Kraj

PO jest tak dobra dla młodych, że ci aż nie mogą w to uwierzyć

Czy podjęcie walki z ujawniającymi się najmocniej między 18 i 25 rokiem życia nierównościami, z modelem, w którym studia dzienne stają się mechanizmem replikacji elit i dziedziczenia przywilejów, byłoby zgodne z „duchem Platformy”?

Dla fanów politycznego kunsztu partii rządzącej ubiegły tydzień był jak „Wideoteka dorosłego człowieka” – wyborem sentymentalnych hitów, wśród których te, które możemy zaśpiewać z wykonawcami bez zająknięcia. mieszały się z tymi, które nieco już zatarły się w pamięci.

Gdy minister infrastruktury pytany o to, czy gościom restauracji powinien przysługiwać dzbanek wody z kranu, odpowiadał w radiu, że „na to jeszcze za wcześnie”, trudno było uniknąć wspomnienia długiej listy rzeczy, na które Polska jest niegotowa. Inny evergreen – o  tym, że „nie ma pieniędzy” (wszak państwo w ogóle ich nie ma) – został przypomniany w kontekście ochrony zdrowia i nauki.

Na koniec wszystkich zagiął posttraumatyczny, rozliczeniowy tejk Rafała Trzaskowskiego, zaskakująco innowacyjny na tle dobrze znanych śpiewek partyjnych kolegów. Podczas Campusu Polska Przyszłości prezydent Warszawy podzielił się tajemnicami kampanijnej kuchni i powiedział, że miesiąc przed finiszem kampanii na stole pojawił się pomysł dawania młodym pieniędzy na urządzenie się, stworzony według skandynawskich wzorców.

Młodzi kumają, że nie wszystko można kupić

Brzmi dobrze, ale czy na to… nie za wcześnie? Na pewno nie z politycznego punktu widzenia – sondaże konsekwentnie pokazują pogłębiające się wśród młodych poczucie bycia ignorowanymi przez decydentów. Zgodność co do fatalnej sytuacji osób dopiero wchodzących na rynek pracy i chcących wyprowadzić się od rodziców połączyła bardzo różne środowiska, do tego stopnia, że mieszkaniówka zawładnęła wyobraźnią kandydatów na prezydenta od prawa do lewa. A budowanie elektoratu bazowego wśród ludzi wchodzących w dorosłość w ogóle wydaje się strategią o dłuższych nogach niż kokietowanie seniorów.

Wielkie odwrócenie, czyli w jakim miejscu są partie po wyborach prezydenckich

Tylko skąd pieniądze? O dziwo, jak przyznał sam Trzaskowski, te by się w budżecie znalazły. To niesamowite w sytuacji, gdy Tusk nie chce podwyższać podatków, Nawrocki nie chce podwyższać podatków, i co chwila nie ma na coś środków, bo wszystko pochłaniają niezbędne zbrojenia. Tymczasem okazuje się, że na szwedzkie państwo opiekuńcze i ułatwienie życia ludziom o wysokiej podatności na radykalizację, incelizację, depresję i załamania nerwowe pieniądze mogłyby się znaleźć. Mogłyby…

…tyle że łaska pańska na pstrym koniu jeździ i plusy dodatnie nie powinny przysłonić minusów, a tych jest ogrom. „Miesiąc przed końcem kampanii wyjdę z jakimś rozdawnictwem dla młodych ludzi?” – pytał retorycznie Rafał Trzaskowski. „Czy to będzie wiarygodne?” – dodawał, spoglądając na bezkompromisowy elektorat, który jego zdaniem „nie oczekuje kupowania finansowego”, bo to zostałoby odebrane jako „paniczne”, a z pewnością niepasujące do „ducha Platformy”. Dlatego musimy obejść się smakiem na myśl o tym, co mimo braku wcześniejszych obietnic byśmy dostali, gdyby więcej wyborców wykazało się idealistyczną bezinteresownością.

