Chciałbym, żeby na współczesnym uniwersytecie było miejsce na postacie podobne do Staniszkis. Nonkonformistyczne, programowo nienakierowane na poklask i mające odwagę eksperymentować.
Ciężko się rozmawiało z Jadwigą Staniszkis. Nie chodziło tylko o barierę wieku czy autorytetu. Ona pracowała intelektualnie sama. Nietrudno było ją z tego powodu odrzucić. Gdy jednak człowiek zaakceptował jej styl, kontakt z jej wykładami dawał poczucie intymności.
czytaj także
Wykłady nigdy nie były precyzyjnie przygotowane. Krążyły jednak wokół określonego problemu, do którego Staniszkis zbliżała się przez używanie klasyków, elementów kultury popularnej, wyrywkowych danych i świeżo przeczytanych książek. Były okazją, żeby podnieść refleksję na wyższy poziom. Widać było, że Staniszkis czasem gubi się w swoich rozważaniach, a potem wydobywała się z chaosu, prezentując myśl czystą i oryginalną.
Uczestniczenie w tym procesie było doświadczeniem intymnym, które było bardziej wartościowe niż jakiekolwiek bratanie się i skracanie dystansu. Wrażenie robiła odwaga Staniszkis. Była prawicowa, ale skłonna do kwestionowania prawicowych dogmatów. Wolna od jakichkolwiek stadnych odruchów i nacjonalistycznych sentymentów. Polska była dla niej ważna jako kraj rodzinny i miejsce, wobec którego czuła się zobowiązana, ale przede wszystkim kraj, przez który zrozumieć można uniwersalne problemy władzy, kontroli, moralności i polityki.
Książki i teksty Staniszkis były przede wszystkim uporządkowanymi wykładami. Często zawiłe i wymagające, ale niebanalne i ambitne. Pisząc, zawsze realizowała cel, jaki stawiała przed myśleniem: „zrobić różnicę”. Jak przyjemnie było czekać na kolejne książki. Jak smutno jest dzisiaj.
czytaj także
Chciałbym, żeby na współczesnym uniwersytecie było miejsce na postacie podobne do Staniszkis. Nonkonformistyczne, programowo nienakierowane na poklask i mające odwagę eksperymentować. Jeśli uniwersytet ma być ważnym miejscem oddziałującym na debatę publiczną, musi zachować przestrzeń na wolność intelektualną. Nie może podporządkować się logice polaryzacji politycznej i plemienności.
Mieliśmy szczęście, mając Staniszkis, i mamy szczęście, że możemy traktować ją jako stały punkt odniesienia. Nie zapominajmy o tym w chwili smutku i żałoby.