Kraj

Wielka weryfikacja, czyli Kaczyński kontratakuje

PiS ściąga przeciwnika na własne, doskonale rozpoznane boisko.

Legenda o Niezatapialnym Jarosławie ma swoje podstawy. Prezes PiS popełnia błędy, ale szybko otrząsa się po ciosie – a raczej szybko podnosi, potknąwszy się o własne nogi – i przechodzi do kontrataku. Zapowiadając Wielką Weryfikację wyroków reprywatyzacyjnych na powrót ściąga przeciwnika na własne, doskonale rozpoznane boisko.

A miało być tak pięknie. Sprawę aborcji prezes PiS położył koncertowo: nie przewidział skali mobilizacji społecznej i tego, że z pozoru „zastępczy” temat, ważny rzekomo dla feministek i zwariowanych prolajferów, potrafi łączyć ludzi w koalicje: od (nielicznych, co prawda) posłanek PO aż po radykalne frakcje ruchu pro-choice. Czarny protest wywołał zamieszanie w PiS, którego posłów zmuszono do odrzucania projektu, jaki chwilę wcześniej poparli; zirytował katolickich fanatyków, po raz kolejny „zdradzonych o świcie”, wreszcie połączył na jednej, skąpanej w deszczu demonstracji zirytowanych obrońców III RP z wkurwionymi krytyczkami całej Polski post-transformacyjnej. Jakby mało było jednego głosowania w Sejmie, Kaczyński zaczął absurdalnie brnąć, bredzić wręcz o chrzczeniu niezdolnych do życia płodów. Obrodziło więc głosami, że prezes PiS się zakiwał i że to początek jego końca.

Nie tak szybko. Plan utworzenia komisji weryfikacyjnej ma niemal same, z punktu widzenia PiS, zalety. Nie wiadomo, czy skoryguje sondaże i zdemobilizuje opór, jaki wyrósł na fali Czarnego protestu, ale z pewnością zadziała w dokładnie przeciwnej do sprawy aborcji logice.

Po pierwsze, zamiast rozbijać, skonsoliduje szeregi PiS. Zygotarian, konserwatywne chorągiewki, resztkowych w tej partii państwowców i zwykłych cyników agenda „przywrócenia prawa i sprawiedliwości” łączy znakomicie. Dlatego, że pozwala odwołać się do samych korzeni projektu politycznego PiS i do dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego jako dzielnego szeryfa w NIK i Ministerstwie Sprawiedliwości.

I dlatego, że odbudowuje w członkach i sympatykach partii – nadszarpnięte po serii Misiewiczów – poczucie moralnej wyższości nad przeciwnikiem, do tego bez całej żenady, jaka towarzyszy apelom smoleńskim w każdej szkole, na każdym pogrzebie i każdej akademii.

Po drugie, publiczne grillowanie odpowiedzialnych (lub nie, to bez znaczenia) ludzi z establishmentu III RP za wielkie przekręty ostatnich lat to drugi, po Rodzinie 500+, strzał z grubej rury. Do tego prawie za darmo, bo nie zabije budżetu, a naprawdę wielu ludziom przyniesie satysfakcję. PiS jest, jaki jest, może nieraz przegina – ale przynajmniej trochę tych złodziei, skurwysynów pogoni. Może nawet odda kilka kamienic lokatorom? Zbigniew Ziobro przed kamerami przekazał matce niepełnosprawnego dziecka swoje 500 złotych, może więc minister Kamiński przed kamerami odda klucze do mieszkania wypędzonym przez jakiegoś czyściciela kamienic? Nie mówiąc już o tym, że spektakl śledczej komisji przed kamerami to idealny materiał na dziesiątki medialnych wrzutek, robiących „agendę dnia” na wypadek kolejnych potknięć.