Radosław Sikorski idzie po młodych

Słowa Trzaskowskiego padły w specyficznym kontekście. Prezydent Warszawy udzielił pierwszego wywiadu po przegranej kampanii i nie gryzł się w język, gdy publiczność pytała go o emocje towarzyszące porażce. Pytany o jej powody zgodnie z zasadami sztuki krzyczał „to nie moja ręka”, udzielił też kilku zdrowo spóźnionych pouczeń w kwestii snusów Karola Nawrockiego. Wszystko to na wydarzeniu, które w ostatnich latach miało być wehikułem dla budowania poparcia wśród fajnomłodopolaków.

Kruszenie hegemona. Platforma Obywatelska i lęk przed „socjalizmem”

Tegoroczna edycja Campusu z powodów „dość oczywistych” (jak pisał w lipcu sam headliner) była raczej pretekstem do zadumy niż zagrzewania do uśmiechu partyjnych brygad. Odbyła się miesiąc później niż w poprzednich latach, tuż po kompromitującej batalii polityków warszawskiej Platformy – między sobą i wspólnie przeciwko rozumowi – wokół alkoholowej ciszy nocnej, ostatecznie przez nich przegranej, ale jaskrawo pokazującej słabość politycznego zaplecza Trzaskowskiego. Na dodatek własne młodzieżowe zaplecze zaczął budować inny polityk PO o „wielkim potencjale”.

Mowa o 62-letnim Radosławie Sikorskim, który co prawda do tej pory przegrywał z Trzaskowskim i Komorowskim już na etapie prawyborów, ale niektórzy nie tracą wiary w to, że znający się na broni, władający językami i dobrze ustosunkowany w USA polityk wreszcie odpali na miarę zaprojektowanych przez samego siebie galaktycznych standardów, zamiast jak Marcin Kierwiński błąkać się po ministerstwach. Pomóc ma w tym kosmopolski duet Uznańskich-Wiśniewskich oraz grupa młodych, rozrywanych ambicjami talentów, którym pieniądze od państwa „na start” zdałyby się jak psu na budę.

Neonatolińczycy

Pierwszy zlot fundacji Zryw, mającej budować kadry zdolne do odpowiedzialnego działania na rzecz dobra wspólnego, odbył się co prawda bez oprawy medialnej towarzyszącej CPP, ale też nic dziwnego – sama formuła bardziej przypomina krzyżówkę bractwa studenckiego, loży masońskiej i jednej z tych sekretnych organizacji, które przewijają się w prozie Thomasa Pynchona. Część zrywowego zakonu możecie zresztą kojarzyć z mojego tekstu o Aleksandrze Wiśniewskiej i jej niezwykłych współpracownikach, którzy według Jacka Żakowskiego z polskiej bidy wbili prosto na najlepsze zagraniczne uczelnie.

Nowy duopol obali ten system [raport Sierakowskiego i Sadury]

Nie ma co ukrywać – prącemu od sukcesu do sukcesu triumwiratowi Sikorski-Wiśniewska-Uznański w ciągu dwóch lat udało się zebrać crème de la crème młodych polskich internacjonałów. W 15-osobowym zespole fundacji znajdziemy maksymalnie dwie osoby z doświadczeniem kryzysu bycia studentem na polskiej uczelni wyższej, dyplomy całej reszty można powiesić w odrestaurowanym szlacheckim dworku pośród sreber rodowych – Cambridge, Oksford, Pensylvania, Kyungpook…

Trudno jest nie poczuć zakłopotania – przyszli polscy państwowcy, mając dwadzieścia kilka lat, przeżyli i osiągnęli rzeczy leżące poza horyzontami naszych banalnych biografii. Sikorski jako wieloletni członek różnych rządów nie ma większych złudzeń co do stanu i finansowania polskiej nauki i szkolnictwa wyższego, a jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że akurat na rosnącą popularność Nawrockiego (w grupach 18-29 i 30-39 lat ocenianego pozytywnie przez odpowiednio 73 i 69 proc. wyborców) eskadra prymusów z dobrych domów może nie mieć skutecznego remedium.

Kilka lat spotkań z młodzieżą i ekspertami nie pomogło Rafałowi Trzaskowskiemu w zrozumieniu, że czasem jednak ludzie z czynnym prawem wyborczym, ale przed czterdziestką, może nie tyle daliby się „kupić rozdawnictwem”, co uwzględniliby parę stów od państwa wśród argumentów „za” tym czy innym kandydatem. Z kolei neonatolińczycy (nic nie poradzę, że łączące życiorysy zarówno Rafała Trzaskowskiego, jak i Radosława Sikorskiego i kilku zrywiaków Centrum Europejskie Natolin ma siedzibę tam, gdzie spotykali się twardogłowi PZPR-owcy) nie powstrzymali swojego patrona przed tym, by tuż po powrocie z obozu w górach karcił posła z własnego klubu płynącego do Gazy, sugerując, że ten powinien ponieść koszty ewentualnej ewakuacji.

Jak przegrać z żenującym populistą? Trzaskowski, Harris i cena unikania konfliktu

Franciszek Sterczewski z pewnością nie jest ulubieńcem części betonowego elektoratu PO, ale w oceanie platformerskich amerykanofilów jest akurat politykiem podzielającym przekonania większości swoich rówieśników i osób młodszych – co pokazuje wrześniowe badanie More In Common. Wynika z niego, że w przedziałach wiekowych 18-24, 25-30 i 30-39 istnieje wykraczające poza (i tak wysoką) średnią przekonanie, że Izrael dokonuje ludobójstwa w Gazie, jest odpowiedzialny za sytuację w regionie, a Polska powinna aktywnie włączać się w pomoc humanitarną.

Różnie można oceniać kompulsywną potrzebę „robienia łaski” Amerykanom i Izraelowi, ale nie tylko w tej sytuacji połajanki o połowę młodszych kolegów partyjnych za to, że reprezentują poglądy tych, którzy ich wybrali, nie wydają się polityką ani dyplomacją najwyższej próby.

Magister blokers ogrywa elity

O ile więc sama chęć „rozmawiania z młodymi, bo to najlepsza inwestycja” nosi znamiona odrobiny kontaktu z rzeczywistością, to przed liberałami długa droga, by zainteresować swoją ofertą ludzi, którym z racji daty urodzenia nie dane było doświadczyć heroicznych czasów „Solidarności” czy wojny w Afganistanie, transformacyjnej nędzy czy poakcesyjnej emigracji.

Trzaskowski nie rozumie, że idee i powstańczy heroizm przodków nie skończą studiów i nie pójdą do pracy, Sikorski zaś zdaje się wierzyć, że odpowiedzią umiarkowanego konserwatyzmu na triumfujący także wśród rówieśników swojego syna nacjonalistyczny populizm jest współpraca elit niezależnie od wieku. Pierwszy nie chce dawać młodym pieniędzy na start, żeby przypadkiem do zebranych przez drugiego młodych Avengersów nie zaczęły wpadać jakieś farfocle z dyplomami polskich uczelni, dla których „start od zera” nie oznacza wychowania w rodzinie sędziów czy lekarzy.

Podjęcie próby walki z ujawniającymi się zwłaszcza między 18 i 25 rokiem życia nierównościami, z modelem, w którym studia dzienne stają się mechanizmem replikacji elit i dziedziczenia przywilejów, zdecydowanie nie byłoby zgodne z „duchem Platformy” – takie jest za to mówienie, że na coś jest za wcześnie, na coś nie ma pieniędzy albo tkwienie w oblężonej twierdzy i przekonanie, że za jakikolwiek pomysł „by się na nas rzucili”.

Pomysł „kapitału startowego dla młodych” w wersji proponowanej przez autorów Nierówności po polsku zakładał pozyskanie środków na ten transfer przez opodatkowanie spadków, co dopiero łącznie miałoby powstrzymać proces „przekształcenia wysokich nierówności dochodowych powstałych w okresie transformacji w duże nierówności szans w kolejnych pokoleniach”. I choć nie wiem, czy ten rzut na taśmę pozwoliłby wygrać z Nawrockim, to mam przeczucie, że w dłuższej perspektywie bez ubrudzenia się umiejętnie opowiedzianym i tak nienawidzonym przez część partii „lewactwem” wszelkie Campusy, Zrywy i Akademie Uśmiechu będą mogły bezradnie się przyglądać, jak ich zadowolonych z siebie patronów, którzy nie mają sobie nic do zarzucenia, ogrywają wyciągnięci z kapelusza doktorzy kibole i magistrowie blokersi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący, publicysta Krytyki Politycznej
Zamknij