Do mnie zwracał się zawsze per „mój komuszku”, a później „mój ulubiony komuszku”. Lubiłem to.
Zmarł Paweł Smoleński, zdecydowanie za wcześnie. Co za fatalna wiadomość!
Miał swój oryginalny styl pisania i bycia. Przekorny, zadziorny, nieszablonowy. Pisał świetnie. Jego reportaże zawsze były poparte doskonałym przygotowaniem. Izrael i Ukraina to były jego miłości. Uwielbiałem go czytać.
W „Gazecie Wyborczej” pisał ostatnio rzadko, ale to były tekścicha! Pamiętam jak niedawno napisał o Pułku Azow, najlepszy materiał, jaki pojawił się w prasie polskiej i zagranicznej. Bez omijania trudnych tematów, wprost i konkretnie. Nie musiał iść na kompromisy, żeby pokazać spójność w ewolucji pułku. Bardzo się ucieszyłem z tego tekstu, bo zatrzymał bzdurne dyskusje na ten temat. Byłem mu bardzo wdzięczny.
Książki, debaty, spontaniczne akcje… krew w piach [rozmowa z Pawłem Smoleńskim]
czytaj także
Wiernie towarzyszył Adamowi Michnikowi. Pamiętam, jak zrobił z nami dlugą rozmowę o manifeście Merleau-Ponty’ego Humanizm i terror. Ponieważ obaj panowie uprawiali zawsze życiopisanie, to był to bardzo ciekawy czas.
Do mnie zwracał się zawsze per „mój komuszku”, a później „mój ulubiony komuszku”. Lubiłem to.
Adam powiedział mi niedawno, że Smoleński ma raka. Wyobraziłem go sobie z tym jego stosunkiem do wszystkiego, łączącym pogardę z czułością. Ale może tak nie było. Cholera, będzie Cię brakowało Paweł.