Po trzecie, narobi kłopotu bardzo kruchemu przecież, zalążkowemu sojuszowi (a na razie, tak naprawdę, luźnej koalicji) establishmentu III RP, liberalnych intelektualistów, lewicowych partii i grup aktywistów, ruchów miejskich i wszystkiego, co nie-prawicowe. Miasto Jest Nasze i partia Razem zapewne z satysfakcją – i nie bez racji – przyglądać się będą rozłożonej na miesiące, a może i lata egzekucji „czyścicieli kamienic”, tych w togach, tych w marynarkach i tych w dresach. Media liberalne – też nie bez racji – spróbują wytłumaczyć, że przekręty były, ale przecież nie kradli wszyscy, no i że PiS również kradł. Głosy w obronie „rozsądku” zhejtują na fejsie zwolennicy „sprawiedliwości”, oczywiście z wzajemnością.

Po czwarte, spektakl komisji weryfikacyjnej wymusi na KODzie, liberałach, autorytetach prawniczych, „Gazecie Wyborczej” i wszystkich piewcach „etosu konstytucyjnego” język, który jest oczywiście bardzo słuszny i oczywiście bardzo wkurwia miliony Polaków. Prawo nie działa wstecz (dla bandytów też?), sprawiedliwość ludowa nie mieści się w standardach cywilizowanej Europy (a niby dlaczego? Lud nie ma prawa do sprawiedliwości? A w ogóle to w dupę se wsadźcie tę waszą Europę, skoro ludzie idą na bruk), nie wolno podważać wyroków niezawisłego sądu (jak to, tacy sami złodzieje), opinia publiczna nie powinna wyręczać sądów (przecież wszyscy widzą, że tu był jakiś przekręt).

Jarosław Kaczyński może nie pojmuje, co dla milionów Polek znaczy prawo do decydowania o własnym życiu, ale rozumie doskonale, jak bardzo Polacy nienawidzą wymiaru sprawiedliwości.

Wie, co sądzą o prawniczej klice, synkach tatusiów, szwagrach, kolegach ze studiów i lokalnych układzikach sędziów, prokuratorów, radców prawnych i adwokatów pijących razem wódkę. Nie ma znaczenia, czy prezes PiS w ten obraz wierzy, choć doświadczenia pracy brata w NIK dały mu wgląd – szczegółowy, choć jednostronny – w całokształt patologii polskiej judykatywy. Ważne, że potrafi tym obrazem grać i manipulować; przełożyć doświadczenie człowieka upokarzanego na co dzień przez sądową obstrukcję, formalistyczny legalizm, bezduszność i nieraz zwyczajny bajzel biurokratyczny na sugestywną wizję Układu. Stawiany tej wizji opór pod hasłem praw obywatelskich czy praworządności wybrzmi jak wielki chór Frontu Obrony Przestępców (i Kolegów Oderwanych od Koryta).

Nie wierzę, że komisja weryfikacyjna przywróci jakąkolwiek sprawiedliwość, choć udanie rozegrana może utrzymać Prawo i Sprawiedliwość u władzy na kolejną kadencję. Sytuacja odwrotna – PiS ukarze złodziei i wyrówna krzywdy, a potem jeszcze przegra wybory – jest wprost nieprawdopodobna. Opozycja będzie miała dwie strategie. Pierwsza, to liczyć, że PiS się znów wyłoży i komisja nic dużego nie wynajdzie. To trudne (bo przekręty faktycznie były ogromne i dowodów nie zabraknie) i chyba niemoralne (bo przekręty… jw.). Niewykluczone też, że bezprzedmiotowe, jeśli PiS będzie grillował bez dobijania, czyli tarzał w pierzu przed kamerami, a potem rozwadniał sprawy w sądzie tak, by przy okazji interesy rządzących nie zostały naruszone.

Druga opcja, to przekonać społeczeństwo, że PiS i jego podejście do dóbr publicznych to część problemu a nie rozwiązanie; że wojna z dziką reprywatyzacją to cyrk dla ludu przykrywający nowe formy uwłaszczenia nowej partii władzy. Życzmy sobie powodzenia, bo jak się nie uda, to mogą nam wszystkie nasze Czarne protesty i KOD-y na powrót zaorać.

DLACZEGO-MILOSC-RANI-Eva-Illouz

 

**Dziennik Opinii nr 293/2016 (1493)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij