Zandberg 2025: zaskakująco dobra kampania, dyskusyjna strategia

Zandberg ma w tej kampanii pomysł na siebie i spójną opowieść, z której wynika, dlaczego startuje i jakie wartości są mu bliskie. Jednym z najczęściej padających w jego wypowiedziach słów jest „koryto”.
Adrian Zandberg. Fot. Monika Bryk

W przekazie Zandberga nie brakuje mocnych, wyraziście lewicowych postulatów socjalnych – zwłaszcza tych związanych z finansowaniem ochrony zdrowia i dostępem młodych ludzi do mieszkań – ale nie mniej ważny jest wątek antyestablishmentowy, populistyczny.

Gdy partia Razem ogłosiła, że jej kandydatem w wyborach prezydenckich będzie Adrian Zandberg, wielu wątpiło, czy po wszystkich zakrętach i rozłamach tradycyjnie skłócona wewnętrznie formacja będzie zdolna do mobilizacji, która pozwoli na zebranie 100 tysięcy podpisów, koniecznych do rejestracji kandydatury. W zeszłym tygodniu Zandberg złożył w PKW 180 tysięcy podpisów. Teraz partia staje przed pytaniem, jak dobrze wykorzystać uwagę, którą Zandberg skupi na sobie jako najpewniej jedyny – chyba że podpisy zbierze jeszcze Piotr Szumlewicz – nieprawicowy kandydat opozycyjny wobec rządu Tuska.

Przeciw koryciarstwu

Trzeba przyznać, że Zandberg robi, jak na możliwości swojego zaplecza, naprawdę dobrą kampanię. Przypomina, że jeśli tylko ma do tego energię i wolę, potrafi być największym atutem Razem. Jeździ po całej Polsce, spotyka się z ludźmi, pracowicie zalicza kolejne media, gdzie wypada naprawdę dobrze. Świetnie sobie poradził nawet na wrogim terenie w TV Republika – choć prowadząca wywiad Danuta Holecka średnio go dociskała, zakładając pewnie, że obozowi, z którym związana jest stacja, kandydat bijący w rząd Tuska z lewej strony może tylko pomóc i warto dać mu pole do swobodnej wypowiedzi.

Majmurek: Czy powinniśmy trzymać kciuki, by Mentzen rozbił duopol?

Widać też wzmożoną aktywność Zandberga i jego ludzi w sieci. Od nagrań kandydata na YouTubie, przez zalew przychylnych mu komentarzy na X, po całkiem trafione memy – na czele z Zandbergiem trzymającym dwa miecze, podpisanym „jeden na potwory, drugi też na Konfederację”.

Co najważniejsze, Zandberg ma w tej kampanii pomysł na siebie i spójną opowieść, z której wynika, dlaczego startuje i jakie wartości są mu bliskie. Jednym z najczęściej padających w jego wypowiedziach słów jest „koryto”. To jasny przekaz: zarówno PiS, jak i obecna koalicja, traktują państwo jak swoje prywatne koryto, pora z tym skończyć, polityka ma być obszarem, gdzie wspólnie spieramy się, jak rozwiązać stojące przed naszą wspólnotą problemy, a nie miejscem podziału łupów. Nas, mówi dalej Zandberg, zapraszano po 15 października 2023 roku do udziału we władzy, mogliśmy usadowić się przy korycie i najeść do woli, ale odmówiliśmy, bo liczyły się dla nas konkretne rozwiązania, których Tusk nie chciał zagwarantować w umowie koalicyjnej.

2 czerwca obudzimy się w brunatniejszej Polsce

W przekazie Zandberga nie brakuje mocnych, wyraziście lewicowych postulatów socjalnych – zwłaszcza tych związanych z finansowaniem ochrony zdrowia i dostępem młodych ludzi do mieszkań – ale nie mniej ważny jest wątek antyestablishmentowy, populistyczny. Nie używam tu tego terminu w sensie negatywnie wartościującym. Mam na myśli politykę opartą na przeciwstawieniu najszerzej zdefiniowanego „ludu” „elicie” czy „politycznej kaście”, która, zamiast służyć wyborcom, załatwia interesy swoje i wspierających ją grup. Takich jak – ten przykład chyba najczęściej pojawia się w przekazie kandydata Razem – lobby deweloperów i bankierów, naciskające na pompowanie bańki na rynku nieruchomości przez takie programy jak Kredyt 0 procent.

Czy lewak może zostać skutecznym kandydatem protestu?

W Polsce wybory prezydenckie często wykorzystywane są przez wyborców do pokazania żółtej kartki całej klasie politycznej. Sprzyja to kandydatom „spoza układu”, a przynajmniej spoza partii głównego nurtu. Od Andrzeja Leppera w 2005 roku, przez Pawła Kukiza w 2015 roku, po Szymona Hołownię w roku 2020 kandydaci protestu przeciw dominującej formie partyjnej polityki byli w stanie zajmować mocne trzecie miejsce i zdobywać przyzwoite, dwucyfrowe poparcie.

