowym prowadzonym przez dwóch elegancko ubranych, roześmianych mężczyzn. „Z dwóch mężczyzn nie zrobisz matki” – głosi napis. Przekaz jest jasny: nowe technologie reprodukcyjne czynią z niemowląt produkty, które mogą kupić bogaci mężczyźni, pozbawiając w ten sposób dzieci tego, co najcenniejsze: matki.
Deklaracja z Werony z 2019 roku zawiera między innymi taki cel strategiczny: „Międzynarodowy zakaz surogacji wszelkiego rodzaju – całkowita prohibicja na handel i dawstwo gamet – bo kobieta nie jest inkubatorem, a dziecko nie jest towarem”. Filozofia ruchu, którą zapisano w werońskiej deklaracji, wyraża głęboką nieufność w kwestii wpływu kapitalizmu na życie rodzinne i wartość istoty ludzkiej.
W niepewnym, rozpadającym się świecie ultrakonserwatyści karmią się strachem
czytaj także
Co jednak charakterystyczne, samo słowo „kapitalizm” nie zostaje użyte ani razu. Zamiast niego autorzy dokumentu posługują się sformułowaniami w rodzaju „obecny kryzys kulturowy i ekonomiczny” czy „utowarowienie” ludzkich relacji i ciał. Ich stanowisko wyrażone jest w kategoriach moralności i wartości, a nie krytyki systemowej: „Zrównoważony rozwój gospodarczy nie jest możliwy bez przypomnienia o tej głębokiej więzi, jaka musi istnieć między ekonomią a moralnością: dobrostan osoby ludzkiej musi zawsze mieć pierwszeństwo przed dążeniem do zysku”.
Z tej perspektywy rodzina – a konkretnie więź między rodzicem a dzieckiem, biologiczna i społeczna równocześnie – staje się sanktuarium chroniącym ludzi (i człowieczeństwo jako takie) przed chciwością rynków oraz alienującym i niekontrolowanym rozwojem nauki, której ucieleśnieniem jest l’idéologie du genre [ideologia gender]. Mówiąc słowami Giorgii Meloni ze skrajnie prawicowej partii Bracia Włosi [Fratellid’Italia]:
„[Wrogowie rodziny] chcieliby, abyśmy utracili swą tożsamość i stali się po prostu niewolnikami, konsumentami doskonałymi. I właśnie dlatego tożsamość, tożsamość religijna, tożsamość płciowa i rodzinna są atakowane. Nie wolno mi się definiować jako Włoszka, chrześcijanka, kobieta, matka – nie, muszę być obywatelką x, płcią x, rodzicem 1, rodzicem 2, muszę być numerem. Bo tylko wtedy, kiedy będę wyłącznie numerem, kiedy nie będę już miała swej tożsamości, kiedy nie będę miała korzeni, wówczas będę doskonałym niewolnikiem na łasce wielkich spekulantów finansowych. Doskonałym konsumentem”.
Odniesienia do „finansowych spekulantów” w dyskursie prawicowym pełnią funkcję szyfru oznaczającego Żydów, co zresztą podobnie myśląca publiczność łatwo rozpoznaje. Sama Meloni jest w cytowanym przemówieniu wyjątkowo blisko nazwania wroga Żydem wprost. A jednak tego nie robi i – jak pisałyśmy w poprzednim rozdziale – ma ku temu dobre powody. Mamy tu do czynienia ze szczególnym wariantem myślenia spiskowego, właściwym ruchom antygenderowym, które unikają jawnego antysemityzmu i za cel obierają sobie konsumpcjonizm oraz uogólnioną nowoczesność. Rodzina jawi się tutaj jako ostatni szaniec oporu wobec rynków globalnych i ich złowrogiej siły pozbawiającej ludzi tożsamości.
czytaj także
Zarówno w Weronie, jak i w Paryżu sprzeciw wobec nowego typu układów rodzinnych opisywany był w kategoriach dyskursu świeckiego, który jest uniwersalistyczny (w swych odniesieniach do praw człowieka) i antyneoliberalny (w swej krytyce utowarowienia i komercjalizacji reprodukcji). Nieobecność tez o charakterze religijnym może zaskakiwać, biorąc pod uwagę korzenie ruchu antygenderowego, ale jest to świadectwo jego obecnych ambicji politycznych. Uczestnicy WCF to tak naprawdę ultrakonserwatyści, część z nich ma skłonności faszystowskie, ale zogniskowanie całego wydarzenia wokół kwestii rodziny ma w zamyśle przekonać opinię publiczną głównego nurtu, że w ruchu tym nie ma się czego obawiać.
Gdyby oceniać La Manif Pour Tous wyłącznie po jego retoryce, można by dojść do wniosku, że to po prostu ruch obyczajowych tradycjonalistów zaniepokojonych zmianami kulturowymi i społecznymi, jakie przyniosły rewolucja seksualna, wyzwolenie kobiet i postępy medycyny reprodukcyjnej. Francuska badaczka Cornellia Môser wykazuje jednak, że korzenie LMPT wyrastają ze współpracy między różnymi organizacjami skrajnej prawicy, religijnymi i neonazistowskimi: Action Française [Czyn Francuski], Renouveau Français [Odnowienie Francuskie], Parti de la France [Partia Francji] oraz rozmaitymi chrześcijańskimi środowiskami antyaborcyjnymi.
W ten sposób obrona rodziny i mobilizacja rodzicielstwa stają się zasłoną dymną dla czegoś, co tak naprawdę jest skrajnie prawicowym projektem politycznym. Choć w dyskursie antygenderowym pojęcie rodziny powtarzane jest nieustannie, do tego w sentymentalnej otoczce – aby wywołać skojarzenia miłości, więzi i wspólnoty – to rodzina pozostaje jedynie środkiem do osiągnięcia rzeczywistego celu, którym jest zdobycie władzy politycznej. Jak ogłosił w Weronie Claudio D’Amico, polityk włoskiej Ligi: „Zwyciężymy w następnych wyborach europejskich, [politycy] za rodziną będą większością w Parlamencie Europejskim”.