Film

Majmurek: Niepotrzebne laurki

Kino, które rzeczywiście chce się przysłużyć społecznej zmianie, nie powinno bać się stawiania trudnych pytań jej aktorom.

Trzeciego dnia festiwalu obejrzałem dwa dokumenty o dwóch ruchach oporu przeciw współczesnemu porządkowi. Z jednej strony Inny świat Rebekki Chaiklin i Fishera Stevensa, z drugiej Naturalny opór Jonathana Nossitera. Pierwszy o protestach Occupy Wall Street, drugi o grupie włoskich właścicieli winnic, walczących o prawo do organicznej, ekologicznej hodowli winorośli, przeciw polityce włoskiej izby winiarskiej i instytucjom kierującym wspólną polityką rolną. Oba filmy w ogólnym rachunku są słuszne, w obu mamy sympatycznych bohaterów (w przypadku filmu o OWS także młodych, ładnych i fajnie ubranych), bliskie czytelnikom KP idee, dużo wzruszających fragmentów. A jednak oba te dzieła zostawiają z poczuciem niedosytu, pewnej naiwności ze strony twórców, którzy nie zadali swoim bohaterom pytań, jakie zadać chyba by należało. Zwłaszcza gdy chciało się tworzyć autentycznie politycznie zaangażowane kino.

Chaiklin i Stevens (na co dzień aktor znany z takich seriali jak Prawo i bezprawie) spędzili z uczestnikami OWS prawie trzy lata. Z okupującego Zuccotti Park tłumu wybrali kilku bohaterów, którym towarzyszą w trakcie protestów i w ciągu dwóch lat po ich rozbiciu przez nowojorską policję. Jest wśród nich Hero, młody czarny tancerz z Karoliny Północnej, szukający lepszego życia w Nowym Jorku. Patrick, rewolucyjny w deklaracjach intelektualista w hipsterskim uniformie. Bobby, którego ojciec popełnił samobójstwo, po tym, gdy dług na jego kartach kredytowych przekroczył 100 tysięcy dolarów. Bre, córka lekarzy, studentka medycyny pracująca wcześniej w Ameryce Środkowej, która przerywa studia, by wystartować w kolejnej amerykańskiej edycji Top Model – gdy szybko odpada z programu, przyłącza się do protestujących, służąc im swoją wiedzą medyczną. Jest młody emigrant z Palestyny, który przyjechał do Stanów studiować prawo, znalazł pracę w renomowanej kancelarii, zarabiał ponad 200 tysięcy dolarów rocznie, ale rzucił to wszystko, bo pracując osiemnaście godzin na dobę, siedem dni w tygodniu „czuł się jak niewolnik”.

Film pokazuje, jak bardzo OWS było ruchem młodego pokolenia klasy średniej, które nagle, boleśnie uświadomiło sobie, że era, gdy kolejne pokolenia młodych Amerykanów miały w życiu lepiej i łatwiej niż pokolenia ich rodziców, właśnie się skończyła. Że im nie tylko nie będzie łatwiej zajść w życiu dalej niż ich rodzicom, ale trudno w ogóle będzie utrzymać się choć na tej samej pozycji. Jak mówi jeden z bohaterów: „Jesteśmy z pokolenia, w którym 85% absolwentów college’u z 2008 roku wróciło mieszkać do rodziców po ukończeniu studiów, bo nie znaleźli pracy, umożliwiającej im rozpoczęcie samodzielnego życia”.

OWS jest dla nich karnawałem, okazją do wyrwania się codziennego kieratu. Na kilka miesięcy, gdy zajmują Zuccotti Park, naprawdę tworzą tam inny świat – w którym nie rządzi pieniądz, każdy może żyć z darów, gdzie nie ma hierarchii i liderów, wszystkie dysputy rozwiązuje się w ramach demokracji bezpośredniej. Dwójka reżyserów ciekawie pokazuje dynamikę obozowiska na Manhattanie, jego konflikty z policją, lokalną społecznością, interwencje, jakie OWS podejmowało w innych częściach miasta – np. blokując eksmisję zadłużonych domów we wschodniej, ciągle proletariackiej części Brooklynu. Fisher i Chaiklin zebrali wielką ilość fascynującego etnograficznie materiału. Ich kamerzysta niemal codziennie towarzyszył protestującym, sami demonstranci udostępniali swoje materiały wideo nagrane z komórek, przenośnych kamer, tabletów. Jak na konferencji prasowej mówił Fisher, hakerzy z grupy Anonymous włamali się na serwery nowojorskiej policji i udostępnili twórcą także jej nagrania. W sumie montażyści otrzymali ponad 60 terrabajtów wideo.

Fisher i Chaiklin towarzyszą swoim bohaterom także po ich wypędzeniu z Zucotti Park, aż do 2013 roku. Na początku mają poczucie klęski, kaca po karnawale. Wypowiadają się tak, jak pewnie wypowiadali by się szeregowi działacze „Solidarności” gdzieś pod koniec 1982 roku. Ale nie poddają się. Bob i Bre (którzy zostali parą) zakładają rolniczą spółdzielnie na rodzinnej farmie chłopaka w New Hampshire. Gdy we wschodnie wybrzeże uderza huragan Sandy razem z innymi aktywistami zakładają ruch Occupy Sandy, organizującą oddolną pomoc dla ofiar huraganu. Inni aktywiści tworzą inicjatywę Strike Debt, skupują od instytucji finansowej niespłacone długi studenckie sprzedawane po cencie za dolara – zbierając na to pieniądze od donatorów – by anulować je i odciążyć w ten sposób przytłoczonych przez nie młodych ludzi.

Wszystko to działania godne pochwały, ale czy ambicje protestujących nie były większe? Czy chodziło im o oddolną pomoc, samoorganizację, czy o zmianę paradygmatu amerykańskiej polityki. Sceptyczny jest jeden z bohaterów Partrick, który mówi: „to co zaczęło się jak antykapitalistyczna rewolucja zmieniło się w nieformalną organizację pozarządową”. Choć i jemu pewnie można by zarzucić, że dzięki OWS żyje jako publiczny intelektualista, wygłaszający prelekcje u boku Michaela Moore’a w najbardziej prestiżowych instytucjach akademickich i przygotowujący wydanie pierwszej książki, na co otrzymał lukratywny kontrakt.

Szkoda, że twórcy nie zadali bohaterom podobnych pytań. O to, jaki wpływ OWS miało na główny nurt polityki amerykańskiej. Jak wpłynęło na wybory w 2012 roku i program Obamy? Czy zwycięstwo wyborach na burmistrza NYC lewicowego Billa de Blasio protestujący widzą jako swój sukces? Czy OWS stało się w ogóle ruchem społecznym? Jak odnosi się do problemów większości Amerykanów? Czy zmieniło język dyskusji o nierównościach społecznych w Stanach?

Czy model radykalnie egalitarnej organizacji bez struktur, zarządzanej ciągłym wiecem, okazał się skuteczny, czy też może na dłuższą metę, każdy ruch społeczny potrzebuje liderów, intelektualistów i struktur? Odpowiedzi na te pytania wcale nie muszą wypaść niekorzystnie dla OWS, ale ich niezadanie jest po prostu błędem w sztuce.

Podobnych pytań zabrakło mi w filmie o hodowcach winorośli. Jak wyobrażają sobie powrót Europy do organicznego rolnictwa? Czy jest ono w stanie wyżywić nasz kontynent – przecież dopiero wynalezienie nawozów sztucznych i ich masowa aplikacja w rolnictwie skończyło z głodem w Europie? Czy ich sposób działania może być czymkolwiek innym niż luksusową niszą na rynku żywnościowym?

Kino, które rzeczywiście chce się przysłużyć społecznej zmianie, nie powinno bać się stawiania takich pytań jej aktorom. Bardziej się one przydadzą ruchom społecznym – zmuszając je do wyjaskrawienia stanowiska i przemyślenia własnych założeń – niż pełne najlepszych nawet intencji laurki.

Czytaj korespondencje Jakuba Majmurka z Berlinale:

Przez granice

Wes Anderson – radosne otwarcie Berlinale

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij