Kraj

Teraz, kurwa, oni. Co się śni prawicy

Wiwisekcję marzeń wykonał Jakub Majmurek.

Przed majowym zwycięstwem prezydenta Dudy nastroje w prawicowym internecie i mediach były raczej minorowe. Blogerzy, forumowicze i polityczni komentatorze o zwycięstwie obecnej głowy państwa zapewniali bez przekonania, jakby z obowiązku. Na horyzoncie majaczyły kolejne wyborcze klęski: lata w Klubie Ronina, medialnych niszach kilku tygodników opinii, z dala od fruktów, jakie daje władza zaprzyjaźnionego obozu. Stąd narzekania na „mafię PO” i sfałszowane wybory, autoafektowanie się własną niepokornością i beczenie w źle ogrzewanych salkach parafialnych „ooojczyznę wooolną, raaacz nam zwrócić Paanie” z oszalałymi księżmi i ich gniewnymi wiernymi.

Jednak maj okazał się dla „obozu patriotycznego” niespodziewanym sukcesem. Nagle nastroje w prawicowej opinii publicznej uległy gwałtownej odmianie. Apokaliptyczne i defensywne tony zniknęły, polityczna wyobraźnia przeszła do ofensywy. Zwycięstwo Dudy otworzyło możliwość całkowitego przejęcia władzy w Polsce jesienią. Prawica zaczęła marzyć.

Nowe Międzymorze

Najbardziej bezpośredni i pełen rozmachu zapis tych marzeń znaleźć można w tygodniku braci Karnowskich „wSieci” z 12 lipca tego roku. Dołączony został do niego dodatek Polska 2025, w którym czołowi publicyści pisma zostali poproszeni o spisanie swoich wizji, jak wyglądać będzie Polska za dziesięć lat. Oczywiście była to publicystyczna zabawa. Ale rzeczy pisane dla żartu, często ujawniają znacznie więcej niż te pisane na serio. Jaka ma więc być Polska za dziesięć lat?

Przede wszystkim pisowska. Większość zaproszonych gości wyobraża sobie dwie kadencje Dudy i rządy – mniej lub bardziej bezpośrednie – Jarosława Kaczyńskiego. W wizji producenta filmowego Macieja Pawlickiego w Polsce powstaje system „prezydencko-plebiscytarny”, w którym „prezydent formułuje rząd i w pełni odpowiada za jego politykę przed suwerenem. A narodowe referenda stają się regularnym obyczajem, w którym wykonawcy woli narodu regularnie dowiadują się, co też mają czynić”. Pod rządami plebiscytarnego prezydenta Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatnio. Dobrobyt buduje gaz łupkowy, który zaspokaja nie tylko nasze potrzeby energetyczne, ale i starcza na eksport. Gazowe eldorado uniezależnia nas także od Rosji. W dodatku „wypowiedzieliśmy lobbystyczne idiotyzmy pakietu klimatycznego, przekopaliśmy Mierzeję Wiślaną, odbudowujemy przemysł stoczniowy i chemiczny. Nakłady na naukę rosną dziesięciokrotnie, a na obronność trzykrotnie […] Polskie matki rodzą najwięcej dzieci w Europie. Na setną rocznicę niepodległości powstaje piękny film o Legionach, a potem cały cykl produkcji o polskich bohaterach: Pawle Włodkowicu, Kazimierze Pułaskim, Witoldzie Pileckim”. Rozebrany zostaje Pałac Kultury, a w jego miejsce postawiony pomnik bitwy warszawskiej – „Łuk Triumfalny Zwycięstwa nad bolszewickimi hordami. Łuk Triumfalny ocalenia Europy przed zagładą”.

Co w tym czasie dzieje się w świecie? Rozpada się Unia Europejska, małe narody mają dość dyktatu Niemiec i Francji. Europa Środkowa i Wschodnia gromadzi się wokół Polski.

Duda przekonuje Amerykanów, by dowództwo wojsk NATO zostało przeniesione do Białegostoku. Z inicjatywy prezydenta powstaje Unia Państw Europy Środkowej i Wschodniej. W 2025 roku Duda staje na jej czele. „Dzięki swemu położeniu, wspólnocie interesów, mądremu przywództwu, skoordynowanemu działania [Europa Środkowa i Wschodnia] stała się elementem kluczowym dla światowej polityki. By cokolwiek w polityce załatwić – trzeba przyjechać do Warszawy”.