Karol Nawrocki – mężczyzna do potęgi n-tej

Ten głos protestu mobilizował się pod różnymi politycznymi sztandarami – populistycznej, plebejsko-drobnomieszczańskiej rewolty w przypadku Leppera, antypolitycznego, prawicowego populizmu u Kukiza, wreszcie: umiarkowanego centryzmu w przypadku Hołowni. W wyborach prezydenckich w Polsce jak dotąd nie udało się jednak zmobilizować tego gniewu pod sztandarem lewicowym.

Kwaśniewski wygrywał w 1995 i 2000 roku jako kandydat jednej z kluczowych dla systemu politycznego III RP partii. Choć w 2010 roku SLD było już cieniem samego siebie z lat świetności, trudno uznać Napieralskiego – zdobył wtedy trzecie miejsce, z poparciem 13,68 proc. – za kandydata „antysystemowego”. W 2000 roku Piotr Ikonowicz, próbujący obejść Kwaśniewskiego z lewej strony, zdobył 38 tysięcy głosów, czyli ponad 2,5 razy mniej niż konieczna do rejestracji kandydatury liczba podpisów. Niestety, wszystko wskazuje na to, że w tych wyborach głos protestu zbierze nie Zandberg, a Sławomir Mentzen. Antysystemowa emocja najpewniej znajdzie swoją masową wymowę w radykalnie prawicowym projekcie konfederaty, łączącym rynkowy fundamentalizm z selektywnym tradycjonalizmem i niemałą dozą autorytaryzmu.

Jak sprawnie Zandberg nie artykułowałby swojego lewicowo-populistycznego przekazu, to w walce z Mentzenem o ogólnie wkurzony, „antysystemowy” elektorat jest na straconej pozycji. Startuje bowiem z wielokrotnie niższego poziomu poparcia i to poglądy głoszone przez Mentzena są dziś bliżej polskiego zdrowego rozsądku czy też „chłopskiego rozumu”. Kandydatowi Konfederacji sprzyja widoczny na całym świecie, głównie wśród młodych mężczyzn, prawicowy trend i potężny backlash wobec progresywnych, uznawanych za „lewackie” wartości, z którymi z racji swojej partyjnej afiliacji będzie przez część wyborców kojarzony Zandberg.

Nawet jeśli poparcie dla Mentzena się załamie, a Zandberg rozjedzie go w debatach przedwyborczych – co jest bardzo prawdopodobne – ten drugi wciąż będzie walczył o kilka procent, a nie, jak konfederata, mocne kilkanaście.

Rok 2015 raz jeszcze

Tu pojawia się najbardziej kłopotliwe dla kandydata Razem pytanie – o strategiczny sens jego startu w wyborach prezydenckich. Zandberg wyraźnie stara się wzmacniać polaryzację między sobą a peletonem kandydatów prawicy. Powtarza: chcę pokazać, że w tych wyborach nie musicie wybierać między Mentzenem a jego klonami z PiS i KO. Wszystko wskazuje jednak, że głosy będzie odbierał nie Mentzenowi i jego „klonom”, tylko kandydatce Nowej Lewicy, Magdalenie Biejat. To ona jest realną przeciwniczką Zandberga w tych wyborach.

Rekonstrukcja rządu, czyli spełnione marzenia jednolistowców

Stawką dla Razem jest pokazanie, że partia potrafi funkcjonować poza lewicową koalicją wspierającą rząd Tuska i że pozostanie w niej nie jest jedyną opcją, jaką ma dziś lewica. Że zamiast godzić się na rolę dużo młodszego koalicyjnego partnera, który nie może przepchnąć swoich najbardziej podstawowych postulatów, lepiej ustawić się w kontrze do rządu i zbierać wokół siebie sprzeciw wobec jego polityki, bo inaczej zagospodaruje go radykalna prawica – ta z PiS i ta z Konfederacji.

Fatalny wynik Biejat osłabi Nową Lewicę w rządzie i sondażach – gdzie już dziś próg wyborczy zaczyna być dla niej problemem. Wobec załamujących się notowań Trzeciej Drogi, które jeszcze bardziej polecą w dół po słabym wyniku Hołowni, ożywi to ideę jednej listy „obozu demokratycznego” w przyszłych wyborach, od Nowej Lewicy po prawe skrzydło KO, z udziałem resztek Polski 2050. Trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym w przyszłym Sejmie jest miejsce na siłę skupioną przy Razem na lewo od takiej formacji – jak dobra nie byłaby kampania Zandberga.

Konsekwencją obecnego podziału lewicy może być Sejm bez samodzielnego lewicowego klubu i brak możliwości utworzenia rządu bez Konfederacji. Pytanie, czy wyborcy lewicy uwzględnią ten czynnik, głosując w maju.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij