Jest rtęć w Odrze czy nie ma rtęci? Czy przyczyną katastrofy było zasolenie, czy mezytylen? Mija trzeci tydzień, od kiedy ryby masowo zaczęły umierać, ale to, co udało się do tej pory ustalić, to że instytucje działały „niezwłocznie”, a zdymisjonowany prezes Deca pojechał na urlop.
Na pytania o to, co spowodowało śmierć milionów ryb i jakie konsekwencje dla zdrowia ludzi może mieć kąpiel w Odrze odpowiedzi wciąż nie ma. Ciekawości nie zaspokoiło też środowe posiedzenie sejmowej Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.
Co zabiło Odrę?
Wędkarze zgłosili sprawę 27 lipca, ponowili następnego dnia. 28 lipca inspektorat pobrał próbki, po czym w świat poszła wiadomość, że z 80 proc. pewnością znaleziono mezytylen. W kolejnych dniach informację dementowano, a strona niemiecka podała, że w wodzie mogła być rtęć. Później ministra Moskwa na Twitterze ogłosiła, że rtęci nie ma, a jest wysoki poziom zasolenia, o którym mówi też strona niemiecka. Nie wiadomo jednak, jaka to sól i skąd pochodzi. Tymczasem ścieki rozpuszczają się, mieszają z innymi, a zabójczej substancji być może w ogóle nie uda się zidentyfikować.
Jak wkurzyć wędkarzy, czyli PiS uczy nas, że wszystko jest polityką
czytaj także
Na posiedzeniu komisji 17 sierpnia zabrakło ministrów konstytucyjnych i szefów instytucji. Wystąpili politycy i urzędnicy z drugiego szeregu. Magdalena Gosk, zastępczyni szefa GIOŚ, zapewniła, że badania zostały podjęte „niezwłocznie”, nie sprecyzowała jednak, co to oznacza, nie podała także dokładnych dat, choć posłowie wielokrotnie o to apelowali. Po 300 pobranych próbkach i 5 tysiącach analiz fizykochemicznych nadal nie wiemy, co zabiło życie w Odrze.
Oprócz analizy próbek wody, w celu ustalenia przyczyny śmierci, trzeba zbadać też zmarłe zwierzęta. Jednak jak zwrócił uwagę obecny na posiedzeniu komisji biolog, dr Robert Maślak, Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach dostał próbki dopiero w sobotę 13 sierpnia.
Państwowe laboratorium odmówiło wędkarzom przeprowadzenia badań dostarczonych przez nich jeszcze pod koniec lipca próbek, bo „brakowało odczynników”, a martwe ryby zostały spalone.
Krzysztof Jażdżewski, zastępca głównego inspektora weterynarii, opowiedział posłom i stronie społecznej, że 2 sierpnia dostarczono dwie próbki ryb, a w sumie pobrano ich 229. Zajmuje się nimi sześć laboratoriów, ale na wyniki trzeba jeszcze poczekać.
Małgorzata Golińska, Główna Konserwator Przyrody wciąż nie wyklucza „naturalnej” przyczyny śmierci rzeki. Odpowiadając na pytania posłów mówiła: − Nie wiemy, czy to były przyczyny naturalne i już minęły, czy to było skażenie jednorazowe i spłynęło, czy może to być jakieś zdarzenie, które zaraz się powtórzy.
Oława, Głogów, Gliwice?
Wobec braku informacji trwają spekulacje. Jeszcze nie dawno podejrzenia padały na firmy wylewające ścieki w Oławie. Potem wymieniano Bumar-Łabędy, zakład należący do Polskiej Grupy Zbrojeniowej, którego zarząd, podobnie jak w przypadku firmy z Oławy, wyrażał oburzenie i zarzekał się, że dotychczasowe kontrole firma przeszła pomyślnie.
W związku z zanieczyszczeniem rzeki #Odra obserwujemy agresywną narrację wymierzoną w spółkę #BumarŁabędy. Prosimy o niepowielanie nieprawdziwych informacji i czytanie oficjalnych komunikatów służb #GIOŚ #WIOŚ. Próbki ścieków odprowadzanych przez naszą spółkę są w normie. pic.twitter.com/20Exy5SfsK
— Polska Grupa Zbrojeniowa?? (@PGZ_pl) August 16, 2022
Onet ustalił, że Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska w Katowicach w końcu lipca wszczął kontrolę w Bumarze, jednak dokładniejszych informacji o tej kontroli nie uzyskał, bo „obowiązuje zakaz udzielania jakichkolwiek informacji”.
Kolejnym podejrzanym, po poselskiej kontroli posła KO Piotra Borysa, jest Zakład Hydrotechniczny KGHM. Między 29 lipca a 10 sierpnia „ogromne ilości słonej wody z flotacji rud i kopalni trafiły do Odry w okolicach Głogowa ze zbiornika Żelazny Most Zakładu Hydrotechnicznego KGHM” – mówi Borys. Poseł ustalił w czasie kontroli, że Wody Polskie nie zarządzały tym zrzutem. Nikt też zrzutów nie wstrzymywał, widząc już, jaki mógł przynieść efekt.
Minister Gróbarczyk, sekretarz stanu, pełnomocnik rządu ds. gospodarki wodą oraz inwestycji w gospodarce morskiej i wodnej w czasie posiedzenia komisji przyznał, że zanim 27 lipca otrzymano zgłoszenie dotyczące sytuacji w Oławie, już 17 marca na 6. sekcji kanału gliwickiego zaobserwowano pierwsze martwe ryby. Później, 29 marca, odnotowano tam zanieczyszczenia ropopochodne, a 15 kwietnia i 18 lipca znaleziono martwe ryby na śluzie Łabędy, o czym informowano WIOŚ. 14 lipca zatrucie wody było widoczne też na kanale kędzierzyńskim, o czym również poinformowano inspektorat i policję.
czytaj także
Wiadomo, że Odra płynie przez tereny zurbanizowane i że nad jej brzegami zlokalizowane są zakłady przemysłowe. Rafał Jabłoński, przedstawiciel Fundacji Nasze Wody, przekonywał, że sytuacja dla wędkarzy nie jest ani dziwna, ani nowa, bo od lat zmagają się z zatruwaniem rzek. Przypomniał, że po powodzi w 1997 r. państwo zaczęło rzekę monitorować, zbudowało procedury, których, jak widać już nie ma. Apelował o powołanie specjalnej straży, do pilnowania ścieków.
Brakuje narzędzi skutecznej kontroli. Inspektoraty pracują w godzinach od-do. Jeżeli przestępca zrzuca ścieki po godzinach pracy inspektoratów, może to robić niemal spokojnie. Co więcej, inspektoraty o kontroli muszą uprzedzić, w zawiązku z czym zakłady prowadzące podejrzaną działalność mają czas, by się do niej przygotować. A ścieki jak płynęły, tak płyną.
Ewa Leś, reprezentująca Międzynarodową Komisję Ochrony Odry, przypomniała, że istnieje plan alarmowy oraz wykaz wszystkich nadodrzańskich instalacji i zakładów przemysłowych, które powinny być stale monitorowane, bo wynika to z art. 74 konstytucji, który daje gwarancję bezpieczeństwa ekologicznego. Informacji jednak zabrakło.
16 sierpnia ministra Moskwa zadeklarowała, że przeznaczy 250 mln na sieć monitorującą stan wód.
Podjęłam decyzję o przeznaczeniu 250 mln zł na synchronizację i pełną cyfryzację na terenie całej Polski systemu monitorowania jakości wód powierzchniowych. Będzie to sieć stacji, która przyczyni się do zwiększenia bezpieczeństwa mieszkańców.
— Anna Moskwa (@moskwa_anna) August 16, 2022
Dlaczego takiego monitoringu jeszcze nie ma? Chodzi o priorytety, jak przekonywał na komisji poseł KO Dariusz Joński, który tuż przed posiedzeniem komisji przeprowadził kontrolę poselską Wód Polskich. Ustalił, że instytucji udało się zakupić nowe mundury, 317 samochodów, cateringi, ale od kilku lat nie może się zdecydować, kto ma postawić system monitoringu. Wiadomo tymczasem, że istnieją 282 nielegalne wloty ścieków do Odry, policja prowadzi 20 postępowań, a prokuratura je umarza. Kara, jaką Wody Polskie nakładają za zatruwanie to maksymalnie 500 zł – mówił o efektach kontroli Joński. Przy okazji okazało się, że do południa 17 sierpnia biuro kadr Wód Polskich nie miało pojęcia o dymisji prezesa Decy, a on sam jest na urlopie.
Dezinformacja
Odrą zajmują się RIOŚ-ie, GIOŚ, WIOŚ, Wody Polskie, Ministerstwo Infrastruktury, Ministerstwo Środowiska, a także Międzynarodowa Komisja Ochrony Odry. Oprócz tego są też wojewodowie i samorządy, które otrzymują informację właśnie od wojewodów. W kluczowym momencie zawiodła komunikacja między tymi podmiotami, zabrakło decyzyjności. Odpowiedzialność jest pomiędzy instytucjami przerzucana jak piłeczka.
− WIOŚ miał skierować sprawę do GIOŚ-u czy GIOŚ od WIOSI-u? − pytała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy, punktując kolejne nieścisłości w relacjach przedstawicieli instytucji. − Informacje przekazywane przez rząd są równie mętne jak woda w Odrze − mówiła.
czytaj także
− GIOŚ nie potrafi powiedzieć, czy robi badania od 26 lipca, czy od 5 sierpnia. Gdzie są wykonywane badania, w województwie dolnośląskim czy dopiero w zachodniopomorskim? 14 sierpnia Wody Polskie mówią, że zrzutów nie było – i publikują informacje o zrzutach. Śląski WIOŚ nie udziela informacji o Bumar-Łabędy − dodawała posłanka Lewicy Anita Dziedzic-Kucharska.
Wątpliwości budzą uspokajające zapewnienia przedstawicieli rządu co do stanu zdrowia wędkarzy pracujących przy wyciąganiu zatrutych ryb. Sami wędkarze mówią o poparzeniach, mdłościach, są też doniesienia o krwiomoczu i wysokiej gorączce po kontakcie z wodą z Odry.
Choć widziano już martwe bobry i ptaki wodne, oficjalnie żaden RDOŚ informacji o zmarłych ptakach i ssakach nie posiada. Wg dyrekcji nie zgłaszają też problemów lokalni rolnicy.
Śmierć tylu milionów ryb i widok zagłady rzeki rodzi najgorsze podejrzenia i obawy. Rząd jednak zdaje się być zaniepokojony jedynie tym, że rozmiary katastrofy zrobiły takie wrażenie: dzwonią dziennikarze, a wędkarze, ekolodzy i zwykli obywatele domagają się głośno wyjaśnienia sprawy. Wreszcie – że opozycja ochoczo wsiadła na tego konia i równo rząd dojeżdża.
czytaj także
Sama katastrofa zdaje się nie robić na odpowiedzialnych za infrastrukturę i środowisko aż takiego wrażenia. Zaniechania, opóźnienia w działaniach instytucji, uspokajający ton ich przedstawicieli, ale i wyraźna niechęć do pokazania analiz, badań i wyników kontroli firm dokonujących zrzutów rodzą podejrzenia, że rząd wie, co stoi za śmiercią Odry, ale nie chce powiedzieć. Śmierć milionów ryb, małży, ślimaków i innych istot związanych z rzeką specjalnie ich nie wzrusza, bo rzekę widzą przede wszystkim jako inwestycję w drogę wodną i dążą do jej zabetonowania, czego wcale nie ukrywają.