Michnik na bruku

Wizja Pawlickiego wywołuje rozbawienie, gdy przypomnimy sobie, jak wyglądała „wspólnota interesów i skoordynowane działanie” Europy Środkowej i Wschodniej w trakcie kryzysu ukraińskiego. Polska z krajobrazem spustynnionym po eksploracji łupków, filmami o Włodkowicu i dzietnością na poziomie Afrykę subsaharyjską też nie każdemu musi przypaść do gustu. Ale Pawlicki jako jedyny snuje pozytywną wizję rządów PiS. Wszystkie inne głosy to fantazje o charakterze rewanżystycznym. Autorzy nie piszą, co się w Polsce zmieni się na lepsze za dziesięć lat, ale o tym, jak źle w nowej Polsce będą miały obecne, wrogie PiS i prawicy elity.

Grzegorz Górny przedstawia wizję Polski 2025 z punktu widzenia dziennikarza, który przyjeżdża tu z Francji. Spotyka się z przedstawicielami elit III RP, wśród których nietrudno rozpoznać Adama Michnika, Stanisława Obirka czy Magdalenę Środę. Wszyscy snują narrację o życiu w faszystowskim kraju, wszyscy boją się narodu. Francuz początkowo im wierzy, trafia jednak 15 sierpnia na Jasną Górę. Tam widzi rozmodlony, zjednoczony tłum Polaków, katolicką wspólnotę wolnych ludzi. Opadają mu łuski z oczu, dostrzega, że tu właśnie jest prawdziwa Polska, a Michnik i spółka to wyalienowani od własnego społeczeństwa kłamcy.

Gościa z zagranicy w swojej wizji wprowadza także Piotr Zaremba. Po zmroku przedstawiciele skompromitowanej, zdetronizowanej elity „Tuskolandii” – naczelny tracącego na sprzedaży tygodnika „Polityka”, ześwirowana ekofeministka – spotykają się po zmroku z wysłanym im na pomoc z Francji macherem od politycznego marketingu. Kaczyński, premier, startuje teraz na prezydenta. Mimo swoich 75 lat jest faworytem. Elity III RP są bezradne, podobnie jak macher z Francji. Z ich rozmowy nie dowiadujemy się jednak, co takiego zrobił Kaczyński podczas woich rządów, poza tym, że wygrywał kolejne wybory i referendum w sprawie eutanazji. Największą satysfakcję autorowi sprawia opis całkowitego pogubienia się dinozaurów III RP i fakt, że „już w 2022 roku” zbankrutowała „Gazeta Wyborcza”.

Wizja Michnika na bruku – jako istoty patriotycznej odnowy niesionej przez partię prezesa Kaczyńskiego – ekscytuje także nadwornego poetę medialnego imperium Karnowskich, Wojciecha Wencla.

W felietonie z sierpniowego numeru „wSieci” Wencel snuje wizję Warszawy po zwycięstwie PiS, które okaże się „dniem sądnym” dla środowiska „Gazety”. „Samozwańcze autorytety z Czerskiej stracą rząd dusz. […] Zasłużeni komuniści wyprowadzą się z Powązek, zostawiając miejsce Żołnierzom Wyklętym. W państwowych instytucjach kultury zmiana będzie: lewaccy aktywiści wyjdą, prawdziwa sztuka wejdzie. Weterani III RP będą błądzić po ulicach odmienionej stolicy, zaglądając do ministerstw, żeby zapytać o drogę. Ale nie będą tam pracowali już ich znajomi i protegowani. Jeśli odźwierny się zlituje, dostaną mapkę nowej stolicy z zaznaczonymi punktami informacji turystycznej”.

Wenclowi wtóruje prawicowy komentariat. Na medialnej giełdzie pojawiają się kolejne nazwiska kandydatów do wyrzucenia na bruk po przejęciu władzy przez: królują tu Tomasz Lis i Piotr Kraśko. Zwolnienia Lisa z TVP domagało się związane z PiS Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich już w maju 2015 roku. W wywiadzie dla „wPolityce” profesor Zbigniew Krasnodębski zapewnia: „Jak znam niemiecką pragmatykę, dni Tomasza Lisa w «Neewsweeku» są policzone”.

Rekonkwista

Skąd ta żądza krwi? W opinii prawicowych publicystów Polska została zawłaszczona przez wyalienowaną elitę – z jednej strony związaną z PO, z drugiej z jeszcze gorszą grupą lewackich aktywistów, której PO oddało kulturę. Elitę, która Polaków i reprezentujących ich głos publicystów niepokornych konsekwentnie wyklucza i poniża. Jak na łamach „Do Rzeczy” pisał po zwycięstwie Dudy Marcin Wolski: „Mamy do czynienia z aktem sprawiedliwości dziejowej, dającym satysfakcję tym, którzy od ośmiu lat […] byli poniżani, ośmieszani, a nade wszystko wykluczani. Skala tych wykluczeni jest przeogromna i mam nadzieję, że kiedyś zostanie policzona”. Jeśli „pierwsza IV RP” popełniła zdaniem Wolskiego jakiś błąd, to taki, że nie dość mocno tych wykluczających rozliczyła, niedostatecznie przycisnęła swoich przeciwników. W innym felietonie Wolski pisze: „Co by było, gdyby IV RP była taka, jak malowali jej przeciwnicy? Na przykład gdyby stała się krajem powszechnej lustracji […], gdyby «siepacze Ziobry» zwinęli wszystkich podsądnych z afery Rywina, a w aresztach wydobywczych dogrzebali się jądra układu, gdyby unieważniono wszystkie koncesje RTV i ogłoszono nowy konkurs”.

„Jedynym grzechem IV RP był grzech zaniechania” – konkluduje satyryk, bynajmniej nie dla żartu.

Rozliczenie dotyczyć musi też sfery kultury. Złudzeń nie ma Bronisław Wildstein, wzywający na łamach „wSieci” do kulturowej rekonkwisty. „Po cichu, niezauważenie kultura w III RP została przejęta przez kadry nowej kontrkulturowej rewolucji, która reprezentuje dominującą dziś w Europie ideologię lewacko-liberalną” – zaczyna publicysta. Podaje nawet dwa „dowody w sprawie”. Po pierwsze, Kongres Kultury we Wrocławiu w 2011 roku, który został „przejęty przez «Krytykę Polityczną», a jego „honorowym gościem” została „traktująca kulturę jako wehikuł dla polityki” Chantal Mouffe. Kongres sprzed czterech lat jakoś mocno musiał zaleźć za skórę środowiskom PiS, skoro nawet w programie partii pojawia się o nim wzmianka: „Dekonstrukcja świadomości narodowej w sposób ostrzejszy i dużo bardziej bezpośredni niż w przypadku oświaty jest prowadzona w polityce kulturalnej. Preferencja dla twórczości godzącej w polskie wartości jest wyraźna. […] Można to było dostrzec w trakcie Europejskiego Kongresu Kultury w 2011 roku, którego organizowanie powierzono takim właśnie środowiskom”.

Drugi dowodem Wildsteina jest grant dla Błażeja Warkockiego na projekt Antropologia polskiej literatury queer, przyznany, o zgrozo, w kategorii „tradycja”. Jak zauważa Wildstein, w komisji przyznającej grant znalazł się Jan Sowa, autor „pokazujący Rzeczpospolitą Obojga Narodów jako projekt kolonialny”. Czy ktoś taki „jest właściwym ekspertem mającym decydować, co z polskiej tradycji będzie promowane?” – pyta były prezes TVP. Dla czytelników „wSieci” odpowiedź jest oczywista. „Jeśli Polacy mają odzyskać swoje państwo, muszą odzyskać kulturę”.

Jak to odzyskiwanie miałoby wyglądać, podpowiada w liście do „Do Reczy” jeden z czytelników, anonimowy artysta: „Po ukończeniu szkoły artystycznej i moim debiucie zostałem zaproszony na kawę przez przedstawicielkę […] Michnikowej strony, gdzie byłem kuszony wizją indywidualnej wystawy i obietnicami promocji na łamach «Gazety». Czy potrafiliby Państwo wskazać podobne inicjatywy z naszej strony? Nie, konserwatywny artysta pozostawiony jest samemu sobie”. Cóż, od kilku miesięcy prawicowi komentatorzy marzą, że za tydzień już nie będzie.

„Czas prostujących się karków”

Prawicowy komentatorzy wydają się przekonani, że nadszedł ich czas. Marcin Wolski zauważa, że coś się zmienia, ludzie „nie boją się już” mówić mu dzień dobry i uśmiechać się do niego na ulicy. „Być może to lato nazwiemy latem prostujących się karków” – konkluduje.

Co jednak z tego prostowania wynika? Czy otwiera ono bogactwo politycznej wyobraźni? Na razie generuje głównie fantazje o zemście na wrogach i zajęciu ich miejsca – w mediach, galeriach, instytucjach przyznających granty.

W czasach AWS Jarosław Kaczyński zasłynął jako autor słynnego określenia TKM. Teraz, kurwa, my – tak zdaniem prezesa PiS miała się nazywać najsilniejsza frakcja w niesławnej koalicji. Jak widać, TKM na polskiej prawicy jest wiecznie żywy – dziś także wydaje się najpotężniejszą siłą na medialnym zapleczu PiS. I w przeciwieństwie do czasów AWS coraz rzadziej udaje, że o coś więcej mu chodzi.

 

 **Dziennik Opinii nr 294/2015 (1078)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij